Widzę moje miasto skąpane we wrześniu
Oblężone ławki
śmiechu pełne tony
Młodość bije potężnym dzwonem
Nikomu nie chce się iść do domu
Lecz trzeba
Gderliwe matki czekają z obiadem
( One były troskliwe, lecz dla nas wtedy gderliwe)
Wrzesień płynie nad sadem
Czerwieni jabłka złoci gruszki
Pachną w plecaku na przerwie
Pochłaniasz łakomie kęs za kęsem
Ich smak zabierasz na ścieżki wspomnień
Nie wiedząc wtedy że będziesz
Tęsknić