Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 Dnia 18 lipca roku 1956 w niewyjaśnionych okoliczność swojego żywota dokonał Sylvester Amaroun. Znaleziono go martwego w pokoju na drugim piętrze tuż przed lustrem. Policjanci z ogromnym oporem opowiadali o szczegółach związanych z przyczynami zgonu. Ciało martwego całe pokryte były zadrapaniami i śladami po pazurach. Jego oczodoły ponadto, okazały się całkowicie puste. Adam, jako że był ulubieńcem wuja, w testamencie otrzymał jego posiadłość.

         Adam trzy dni po tym drastycznym wydarzeniu postanowił udać się do domu, który od tego momentu należał do niego. Budynek posiadał dwa piętra i strych, zbudowany był z dębowych desek. Zdecydowanie domostwo miało swoje dni świetności za sobą. Oprócz nowego posiadacza, w posiadłości mieszkał jeszcze stary służący, który oprowadził Adama po całym budynku. Po około godzinnej przechadzce i szczegółowym sprawozdaniu starego Jima, mężczyzna został zaprowadzony do pokoju Sylvestra. Pomieszczenie to zawsze wydawało się mroczne i tajemnicze w latach młodości Adama. Farba opadała ze ścian, a stare biurko wręcz emanowało mrokiem. Pomieszczenie na dodatek opanowane było przez woń starych ksiąg. Oprócz rzecz jasna biurka wuja i jego łóżka, wewnątrz pokoju stało kilka regałów z książkami. Stare woluminy były równie zniszczone i obdarte co cały pokój. Okładki niemal opadały, strony często były ubrudzone jakimiś ciemnymi substancjami. Jedna książka jednak przykuła uwagę Adama. Była zaskakująco nowa. Mężczyzna wziął ją i przeczytał napis na okładce - "Pamiętnik Sylvestra Amarouna". Adam otworzył na pierwszej stronie. Co dziwne, pamiętnik zaczynał się od daty 14 czerwiec 1956. Wujek dopiero miesiąc temu zaczął go pisać. Adam zaczął czytać.

14 czerwiec 1956

Przechadzając się po mojej posiadłości natknąłem się na coś niezwykle ciekawego. Pokój na drugim piętrze jako jedyny świecił pustką. Jedyną rzeczą, która w nim stała to duże lustro. Nie wiedziałem, że w ogóle takie kupowałem. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć, czy stało tutaj wcześniej.

Kolejne strony były powyrywane. Następny czytelny fragment pochodził z 24 czerwca i był dziwniejszy od pierwszego:

24 czerwiec 1956

Coraz częściej odpuszczam sobie pracę i siedzę przed lustrem. Ono emanuje jakimś dziwnym światłem. Staram się zrozumieć...

Tutaj tekst się urywał. Adam zaczął myśleć, że wujek postradał zmysły. Zaczął czytać kolejny wpis:

14 lipiec 1956

Słyszę głosy. Ono chcę bym je ponownie dotknął... To chce mnie... Muszę się temu postawić...

Te zapiski nie dawały nadziei na potwierdzenie dobrego stanu psychicznego wujka. Kolejny, a zarazem ostatni czytelny fragment pochodził z dnia jego śmierci:

18 lipiec 1956

Muszę je zniszczyć. Nie zniosę tego więcej. Jeżeli Bóg istnieje, niech mi pomoże.

Adam z ciekawości wszedł na drugie piętro i dotarł do opisywanego pokoju. Rzeczywiście, jedyne co znajdowało się w jego wnętrzu to lustro ze zdobioną, miedzianą ramą. Tuż przed nim, na podłoże była jeszcze kałuża krwi. Tutaj umarł wujek. Adam podszedł do zwierciadła i dotknął je ręką. Niespodziewanie z jego wnętrza wyskoczyło dziesięć, czarnych rąk, które chwyciły mężczyznę za koszulę i zaczęły ciągnąć go w stronę szklanej tafli. Adam chciał zawołać po pomoc. Wydać jakikolwiek dźwięk. Niestety ręka wbiła się w jego gardło. Ostatnie co ujrzał, to ogromna, zdeformowana postać, cała stworzona z czarnego śluzu, która się śmiała.

