Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
🎄 Wesołych świąt życzy poezja.org 🎄

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

W  Sandomierzu na przedmieściu

Żyło sobie braci sześciu

Sześciu synów urzędnika

Lenia oraz łapownika

 

Jeden rudy piegowaty

Drugi blondyn – lecz garbaty

Trzeci nieuk – niemożliwy

Czwarty szatyn – a złośliwy

 

Piąty  nygus oraz psotnik

Szósty oszust – chociaż złotnik

Wielki żarłok nie za swoje

Wszyscy zaś lubili stroje

 

Drogie  buty garnitury

Lustra heban i marmury

Wybór drogich alkoholi

I z zakąsek – co kto woli

 

Lecz co robić kiedy pusta

Głowa jest niczym kapusta

Brak dyplomów dokumentów

Miast mądrości – pełno mętów

 

W końcu siedli pomyśleli

(Omal ducha – wyzionęli)

Co tu robić by zarobić

Lecz się przy tym nie narobić

 

Trzy wieczory tak spędzili

I nareszcie uradzili

By do partii wstąpić szybko

Niczym po przynętę rybki

 

Wie to proboszcz i  kościelny

Bierny mierny ale wierny

Nawet głupiec słynny w kraju

Dziś na posła się nadaje

 

A po roku lub półtora

Odpowiednia przyjdzie pora

By umieścić te miernoty

W spółce z pensją – milion złotych

 

Może będzie to kopalnia

Może tkalnia może pralnia

Może giełda owocowa

Lub mleczarnia Czarna Krowa?

 

Mogą nie znać branży wcale

Zamiast narad – robić bale

I markować dobrą pracę

Ważne to – że im zapłacą

 

Gdy dziennikarz zaś zapyta

Skąd twe świnie u koryta

Prezes powie – drodzy moi

To rodzina jest na swoim

 

Wszak od wielu  lat wiadomo

We wsi każdej chacie domu

W każdej dacie dniu godzinie

Rząd dba wielce – o rodzinę…

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Interpretacja   na zajęciach przerabialiśmy Słowackiego później był Beckett   profesor wspominał konteksty kto z kim zazdrość kochanka niechciany syn   profesor miał okulary i uważał że dobrze widzi a my na widowni siedzieliśmy  mało widzieliśmy mniej zrozumieliśmy   to była uczta  mieliśmy czasem doktoraty ale ucztę znaliśmy głównie  z kuchni   jedno zostało  ludzie umierają   słowa żyją dopóki w pamięci  
    • bywa słodki   i ten jest wówczas gorszy niż gorzki    
    • Lata mijają czemu niby mam to tlić  Choć smutek dopada mnie, to chyba tak musi być Mija kolejny rok, ja dalej nie mam nic Jestem coraz bardziej pusty, jestem coraz bardziej zły   Nasze sprawy? Chyba co najwyżej wasze Telefonu nie odbieram, kłamię, że tracę zasięg Na starcie dławię się, łzy są moją metą Miałem głębię oceanu dzisiaj jestem płytką rzeką   W oczach moich obojętność, życie ma cel jaki? Aż się dziwię, że ten smutek nie dał mnie rady już zabić Ambrozja za pięć patoli, serio bliski paranoi jestem To, co wdycham w płuca, to już nie powietrze   Jakbym iskrę w sobie miał, to nie wchodziłbym na dach Patrzę w górę, co na dole jest to już dobrze znam Życie z dnia na dzień ucieka, niczego nie jestem pewien Czeka na mnie ogień piekła, a może czeka już Eden?   Tego nic już nie zasłoni, mam w sobie tylko gorycz Miałem w sobie kiedyś iskrę, teraz o niej nie ma mowy Nie mam głowy, żałosny jak wydmuszka jestem To, co wdycham w płuca, to już nie powietrze   Schylasz wolno głowę, to chyba się skończy źle Dwie świeczki w salonie w końcu dogaszają się Łzy po twym policzku schludnie poruszają się, już wiem Myślałaś, że ukryjesz to w swoich okularach Chanel.
    • @truesirex to miłe dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Może masz podobną wrażliwość to by wiele wyjaśniało Zdrowych Spokojnych Świąt 
    • Pijanych aniołów zgubione pióra kołyszą powietrzem   Pijanych zimą, jak wina białego chłodnym szeptem   Iskier zamarzłych trupi pląs, pióra i śnieg   i lęk motyli o rychłą śmierć, i brzeg   W zimowym akcie napuchłe mrozem pękły mi oczy   Sny skrzepły nagle, jak sople lodu wiszą u okien   Czekam na lek, na Ciebie, na oddech i śmiech   W wełnianą torbiel czekam owinięty czekam pęknięty   przezroczysta broczy krew  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...