Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Niedokończone opowiadanie "rozstaniowe"


Rekomendowane odpowiedzi

Nie chciała go dotknąć. Przez około półtorej godziny, które spędzili razem ich ciała zetknęły się tylko raz, kiedy witali się, a on szybko przybliżył twarz i cmoknął ją w policzek. Przed kolejnym pocałunkiem zdążyła się uchylić. A kiedy spytał, czy może chwycić ją za rękę, zamiast odpowiedzieć wcisnęła dłonie głęboko w kieszenie krótkiego zielonego kożuszka. Szedł obok niej, chwilami nieco z tyłu, myśląc o tym, że nieliczni przechodnie, prześlizgujący się po nich nieuważnymi spojrzeniami, zapewne nawet nie biorą ich za parę. Po raz kolejny zauważył, że uda i pośladki opięte oliwkowymi spodniami ma zbyt szczupłe, mimo to wydały mu się bardzo pociągające. Dotarli do rynku i zapytał czy wejdą gdzieś na kawę. Ona jednak wolała zostać na zewnątrz. Płyta rynku łagodnie opadała w dół niczym zbocze wzgórza. Stali przy południowej, najwyżej położonej pierzei, wzdłuż której ciągnął się rząd zielonych drewnianych ławek. Zamierzała usiąść na najbliższej, powstrzymał ją jednak, gdyż siedzisko było zabrudzone piachem i gołębimi odchodami. Obejrzał dwie inne ławki i wybrał jedną, dla pewności muskając czubkami palców powierzchnię desek pokrytą łuszczącą się farbą. Dopiero później przyszło mu na myśl, że troszczył się przede wszystkim o własne spodnie, gdyż zabrał w podróż tylko tę jedną parę. Kiedy usiedli, przysunął się do jej boku. Poczuł na udzie ciepło bijące od jej uda i pragnąc więcej przycisnął łydkę do jej łydki. Sięgający do pasa kożuszek, który miała na sobie i jego wełniany płaszcz nie pozwalały na czułe przytulenie się. Spróbował jednak ją objąć, wsuwając dłoń poniżej skraju kożuszka, ale szarpnęła się, kiedy tylko poczuła dotyk na plecach i ostrzegła, żeby „nie zaczynał”. Na niepewne pytanie, czy w takim razie chociaż poda mu dłoń, nic nie odpowiedziała.

 

***

 

Nie był ciekaw co to za stacja. Mimo to, kiedy poczuł szarpnięcie pociągu zatrzymującego się na peronie, podniósł wzrok znad dokumentów i obojętnym spojrzeniem obrzucił kilku ludzi, szykujących się do wsiadania. Mężczyzna ubrany w czerwoną kurtkę przewyższał innych co najmniej o głowę. Stał nieruchomo na płycie peronu, z wielką torbą turystyczną u stóp, i wpatrywał się prosto w niego. Patrzyli na siebie przez chwilę, aż, czując lekki niepokój, opuścił wzrok z powrotem na dokumenty. Nie chciał dzielić z nikim pustego dotychczas przedziału. Po chwili ktoś rozsunął oszklone drzwi.

- Można?

- Oczywiście – odpowiedział.

Czerwona kurtka była trochę sfatygowana i przybrudzona. Buty na grubej podeszwie, ciężkie, sięgające za kostkę. Wydało mu się, że wchodzący musiał schylić głowę, żeby zmieścić się w drzwiach.

- Ten pociąg jedzie do Wrocławia?

- Tak, do Wrocławia – potwierdził.

Przybysz mruknął z zadowoleniem.

- Dobrze, pijany jestem trochę i bałem się, że pomylę pociągi.

