Dla siebie, na wyłączność, lubię mieć tylko spokój i Boga.
Trwa przy mnie nie narzucając się zbytnio. I też bywa nietowarzyski.
Korowód kondycji ludzkiej (powykręcany we wszystkie strony) tańczący tuż pod roziskrzonym parapetem miasta.
Są szachy - karnawału brak.
Nie w porę, ale przychodzi opamiętanie: ziarenka naszego czasu tutaj przesypują się już tylko na stronę plaży - wiecznego odpoczynku.
Wietrznie tu!
Wiecznie?
Poddasze świata i spadzisty dach codzienności, w której co rusz psują się samochody, zalotnie kuszą okna wystaw, co kwadrans odbierane są paczki i porody ...
Nasz żywot w kosmosie?
To nawet nie kwadrans.
Czyste intencje?
Najlepiej jeszcze raz opłukać przed podaniem.
Bezludna północ.
Wypłakuje się do pustego baru,
przelewam siebie z pustego w próżne;
Jutro i tak wspólnie będziemy wypatrywać nieba.
Darmowy seans dla uciśnionych.
Dziękuję za wszystkie zagadki Bogu i mamonie.
- To może teraz zaśniesz ... ?