w mrokach ciemności
ślepca nie pytał o kolor tęczy
głuchego nie witał dobrym słowem
przez przyjaciół zdradzany wrogów co mu złorzeczą ścigany
któremu nadzieje podstępem odebrano
jego wiarę bosymi stopami wrzaskliwej gawiedzi rozdeptano
na końcu serce stalowymi łańcuchami wyrwano co kochać pragnęło umiało
pustka i ten ból wszechogarniający
tylko gwiazdy nad jego losem zapłakały
łzy pojedyncze uroniły
on sił ostatkiem
wstał z kolan okruchy tego co w nim ostało prostował
żadnego słowa kłamstwem nie złamał tym drugim wybaczył
wbrew wszystkim wszystkiemu
bez wiary nadziei miłości w dolinie ciemności ku jasności
krok za krokiem kroczył
się teraz narodził