Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Trochę inna wersja.

Przede wszystkim bez zaimka→się.

Zupełnie mi odbiło na tym tle:)

 

 

 

Siedzę na nim nieruchomo, bo przez chwilę myślę i nie chcę mózgu rozproszyć, logistyką ciała. Różnica między nami taka, że ja mogę nie być w bezruchu, a on nie, z racji przynależnej tożsamości. Poza tym, to przerwa w konwersacji. Nie jestem pełnoprawnym wariatem, gdyż nie mam certyfikatu, z tego tytułu. Chociaż niektórzy sądzą, że jednak mam, tylko nie wyjmuję na pokaz, by słoneczny kolor nie zmatowiał lub ktoś nie ukradł z zawiści.

  

Na przykład tych dwóch, co przystanęło i zapytało: „Ej ty, czemu rozmawiasz z samym sobą” Odpowiedziałem nie samotnie, lecz z irytacją w czeluściach strun głosowych, że nie sam ze sobą, tylko z Rowem Przydrożnym. R i P wypowiedziałem z dużych liter, przez szacunek dla podłużnego rozmówcy. Tylko ten jeden raz. Później będę nawijać z małej, żeby nie popadł w samouwielbienie.

  

Po tym wspomnianym wyjaśnieniu, nie życzyli sobie kontynuacji rozmowy, tylko zabrali dupy w troki, bez pożegnalnych ozdób. Żeby chociaż środkowy palec pokazali w ramach gestu na rozstanie. Tacy niekulturalnie wychowani. Zgroza. Co za czubki czubate. Nawet – że mną – napisałem z kropką nad daszkiem. Tak mi nerwy popuściły ciurkiem w stres. Ale jest edycja, to może poprawię. Żeby tak w życiu była, gdy potrzebna.

  

–– Popuściły akurat na mnie –– słyszę rów nawiązujący rozmowę po przerwie. –– Nie dosyć, że mnie przygniatasz śmierdzącą dupą, to jeszcze przerwę robisz, jakbyś nie wiedział na czym siedzisz –– widzę wściekle buzujące kępki trawy. –– A ja tak lubię z tobą gadać. Nie wstyd ci,  ludziu.

–– Jesteś doprawdy upierdliwym rowem –– mówię filozoficznie, gdyż przed chwilą próbowałem myśleć i jakoś umiem. -– Uważasz, że jak masz długość, to  automatycznie szerokość. Takiego wała. Akurat. To nie takie proste w życiu. Stań na moim miejscu.

 

–– Stań? To już przechodzi wszelkie pojęcie.

–– Gdzie, kochany rowie? Nie widzę.

–– Boś durniejszy ode mnie. Żeby tak do rowu zagadać. Stań! –– dostrzegam pulsowanie kamienia na dnie, pełnym reprymendy. –– Dobrze, że dostrzegasz –– dodaje kępką trawy. –– Zaraz cię walnę, w ten głupi łeb człowieczy –– faktycznie, coraz bardziej wnerwiony. –– No dobra. Przyznaję. Poniosło mnie. Chybaś nie obrażony, co?

 

–– Oczywiście, że tak, ale póki co, obrażenie odstawiłem na poczną półkę, podwieszoną pod sklepieniem umysłu i przywiązałem sznurkami podświadomości oraz wstążkami z wyobraźni, żeby nie spadły, bo znowu musiałbym gniewnym być.

–– Co z tobą? –– pyta rów, a ja wyczuwam autentyczną troskę w głosie. –– Aż tak pokrętnie, nigdy nie nawijałeś makaron na uszy rowu. Nawet narracje wtrącasz nie do swoich kwestii. Przecież rozmawiasz ze skromnym, przydrożnym wyżłobieniem. To czemuś taki spięty. Wyluzuj. Nie musisz mieć kompleksów. Nawet nie jestem melioracyjny.

  

Do żółtych czubków. Nawet nie melioracyjny. Tak nisko upadłem, siadając na nim. No nie. Chociaż w sumie to fajny gościu. Taki zarośnięty w jasno określoną stronę horyzontu. Nie to co ja. Tylko pozazdrościć. Jego chyba coś gnębi. A niech to. Zaczyna siąpić deszcz, chociaż cebra nie widzę. To nic. Może rześka woda, ostudzi myśli, bo za bardzo skwierczą, niczym przypalane na masełku. Nadal leje i leje.

   

Muszę do niego zagadać, bo mnie okłamał. Swojego najlepszego przyjaciela.

   

–– Widzę rowie, że teraz jesteś rzeką.

–– Żadną rzeką –– wrzasnął zbulwersowanym nadbrzeżem. –– Nadal rowem, tyle że wilgotnym.

–– Akurat wierzę. A z rzeką to jeszcze nie rozmawiałem. Z rybami też. I nie wiem, czy chcę umieć. Ocyganiłeś mnie. Jednak jesteś rowem melioracyjnym.

