Samotnie w deszczu
na przystanku metafizyki
w oczekiwaniu na przyjazd
swojej heraklesowej doli
Nawet nie dotarła
musiałem iść pieszo po wypadki
W kantynie
gdzie przydzielano robotnicze role
powiedziano mi żebym zachował
uzbrojone w atomówki
nadzieje i pretensje
w odwodzie
Oślepilem kiedyś siebie
najlepszymi miejscami -
łąki nadjeziorne z magią
zaklętych lotem w epokach ważek
nagłe polany i zasłużone
europejskie starówki o zachodach -
by teraz pośród spraw ludzkich
brodzić po łebkach
wypalonej marihuany
Dawno temu bachantki
wyrwały mi serce sytuacjami
Obecnie wynajmuję mentalny
kawałek Arkadii
gdy profesyje i awansy
zajmują skromną resztę umysłu