Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Jakby grom z jasnego nieba,

jakby kamień w cichą toń -

Przepotężna jakaś siła,

zaciągnęła go do MON.

Ledwo kurz ze schodów opadł,

szczęknął sejf, za sejfem broń,

kiedy cień na ścianie dostrzegł -

Podszedł, patrzy - Toż to szpion !

Zagnieździli się agenci,

najprawdziwsze bolszewiki !

Tak zawołał - wybiegając -

I przez klomby, przez trawniki

gnał - ciskając gromy boże -

lecz tak szybko, że nieszczęsny 

biegnąc walnął się o brzozę.

A że chłop dość krzepki był,

 - bo fikołki z wieży fikał -

To się wyrżnął z całych sił.

Po czym - jakby tur zaryczał,

albo w kniejach ranne zwierzę -

w bardzo jasnej pomroczności

ujrzał przed się Betelgezę, 

co w czerwieni się nadyma.

Zaklął szpetnie - Ach nie wierzę,

że nie wyszło od Putina,

żem na brzozę, ot tak, wpadł.

Ktoś zdradziecko ją posadził.

Ktoś się na mnie tu zasadził.

Rączki macał ruski dziad  !

Leżąc, popadł w odrętwienie,

gdzie miał pierwsze objawienie,

w którym głos z samiuśkiej góry,

śpiewał, jak anielskie chóry –

 

Niech cię nie gryzie sumienie 

i dusza niech się nie martwi.

Na brzozie twoje zbawienie -

twoje zawisło i partii.

 

Gdy ponieśli go na noszach,

przy mężczyznach, dzieciach, damach,

pianę tocząc, wciąż powtarzał -

To był zamach...to był zamach !

Już posłano po doktorów.

Już konsylium się zebrało.

Pośród nieistotnych sporów,

prześwietliło, popukało.

Coś tam, zda się, wymacało,

skoro bandaż przewiązało,

lecz nie tracąc ani chwili

po eksperta zadzwonili.

Juści ekspert, pełną gębą -

primo voto : z domu Rzepka -

Rzekł - Wielebny mój Antoni,

naderwała ci się klepka.

Gdy chwalebne toczysz spory,

dajesz gazu, gdy ci mało,

w głowie dzwonią ci zawory.

Jak walnęło - to urwało.

A nawiasem, jeszcze dodał, 

kreśląc epikryzę z wolna,

absolutnie żaden zamach,

lecz zasada to Newtona.

Musisz przyjąć, w tym sposobie,

proste to rozumowanie -

Jak ty w brzozę - brzoza tobie.

Deo gratias, mocium panie !

Zaś Antoni zwartą siłę,

którą wziął wykrzesał z siebie -

aż mu 'elektryczność z oczu biła' -

wykorzystał ją w potrzebie.

Stąd zakrzyknął napełniony -

Odnalazłem cel i misję,

radzić się nie będę żony.

Wiem !  Powołam podkomisję.

I aparat przysposobię,

który całą rzecz wybada.

Dziś papiery zaraz zrobię,

tylko pieczęć mi się nada.

I tak pognał nasz Antoni,

jak don Kichot, choć bez Pansy,

walczyć z prawem tak powszechnym,

iż go złamać – nie ma szansy.

Tylko czasem w noc kwietniową,

kiedy wiosny pierwsze tchnienia

i gdy mgły wilgotne spadną,

wciąż doznaje objawienia –

Kiedy zegar północ bije,

brzoza, którą wiatr kołyszy,

gdy wysunie białą szyję,

cicho śpiewa tak, że słyszy -

 

Niech cię nie gryzie sumienie 

i dusza niech się nie martwi.

Na brzozie twoje zbawienie -

twoje zawisło i partii.

 

 

YouTube - wersja dla leniuchów (udźwiękowiona)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Edytowane przez Father Punguenty (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Gdybyś był chociaż mniej wytrwały... - powtórzyłam po kilku przepłakanych chwilach. - Ale jesteś, jaki jesteś! A jaka jestem ja? - zadałam sobie ni stąd ni zowąd właśnie to pytanie. -  No jaka? No? Chyba przestaję podobać się sama sobie... - zdążyłam mruknąć, nim sen mnie zmorzył.     W nocy przyśniła mi się rozmowa z nim. A dokładniej ta jej część, która w rzeczywistości się nie odbyła.     - Naprawdę zostawiłbyś mnie? - spytałam roztrzęsiona, po czym chwyciłam go za dłonie i ścisnęłam je mocno. - Mógłbyś mnie zostawiłbyś?! - powtórzyłam głośniej. Dużo głośniej. Tak głośno, jak chciałam.     - Rozważyłem to - w treść snu wtrąciło się pierwsze ze rzeczywiście wypowiedzianych zdań. - Ale  skrzywdziłbym cię, wycofując się z danego ci słowa. Więc - nie - ma - opcji, bo nie mógłbym! - senne wyobrażenie mojego mężczyzny dodało zdanie drugie z realnie wygłoszonych. - Chociaż może powinienem - kontynuowało twardszym tonem - bo przy naszym drugim początku postawiłem ci warunek. Pamiętasz, jaki. A ty co zrobiłaś? Nadużyłaś mojego zaufania i mojej cierpliwości, a mimo to nadal spodziewasz się trwania przy tobie.     - A i owszem, spodziewam się - senny obraz mnie samej odpowiedział analogicznemu wyobrażeniu mojego mężczyzny. - Spodziewam się jeszcze więcej: nadal zaufania i nadal cierpliwości. Mimo, że cię zawiodłam. Bo... - urwałam na chwilę, gdy senna wersja mojego em spojrzała znacząco. Jednak ciągnęłam dalej:    - Bo zasługuję na nie, a ty dałeś mi słowo.     - Zasługujesz, to prawda - senny em odparł bynajmniej sennie. - I zgadza się: dałem Ci je. Ale czy powinienem go dotrzymać? Postąpić w tej sytuacji zgodnie z zapewnieniem? A może właściwe byłoby zdecydować wbrew sobie? Może na tym wyszedłbym lepiej?     Uśmiechnęłam się.     - Może, może - odpowiedziałem. - Ale wiesz, że nie wyszedłbyś na tym lepiej, bo nie byłby to właściwy krok.     - Nie byłby? - mój śniony facet spojrzał sennym spojrzeniem. - Bo?    - Bo jestem właściwą dla ciebie kobietą. A ty właściwym dla mnie mężczyzną. Tylko?     - Tylko? - em popatrzył po raz kolejny. Trzeci. Tym razem pytająco.     - Tylko daj mi czas. To dla mnie ważne.      Rzeszów, 29. Grudnia 2025          
    • Napłatał: łatał pan.  
    • O tu napisali Milasi - panu to.    
    • Ulu, z oka kozulu.      
    • Elki pikle, tu butelki, pikle.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...