–– Jakim melioracyjnym. Pogięło cię? Przydrożnym, żeby samochody nie buszowały na polu.

–– Głupiś rowie. Rozpędem przefruną.

 

–– A właśnie, że tyś głupi. Mam dużo cieci wzdłuż z koroną na czubku. Prawdopodobieństwo, że przeleci nad... ale przestańmy gadać o głupstwach. Tęsknię.

–– Ty? A za czym może tęsknić rów?

–– No jak to za czym? Tyle rozmyślałeś, a drzwi mądrości zaryglowane głupotą. Tęsknię za Rówenią.

–– Aaa… za tą po drugiej strony jezdni. Nie mogłeś od razu przejść do użalania?

–– Ja przejść?

–– Przecież ona już dawno leży obok ciebie. Stykacie ciała. O… tam dalej. Nawet przerwy nie widać. Jesteście jednym rowem.

–– Akurat. To tylko mami perspektywa.

–– Czy ja wiem. Może. W naszej sytuacji, wszystko możliwe.

–– Hmm.

–– To rowy umieją hymhać?

  

Jest mi go doprawdy żal. Tyle czasu są razem, a on o tym nie wie. Chyba deszcz wszystko zakrył.

  

–– Kochany rowie. Poczekajmy, aż wyschniecie. Wtedy zobaczysz jej dno i uwierzysz.

–– Dno? Co mi durniu wmawiasz. Że tak nisko upadła? To z ciebie wariat, bo ze mną rozmawiasz.

–– Spoko. To nic złego. Dno jest tożsamością rowu, a moje dno...

–– Ty mi tu nie trzykropkuj. Sraczysz wywyższeniem, na jedyny kamień filozoficzny, jaki posiadam. Nie wstyd ci?

–– Żebyś wiedział, że nie wstyd. Szkoda, że nie rozmawiam z górą. Wystaje i widzi szerzej.

–– Też jestem górą, tyle że do wewnątrz.

–– Taa.

  

Wstaję rozżalony i zaczynam odchodzić. Miałem nadzieję na terapeutyczną pogawędkę, a tu taki zmoknięty wariat. Mam gdzieś, że przestało padać i woda szybko paruje. Zostawiam bezczelnego rozmówcę. Niech teraz dogaduje drugiej połowie rowu. Tej swojej tam… Róweni. Przecież nie będę siedział i podsłuchiwał, jak na siebie nacierają. Może i jestem wariatem, ale normalnym, pełnym kultury i obycia. Chociaż już mi przechodzi. Kiwam na pożegnanie, krzycząc:

   

–– Tylko nigdzie nie odchodźcie. Jutro przyjdę was zaręczyć.

–– Dręczyć?

–– Z a r ę c z y ć.

–– A, to fajnie. Będziemy czekać. Te okrągłe betonki mogą służyć za obrączki. Dziś prawdziwych wariatów już nie ma. Na kilku źdźbłach trawy, można policzyć. Same podróbki. Oprócz nas. Mieliśmy farta.

–– Dzięki, lecz płakać wzruszony nie będę, bo później wyschniecie.

–– Nam w duecie nawet deszcz nie straszny. I burze. I błyskawice. I pioruny.

–– Zatem do zarówienia.

  

***

  

–– Mógłbyś rzucić okiem przez okno.

–– Rzuciłem, kochanie. Dobrze, że jedno mam sztuczne.

–– To tym drugim zapewne widzisz naszego synka. Co tam robi taki przykucnięty? Wołałam na obiad, a on ani myśli przyjść. Chyba mnie nie słyszy.

–– Kopie rowek łopatką.

–– Hmm… pójdę z nim pogadać.

 

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Dekaos DondiFart fartem i dobrze takie coś w życiu posiadać i to dość często. Wieża Babel swoje zrobiła, to znaczy TenNajWyzszyWNiebiesiech mieszając ludzkie języki, no bo po cholewę chcieli po taaaaak długiej drabinie dostać się do Nieba, ech! I tutaj mamy mały problemik, ponieważ słowo Fart w języku angielskim ma całkowicie odmienne znaczenie, mówiąc krótko zapachowo odpychające.
Taka rozmowa z rowem kojarzy mi się z dzieciństwem. Spędzając wiele wakacji na wsi obserwowałem czasami rowerzystę, dodajmy po dosyć sporej dawce alkoholu, nurkującego w rowie, a droga była prosta i aby ktoś nie pomyślał, że nic innego nie robiłem na wakacjach oprócz obserwowania przypadkowych kolizji roweru z rowem, to się zaprawdę myli. Były tam rzeczy o wiele ciekawsze do robienia. Na ten przykald zbieranie grzybów i owoców leśnych i tym podobne zajęcia.
W takich przypadkach rowery dla dorosłych powinny mieć dwa zapasowe koła po bokach. Rów rowem, ale taki z trawą świetnie służył dla takiego nurkującego delikwenta jako izba wytrzeźwień.
Dekaosie Dondi czekam na ciąg dalszy rowiastych przygód. Pozdrawiam.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Wiesław J.K. (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Wiesław J.K. ↔Dzięki:)↔Co do farta o dwóch tożsamościach... to w takim tekście, każde znaczenie pasuje. W nawiązaniu do tego co wspomniałeś, to faktycznie, kompatybilność rowerzysty z rowem, może mieć wielorakie finały, w zależności od warunków zaistniałych i zaś sprawczych,  w jednej ze stron. Można domniemać, że w rowerzyście, aczkolwiek gdyby do rowu napadało procentów, to kto wie. Chyba żeby trawa robił z filtr. Ano miał racje Kopernik:))

