Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

AwertyPL

Użytkownicy
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez AwertyPL

  1. Prolog <Desmond wchodzi do opuszczonego hotelu, przygląda się wszystkiemu przez dłuższą chwilę, aż w końcu pada na kolana i wyciąga nóż> Desmond <do siebie> Nie wiem co mam zrobić, Nie znam mego celu, Cierpienie zasłania mi oczy, Wyniszcza każdą moją komórkę I napawa niewyobrażalną odrazą do siebie i całego świata, Uczynię to co dawno powinienem, Wreszcie zakończę ten ciąg nieszczęść, <wzdycha> Tutaj w miejscu, gdzie ciebie po raz pierwszy spotkałem, Po raz ostatni o tobie pomyślę I zakończę swoje rozbicie, <Desmond urania łzę> Wybrałaś mego przyjaciela nade mnie, Mu szczęście przynosisz, A mi cierpienie jedynie sprawiasz, Bez żadnego pożegnania, Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłem, <robi kilkuminutową przerwę> Nie! To nie może się tak skończyć! To nie ja powinienem życie stracić, A ty marny puchu! Nim wyżresz serce następnego człowieka, Nim zniszczysz go doszczętnie niczym mnie, <Desmond wstaje i rzuca nożem w ścianę> Ja zemsty dokonam, I Alvina uratuję, Przed tym co mi uczyniłaś <Desmond biegiem opuszcza budynek> Akt I Scena I <salon w mieszkaniu Desmonda, na podłodze narysowany okrąg kredą i wyłożony ziołami, Desmond stoi pośrodku z nożem kuchennym, potem nacina lekko rękę i swoją krwią pokrapia okrąg, następnie wyjmuje zapałkę i podpala zioła na okręgu> Desmond On powstaje, On się budzi, On jest silny, On jest końcem, W dziwnej erze, W Wielkich dziejach, Chwilach grozy, Chwilach zwątpienia, On się smuci, On cierpi, On umiera, On się niszczy, Jednakże jest szczęśliwy, Jednakże jest wesoły, Jednakże się uśmiecha, Jednakże się zadowala, On walczy, On siecze, On kocha, On czuje, To go czyni zaprawdę człowiekiem, To go czyni zaprawdę szczęściarzem, To go czyni zaprawdę męczycielem, To go czyni zaprawdę Bogiem, Bogiem w ludzkiej skórze, Bogiem przez skorupę ograniczonym, Bogiem z kodeksem moralnym, Bogiem jedynym i sprawiedliwym, Malakai, preces meas audi et te ipsum ostende! <W mieszkaniu zrywa się wiatr pomimo zamkniętych okien, zapalone zioła gasną, a ich dym tworzy zasłonę, z której wyjawia się mglisty duch> Malakai Przybywam na twoje wezwanie śmiertelniku, Gdyż wykonałeś rytuał krwią swoją I ze swojej krwi mą cząstkę wybrałeś, Czego ode mnie żądasz? Desmond Przywołałem ciebie Wielki Malakaiu, Byś moje rozterki wyleczył, I śmierć fałszywcowi wyznaczył, Abyś zemstę moją dopełnił, I moją duszę od cierpieć wyzwolił Malakai Jako Stwórca świata, Jako Stwórca życia wszelkiego, W losy śmiertelników ingerować nie mogę, Desmond Zatem nie otrzymam boskiej pomocy? Malakai Ja twojej zemsty dopełnić nie zamierzam, Za to Bóg Chaosu, Plugawy Raegenher ją dopełnić może, Wezwij go, ale uważaj, Gdyż on może ciebie zwieść I do nieszczęść większych doprowadzić Desmond Zatem wracaj do siebie duchu, Skoro mojego serca nie ukoisz, Wracaj do siebie, Do wymiaru bezcielesnego, Do wielkiej nieosiągalnej pustki, Z której siły potężne