          Po czterech dniach od zaginięcia Adama, na komisariat policji przyszło zgłoszenie. Stary Jim, gdy sprzątał pokój na drugim piętrze, niespodziewanie dostrzegł poszukiwanego na podłodze. Nie miał pojęcia skąd się tam wziął. Wpadł w jeszcze większe zdziwienie, gdy Adam zaczął swoimi pięściami okładać lustro. Kawałki szkła przecinały skórę na jego dłoniach, ale nie przestawał w nie uderzać. Skończył dopiero po 12 minutach, gdy przybyła policja. W czasie przesłuchania nie był w stanie wypowiedzieć pojedynczego słowa, a gdy funkcjonariusze przeprowadzili go obok lustra w przedpokoju, dostał ataku paniki. Koniec końców, został odesłany do szpitala psychiatrycznego, w którym spędził resztę swoich dni.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I co, że kawa?… tak, o osiemnastej… wypiję ją do cebuli… tak, cebuli smażonej z koncentratem pomidorowym. Będę syta, będę wreszcie rozpieszczona po całym tym dniu, który mnie swoimi mackami dotykał, skubał i energiami moimi chciał żonglować. Próbował mnie przekupić paskudną kawą rozpuszczalną do której dołożył cukier, jakiego nie zamawiałam. Potem była zupa dyniowa… czy raczej krem marchwiowy z octem. A te oczekiwania względem, bezwzględne jednak, oczekiwania wobec ciała... mojego ciała… mojego.   Ciało się nie godzi, zakłada pancerze, sztywnieje, składa się przecież z wody, która lubi się układać w piękne wzory, dajmy na to kompozycje sprawdzone, klasyczne śnieżynki… nie interesują go bełkotliwe nuty, ani przypadkowe słowa. Trzy metry ode mnie, ukraiński młody człowiek buduje swoją biografię uchodźcy, wtóruje mu drugi, podobny. Śmieją się w swoim języku, na dwa języki się śmieją, spierają te swoje dwa języki, wystawiają je, te mielące bez ustanku ozory rozpuszczają i ładują to w eter, w mój umysł… mój umysł... Moje ciało nie reflektuje na to, nie reflektuje też na angielską smęciznę, która do tego w tle, raz się zwija, raz rozwija. Moje ciało, co na gardle mu utknął krem marchwiowy i napój kawopodobny.   Nie jest łatwo być ciałem w dyskomforcie. O tak, jestem ciałem, nie zawiesiłam się w samym tylko umyśle. Mam nogi, mam ręce i mam też myśl o cebuli i świeżo mielonej kawie. Myśl anty anty, bo teraz anty grawitacyjna jest moja myśl, spieszy się do domu, a tu ją na koniec katują sytuacją politycznie – społeczną, gospodarczą nawet. Myśl moją, która w ciało wchodzi, która ciałem steruje, która jest teraz wodą wzburzoną, spienioną, zmęczoną… dziś zmęczoną tak bardzo... bardzo zmęczoną.   Wreszcie moja myśl, zakrywa się kocem wieczornym, zakrywa tym kocem też ciało… naraz jestem daleko, daleko od donośnych uchodźców, co obok nadal dyskutują swoim alfabetem pokrętnym, daleko od nut przerzuconych na drugą stronę, zawieszonych na suficie, na głośniku, nut równie bezbarwnych, kolejnych bezbarwnych nut, jak piosenka w którą się układają, razem z wokalem rozwleczonym niebotycznie... niczym sweter szerszym niż dłuższym, odsłaniającym pępek… a we mnie jest cebula, obietnica cebuli i druga obietnica, ta do jej popicia. Obie zerkają na zegarek. Jest piątek, na zegarku jest za pięć sobota. Ciało wie, ciało pamięta, że mu umysł obiecał osiemnastą, więc przestaje słyszeć wszystko inne, przestaje się w tym męczyć, pamięta i czeka. To się nazywa zaufanie.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Nata_Kruk Miło mi Nato! Po przeczytaniu wielu wierszy i prozy na ten temat, odwiedzam czasami esensja.pl, zadumałem się na ten listopadowy dzień i tak wyszło. :))))
    • @Berenika97 @Nata_Kruk  ...nie jest tak źle, to tylko nostalgia za tym co było. Dziękuję za czytanie :)  
    • Ładnie, ładnie, trochę przypomina mi środkami stylistycznymi "Białą magię" K.K. Baczyńskiego,  którą zresztą bardzo lubię. A u Ciebie jest nawet bardziej fizycznie - dla mnie to zaleta ;)    Pozdrawiam :)   Deo
    • @hania kluseczka dokładnie tak jak piszesz. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...