Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę jak mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę i siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach, toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach.
Milknie powoli cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach, jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy niczego nie zapomnieli,
I los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach, za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
Wkrótce szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem, co masz dziś zrobić,
Nie wiem, czy jednak jesteś gotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę jak mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę i siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy niczego nie zapomnieli,
I los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
Wkrótce szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Nie wiem, czy jednak jesteś gotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę jak mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę i siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy niczego nie zapomnieli,
I los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
Wkrótce szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Nie wiem, czy jednak jesteś niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy niczego nie zapomnieli,
I los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
Wkrótce szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Nie wiem, czy jednak jesteś niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy niczego nie zapomnieli,
I los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
Wkrótce szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy niczego nie zapomnieli,
I los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali wciąż na rozkazy;
Wkrótce szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy niczego nie zapomnieli,
I los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
Wkrótce szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy niczego nie zapomnieli,
I los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
O mnie szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy niczego nie zapomnieli,
Wnet los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
O mnie szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy o tobie nie zapomnieli,
Wnet los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
O mnie szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---



×
×
  • Dodaj nową pozycję...