Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wizyta


Rekomendowane odpowiedzi

                          - dla Gabrysi

 

 

   Już na zawsze zapamiętam te jej odwiedziny. To miała być, jak wcześniej myślałam, zwykła koleżeńska wizyta. Ot, zwykłe babskie (dziewczęce? kobiece?) wpadnięcie na pogaduchy przy herbacie. Bo kawy nie pijam: zatem nie kupuję, nie mam i siłą rzeczy nie częstuję. Nie spodziewałam się, że... Chociaż w gruncie rzeczy mogłam - a nawet powinnam. Ale po kolei. 

   Było środkowe popołudnie: minęła piętnasta. Zobaczyłam godzinę, spojrzawszy na wzięte do dłoni urządzenie wielofunkcyjne, tyleż powszechnle co błędnie nazywane po prostu telefonem. Ot, skrótowość naszego ludzkiego - w tym mojego - myślenia i nazywania. Pora wstawać, zdecydowałam. Mieć coś z dnia, zanim przyjdzie czas na pracę.

   Wykąpałam się, umyłam głowę. Owinięta kąpielowym ręcznikiem właśnie suszyłam włosy, gdy zabrzmiał dzwonek u drzwi. Wyłączyłam suszarkę i wyszłam z łazienki, żeby otworzyć. Na wszelki wypadek zerknęłam przez wizjer. Ale tak, jak domyślałam się, była to Ola. Otwarłam drzwi.

   - Wejdź i chodź - odpowiedziałam na jej "Cześć", poprzedzające pytanie, czy może wejść. Przez ramię miała przewieszoną płócienną torbę, co od razu zwróciło moją uwagę; zawsze chodziła wyłącznie z torebką. 

   - Co tam masz? - zapytałam po wymianie powitalnych całusów, wskazując torbę.

   - Mm... o tym później - zająknęła się. - Dobrze? - okazała więcej zdecydowania. - Zrób nam po herbacie i usiądź. 

   Nie ustąpiłam.

   - Nagana od szefowej? - zaindagowałam ją. - Podwyżka czynszu? Czy... 

   - Ach nie, nic z tych rzeczy - Ola, uśmiechając się uspokajająco, pokręciła głową. - To coś przyjemnego.

   - Ach, prezent - teraz z kolei uśmiechnęłam się ja. - W takim razie już wstawiam wodę. Zielona? Czarna? Rooibos? - zapytałam dla porządku, chociaż wiedziałam, że najbardziej lubi tę ostatnią. Sobie nasypałam do kubka dwie płaskie łyżeczki suszonych listków pierwszej z wymienionych, Oli podałam filiżankę z dwiema saszetkami czerwonokrzewu. - Usiądźmy w salonie - wskazałam wejście do sąsiedniego pomieszczenia.

   Usiadłszy, Ola zaczęła opowiadać o pracy. Niezapytana mówiła i mówiła, co wydało mi się dziwnym. Zazwyczaj była o wiele bardziej małomówna. Nie byłam pewna, wciąż odpychałam od siebie pewne myśli, ale skojarzenie niektórych faktów wydało mi się nagle wręcz oczywiste. Upiłam kolejny łyk i odstawiwszy kubek pokazałam oczami na filiżankę, a palcem na torbę, którą położyła obok siebie. 

   - Ola - zaczęłam pytanie, przerywając jej w pół słowa. Ściszyłam głos. - Co tutaj się dzieje? Szefowa patrzyła na mnie dziwnie, ty zrobiłaś się nagle gadatliwa. Powiedz mi prawdę. Co tam masz? - podniosłam głos, patrząc przyjaciółce w oczy. - Od kogo ten prezent? Nie mów, że... 

   Ola spuściła na chwilę wzrok. Zbyt szybko, takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Po czym, uniósłszy spojrzenie, zapytała:

   - Na pewno siedzisz wygodnie? 

   Trzymająca kubek dłoń zaczęła mi drżeć. Szybko odstawiłam go na blat stołu.

   - A więc to chodzi o Michała... - powiedziałam cicho, jeszcze nieświadoma tego, co wkrótce usłyszę. Poczułam, jak drżenie przenosi mi się nie tyle dalej, ile głębiej: do myśli, a jednocześnie do serca i duszy. - A więc to nie był sen... - ledwie wyszeptałam. Oczy zaczęły mi momentalnie łzawić, nagle zrozumiałam wszystko.

   - On... on tu był,  prawda? -  byłam w stanie tylko szeptać, już nie przejęta, a zdezorientowana, ba! przerażona do głębi.  - Był... i pytał o mnie... tak? O Boże... - momentalnie rozpłakałam się.  - Boże... co ja najlepszego narobiłam! Co on teraz o mnie myśli! Wszystko stracone...

   Ola w milczeniu wyjęła z torby i podała mi niewielką reklamówkę. Wewnątrz, tak w każdym razie wydało mi się prze łzy, znajdowało się jakieś kolorowe pudełko i list. Po czym przysiadła się do mnie. Delikatnie, jak starsza siostra, otarła mi oczy swoją chusteczką. Objęła ramieniem i przytuliła. Uśmiechnęła.

   - Tak, był - potwierdziła. - Był kilka razy i za każdą bytnością pytał o ciebie. Kazał mi przekazać ci to właśnie: herbaciany prezent i urodzinowe życzenia. Jak więc widzisz, nie wszystko stracone. Nie martw się.

   Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Z ulgi. 

   - Ola... - jęknęłam przez łzy. - Może... może to i głupie, ale kocham go...

   - To wcale nie jest głupie - stwierdziła. - Wprost przeciwnie. Może więc... 

   - Może więc... co?... - wychlipałam przez łzy.

