Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane

Lipcowe granaty po niebie ktoś taszczy,

dudniące pomruki, tężeje powietrze.

Ściemniało, błysnęło i trzask, by przestraszyć,

rzęsiście lunęło, zaszumiało deszczem.

 

Myślisz, że ze strachu się liście skuliły,

aby w oka mgnieniu, zacząć się prostować.

Powietrze ozonem ktoś spryskał przemiły.

Wszystko, co zielone, wody chce skosztować.

 

Czy świat się nasyci krótką nawałnicą,

zdąży zazielenić, nim wiatr porwie wilgoć? 

Wyschnie w jednej chwili, nim człowiek pomyśli;

spadło, czy nie spadło, było, czy nie było?

 

Tylko trzy dżdżownice pełzają po ziemi.

Więc lunąć musiało, a je schować można.

Wędzisko, marsz nad staw i jeszcze westchnienie.

Co się dzisiaj złowi; z płetwą, czy dwunożna?

Lipcowe granaty po niebie ktoś taszczy,

dudniące pomruki, tężeje powietrze.

Ściemniało, błysnęło i trzask, by przestraszyć,

rzęsiście lunęło, zaszumiało deszczem.

 

Myślisz, że ze strachu się liście skuliły,

aby w oka mgnieniu, zacząć się prostować.

Powietrze ozonem ktoś spryskał przemiły.

Wszystko, co zielone, wody chce skosztować.

 

Czy świat się nasyci krótką nawałnicą,

zdąży zazielenić, nim wiatr porwie wilgoć? 

Wyschnie w jednej chwili, nim człowiek pomyśli;

spadło, czy nie spadło, było, czy nie było?

 

Tylko trzy dżdżownice pełzają po ziemi.

Więc lunąć musiało, a je schować można.

Wędzisko, marsz nad staw i jeszcze westchnienie.

Co się dzisiaj złowi; z wody, czy dwunożna?



×
×
  • Dodaj nową pozycję...