Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Na Księżycu w klapkach byczę się na leżaku.
Lulki palę peweksowskie z filtrem włącznie,
I dumam: skąd tu się wziąłem? no jak?
Po weselu zasnąłem w PKS-ie relacji nieznanej.

 

Co wcześniej, co dalej, co? ach!
Świadkiem byłem wielu cudów na zapleczu knajpy
I nie tylko... coś więcej? nie, nie, sza...
Tańce na stole, tańce dzikie, ciuchcie z babinkami.

 

Gwizdy, kankan na golasa z piórkiem,
Nie, nie za uchem, nie we włosach, nie...
Pan wodzirej czkawki dostał i spąsowiał,
Padł pod stołów labirynty w mdłościach.

 

Nić Ariadny chwycił, ciągnie, zwija:
"Oddaj mi sznurówki!" — słyszę ryki, wycie.
Kopniak z lewej, kopniak z prawej...
Biały walc, plując krwią, wreszcie zapowiada.

 

                         ***********

 

Moja głowa łupie, dzwoni, ząb wybity, nos? wklęśnięty.
Krawat osmarkany  cud-wykwintnie, takie to swawole.
Okiem rzucam podpuchniętym wkoło: co to? kto to?
Typek jakiś obok stęka, kicha w rękaw, pluje.

 

Ot, towarzysz mój niedoli w poniewierce.
Zbratać się wypada, czoło wycałować, druhu drogi,
Bracie, co nas zwiodło na te krańce świata?
Złodziej żeś, czy alimenciarz, zbiegły z lochu?

 

"Jam Twardowski" — się przedstawia, czapką majta 
"W progi moje zawitałeś, człecze głupi.
Zupą nie ugoszczę! ni tu soli, ni wiertarki.
Kmiocie wynędzniały!" — ot, nadyma się i pręży.

 

No, kosmita, myślę, całkiem okazały i pyzaty.
Ja z kolędą, dobrym słowem i modlitwą...
Drwię z imć mościa gospodarza na salonach,
Co okrakiem na skale siedzi dumnie, pewnie.

 

Coś o interesach śni z diabłem ogoniastym.
Rogi mu ja pokazuję, pukam się w czoło, a ten
Długim nochalem w pyle rachuby prowadzi 
Zysków i strat — ma i winien w rubryce stoi.

 

Dłuży się czas, a mija jak w kolejce za masłem.
Z nudów palce liczę, różnie to wychodzi.
Tęskno mi za domem, za ogrodem, psem kulawym
I za babą w papilotach, w szlafrok zawiniętą.

 

Za sąsiadem też, łachmytą zza mojego płota, 
Co kopci, dymem truje i śmieci nam podrzuca.
Nic już z tego nie zostało, aż żal ściska...
Widokówki wam nie wyślę, poczta nie dociera.

 

W tej niedoli, wniebowzięci, my krajanie 
Czasem gramy z nudów w cienie Ziemi,
Czasami w Słońca blask lub zaćmienia.
O suchej gębie rżniemy w karty i raz, i dwa.

 

Przegrywam z szują i oszustem, asy zza ucha wyciąga.
"Sprawdzam!" wyje, tracę błyskotki widoczne nad głową,
Co stawką były w grze o życie, fajki, zapalniczkę.
Nawet czas do palców mu się lepi i cofa wieki wstecz.

 

Zegarek z komunii był w puli  i znikł.
Rower na szczęście został w stodole.
Kometę przegrałem jak frajer - trąbka,
Buty, koszulę i bilet do domu  powrotny.

 

Cap! do wora fanty nieczysto wygrane
Mlasnął tylko spod wąsa kręconego
Gwiazd ubywa, czerń nadciąga, pustką zionie,
Jakby z kałamarza na zeszyt chlusnęło.

 

"Patrz!"  wskazuje na ostatnie źródło światła  "O to gramy!
Przełóż, łapserdaku!" rozkazuje, szast! rozdanie — katastrofa.
Słońce zwinął szuler, myk! bo karta mu szła.
W kieszeń schował, szatą machnął, cyk, smyk, i zwiał...

