I często niestety dosyć zapuszczone salonowym trybem życia.
Fajnie, że z tego jak widać z komentarzy, wyszedł wierszyk o jamnikach.
Dziękuję, pozdrawiam
Estis – mam problem jak cię nazwać. Dokąd odleciałaś?
Tutaj stado bocianów po powrocie z subsaharyjskich
obszarów, Turcji (mały przystanek przy powiewie
arktycznego powietrza). Że też zabrakło mi wyczucia
chłodu. Twoje stówa rzucona jak niedopałek,
niedojedzony posiłek. Nie ma co mówić o żalu – czas
płynie i goi rany (podobno łykasz SSRIe) - dobrze. Ja
piję anyżówkę – która nie tyle mi nie wchodzi, co jej
nie trawię. Whisky wala się po podłodze – to ostatnia
butelka wieloletniej Glenfiddish – którą uwielbiam
za twoje kształty, jeśli się przyjrzeć z bliska, wykapana
ty (mniej taneczna może), jak wróbel rozbity na oknie,
który trzymał najładniejszą gałązkę w dziobie – zakochany
mały ptaszek.
Ślepy kurdupel.
Zakopałaś zezwłok w ogrodzie. Wysłałaś kilka zdjęć –
w negliżu. Czas płodzić potomstwo – mówiłaś na dobranoc,
owe, przesławne pa (poza sauną) – mogłaś je nazwać
jak Elon – liczbami, licząc na poprawną wersję. Podobno
nie miałaś okresu przez dwa tygodnie po pijackim wybryku.
Z drugiej strony M. rzygał jak świnia na chodniku, patrząc
na pęd aut i biegających ludzi. Samo wyproszenie z Farina
Bianco było nietaktem, gdy świętowaliśmy profesurę –
do tej pory mam niesmak, zgagę (po anyżówce), choć
jak wspomniał Arouet
(Wolter, niech go szlak za nienawiść do Polaków) –
ogromnie lubię kobiety, zwłaszcza kiedy są ładne
i chętne. I jak mówił docent Zanussiego (zbok!, docent
nie reżyser!) – domyte, choćby w stojącej wodzie.
Niczego nie zostawiam ci po sobie – poza odręcznym
zapisem na wewnętrznej stronie tomiku, godziny straconej
na szukaniu wejścia (przeklętej baby w obrotowych
drzwiach – to aporetyka, bezdroża intelektu), kwiatów,
płaczu (bardziej walenia rękami o kierownicę, zdychania
z głodu w dzień urodzin) – coraz trudniej trafiam w klawisze,
piję
anyżówkę, do której mam uraz, whisky wala się po
podłodze (jeśli się przyjrzeć – to czysta ty), jestem już
bardziej przyzwyczajony do tamtej, gdzie muśnięcie to
słowo, zdanie, akapit – opisujące rezygnacyjne myśli z
lekkim drżeniem rąk (i języka), dalekie od planów spożycia
nadmiaru reglamentowanych leków, skośnych linii na
kończynie, malutkiej kropki pośrodku pieprzyka, wisielczej
bruzdy w kolorze hematytu Wah – bezwodny (i dobrze -
to Kwaśniewski! :)) tlenek żelaza zamiast wargowej
czerwieni.