się wychylają, I na nasz świat spluwają, <Malakai znika, Desmond ponownie rozcina rękę i skrapia niedopalone zioła swoją krwią, która przybrała bordowy kolor> Scena II Desmond On atakuje, On zabija, On cierpienie uwielbia, On śmiercią się zadowala, On między demonami przebywa, Bóg ten bram piekielnych strzeże, Bóg ten płonącym biczem smaga, Bóg ten śmierci rozkazuje, Bóg ten bestiami świat pogramia, W chęci zemsty, W chęci władzy, W chęci sławy, W służbie mroku, W służbie chaosu, On przybywa I świat wyzwala Raegenher, surge et veni ad me! Exaudi preces meas! <Desmond zamyka oczy, wtedy ogarnia go ciemność, po chwili w mroku rozpływają się czerwone smugi, które koncentrują się w pewnym miejscu tuż naprzeciw Desmonda. Po krótkim czasie w miejscu koncentracji pojawia się ogromne oko> Raegenher Kim jesteś śmiertelniku I na jakiej podstawie, Gwałcisz mój spoczynek Desmond Jam jest Desmond panie I przybywam z prośbą, By moją duszę odciążyć I zemsty na człowieku okropnym dokonać! Raegenher Widzę twe serce Przepełnione zazdrością, Kwaśnym jadem zawalone, Desmond Modły me wszystko tłumaczą za mnie, Ja chcę zemsty, Nie poprawy, Ja chcę końca, Nie początku historii nowej! Raegenher Widzę to o czym myślisz, Słyszę to co ty słyszysz I wiem czego oczekujesz, Ja jednak skuty w piekle jestem, Wyrwać się z niego nie mogę, A uczynki dobrych ludzi Wciąż moją moc wyniszczają. Desmondzie! Ja ci teraz nie pomogę! Desmond Zatem jestem znów zdany na siebie? Raegenher Ależ skąd Desmondzie, Moim emisariuszem śmierć jest na Ziemi, Ją wezwij bym jej rękoma, Twoją zemstę dopełnił <Oko znika, a Desmond znów otwiera oczy, ponawia rytuał kolejny raz, nie wzdryga się nawet z bólu> Desmond Śmierć jest wolnością, Śmierć jest zbawieniem, Śmierć jest darem, Śmierć jest ukojeniem, W końcu ludzkiego żywota, Gdy wszystko co dobre się kończy, Śmierć wreszcie przybywa, I swoim dotykiem wszystko ratuje, Ponury żniwiarz, Z ceramiczną maską, Z posępnym uśmiechem, Z kryształową laską, Przebiera się za ludzi, I rozdaje prezenty, Śmierć jest przyjacielem, Śmierć jest pocieszycielem, Śmierć jest wybawicielem, Śmierć jest odpowiedzią, W dalekiej krainie, O nieznanym imieniu, W nieznanej osadzie, W obcej świątyni, Świat się kończy, Świat umiera, Świat upada, Świat się zbawia dotykiem śmierci, Mors! Veni! Te vehementer exspecto! Scena III <Tym razem z ziół unosi się czarny dym, z niego wyłania się sama śmierć> Śmierć Na cóż przywołujesz mnie śmiertelniku I zakłócasz moją pracę, Powstrzymujesz mnie Od wymierzenia sprawiedliwości, Desmond Jam jest Desmond O wielka śmierci, Zwracam się z prośbą, O ukojenie mojej duszy I zabranie pewnej latawicy, Razem ze sobą, Do krainy umarłych, Tam, gdzie jej miejsce, Wśród grzeszników i potępieńców, Śmierć Już wiem czego oczekujesz, Ale sam nie wiesz czego żądasz, Pożałujesz sam swojej prośby, Gdy zdasz sobie sprawę, Że nigdy nie powinieneś czuć ani bólu, ani cierpienia Desmond Wiem czego chcę I będę do tego dążył, Oczekuję twojej pomocy, Śmierć Ja wymierzam karę tylko tym, Którzy na nią są