Wszystko przepada, kamień w wieczność spada,
W przepaść bezdenną, linią prostą niezmienną,
Świstem powietrze przecina, rani jak dłoń trzcina,
Ból ogniem pali, zanim w dna przepaść się zwali.
Wszystko przepada, kamień w wieczność spada,
Żegna prostym lotem, świat co był złotem,
A teraz świst i upadek, labirynt zagadek,
Nierozwiązane równania, rojenia, i zakłamania.
Spada głucho, bezwiednie, z każdą sekundą blednie,
Bezustannie traci ciało, i ciągle za mało,
Dusza nieskończona w wieczności nie skona,
I tylko żal za złotem, żałość, że on tym lotem.