Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

"Ach powiedz" – Poetycka pieśń o boskim pięknie kobiety | Adam Asnyk | Poezja śpiewana


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

A co powiecie na takie coś:
Ja zapętliłam i słucham w kółko od ponad godziny

 

O matko ziemio, dobra karmicielko!

Żywisz nas hojnie przy swej piersi mlecznej

Niebieskiej rosy ożywczą kropelką

I promieniami jasności słonecznej,

Które przerabiasz na chleb, co się mnoży

Codziennym cudem wiecznej myśli bożej.

 

O matko ziemio! ty nam dając ciało,

Zbudzoną duszę karmisz na swym łonie -

Dajesz jej poznać świata piękność całą,

Oprowadzając przez błękitne tonie,

I po gwiaździstym unosisz przestworze,

Co dzień poranku odnawiając zorze...

 

Roztaczasz przed nią kształtów nieskończoność

I coraz nowe przesuwasz obrazy,

Stroisz się w błękit morza, w łąk zieloność,

W błyszczące piaski, w niebotyczne głazy,

Rozwijasz widzeń tęczę malowniczą

I świeżych wrażeń napawasz słodyczą.

 

Ty ją przenikasz barw i dźwięków falą,

Przez zmysły drogę otwierając do niej,

Rzucasz w nią ognie, co się wiecznie palą

W obłoku marzeń i kwiecistej woni,

Podajesz przędzę, którą ona bierze,

Snując z niej dalej pasma uczuć świeże.

 

Ty jej swe wszystkie skarby zgromadzone

Rzucasz na pastwę z rozrzutnością matki,

Pozwalasz zdzierać z twarzy swej zasłonę

I coraz nowe zadajesz zagadki,

Kryjąc w swej dłoni jako Izys czarna

Kwiaty lotusów i pszeniczne ziarna.

 

Dobra piastunko! trzymasz nas tak mocno

Na swojej piersi, co się ciągle chwieje -

Sny cudowności zsyłasz porą nocną,

A we dnie własne opowiadasz dzieje...

Nawet prostaczkom dając mądrość wielką,

Dobra piastunko i nauczycielko!

 

My się nie możem oderwać od ciebie,

Ciężarem ciała z ciałem twym spojeni,

I chociaż myślą wzlatujem po niebie,

Sny zaświatowe ścigając w przestrzeni,

Musimy zawsze czuć pod nogą swoją

Ten grunt, na którym kształty nasze stoją.

 

Musimy z tobą w zgodzie żyć - inaczej

Duch się obłąka w mgle urojeń ciemnej,

W złudnych zachwytach, w bezpłodnej rozpaczy,

W sennym omdleniu lub walce daremnej,

I poza światem pędzi żywot chory,

Nie mając twardej dla siebie podpory.

 

Musim żyć z tobą w zgodzie - do mogiły,

Chociaż cel wyższy stawiamy przed oczy -

Pragnąc zaczerpnąć świeży zasób siły,

Każdy z nas musi w walce, którą toczy,

Tak jak Anteusz dotykać się ziemi...

Bośmy, o matko, wszyscy dziećmi twemi.

 

Na twoich błoniach wschodzimy jak kwiaty,

A ty stosowne nam wyznaczasz grządki;

Każdy dla siebie znajdzie grunt bogaty,

Swych poprzedników prochy i pamiątki,

I każdy tylko na swej własnej niwie

Może zakwitać silnie i szczęśliwie.

 

Tam tylko znajdzie odpowiednie soki,

Właściwy zakres i warunki bytu,

Skwarny blask słońca albo cień głęboki,

Modrą toń jezior lub krawędź granitu,

Tam kształt i barwę właściwą przybiera,

Na czas dojrzewa - i na czas zamiera.

 

Zna się z burzami swej ojczystej strony

I z tchnieniem wiosny, która go upieści...

I od początku idzie uzbrojony

Na rozkosz życia i jego boleści.

Więc nic dziwnego, że nad wszystkie inne

Musi ukochać zagony rodzinne.

 

To przywiązanie, które ludzie prości

Czerpią z cichego z naturą przymierza,

Stwarza ojczyznę jako cel miłości

I coraz więcej zakres swój rozszerza,

Aż cały krąg twój obejmie, o ziemio!

Razem z zmarłymi, co w grobowcach drzemią.

 

A kto ukochał ciebie sercem swojem

I w twe objęcia chyli się z tęsknotą,

Tego pogodnym obdarzasz spokojem,

Spojrzeniem matki i matki pieszczotą

W zaczarowane znów wprowadzasz koło,

Wracając młodość jasną i wesołą.