Dopiero teraz spojrzał uważniej w oczy przybysza, szklące się nienaturalnym blaskiem, jakby załzawione. Przypomniał sobie, okres, w którym pracował dorywczo w małej firmie budowlanej. Prowadził ją były sutener, który po odsiedzeniu kilkuletniego wyroku za rozbój i prowadzenie agencji towarzyskiej wszedł w interes budowlany. Zatrudniał wyłącznie „na czarno”, głównie znajomych recydywistów, będących w większości alkoholikami. Oczy tych robotników często miały podobny, nieprzytomny wyraz. Pomyślał, że ma do czynienia z robotnikiem budowlanym, powracającym do domu z odległej budowy.

- A pan dokąd jedzie?

Przez chwilę rozważał co odpowiedzieć. Uznał, że kłamstwo nie miałoby żadnego uzasadnienia.

- Też do Wrocławia.

- O, to razem pojedziemy!

Przyglądał się jak przybysz wrzuca niebieską torbę turystyczną na wysoko umocowaną metalową półkę, a potem ciężko opada na siedzenie przy oszklonych drzwiach, po tej samej stronie przedziału, gdzie on już siedział. W obecności wysokich mężczyzn zawsze czuł się nieswojo. Na szczęście kanapy w przedziale przeznaczone były dla czterech pasażerów, więc pomiędzy nimi zostały dwa wolne miejsca. Udając, że studiuje papiery kątem oka spoglądał na spoczywające na siedzeniu wielkie, niezbyt czyste dłonie sąsiada. Pomyślał o portfelu schowanym w kieszeni płaszcza, wiszącego na haczyku przy oknie. Należałoby go dyskretnie wyjąć, jeszcze przed wyjściem do toalety. Że będzie chciał wyjść, był pewien, ponieważ na dworcu w Przemyślu kupił sobie puszkę piwa. Stała teraz na półeczce pod oknem. Postanowił nie naruszać jej przed kontrolą biletów. Kiedy przyjdzie konduktor, będzie musiał sięgnąć po portfel i wyjąć z niego bilet. Po kontroli po prostu schowa portfel do kieszeni spodni. Przybysz nawet nie zorientuje się, że to oznaka braku zaufania. A potem już będzie można rozkoszować się piwem i w razie potrzeby spokojnie udać się do toalety.

- Pozwoli pan, że ściągnę buty?

Pytanie wyrwało go z rozmyślań.

- Bez obaw, mam czyste skarpety, świeżo ubrane.

Rozbawiło go to usprawiedliwienie.

- Pewnie, ściągaj pan - rzucił niemalże wesoło.

Zmienił zdanie i sięgnął po puszkę. Z przyjemnością wsłuchał się w syk, jaki wydała podczas otwierania.

 

***

 

W Krakowie wstąpił do sklepu z indyjskimi wyrobami. Długo przebierał w jaskrawych jedwabnych chustach, bawełnianych sukienkach i pomarszczonych bluzeczkach przyozdobionych wyhaftowanymi grubą nicią motywami, pieścił długie sznury korali, przestawiał na półkach figurki zwierząt zrobione z drewna i kości słoniowej. Oglądał dwuskrzydłową drewnianą szafę na ubrania, w stylu kolonialnym, ciemnozieloną, z powierzchnią bogato zdobioną rzeźbieniami i malunkami ptaków o tęczowych piórach. Sądził, że egzotyczne drewno będzie pachniało lasem tropikalnym, jednak kiedy przybliżył nos, nie poczuł nic szczególnego. Na jednej półce zauważył plastikowe pudełko wypełnione połyskującymi kamykami. Gładko oszlifowane, obłe kształty, każdy z dziurką umożliwiającą nawleczenie na sznurek. Opale o barwie rozwodnionego mleka, czerwone i białe korale, czarne onyksy i podobne do nich nieprzeniknione noce Kairu, zielononiebieskie i różowe turkusy, cętkowane tygrysie oczy, kwarcyty, przezroczyste, złote albo podobne do kropelek mgły i całe mnóstwo agatów we wszystkich możliwych kolorach. Nazwy kamieni sprawdził w internecie, już po powrocie do domu. Zanurzył dłoń i przez kilka minut przelewał je między palcami, niczym duże, zastygłe łzy Matki Ziemi. Cicho grzechotały. Zastanawiał się, co ona mogłaby z nimi zrobić. Przywołał z pamięci własnoręcznie przez nią robione ozdoby, broszki, kolczyki, bransoletki, naszyjniki. Nie przypominał sobie, aby używała do tego kamieni. Raczej kolorowy filc, włóczkę, inne miękkie tworzywo. Czując potrzebę usprawiedliwienia się przed stojącą za ladą dziewczyną wybrał jeden owalny kamyk w kolorze morskiej zieleni, z bladymi, jakby łuszczącymi się plamkami, zapłacił złotówkę i wyszedł.