Edytowane przez infelia (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie zapisał nieba gotową odpowiedzią. Rozsypał tylko gwiazdy – alfabet, do którego szukam klucza. Nie dał prawdy jak kamienia do ręki, ale tchnął we mnie pęknięcie – szczelinę, przez którą sączy się żywe srebro wątpliwości. Prawda podarowana jest echem w cudzej studni. Ta, którą rodzę z siebie w skurczach ciszy, staje się nowym układem atomów, moją własną geometrią istnienia. Pytanie nie jest kompasem, lecz napięciem duszy, wektorem wyznaczonym w pustce. Każde "dlaczego" rozrywa zasłonę. Nie ma dokąd iść. A w rezonansie każdego kroku On staje się Drogą. Mógł mnie stworzyć z pewności. Cichy, doskonały kryształ. Wieczny. Nieruchomy. Wybrał jednak, bym stała się świadomością – wątłym płomieniem, który żyje, bo pyta. I płonie, bo nie wie.      
    • @Migrena Twój wiersz to nie jest poezja, którą się po prostu czyta – to wiersz, którego się doświadcza wszystkimi zmysłami.„Mokra ziemia między palcami”, „uśmiech pełen pleśni”, „smakuje krwią i jesienią” – to nie są tylko słowa, to całe doznania. To poezja, która nie boi się brzydoty, brudu i rozkładu, a wręcz czyni z nich źródło swojej mocy. Ten wiersz jest dla mnie przejmującym zapisem procesu zjednoczenia z naturą. Ale nie jest to romantyczne zjednoczenie. To akt gwałtowny, niemal erotyczny w swojej intensywności. Nie tyle kontemplujesz przyrodę, co pozwalasz jej się pożreć, wchłonąć, przetrawić. Fraza „Pozwalam jej” jest tu kluczowa – to świadoma, odważna kapitulacja. To powrót do stanu pierwotnego, do bycia częścią cyklu życia i śmierci. Fascynujące jest to, jak w procesie dekompozycji, gnicia i utraty formy, rodzi się na nowo tożsamość - to "Ja". Odczytuję ten tekst jako paradoks, w którym to, co kojarzy się z końcem – gnicie, jesień, rozkład – staje się esencją życia. Świetny!
    • @Berenika97 Piękny i łamiący serce tekst. Ostatecznie Ewa uciekła od orbity, bo bała się grawitacji rzeczywistości. Doskonałe opowiadanie o tym, jak łatwo przegapić światło podróżujące miliony lat. To opowieść, która w erze wirtualnych znajomości uświadamia, że najtrudniejsza metafora czeka nas tuż za ekranem.  
    • @Berenika97 Może dlatego że dzięki jego utworom sam zacząłem pisać. Miałem chyba 11 lat kiedy po raz pierwszy przeczytałem jego opowiadania. Pierwszym i moim ukochanym jest "Maska czerwonego moru". Zakochałem się w jego utworach i gotyku. W moich utworach prawie zawsze znajdziesz odwołania do takich mistrzów jak: Poe, Lovecraft, Schulz, Grabiński, Dostojewski, Hodgson czy Camus. To mój kanon ukochanych mistrzów, którzy stworzyli mnie takim jaki jestem. 
    • @tie-break To piękny, poruszający wiersz. Uchwyciłaś tę szczególną atmosferę listopadowych odwiedzin na cmentarzu, gdzie spotykają się intymność, rytuał, pamięć i przemijanie. Szczególnie trafia we mnie "Obraz spękań przechodzących z nagrobków na dłonie" – to metafora, która fizycznie pokazuje, jak czas dotyka wszystkich, jak jesteśmy połączeni z tymi, których wspominamy. To bardzo cielesne i prawdziwe. A także pytanie dziecka – przychodzi "nie wiadomo skąd", ale oczywiście wiemy skąd. To pytanie, które rozbija całą uroczystą powagę wizyty i dotyka sedna - prostota dziecięcego niepokoju o ciepło, o troskę. To pytanie brzmi jak echo wszystkich naszych dorosłych pytań. Wiersz bardzo wzrusza.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...