Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kończył się kolejny, włocławski, by nie powiedzieć nudny dzień. Bagażnik pełen warzyw i owoców świadczył dobitnie o tym, że tego dnia zakupy na rynku były co najmniej udane, a mnie marzył się jedynie powrót do rodowej siedziby. Duszne i parne powietrze zwiastowało nadciągający deszcz, a silny i gorzki aromat palonej kawy zdawał się potwierdzać moje domysły. Pojedyncze krople spadające z gęstej zasłony chmur niezbicie ogłaszały zdrową i oczyszczającą ulewę.
Ni to do siebie, ni to do matki, głosem pełnym zadumy powiedziałem „ ... swoją drogą, dziwne to miasto, ten nasz Włocławek, zawsze tu pachnie kawą jak ma lać ...”. Matka odpowiedziała uśmiechem i po chwili namysłu rzekła „ ... Wiesz, że ten nasz grajdołek to ...” i tu urwała, widząc niesamowity tumult i zbiegowisko jakie uczyniło się u wlotu ulicy Cyganki. Przerywane jęki klaksonów wymownie oznajmiały rodzący się korek, którego i my, staliśmy się ofiarami. Cyganka jest bowiem najkrótszą droga od rynku do mojego domu znajdującego się, jak to włocławianie, sam nie wiem czemu określają, „za Wisłą”.
Tymczasem gwar i tłum na ulicy poczynał lawinowo gęstnieć. Tabuny podejrzanie wyglądających „dżentelmenów” ciągnęły nieprzerwaną ława z różnorakiego rodzaju wózkami, przyczepkami, taczkami i temu podobnym sprzętom transportowym. Samochód z wolna potoczył się do skrzyżowania ulic 3 Maja i Cyganki. Matka zaniepokojona rozwojem sytuacji kazała mi szybko zaryglować drzwi i zamknąć na wpół uchylone okno.
Z niedomkniętych drzwi bagażnika białej, dostawczej furgonetki wychyliły się dwa umorusane i niemiłosiernie szczerbate łobuzy. Spłoszone dochodzącym od strony seminarium wyciem policyjnych syren zaczęły, drzeć się w niebogłosy „Maaamaaa!”. Chłopcy zdawali się być solidnie wystraszeni błyskami „niebieskiej szklanki” policyjnych kogutów. Ubrana w ortalionowy dres i znoszone adidasy kobieta poczęła targać za ucho jednego z malców. Równocześnie wykrzykiwała rytmicznie sylabizując przez zaciśnięte zęby:„Ile razy wam powtarzałam, nicponie, że uciekajcie jak zobaczycie tylko radiowozy. A teraz dawać mi coście tam naszabrowali i znikajcie”. Chłopcy niezwłocznie podali zawartość swoich podołków, którą natychmiast pochłonęły przepastne kieszenie okrycia niewiasty, i co żywo zaczęli uciekać chwytając w ręce co im popadło.
Tymczasem dzięki interwencji policji, ruch uliczny zaczął powoli wracać do normy. Szybko wyjaśnił się też powód owych wyścigów sprzętów wożących. Choć wydawał się trywialny, z zewnątrz wyglądał raczej na zamieszki. Ciężkie ciosy padały równie gęsto, jak padający deszcz. Uśmiechnięci policjanci schronili się w bramie obstawiając zwycięzców owej regularnej bijatyki. Zaskoczenie i zdziwienie malujące się na mojej twarzy, rozwiał dopiero okrzyk jednego z owych jegomościów, skierowany do stojącej nieopodal kompanii, a nie biorącej czynnego udziału w bitwie. „Dobre, przedwojenne drewno, i to całkiem za daaaaaaa...”. W tej chwili porwała go nowa fala poszukiwaczy taniej okazji i nie dokończył swego zawołania. Tego dnia bowiem rozbierano chałupę. Taką starą, co to zaraz koło optyka, bodajże „Majki”, stała. Wieść lotem błyskawicy obiegła szemrane zaułki i bramy radosnych, szczególnie wieczorową porą, zaułków starego Włocławka. Mama ponownie wyrwana z osłupienia, które objawiało się głownie tym że usta miała półotwarte, a głos w gardle jej zamarł, odezwała się kończąc urwaną kwestię. Kwestię której początek zdążyłem już skądinąd zapomnieć. „ ... to słynie w całej Polsce głównie z fajansowych talerzy???”
Jednak nawet to nie było już mnie w stanie zdziwić. Po tym co dziś widziałem i usłyszałem. Tym sposobem zakupy udowodniły mi, że ten kto twierdzi, że Włocławek jest nudny, nic tu się nie dzieje, a tutejsi ludzie nie potrafią niczym zaskoczyć najzwyczajniej w świecie go nie zna .