- Ten kamyk kupiłem w Krakowie.

Otworzył dłoń, pokazując ciemnozielony koralik.

- Drugi znalazłem w pociągu, jadąc tutaj.

Wyciągnął z kieszeni inny kamyk, w odcieniach brązu, przetykany mlecznymi pasemkami, z lekko nadpękniętą skorupką. Przypuszczał, że to agat.

- Też ma dziurkę.

Wydało mu się, że zabrzmiało to lubieżnie. Przestraszył się, że ona wstanie z ławki.

- Znalazłem go na podłodze wagonu. Pomyślałem, że to dobra wróżba i byłem prawie pewien, że przyjdziesz.

Nie wspomniał o tym, jak szybko utracił tę pewność. Właśnie z namaszczeniem chował znaleziony w pociągu koralik do kieszeni płaszcza zapinanej na guzik, tej samej, w której leżał już jego zielony krewniak ze sklepu w Krakowie i wtedy zadzwoniła. Usłyszał w słuchawce ciche „nie przyjdę”. Potem przez chwilę nie działo się nic szczególnego. Pociąg nadal zmierzał w swoją stronę, czego dowodził miarowy stukot kół. Tyle że jemu i pociągowi nie było już po drodze. Odmawiając udziału w dalszym ruchu i łamiąc zasady fizyki zatrzymał się. Jakby był postacią z filmu, dwuwymiarową projekcją wyświetlaną przez nieznanego operatora do wnętrza wagonu. Wydawało mu się, że kiedy pociąg już stąd odjedzie on zostanie, jako plama światła, bezkształtna i rozmyta w promieniach zachodzącego słońca, rozpraszająca się na po zaoranych polach uprawnych umykających teraz za oknem. Dobywając głos z jakiegoś ciemnego, odległego miejsca wewnątrz swego dwuwymiarowego ciała, powiedział „Jestem już w pociągu.”, a po chwili dodał „Nie mam wyjścia”.

- Mogłabyś zmniejszyć się tak, aż stałabyś się tym zielonym kamykiem – powiedział, żeby cokolwiek powiedzieć. Zwykle nie czuł przy niej przymusu mówienia, jednak tym razem bał się, że cisza wygoni ją z ławki.

- Schowaj sobie ten kamyk – powiedział.

 

***

 

Przybysz zdążył mu już trochę opowiedzieć o sobie. Jest kierowcą ciężarówki, mieszka pod Bydgoszczą, dokąd właśnie jedzie na dłuższy urlop. Ciężarówkę, którą pozostawił w Gliwicach miał przejąć zmiennik, młody chłopak, „cukiernik”, jak wyraził się o nim z przekąsem. Cukiernikami nazywał wszystkich niedoświadczonych kierowców, którzy stosunkowo niedawno, często dzięki darmowym kursom finansowanym przez Unię Europejską, uzyskali uprawnienia potrzebne do kierowania ciężarówkami, porzucili wyuczone zawody takie jak na przykład wyrabianie ciasta w piekarni i zatrudniwszy się w firmach przewozowych wyruszyli na trasy Europy. On sam, co podkreślał z dumą, był kierowcą od zawsze i nic innego robić nie umiał.

 

We Wrocławiu mieli przesiadkę. Pociąg miał przyjechać dopiero za godzinę, więc postanowił skosztować knyszę, ciepłą bułkę z warzywami doprawioną ostrym sosem. Jak słyszał, miała to być specjalność wrocławskiego dworca.