gotowi I tym którzy się jej nie spodziewają, Nie tykam tych, których nie widzę na mojej księdze, Desmond Jeżeli usłyszę kolejną odmowę, Sam będę gotów udać się do piekieł, By zemście stało się na dość, Śmierć Nie bluźnij przeciw mojemu majestatowi śmiertelniku, Sam nie wiesz jakie siły wzywasz, Nie masz pojęcia, Z jakim ogniem igrasz, Twojej prośbie stanie się za dość, Skoro sam tego żądasz, Ale sam doświadczysz niespodziewanych konsekwencji, <Śmierć znika, zrywa się wiatr, a w miejscu żniwiarza pojawia się bestia> Desmond Nie pamiętam, Bym wzywał ciebie Bestia Sam przybyłem, Na twoją prośbę, Załatwię tą, Która ciebie zraniła, Desmond Ruszaj zatem, I nie karz mi czekać, <Bestia znika, a Desmond zapada w sen> Akt II Scena I <Mieszkanie Elleonory> Elleonora Nareszcie spokój, Chwila ciszy, Wkrótce też mój ukochany, Wpadnie w moje ramiona, I da mi wreszcie, To co pragnę, <bierze głęboki wdech> Tyle złych doświadczeń, Pozostawiam za sobą, Alvin musiał się napracować, By wreszcie zdobyć mnie, <Śmieje się> Ten Desmond był całkiem ciekawy, Ale nie był tym jedynym, Nie miał tego co Alvin, <Pojawia się bestia> Ktoś ty? Co tutaj robisz? Nie jesteś moim ukochanym, Nie wiem czego ode mnie żądasz, Jak w ogóle tutaj wszedłeś? Drzwi tylko kluczem można otworzyć, A nikt oprócz mnie I mojego ukochanego, Go nie posiada, Bestia Ja nie potrzebuję klucza, Pan ciemności ma je wszystkie, A na ciebie wydał wyrok, Zgodnie z wolą swojego wyznawcy, Nowego wyznawcy, Który złożył u niego prośbę, Prośbę dotyczącą ciebie Elleonora Jaką prośbę? Nic nie rozumiem, O czym ty w ogóle mówisz? Czym zawiniłam? Bestia Dobrze wiesz co uczyniłaś, Zgrzeszyłaś przeciw uczuciu, Zabawiłaś się nim, Użyłaś go, W sposób, który jest niedopuszczalny, Kara wreszcie ciebie dosięga, Bo spowodowałaś cierpienie, Elleonora Powiedz mi, Kogo skrzywdziłam? Czego się dopuściłam? Bestia Doskonale wiesz co uczyniłaś, Dopuściłaś do wojny dwóch przyjaciół, I jeszcze chwilę temu, Bawiło cię to, Śmiałaś się z tego, A teraz zapłacisz za to co uczyniłaś, <Bestia wyjmuje miecz> Pozdrowienia od Desmonda <Bestia rozcina Elleonorze cały brzuch, uśmiercając ją> Scena II <Do mieszkania wchodzi Alvin> Alvin Co tu się dzieje?! Kim jesteś?! Co uczyniłeś mojej ukochanej?! <Alvin pada na kolana> Bestia Otrzymała to na co zasłużyła, I odesłana została do najgłębszej czeluści piekielnej, Gdzie prośbie uczyni się za dość, A ty, który sprzeniewierzyłeś się uczuciu, Skończysz marnie, Pomimo, że nie jesteś obarczony odpowiedzialnością, Obietnicy stanie się za dość, Desmond ujrzy konsekwencje, Alvin O czym ty mówisz?! Co ma z tym wspólnego Desmond? Bestia Nieważne, Teraz liczy się moja wola, I wola me go pana, <Bestia zabija Alvina> Oto są nieprzewidziane konsekwencje, Teraz widać dzieło zazdrości, Desmond będzie zaskoczony, <Bestia znika> Scena III <Desmond wyrywa się ze snu> Desmond Co to miało być? Co ja właśnie doświadczyłem? Czy to był sen? A może to wszystko wydarzyło się na prawdę? Nie wiem, Nie mam pojęcia, Cały zlany potem jestem, Zimno mi, <Bestia