Opublikowano

Strasznie dużo emfazy, ale niewiele treści. Pierwszy akapit tak wydumany, że filozofi padają na twarz. Wiem co chciałeś napisać, jednak nie wyszło. Włocławski, by nie powiedzieć nudny. Zakupy co najmniej udane. Takich niepotrzebnych zwrotów jest o wiele za dużo. Sorki :(

Opublikowano

a ja jestem zachwycona tym obrazkiem, właśnie dlatego, że nie dość, że ładnie odmalowany, błyszczący to i niespodziankę kryjący pod tą gładką powierzchnią
smakowite po/danie
pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Maciek.J

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Nie ma to jak turkus morza:)
    • @Robert Witold Gorzkowski To będzie dla mnie przyjemność :) Zawsze piszę wiersz na kartce. Pomazana moim myśleniem :) Póżniej czytam z kartki do notesu samsunga. Poprawiam wariactwa i dopiero wklejam. Kartkę z tworzenia mam. Jest Twoja.   Pewno, że z przyjemnością "wezmę" coś Twojego. Tylko daj adres na priv. Dziękuję.  
    • Odeszła, zanim przyszła. Zeszła z mojego istnienia jak światło gasnące za horyzontem, jak oddech, który znika z powietrza. Nie zostawiła blizn - tylko ciszę, której nie można dotknąć. Byliśmy snem, który się nie zaczął, a jednak obudziłem się z jej śladem na policzku. Byliśmy krwią, w której nie zamieszkało żadne serce, a jednak moja nabrała koloru jej subtelności. Całowaliśmy się w języku, którego nikt nie znał. Teraz gryzę litery rozsypane na portalu, kwaśne, jakby alfabet umarł w moich ustach i wziął ze sobą wszystkie możliwe „przepraszam”. Paragon za nadzieję leżał obok - wyglądał jak wspomnienie. Rozstaliśmy się bez słowa. Jakby ktoś przeciął powietrze żyletką i kazał nam iść w przeciwnych kierunkach we wnętrzu tej samej minuty. Milczenie - ostatnie zdanie. Zostały po niej okruchy, z których nie da się złożyć chleba: ciemne pęknięcia w świetle poranka, guziki z koszuli, której nigdy nie miała, zapach, który pachnie jak zbyt późne pytanie - „czy to coś znaczyło?” – wypowiedziane w próżnię. I włos - kasztanowy, zatrzymany w futrynie światła, jakby cień jej nieobecności miał kolor. I niebieski odblask jej oczu w lustrze, który nie był moim spojrzeniem, ale patrzył na mnie z wyrzutem. I cytryna w lodówce - przecięta, sucha, uśmiechnięta krzywo jak stary żart, którego nikt już nie opowiada, ale wszyscy pamiętają śmiech, bo echo bywa głośniejsze niż głos. Kiedyś wydawało mi się, że w jej głosie słyszę „do zobaczenia”, ale echo powtarzało tylko: „nigdy, nigdy, nigdy”. Czuję się jak jezioro, w które wrzucono skałę - a żadna fala nie powstała. Jak skóra, która pamięta dotyk, choć nie było dłoni. Jak Persefona, która nie wróciła na wiosnę - a ziemia zamilkła na zawsze. A ja - z ziarnem granatu rozgniatanym językiem w ustach pełnych żalu. Zegar tyka, ale wskazówki stoją. Czas oddycha – nie rusza się z miejsca. Chwile gonią się nawzajem, a ja - w tym wszystkim – znowu umieram w rozpaczy. Chodzę po pokoju jak niedokończona modlitwa. Moje mysli - jak koty bez właściciela: gryzą, drapią, miauczą w rytmie rozpaczy. Kładę się na podłodze jak porzucona metafora. Ściany są zrobione z jej spojrzenia, a sufity - z tego, czego nie powiedziała. Kochaliśmy się przez skórę duszy, a teraz moja dusza ma wysypkę z małych, czerwonych „gdyby”. I wtedy pękła szklanka. Nie spadła. Po prostu pękła na stole - jakby nie wytrzymała tego wszystkiego za mnie. Zostało mi echo jej oddechu, rozsypane w głowie jak tabletki LSD w kieszeni po końcu świata. A niebo? Cholerne niebo - ciąży nade mną jak zasłona bez gwiazd, zimna, ciężka, nieprzenikniona. Cisza rozdziera czas na strzępy. Migotanie bez światła. I nikt nie odpowiada.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...