- Nie wie pan gdzie tutaj można kupić coś do jedzenia? – zapytał kierowcę, kiedy już stali na wrocławskim peronie.

- Przy głównym dworcu zawsze coś sprzedawali – odparł tamten. - Ale trzeba sprawdzić, bo go remontują.

- Aha, dzięki – odrzekł.

Zabrakło mu odwagi, żeby ostentacyjnie pożegnać się i tym sposobem zakończyć znajomość. Bez słowa ruszył w kierunku schodów prowadzących do podziemnego przejścia. Starał się nie myśleć o tym, że facet podążą za nim krok w krok. W podziemnym przejściu zrównali się i zrozumiał, że musiałby ruszyć biegiem, żeby go zgubić. Dworzec rzeczywiście remontowano. Wychynęli z podziemnego korytarza obok budynku, w którym urządzono tymczasową poczekalnię. Przed poczekalnią słały duże białe kontenery z umywalniami i toaletami. Przemknęło mu przed oczami wspomnienie angielskiej farmy, bezkresnych pól fasolowych, pociętych równymi rzędami wybujałych roślin pnących się wysoko ponad głowami milczących robotników, zrywających zielone strąki, długie jak ludzkie ramię. Każdego dnia, kiedy słońce opadało już ku zielonej linii horyzontu, wracali właśnie do podobnych blaszanych kontenerów przerobionych na sypialne klitki. Nie mógł sobie przypomnieć imienia tej portugalskiej studentki, z którą umówił się na randkę, wygrywając dzięki temu zakład z kolegami.

- Muszę wstąpić do toalety – powiedział.

Miał jeszcze nadzieję, że facetowi nie będzie chciało się czeka na zewnątrz. Ten jednak wszedł za nim do kontenera.

- Dwa złote z góry – rzuciła pani siedząca w małym pomieszczeniu oddzielonym szyba.

- Nic nie ma za darmo – mruknął facet, kładąc monetę.

Też zapłacił i skierował się ku pisuarom. Obawiał się trochę, że facet wybierze sąsiedni pisuar. Przez chwilę zastanawiał się, jak wypadłoby porównanie ich przyrodzeń. Na szczęście facet wybrał pisuar umieszczony w drugim krańcu kontenera. Rozważył jeszcze ucieczkę do kabiny zamykanej na klucz, jednak z jednej z nich dochodził niezrozumiały bełkot, a spod zawieszonych nad podłogą drzwi wystawały nogi odziane w poplamione spodnie. Spod innych drzwi rozlewała się mokra plama. Nie chciał zostawać długo w tym miejscu. Umyli ręce i wyszli.

- Widział pan tego w kabinie, jakiś menel zapity – burkną facet pogardliwie.

 

 

 

Edytowane przez Jakubek2024 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawa podróż bohatera przez życie, wzbogacana wspomnieniami i refleksjami, jak w życiu każdego z nas.

Dwa drobiazgi:
 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeszcze nie spotkałem pijanego, który wyznałby otwarcie, iż jest pijany, a wprost przeciwnie: im bardziej pijany, tym uparciej utrzymuje, że jest trzeźwy.

 

To chyba jakiś specjalny wagon, gdyż przedział pierwszej klasy miał sześć miejsc do siedzenia, a przedział drugiej klasy osiem miejsc. Obecnie na większości kolei europejskich obydwie klasy mają po sześć miejsc.

Ale ogólnie całkiem niezłe.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@staszeko Dziekuję za komentarz. To dla mnie ważne, że "da się" to przeczytać.

 

Pisałem to ponad 10 lat temu, więc może wtedy jeszcze były takie 8 osobowe przedziały (na trasie Przemyśl-Kraków-Wrocław-Poznań)? A może to mój błąd.

 

Co do deklaracji: "jestem pijany", to miała miejsce i chyba wynikała z tak pojętej przez tego człowieka grzeczności:))

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...