kocham ten moment
gdy tyczka wynosi mnie w przestrzeń
nad słowami
nad miastami
nad nieogarnionymi miastami słów
ulice po których uciekałem za dzieciaka
przeganiany z treningów
kotłują się ciemnymi mackami
w mojej pamięci
wypełnia je huk morza
wiem, że mógłbym
kiedyś zanurzyć stopy w wodach nieba
tylko po co je mącić
ludzką nagością
no i za czym wtedy zatęsknię
w zetknięciu z ziemią
jestem jak spadający głaz Syzyfa
jeszcze bardziej nieustępliwy
jeszcze bardziej triumfalny
kocham ten moment
gdy ledwie muśnięta poprzeczka
drży na stojakach
w ostatnim uśmiechu
dogasającego nad stadionem
słońca
zaraz dam ci coś zajarać
dymu nie zabraknie
widzę jak się bardzo starasz
tu na niebie właśnie
już się sztachnij moja droga
mocno i solidnie
z dymu kółka płyną popatrz
by po chwili zniknąć
jeszcze raz sztachnięcie powtórz
i wypuszczaj nosem
już w powietrzu tekścik tworzysz
zobaczy najdroższy
:)))
ogień to teraz luksus wielki
biją na alarm ekolodzy
bo szkoda drzew bezdusznie ściętych
no i ten wstrętny ślad węglowy
już się nie wpatrzysz w snopy iskier
- i nici z cieplarnianych marzeń
w kącie kominek sztuczny łypie
ledowej lampki wątłym blaskiem
@Bcmil Dymu trochę mało, list niedokończony,
trudno kaligrafować, kiedy ogień gaśnie, ale w Twoim ostatnim wierszu było go tyle, że jeszcze łzawią mi oczy,
Dziękuję i pozdrawiam. :)
@Naram-sin, dziękuję :)