Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Migrena

Migrena

 

 

Nie zostawiła.
Wyrwała się ze mnie jak gwóźdź z martwego drzewa,
zostawiając dziurę,
która śni, że znów jest sercem.

Nie poszła z innym.
Uciekła w cień anioła,
a mnie zostawiła na słońcu -
żebym płonął jak prorok bez księgi,
żebym wył jak metal w piecu ostatnich czasów.

Gryzę język,
by jej imię nie rozsypało się w ustach.
Każdy głos powraca jak zwiastun z apokalipsy -
trąba, co gra tylko ciszą.

Szukam jej w zielu,
w oddechu LSD,
w winie rozlanym na ziemię jak krew kozła.
Wciągam jej cień z powietrza,
modlę się do poduszek
jak do kamieni bez Boga.

Ale nie wraca.
Z raju się nie wraca,
nawet jeśli utkany jest z plastiku,⁸
ze sztucznych gwiazd,
ze słów modlących się jak aplikacje.

W mojej głowie noc -
czarna suka o sutkach suchych jak studnie.
Ciągnie mnie przez ruiny pamięci
i rzuca w ogrody kolców.

Nie mam już twarzy -
tylko maskę z popiołu jej spojrzeń.
Nie mam już głosu -
tylko świst,
jakby w mojej klatce spał smok,
który nigdy nie zasypia.

Nie mam już serca -
tylko echo, co bije w pustce.

Każda ulica to rana.
Każdy krok -  bluźnierstwo.
Każdy człowiek -  ten drugi,
który milczał jak kamień,
gdy ona odchodziła jak bogini w płomieniach.

Ja płakałem.
Płakałem ogniem, który utracił wszechświat.
Płakałem dymem.
Płakałem jak wilk rozszarpany przez sny.
Płakałem jak ziemia,
kiedy pierwszy raz ujrzała krew.

A ona?
Śmieje się w bieli jedwabnej pościeli,
czystej jak apokryf,
którego nigdy nie otworzę.

A ja?
Wilk, który kochał ogień.
Popiół udający człowieka.
Cień jej cienia.
Szczur w labiryncie Boga.
Gwiazda spadająca w pustkę.
Serce z krwi,
które bije tylko po to,
by przypominać,
że świat bez niej 

jest moim końcem.

 

 

 

Migrena

Migrena

 

 

Nie zostawiła.
Wyrwała się ze mnie jak gwóźdź z martwego drzewa,
zostawiając dziurę,
która śni, że znów jest sercem.

Nie poszła z innym.
Uciekła w cień anioła,
a mnie zostawiła na słońcu -
żebym płonął jak prorok bez księgi,
żebym wył jak metal w piecu ostatnich czasów.

Gryzę język,
by jej imię nie rozsypało się w ustach.
Każdy głos powraca jak zwiastun z apokalipsy -
trąba, co gra tylko ciszą.

Szukam jej w zielu,
w oddechu LSD,
w winie rozlanym na ziemię jak krew kozła.
Wciągam jej cień z powietrza,
modlę się do poduszek
jak do kamieni bez Boga.

Ale nie wraca.
Z raju się nie wraca,
nawet jeśli utkany jest z plastiku,
ze sztucznych gwiazd,
ze słów modlących się jak aplikacje.

W mojej głowie noc -
czarna suka o sutkach suchych jak studnie.
Ciągnie mnie przez ruiny pamięci
i rzuca w ogrody kolców.

Nie mam już twarzy -
tylko maskę z popiołu jej spojrzeń.
Nie mam już głosu -
tylko świst,
jakby w mojej klatce spał smok,
który nigdy nie zasypia.

Nie mam już serca -
tylko echo, co bije w pustce.

Każda ulica to rana.
Każdy krok -  bluźnierstwo.
Każdy człowiek -  ten drugi,
który milczał jak kamień,
gdy ona odchodziła jak bogini w płomieniach.

Ja płakałem.
Płakałem ogniem, który utracił wszechświat.
Płakałem dymem.
Płakałem jak wilk rozszarpany przez sny.
Płakałem jak ziemia,
kiedy pierwszy raz ujrzała krew.

A ona?
Śmieje się w bieli pościeli,
czystej jak apokryf,
którego nigdy nie otworzę.

A ja?
Wilk, który kochał ogień.
Popiół udający człowieka.
Cień jej cienia.
Szczur w labiryncie Boga.
Gwiazda spadająca w pustkę.
Serce z krwi,
które bije tylko po to,
by przypominać,
że świat jest końcem.

 

 

 

Migrena

Migrena

 

 

Nie zostawiła.
Wyrwała się ze mnie jak gwóźdź z martwego drzewa,
zostawiając dziurę,
która śni, że znów jest sercem.

Nie poszła z innym.
Uciekła w cień anioła,
a mnie zostawiła na słońcu -
żebym płonął jak prorok bez księgi,
żebym wył jak metal w piecu ostatnich czasów.

Gryzę język,
by jej imię nie rozsypało się w ustach.
Każdy głos powraca jak zwiastun z apokalipsy -
trąba, co gra tylko ciszą.

Szukam jej w zielu,
w oddechu LSD,
w winie rozlanym na ziemię jak krew kozła.
Wciągam jej cień z powietrza,
modlę się do poduszek
jak do kamieni bez Boga.

Ale nie wraca.
Z raju się nie wraca,
nawet jeśli utkany jest z plastiku,
ze sztucznych gwiazd,
ze słów modlących się jak androidy.

W mojej głowie noc -
czarna suka o sutkach suchych jak studnie.
Ciągnie mnie przez ruiny pamięci
i rzuca w ogrody kolców.