materializuje się w drzwiach mieszkania> Bestia Twoje życzenie zostało spełnione, Ujrzałeś, jak się wypełnia na własne oczy, Desmond Ale miałeś tylko ją zabić, Alvin był niewinny, Nie zasługiwał na podzielenie jej losu, Bestia Byłeś ostrzeżony, A nie posłuchałeś, Śmierć kara tych, Którzy chcą zaingerować w porządek świata, A twoja kara dopełniła się tylko w połowie, W odpowiednim czasie odczujesz ból, Ból okropny, Ból, którego się nie będziesz spodziewał, Strach znów zajrzy tobie w oczy, Śmierć uśmiechnie się, A ty będziesz cierpiał, Desmond Co ja zrobiłem? Mogłem tylko ja cierpieć, A nie inni, Mogłem dokonać żywota w tym hotelu, Mogłem wtedy zagłębić nóż w swoje piersi, Alvin mógł żyć Bestia Jeszcze się zobaczymy, Mój pan polubił twój widok, A bardziej twój ból, Który jest muzyką dla jego uszu, Zapamiętasz moje słowa, Nigdy już nie zaśniesz w spokoju, Twoje sumienie gryźć ciebie będzie przez lata, Desmond Zamilcz! Zostaw mnie w spokoju! Zgrzeszyłem przeciw światu, I teraz muszę odpokutować, Moje czyny zapamiętam, Będą mnie dręczyć, Ale zejdź z mych oczu Bestio! Bestia Jak sobie życzysz, T r u p i e <Bestia znika, a Desmond pada na kolana> Desmond Co ja też najlepszego narobiłem Akt III Scena I <Od wcześniejszych wydarzeń mijają dwa lata, Desmond w swoim mieszkaniu, siedzi przy stole i czyta list> Desmond List, Od Leny, Przysiągłbym, że ta kobieta mnie kocha, Ale nie jestem po prostu w stanie, Sumienie wciąż kłuje moje serce, Nie mogę już kochać, Pomimo, że chcę, Cnotliwszej osoby nigdy nie spotkałem, W przeciwieństwie do Elleonory, Jest ona prawdziwą pięknością, Stara się mnie na duchu podnosić, Każdego dnia stara się ze mną nawiązać kontakt, Chociaż duchy przeszłości polują na mnie, Staram się o tym nie myśleć, Nie chcę spowodować kolejnej śmierci, Nie chcę stracić kolejnej osoby, Na której mi zależy, Nie chcę cierpienia kolejnej, niewinnej duszy, Nie zniósłbym siebie, Gdyby jej coś się stało, Chociaż muszę przyjść, Zaprasza mnie na imprezę, Mnóstwo osób ma na niej być, I mnie według niej nie może zabraknąć, Chyba nie mam innej opcji, Niż się zgodzić, I się tam udać, Trochę zmierzyć się ze strachem, Sprzeciwić się rozumowi, Nie chcę jej sprawić przykrości, Chociaż ostrożność muszę zachować, <Desmond wstaje z krzesła i podchodzi do szafki, z której wyjmuje pistolet> Od roku się z tobą nie rozstaję, Będziesz mnie bronić, A w ostateczności mnie skończysz, Ostatnia moja droga ucieczki, <Pistolet chowa za płaszcz i wychodzi z domu> Scena II <Przyjęcie w domu Leny, Desmond wchodzi do środka i zostaje przez dziewczynę przywitany> Lena Witaj Desmondzie, Szczerze, Nie spodziewałam się, Że zaakceptujesz zaproszenie, Cieszę się, że wreszcie opuściłeś mieszkanie, Wyglądasz coraz gorzej, Powinieneś usiąść może, Ja wkrótce do ciebie dołączę, Muszę się zająć też innymi gośćmi <Desmond bez słowa odchodzi w stronę sofy, w rogu domu, siedzi na niej Rafael i Simeon> Desmond Czy można się dosiąść Rafael Oczywiście, Dawno ciebie nie widziały moje oczy, Myśleliśmy, żeś martwy Desmondzie, Simeon Opowiadaj