Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wizyta


Corleone 11

Rekomendowane odpowiedzi

                          - dla Gabrysi

 

 

   Już na zawsze zapamiętam te jej odwiedziny. To miała być, jak wcześniej myślałam, zwykła koleżeńska wizyta. Ot, zwykłe babskie (dziewczęce? kobiece?) wpadnięcie na pogaduchy przy herbacie. Bo kawy nie pijam: zatem nie kupuję, nie mam i siłą rzeczy nie częstuję. Nie spodziewałam się, że... Chociaż w gruncie rzeczy mogłam - a nawet powinnam. Ale po kolei. 

   Było środkowe popołudnie: minęła piętnasta. Zobaczyłam godzinę, spojrzawszy na wzięte do dłoni urządzenie wielofunkcyjne, tyleż powszechnle co błędnie nazywane po prostu telefonem. Ot, skrótowość naszego ludzkiego - w tym mojego - myślenia i nazywania. Pora wstawać, zdecydowałam. Mieć coś z dnia, zanim przyjdzie czas na pracę.

   Wykąpałam się, umyłam głowę. Owinięta kąpielowym ręcznikiem właśnie suszyłam włosy, gdy zabrzmiał dzwonek u drzwi. Wyłączyłam suszarkę i wyszłam z łazienki, żeby otworzyć. Na wszelki wypadek zerknęłam przez wizjer. Ale tak, jak domyślałam się, była to Ola. Otwarłam drzwi.

   - Wejdź i chodź - odpowiedziałam na jej "Cześć", poprzedzające pytanie, czy może wejść. Przez ramię miała przewieszoną płócienną torbę, co od razu zwróciło moją uwagę; zawsze chodziła wyłącznie z torebką. 

   - Co tam masz? - zapytałam po wymianie powitalnych całusów, wskazując torbę.

   - Mm... o tym później - zająknęła się. - Dobrze? - okazała więcej zdecydowania. - Zrób nam po herbacie i usiądź. 

   Nie ustąpiłam.

   - Nagana od szefowej? - zaindagowałam ją. - Podwyżka czynszu? Czy... 

   - Ach nie, nic z tych rzeczy - Ola, uśmiechając się uspokajająco, pokręciła głową. - To coś przyjemnego.

   - Ach, prezent - teraz z kolei uśmiechnęłam się ja. - W takim razie już wstawiam wodę. Zielona? Czarna? Rooibos? - zapytałam dla porządku, chociaż wiedziałam, że najbardziej lubi tę ostatnią. Sobie nasypałam do kubka dwie płaskie łyżeczki suszonych listków pierwszej z wymienionych, Oli podałam filiżankę z dwiema saszetkami czerwonokrzewu. - Usiądźmy w salonie - wskazałam wejście do sąsiedniego pomieszczenia.

   Usiadłszy, Ola zaczęła opowiadać o pracy. Niezapytana mówiła i mówiła, co wydało mi się dziwnym. Zazwyczaj była o wiele bardziej małomówna. Nie byłam pewna, wciąż odpychałam od siebie pewne myśli, ale skojarzenie niektórych faktów wydało mi się nagle wręcz oczywiste. Upiłam kolejny łyk i odstawiwszy kubek pokazałam oczami na filiżankę, a palcem na torbę, którą położyła obok siebie. 

   - Ola - zaczęłam pytanie, przerywając jej w pół słowa. Ściszyłam głos. - Co tutaj się dzieje? Szefowa patrzyła na mnie dziwnie, ty zrobiłaś się nagle gadatliwa. Powiedz mi prawdę. Co tam masz? - podniosłam głos, patrząc przyjaciółce w oczy. - Od kogo ten prezent? Nie mów, że... 

   Ola spuściła na chwilę wzrok. Zbyt szybko, takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Po czym, uniósłszy spojrzenie, zapytała:

   - Na pewno siedzisz wygodnie? 

   Trzymająca kubek dłoń zaczęła mi drżeć. Szybko odstawiłam go na blat stołu.

   - A więc to chodzi o Michała... - powiedziałam cicho, jeszcze nieświadoma tego, co wkrótce usłyszę. Poczułam, jak drżenie przenosi mi się nie tyle dalej, ile głębiej: do myśli, a jednocześnie do serca i duszy. - A więc to nie był sen... - ledwie wyszeptałam. Oczy zaczęły mi momentalnie łzawić, nagle zrozumiałam wszystko.