Nie mam już twarzy -
tylko maskę z popiołu jej spojrzeń.
Nie mam już głosu -
tylko świst,
jakby w mojej klatce spał smok,
który nigdy nie zasypia.

Nie mam już serca -
tylko echo, co bije w pustce.

Każda ulica to rana.
Każdy krok -  bluźnierstwo.
Każdy człowiek -  ten drugi,
który milczał jak kamień,
gdy ona odchodziła jak bogini w płomieniach.

Ja płakałem.
Płakałem ogniem, który utracił wszechświat.
Płakałem dymem.
Płakałem jak wilk rozszarpany przez sny.
Płakałem jak ziemia,
kiedy pierwszy raz ujrzała krew.

A ona?
Śmieje się w bieli pościeli,
czystej jak apokryf,
którego nigdy nie otworzę.

A ja?
Wilk, który kochał ogień.
Popiół udający człowieka.
Cień jej cienia.
Szczur w labiryncie Boga.
Gwiazda spadająca w pustkę.
Serce z krwi,
które bije tylko po to,
by przypominać,
że świat jest końcem.

 

 

 

Migrena

Migrena

 

Nie zostawiła.
Wyrwała się ze mnie jak gwóźdź z martwego drzewa,
zostawiając dziurę,
która śni, że znów jest sercem.

Nie poszła z innym.
Uciekła w cień anioła,
a mnie zostawiła na słońcu –
żebym płonął jak prorok bez księgi,
żebym wył jak metal w piecu ostatnich czasów.

Gryzę język,
by jej imię nie rozsypało się w ustach.
Każdy głos powraca jak zwiastun z apokalipsy –
trąba, co gra tylko ciszą.

Szukam jej w zielu,
w oddechu LSD,
w winie rozlanym na ziemię jak krew kozła.
Wciągam jej cień z powietrza,
modlę się do poduszek
jak do kamieni bez Boga.

Ale nie wraca.
Z raju się nie wraca,
nawet jeśli utkany jest z plastiku,
ze sztucznych gwiazd,
ze słów modlących się jak androidy.

W mojej głowie noc –
czarna suka o sutkach suchych jak studnie.
Ciągnie mnie przez ruiny pamięci
i rzuca w ogrody kolców.

Nie mam już twarzy –
tylko maskę z popiołu jej spojrzeń.
Nie mam już głosu –
tylko świst,
jakby w mojej klatce spał smok,
który nigdy nie zasypia.

Nie mam już serca –
tylko echo, co bije w pustce.

Każda ulica to rana.
Każdy krok – bluźnierstwo.
Każdy człowiek – ten drugi,
który milczał jak kamień,
gdy ona odchodziła jak bogini w płomieniach.

Ja płakałem.
Płakałem ogniem, który utracił wszechświat.
Płakałem dymem.
Płakałem jak wilk rozszarpany przez sny.
Płakałem jak ziemia,
kiedy pierwszy raz ujrzała krew.

A ona?
Śmieje się w bieli pościeli,
czystej jak apokryf,
którego nigdy nie otworzę.

A ja?
Wilk, który kochał ogień.
Popiół udający człowieka.
Cień jej cienia.
Szczur w labiryncie Boga.
Gwiazda spadająca w pustkę.
Serce z krwi,
które bije tylko po to,
by przypominać,
że świat jest końcem.

Migrena

Migrena

 

 

Nie zostawiła
wyrwała się ze mnie
jak gwóźdź z martwego drzewa,
zostawiając dziurę,
która śni, że znów jest sercem.

Nie poszła z innym
uciekła w cień anioła,
a mnie zostawiła na oślepiającym słońcu,
żebym płonął jak prorok bez księgi,
żebym wył jak metal w piecu ostatnich czasów.

Gryzę swój język,
żeby jej imię nie pękło w ustach
bo każdy głos wraca do mnie
jak zwiastun z apokalipsy,
niosący pustą trąbę,
która gra tylko ciszą.

Szukam jej w zielu,
w oddechu LSD,
w winie, które rozlałem na ziemię jak krew kozła ofiarnego.
Wciągam jej cień z powietrza,
modlę się do poduszek,
jak do kamieni, w których nie ma Boga.

Ale nie wraca.
Z raju się nie wraca,
nawet jeśli raj utkany jest z plastiku,
ze sztucznych gwiazd,
ze słów, które brzmią jak modlitwy androidów.

W mojej głowie noc -
czarna suka o sutkach wyschnietych jak studnie,
ciągnie mnie przez ruiny pamięci
i rzuca w ogrody, gdzie rosną tylko kolce.

Nie mam już twarzy -
tylko maskę zrobioną z popiołu jej spojrzeń.
Nie mam już głosu -
tylko świst, jakby w mojej klatce
spał smok, który nigdy nie zasypia.

Nie mam już serca -
tylko echo, co bije w pustce.
Każda ulica to otwarta rana,
każdy krok to bluźnierstwo,
każdy człowiek, którego mijam,
to ten drugi -
ten, co milczał jak kamień,
kiedy ona odchodziła jak bogini w pożarze.

Ja płakałem.
Płakałem ogniem, który utracił wszechświat.
Płakałem dymem,
płakałem jak wilk rozszarpany przez własne sny,
płakałem jak ziemia,
kiedy pierwszy raz ujrzała krew.

A ona?
Śmieje się w bieli pościeli,
czystej jak apokryf, ktorego nigdy nie otworzę.

A ja?
Wilk, który kochał ogień.
Popiół udający człowieka.
Cień jej cienia.
Szczur w labiryncie Boga.
Gwiazda, która spada w pustkę.
Serce z mięsa,
które bije tylko po to,
by przypominać,
że świat jest końcem.

 

 

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...