co robiłeś, Przez ten cały czas, Desmond Nic istotnego, Ani interesującego, Sporo pracy miałem, Simeon Wyglądasz okropnie, Bez urazy oczywiście, Ale byś wreszcie zaczął z nami wychodzić, Zawsze byłeś tym najweselszym w grupie, Rafael Lena się bardzo o ciebie martwiła, Tak właściwie to zastanawialiśmy się, Co ciebie zatrzymuje w domu, Simeon Wiedzieliśmy o twoim zauroczeniu, O tym co czułeś do Elleonory, Wiedzieliśmy, że bardzo to przeżywałeś, A potem Elleonora i Alvin, Zostali znalezieni martwi, Ich wnętrzności były całe powyszarpywane, Zbiera mi się na mdłości, Gdy o tym myślę, Wolałbym to zapomnieć Desmond Ja też, Słyszałem o tym co się stało, Zastanawia mnie ta sprawa, <Desmondowi zaczyna cieknąć krew z nosa> Simeon Desmondzie! Czy wszystko w porządku? Krew tobie cieknie z nosa! Desmond To nic takiego <Desmond spada z sofy> Rafael Co się dzieje?! Desmondzie! Czy wszystko w porządku? <Bestia materializuje się przed Desmondem> Bestia Nadszedł czas zapłacić Desmond A więc tak to się skończy Rafael Kim on jest? Wziął się z znikąd, <Wbiega Lena> Lena Desmondzie! Co tu się dzieje? I kim jest ten człowiek? Bestia Mylisz się, Ja nie jestem człowiekiem, I nie przybyłem po was, Tylko po duszę tego idioty, Desmond Leno! Uciekaj! Wszyscy uciekajcie! On zabije was wszystkich! <Goście krzyczą, pozostaje tylko Lena, Simeon i Rafael> Simeon Nie zostawimy ciebie w potrzebie Bestia Zatem nie pozostawiacie mi wyboru <Bestia wyciąga miecz> Ty zginiesz pierwszy, A potem zginie kobieta, Desmond wszystkiemu się przyjrzy, I zobaczy do czego doprowadził, Desmond Nie waż się ich tknąć! <Bestia rzuca się na Simeona, i gdy ma go zabić, to Desmond podrywa się z podłogi, i zasłania go swoim ciałem> Bestia Zatem walczysz, Czuję twojego ducha, Twoja dusza płonie ze złości, Widzę, że czegoś się nauczyłeś, Lena Desmondzie! Czy wszystko w porządku? Powinieneś uciec! Jesteś ranny! Desmond Uciekajcie wy! To moja sprawa, I nie chcę, by ktoś ponownie przeze mnie ucierpiał, <Desmond wyjmuje pistolet i strzela, Bestia robi unik i ponownie rzuca się z mieczem na mężczyznę> Jeżeli masz mnie zabić, To zabij mnie, Dopełni się twoje słowo, Ale nikt więcej nie ucierpi, To sprawa pomiędzy nami i plugawcem Raegenherem, Bestia Masz szczęście, Zrozumiałeś swój błąd, Złamałeś tym samym klątwę, Rzuconą na ciebie, Poprawiłeś się i teraz nie dosięgną ciebie konsekwencję, <Bestia cofa się> Mam nadzieję, że już się nie spotkamy <Lena podbiega do Desmonda> Lena Desmond! Jeżeli przeżyjesz tą ranę, Będziesz miał sporo do tłumaczenia, <Podbiegają Rafael i Simeon, podnoszą rannego Desmonda> Desmond Zrozumiałem, gdzie popełniłem błąd, Trzymałem urazę, A powinienem ją przebaczyć, I iść dalej w pokoju, Mogę nareszcie żyć dalej, Moja dusza jest wolna, Mogę wreszcie wypowiedzieć te słowa, Leno! Kocham cię!
  2. @jan_komułzykant Nie. Ten tekst akurat napisałem jeszcze w tym tygodniu. Mam potwierdzenie, bo również jest na moim wattpadzie: https://www.wattpad.com/user/AwertyPL. Bardzo możliwe, że ktoś kiedyś napisał podobne opowiadanie.