   - On... on tu był,  prawda? -  byłam w stanie tylko szeptać, już nie przejęta, a zdezorientowana, ba! przerażona do głębi.  - Był... i pytał o mnie... tak? O Boże... - momentalnie rozpłakałam się.  - Boże... co ja najlepszego narobiłam! Co on teraz o mnie myśli! Wszystko stracone...

   Ola w milczeniu wyjęła z torby i podała mi niewielką reklamówkę. Wewnątrz, tak w każdym razie wydało mi się prze łzy, znajdowało się jakieś kolorowe pudełko i list. Po czym przysiadła się do mnie. Delikatnie, jak starsza siostra, otarła mi oczy swoją chusteczką. Objęła ramieniem i przytuliła. Uśmiechnęła.

   - Tak, był - potwierdziła. - Był kilka razy i za każdą bytnością pytał o ciebie. Kazał mi przekazać ci to właśnie: herbaciany prezent i urodzinowe życzenia. Jak więc widzisz, nie wszystko stracone. Nie martw się.

   Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Z ulgi. 

   - Ola... - jęknęłam przez łzy. - Może... może to i głupie, ale kocham go...

   - To wcale nie jest głupie - stwierdziła. - Wprost przeciwnie. Może więc... 

   - Może więc... co?... - wychlipałam przez łzy.

   - Może więc odezwiesz się doń wreszcie - zasugerowała mi łagodnie.  

 

   Voorhout, Twoje Urodziny - 11. Października 2024 

 

   

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Poza nieuniknione   A gdybym tak w najdalszą wybrał się dziś przyszłość, By z rozproszonym światłem, przecinając przestrzeń, Zobaczyć w jednej chwili we wszechświecie wszystko, Co nawet pośród mgławic nie powstało jeszcze?   Czy umie ktoś eony zmieniać w okamgnienie, I sprawiać, by od czasu wciąż się odrywały? Zbyt krótko wyobraźni zawsze trwa spojrzenie, Spragnione na odległe patrzeć znów kwazary.   Tak bardzo chciałbym kiedyś przez horyzont cząstek Przepłynąć, wraz z ostatnią dostrzegalną gwiazdą, I ciepła odrobinę zabrać na pamiątkę, W nadziei, że powrócę kiedykolwiek stamtąd.   Bo przestrzeń tam jest przecież prawie nieskończona, I ciągle się rozszerza, sięga coraz dalej; Strunami kosmicznymi pięknie przepleciona, Rozciąga się, gdyż granic nie posiada wcale.   I przetrwa nawet koniec ery galaktycznej  Gdy zgaśnie Droga Mleczna, wespół z Andromedą. Ostatnia czarna dziura wkrótce potem zniknie, Fotonem pożegnalnym rozjaśniając niebo.   A wtedy… Czas nie będzie tutaj miał znaczenia, Bo cóż takiego w niczym może się wydarzyć? Istnienie dla samego przetrwa wszak istnienia, Lecz duchy, jestem pewien, nie przestaną marzyć.   ---  
    • nie gniewaj się wyszło jak kazanie ale jest myśl   czy my jesteśmy zawsze ok czy dostrzegamy własny błąd Najświętszej Pani ufajmy jej zawierzmy nasze dobro zło
    • @Domysły Monika Bardzo dziękuję i doceniam, tym bardziej, że forma tego utworu nie jest prosta, a treść to raczej strumień, przepływ pomiędzy znaczeniami, swoiste przeskoki. Przyznam się, że to intencjonalne, zleżało mi na efekcie lekkiej irytacji czytelnika, ale miałem też nadzieję, że jeżeli porzuci, to... może za chwilę wróci ;) Generalnie ten utwór jest jednym z kilku, które są pewnego rodzaju eksperymentem.   Co do Twojej interpretacji, to nie chcę niczego dopowiadać, wyjaśniać, powiem tyle - świetnie opisałaś swoje odczucia. Nawiasem mówiąc twoja recenzja to swoista surówka, sama w sobie jest doskonały materiałem na... wiersz! Przeczytałem z przyjemnością. Dziękuję!
    • @Jacek_Suchowicz cudownie. Tu co niektórzy powinni pisać chyba razem. Może można by było się umówić na taki jeden wspólny wiersz. Rzucić temat i pisać. Byłoby ciekawie.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • bardzo fajny (rzeczywiście przypomina piosenkę z przedwojennego filmu) miły lekki i przyjemny   zaś ę zgubiło się pozornie bo nie wypada mówić chcę by rok po ślubie się upomnieć codziennie mówić chcę chcę chcę   z początku on się ciutek speszył lecz bardzo kochał swoje ę i bardzo chciał (dziś już nie grzeszył) razem mówili chcę chcę chcę :))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...