 

Chociaż do ciebie przybędzie złamany,

Uchodząc losów ciężkiego rozbicia,

Ty, dobrotliwa, zagoisz mu rany

I spędzisz z duszy palący ból życia,

I cierpiącego pojednasz człowieka

Z tym, co już przeżył, i z tym, co go czeka.

 

I wszystkim, którzy do ciebie się garną,

Pozwalasz zebrać odpowiednie żniwo;

Młodzieńcom dajesz serca moc ofiarną,

A starcom dajesz wytrwałość cierpliwą,

Zadowolenie, co twarz krasi bladą,

I uśmiech, z jakim do grobu się kładą.

 

Bo ty, o matko, masz dla swoich dzieci

Zawsze miłością promienne oblicze,

I twój wzrok jasny, co nam w życiu świeci,

Jeszcze rozwidnia mroki tajemnicze,

Kiedy zamykasz miłosierne łono

Nad garścią prochów - prochom powróconą.

Edytowane przez arthema
literówka (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Prawda zawsze jest jakaś tam. W sensie, że nie mam pewności, czy pojęcie prawdziwości jest akurat w tym wypadku adekwatne. Wiersz może być prawdziwy, w tym sensie, że odzwierciedla stan faktyczny - faktycznie zaistniałe emocje, wydarzenia, myśli, zjawiska. Ale może być źle napisany. Nieudolnym językiem banalnymi metaforami, niedbale, chaotycznie, wtórnie. Bywają jednak teksty perfekcyjne formalnie, a jednak za nimi stoi tylko martwa estetyzacja. I bądź tu człowieku mądry.
    • co znaczy być sobą iść tam gdzie się chce czuć wiatr echo cień nie  patrzeć w tył   co znaczy być sobą kto mu odpowie by nie musiał się  z tym gryźć    a może być sobą  by kłamać kraść innym uśmiech i łzy kurwą być   przecież na końcu i tak wybaczą to że chciał w życiu sobą  być nie udawać
    • Żeby tylko wszyscy mnie szczerze nienawidzili!  O tak, uważaj mnie za bezwartościowego i nawet niech ci przez myśl na ułamek sekundy nie przejdzie martwienie się o mnie, bo nawet jeśli, nic i tak nie będzie mnie interesować bardziej niż mój własny interes i nieuprzątana głowa      O zakochać się szaleńczo!  Kto by nie chciał tych wzlotów serca…. Lecz tylko kiedy są fantazją, Nie ranią tej kruchej duszy człowieka   Przyjaźń, Relacja warta czasu,starań i pieniądza… I co po tym?  Spróbuj użyć złamanego słowa, to i przyjaciel rozpłynie się szybciej niż zdążysz musnąć przeprosiny   Więc, co?  Jedynie nadzieja…  Tak, matka głupich  Co mnie trzyma,  Że, może spokój tej chorej głowy  Będzie w najlżejszej samotności,  A teraz burza  I marzeń wiele  I jedno tak pospolite jak dla wszystkich śmiertelnych  Chętnie utonąłbym w bogactwie, tego materialnego świata, Nie zważając na głody i bóle innych    O tak! Niech mnie wszyscy nienawidzą! I odejdą, i nawet się przez chwilę nie obejrzą!  Błagam! Czy w moich żądaniach nie jestem wystarczającą odrazą?      Jestem samolubny, Lecz nie każe nikomu… Ażeby jakkolwiek musiał się ze mną dręczyć, Więc niech odejdą! Bo narazie tylko jakieś głupstwo ich tu trzyma, i to z pewnością ulotne
    • Co kilka lat wynurzam się z własnych głębin, jakby powietrze mogło odczytać mój puls. Biorę wdech — ostrożny, przezroczysty — i pozwalam oczom dotknąć światła. Tylko po to, by wrócić pod powierzchnię, gdzie ciemność nie straszy, a jedynie uczy mnie oddychać inaczej.   Co kilka lat odkładam dzień na później, wyciągam z kątów gitary i mikrofony, przeczesuję kurz na strunach pamięci, zatrzymuję zegary, co biegną beze mnie. Na chwilę wracam do roli, w której próbuję być muzykiem, poetą, śpiewakiem własnych niegotowych historii.   Co kilka lat przychodzi cisza — ta najtrudniejsza, co nie pyta o zgodę. Siada naprzeciwko jak dawny znajomy i patrzy, czy jeszcze mam w sobie żar. A ja, niepewny, lecz wierny sobie, zbieram oddechy, przecieki światła, i znów zaczynam — od pierwszej nuty, od słowa, które drżało we mnie latami.
    • Bogactwo + Bogactwo = Bogactwo Bieda + Bieda = Bieda  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...