Poranieni
Ofiarom wojny, która się nie odbyła.
Przekonano mnie, że jestem ofiarą.
Od dziś to część mnie, jak oko czy ręka.
Czuwa nade mną w stu kolorach wstęga,
otwiera rany zajadły megafon.
Bez przekonania, lecz z myślą o skarbach,
wlokę za tłumem swoje wiotkie członki —
ponoć skostnieją i sam krzycząc: Chodźmy!
będę prowadził, głosząc czym jest prawda.
Jedno spokoju mi tylko nie daje —
ja to ofiara, ale kim są inni?
Musi oprawców być to bura zgraja,
bo szli by z nami, będąc niewinnymi.
My — starym ludem, który z kolan wstaje,
by w bruk na nowo przypierdolić nimi.