   - Może więc odezwiesz się doń wreszcie - zasugerowała mi łagodnie.  

 

   Voorhout, Twoje Urodziny - 11. Października 2024 

 

   

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Myślałem, że życie chce mi powiedzieć jedno

      Lecz się pomyliłem, gdy trafiłem w samo sedno

      Potencjał swój pełny odkryłem 

      Spodobał mi się, w końcu poczułem, że odżyłem 

      Konsekwencje może i będą duże, 

      Ale też i czemu miałbym się sprzeciwiać własnej naturze?

      W domku opuszczonym się zaszyję 

      I kto wie, może ludzie uznają, że już nie żyję.

       

                                *********

       

      Od dzieciństwa wmawiano mi, że będę nikim

      Nic nie osiągnę, mimo, że zawsze miałem dobre wyniki

      Rodzice - durnie - codziennie alkohol pili

      Często mnie do czerwoności bili

      Wstydziłem się gdziekolwiek wyjść 

      Gdyż rany, które miałem ciężko było zakryć.

       

      Rówieśnicy wcale lepsi nie byli,

      Do różnych czynów się odważyli,

      Nigdzie bezpiecznie się nie czułem,

      Dla nauczycieli byłem chyba duchem,

      Prośby i skargi moje zostały zignorowane,

      Mieli na mnie totalnie wyjebane,

      I co, czy jakoś na to zareagowałem?

      Nie - dzieckiem byłem i strasznie się wtedy bałem.

       

      Lata mijały, a ja wciąż taki sam

      Cichy, nielubiany, w skrócie jeden wielki chłam 

      W świat dorosłych wdrążyć się chciałem 

      Lecz prawdę powiedziawszy, niczego nie umiałem 

      Praca, pomyślałem, pozwoli mi się ogarnąć 

      Myśli złych natłok na bok zepchnąć.

       

      W warsztacie samochodowym mnie zatrudnili,

      Jedynie sprzątania i mycia nauczyli

      Dziwnych bardzo ludzi tam spotkałem 

      Chyba to nie dla mnie - pomyślałem 

      Szkoda jednak tak szybko było się poddać, 

      W końcu sam chciałem dorosłe życie poznać.

       

      Z czasem, okazało się, że popełniłem błąd 

      Mogłem uciec jak najdalej z tamtąd

      Wparowali ludzie w broń palną uzbrojeni

      Jakieś pieniądze oni bardzo chcieli

      Bez wahania szefa mojego zastrzelili,

      Resztę pracowników śmiertelnie pobili

      Ja ukryłem się w jednej z szafek

      Głupi sądziłem, że nie zajrzą do wszystkich wnęk.

       

      Moje najgorsze obawy się spełniły 

      Wydarzyły się rzeczy, które do końca życia będą mi się śniły 

      Drzwiczki raptownie otworzyli

      Wyciągnęli mnie z kryjówki, kogoś zawołali, a potem mocno w głowę uderzyli

      Traciłem powoli przytomność, mocno na podłogę upadłem 

      Krew ze mnie leciała, gdyż mokro pod głową miałem...

       

      Ocknąłem się po dłuższym czasie,

      Nie wiedziałem, co się wydarzyło właśnie 

      Otumaniony przez chwilę byłem 

      Lecz w końcu do podniesienia się odważyłem.

      Głowa mnie bolała jak cholera 

      Cóż, przeżyłem jako jedyny, trochę szkoda

      W duchu tak bardzo umrzeć bym chciał, 

      Ale los najwyraźniej inne plany miał. 

       

      Udało mi się w końcu wstać 

      Trochę ciężko mi było równowagę złapać 

      Rozejrzałem się dookoła siebie uważnie 

      Nie wiedziałem, czy ten spokój mogłem traktować na poważnie 

      Po chwili ruszyłem przed siebie

      Nie ukrywam, czułem się wtedy bardzo niepewnie

      Otworzyłem pobliskie drzwi i wszedłem do głównej hali

      Cisza, nikogo nie było, wszyscy już pojechali...

       

      Nie miałem pojęcia jak zareagować 

      Tak szczerze, to chciało mi śmiać,

      Widok tych wszystkich trupów 

      Uświadomił mi ile w życiu doznałem trudów, 

      Przecież ten jeden gość pod wpływem 

      Dotykał mnie, kiedy po pracy się myłem 

      A teraz leżał na ziemi martwy

      I tak jak cała reszta, zostanie on zapomniany. 

       

      Od tego momentu inaczej się czuję, 

      Morderstwami się strasznie lubuję, 

      Nikomu tego nie mówiłem,

      W tamtym zakładzie niedobitków dobiłem,  

      Dziwną przyjemność mi to sprawiło

      I to uczucie w pamięci utkwiło,

      Zabrzmi to wręcz niepokojąco 

      Myślenie o tym, działa na mnie kojąco. 

       

      Rodzice całe życie mnie bili,

      Ogromną krzywdę psychiczną mi wyrządzili,

      W własnym domu bezpiecznie się nie czułem 

      Z lękami się codziennie budziłem 

      Siniaki miałem praktycznie na całym ciele,

      Tego całego gówna było jeszcze wiele, 

      Ale powiedziałem temu dość,

      Niech sprawiedliwości stanie się zadość!

       

      Obudziło się we mnie dzikie zwierzę,

      A więc, zrobiłem to, do tej pory w to nie wierzę, 

      Matka i ojciec 

       

       

       

       

       

      Ogólnie to nie jest dokończone, pytam się was - czytelników, czy póki co ma to sens co pisze, wiele mam do poprawki, coś Chce jeszcze dodać, także na matka i ojciec się to nie skończy, ale chciałbym poznać waszą opinię co o tym wstępnie sądzicie, czy składniowo ma to sens itd

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...