  3. Dnia 18 lipca roku 1956 w niewyjaśnionych okoliczność swojego żywota dokonał Sylvester Amaroun. Znaleziono go martwego w pokoju na drugim piętrze tuż przed lustrem. Policjanci z ogromnym oporem opowiadali o szczegółach związanych z przyczynami zgonu. Ciało martwego całe pokryte były zadrapaniami i śladami po pazurach. Jego oczodoły ponadto, okazały się całkowicie puste. Adam, jako że był ulubieńcem wuja, w testamencie otrzymał jego posiadłość. Adam trzy dni po tym drastycznym wydarzeniu postanowił udać się do domu, który od tego momentu należał do niego. Budynek posiadał dwa piętra i strych, zbudowany był z dębowych desek. Zdecydowanie domostwo miało swoje dni świetności za sobą. Oprócz nowego posiadacza, w posiadłości mieszkał jeszcze stary służący, który oprowadził Adama po całym budynku. Po około godzinnej przechadzce i szczegółowym sprawozdaniu starego Jima, mężczyzna został zaprowadzony do pokoju Sylvestra. Pomieszczenie to zawsze wydawało się mroczne i tajemnicze w latach młodości Adama. Farba opadała ze ścian, a stare biurko wręcz emanowało mrokiem. Pomieszczenie na dodatek opanowane było przez woń starych ksiąg. Oprócz rzecz jasna biurka wuja i jego łóżka, wewnątrz pokoju stało kilka regałów z książkami. Stare woluminy były równie zniszczone i obdarte co cały pokój. Okładki niemal opadały, strony często były ubrudzone jakimiś ciemnymi substancjami. Jedna książka jednak przykuła uwagę Adama. Była zaskakująco nowa. Mężczyzna wziął ją i przeczytał napis na okładce - "Pamiętnik Sylvestra Amarouna". Adam otworzył na pierwszej stronie. Co dziwne, pamiętnik zaczynał się od daty 14 czerwiec 1956. Wujek dopiero miesiąc temu zaczął go pisać. Adam zaczął czytać. 14 czerwiec 1956 Przechadzając się po mojej posiadłości natknąłem się na coś niezwykle ciekawego. Pokój na drugim piętrze jako jedyny świecił pustką. Jedyną rzeczą, która w nim stała to duże lustro. Nie wiedziałem, że w ogóle takie kupowałem. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć, czy stało tutaj wcześniej. Kolejne strony były powyrywane. Następny czytelny fragment pochodził z 24 czerwca i był dziwniejszy od pierwszego: 24 czerwiec 1956 Coraz częściej odpuszczam sobie pracę i siedzę przed lustrem. Ono emanuje jakimś dziwnym światłem. Staram się zrozumieć... Tutaj tekst się urywał. Adam zaczął myśleć, że wujek postradał zmysły. Zaczął czytać kolejny wpis: 14 lipiec 1956 Słyszę głosy. Ono chcę bym je ponownie dotknął... To chce mnie... Muszę się temu postawić... Te zapiski nie dawały nadziei na potwierdzenie dobrego stanu psychicznego wujka. Kolejny, a zarazem ostatni czytelny fragment pochodził z dnia jego śmierci: 18 lipiec 1956 Muszę je zniszczyć. Nie zniosę tego więcej. Jeżeli Bóg istnieje, niech mi pomoże. Adam z ciekawości wszedł na drugie piętro i dotarł do opisywanego pokoju. Rzeczywiście, jedyne co znajdowało się w jego wnętrzu to lustro ze zdobioną, miedzianą ramą. Tuż przed nim, na podłoże była jeszcze kałuża krwi. Tutaj umarł wujek. Adam podszedł do zwierciadła i dotknął je ręką. Niespodziewanie z jego wnętrza wyskoczyło dziesięć, czarnych rąk, które chwyciły mężczyznę za koszulę i zaczęły ciągnąć go w stronę szklanej tafli. Adam chciał zawołać po pomoc. Wydać jakikolwiek dźwięk. Niestety ręka wbiła się w jego gardło. Ostatnie co ujrzał, to ogromna, zdeformowana postać, cała stworzona z czarnego śluzu, która się śmiała. Po czterech dniach od zaginięcia Adama, na komisariat policji przyszło zgłoszenie. Stary Jim, gdy sprzątał pokój na drugim piętrze, niespodziewanie dostrzegł poszukiwanego na podłodze. Nie miał pojęcia skąd się tam wziął. Wpadł w jeszcze większe zdziwienie, gdy Adam zaczął swoimi pięściami okładać lustro. Kawałki szkła przecinały skórę na jego dłoniach, ale nie przestawał w nie uderzać. Skończył dopiero po 12 minutach, gdy przybyła policja. W czasie przesłuchania nie był w stanie wypowiedzieć pojedynczego słowa, a gdy funkcjonariusze przeprowadzili go obok lustra w przedpokoju, dostał ataku paniki. Koniec końców, został odesłany do szpitala psychiatrycznego, w którym spędził resztę swoich dni.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...