Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Rafael Marius Zawsze podziwiałem te osoby, które umiały grać na harmonii albo akordeonie, a w tamtych czasach było to dla mnie coś fantastycznego i znałem nawet osobiście jedną osobę, która świetnie grała  na tym instrumencie.
Nie wiem dlaczego, ale zawsze harmonia kojarzy mi się z podwórkowymi kataryniarzami w latach 60 i 70 ubiegłego stulecia we Wrocławiu, a my dzieci zawsze dawaliśmy im parę drobniaków za to granie, a także ludzie z okien rzucali im pieniądze. 
Pamiętam także, ale jak przez mgłę, jedną osobę, która świetnie grała na harmonijce ustnej każdą melodię i piosenkę o jaką się poprosiło, to również była niełatwa sztuka. 

@Wiesław J.K.

 

 

 

 

"Harmonia i akordeon różnią się nie tylko budową, ale także techniką gry i brzmieniem. Harmonia jest zazwyczaj mniejsza i lżejsza, co czyni ją bardziej mobilną i łatwiejszą do transportu. Akordeon oferuje szerszy zakres dźwięków i większe możliwości muzyczne, ale wymaga więcej czasu na opanowanie techniki gry. Wybór między harmonią a akordeonem zależy od preferowanego gatunku muzycznego i osobistych preferencji brzmieniowych. Przed zakupem warto wypróbować oba instrumenty, aby poczuć różnice w grze i wybrać ten, który najlepiej odpowiada Twoim potrzebom."

Opublikowano

Innym instrumentem muzycznym na którym marzyło mi się nauczyć grać była gitara, lecz pozostało to tylko marzeniem. Miałem kolegę w latach nastoletnich, który opanował świetnie grę na gitarze, no nie powiem, trochę mu zazdrościłem.

Dodam jeszcze do tych instrumentów muzycznych fortepian i pianino, zawsze podziwiałem tych co opanowali te sztuki gry.

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Przez kilkanaście lat moim najlepszym kolegą był taki właśnie zawodowy harmonista.
Całe życie upłynęło mu na zabawach, weselach i innych imprezach. Grywał również na ulicy.

Jego ojciec podobnie tylko na skrzypcach. Najpierw grali razem, a po śmierci ojca założył własny zespół.

Umiał czerpać z życia pełnymi garściami. Zawsze pełen autentycznego humoru i energii. Nie wiem skąd on to brał w takich ilościach.
Niestety dopadł go nowotwór i zmarł jakieś 2 lata temu, choć nigdy wcześniej na nic nie chorował. Teraz już takich ludzi nie ma, On był ostatni.
Stworzony by bawić się życiem.

To właśnie o nim tak naprawdę jest ten wiersz.

Teraz jego wnuk przejął pałeczkę, ale to jeszcze nastolatek i zupełnie inne czasy.
 


A ja grałem na gitarze basowej w podstawówce i liceum. Od początku w zespołach.
Ale nie miałem do tego zbyt dużo talentu i dałem sobie spokój.
Choć trzeba przyznać, że od strony towarzyskiej dużo skorzystałem. Gitara była biletem do bardzo ciekawego świata artystycznego.

Dziękuję za ciekawy komentarz i muzykę.

Nie muszę dodawać że też uwielbiam akordeon.

 

 

  • 2 miesiące temu...
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dziękuję.

Spodobał się tutaj.

Ale on właśnie w kontrze do nowych technologii pisany.

 

Negatywną inspiracją byli moi niektórzy koledzy i ich wypowiedzi, pracujący w tej branży, którzy bardziej roboty niż ludzi przypominają. I jeszcze są z tego dumni.

 

Kobiety to ja jeszcze żadnej takiej nie spotkałem choć pewnie też też są w pokoleniu zet z którego niewiele osób jest mi znanych. 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Tak jestem schorowany i niepełnosprawny ruchowo i słuchowo.

Wiersze w większości piszę na temat świata z mojej młodości kiedy byłem jeszcze zdrowy.

 

Mam dobrą pamięć, szczególnie tę emocjonalną dzięki czemu mogę cofnąć się w czasie tak jakbym tam był.  Do miejsc, osób i zdarzeń, których już nie ma, lub nie ma takich jakie były wtedy, kiedy wszystko było dużo prostsze i bardziej przystępne.

 

Internet miał ludzi zbliżyć, a w rzeczywistości oddalił. Ja jestem w nim od samego początku jak tylko się pojawił, gdy wyszedł do ludu z naukowego światka.

Zostaliśmy oszukani i tyle.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Tak u mnie jest wszystko oparte na doświadczeniach własnych lub przodków, a te drugie też jakby własne przekazane jakimś tajemnym sposobem w zależności od tego w co kto wierzy.

Afrykańskie przekazy wiele tu wyjaśniają.
Inaczej bym nie potrafił.

 

 

Dziękuję. Ja chyba jestem trochę z minionej analogowej epoki, bo tylko tak potrafię. Młodzi już tak teraz nie piszą. Mówisz, że nie jesteś już taka młoda, ale brzmisz jakbyś była.

U Ciebie jest bardzo nowocześnie, może nawet futurystycznie i czuć puls obecnego czasu, co też jest bardzo twórcze, inspirujące.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach




×
×
  • Dodaj nową pozycję...