Raczej nie będzie dalszego ciągu rowu, bo nie lubię pisać→serii.

Pozdrawiam

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

:))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tylko co ma do tego AI? AI będzie tak funkcjonować, jak ją zaprogramują ludzie, a ci oczywiście zrobią to zgodnie z jakimiś wzorcami. Pytanie - jacy to będą ludzie i w jaki sposób wychowani. A to, że koncepcje wychowawcze się zmieniają, nie ulega wątpliwości, odkąd potrzeby jednostki zostały postawione ponad potrzeby wspólnotowe. Sztuczna inteligencja nie stoi jednak w kontrze do czegokolwiek, odzwierciedla tylko bieżący stan rzeczy. Oparta (głównie) o modele językowe, operuje jedynie na systemie kodów i znaczeń. To my ją 'wychowujemy', jeśli można to tak nazwać,  ucząc pewnej struktury, odzwierciedlającej mniej więcej naszą logiczną percepcję, nasz aparat pojęciowy. AI nie rozumie rzeczywistości jako czegoś ciągłego, zmieniającego się pozostającego w ruchu, ewoluującego zrelatywizowanego, tylko jako zbiór stałych elementów, które zostały wprowadzone do bazy danych i w ich obrębie się porusza. A elementy te już wprowadza człowiek, który może być dobry lub zły, głupi lub mądry, mieć rozwiniętą wyobraźnię lub nie, rozległą lub wąską wiedzę.... No i trzeba jeszcze dodać, że AI jest - na razie - tworzona do realizowania określonych zadań, co pokazuje, że człowiek jednak chce pozostać wolny i zrzucić na nią to, czego wykonywanie go ogranicza. Odszedłem trochę od tematu, a zmierzałem do tego, że AI będzie w stanie 'widzieć' różnice', o których piszesz, jeśli tego zostanie nauczona.  Chyba, że chcesz powiedzieć, że sam czujesz się trochę taką sztuczną inteligencją, bezdusznie programowaną do pełnienia określonych funkcji  narzuconych przez zewnętrzny, techniczny plan, a nie dzieckiem wychowywanym do samodzielnej realizacji siebie, w zgodzie z tym, czego AI jeszcze nie posiada (wolna wola, samoświadomość).
    • Na pierwszy rzut oka ma to być coś sonetopodobnego. Ale popłynęłaś po tym jeziorze... w szuwary, Środki artystyczne zostały dobrze dobrane. obrazy są plastyczne, żyjące, z łatwością poddają się wizualizacji. Tymczasem forma sprawia wrażenie bardzo nieudolnie skleconego pancerza, w którym wiersz się dusi i dogorywa, a to przez nienaturalne inwersje, a to przez brak rytmu, a to przez pokracznie poprzekręcaną gramatykę. W ten sposób od razu pokazujesz czytelnikowi wszystkie słabe miejsca, gdzie nie umiałaś sobie do końca poradzić z językowym budulcem. Niech będzie to zwykły, wolny wiersz, który uwolnisz z tego stylistycznego żelastwa, a jeśli koniecznie upierasz się przy sonetach, to trzeba więcej treningu, bo tu już 'intuicyjnie' się nie da.
    • Kluczowe pytanie - co to znaczy 'lirycznieć'?  Życie staje się poezją, to oczywiście wynika samo z siebie, ale interpretacja utworu musi wyjść poza zwykłe ubarwianie, upiększanie. Wpisanie wspólnie przeżywanego czasu w wiersz zdefiniowany jako określona struktura, ma charakter o wiele bardziej brzemienny w skutki. Liryka jest przede wszystkim poszukiwaniem formy dla emocji, a jakie to ma konsekwencje dla bohaterów lirycznych? Jeśli ich doświadczenia zostaną przeniesione w rzeczywistość metafor, wówczas okaże się, że współdzielenie codzienności jest zarazem tworzeniem jej tak, jak poeta tworzy swoje dzieło - budowaniem sensu (życia) poprzez indywidualizację tego, co ogólne i nieokreślone. Np. we fragmencie ze sklepem - wszyscy tam robią zakupy, ale dla bohaterów nie jest to zwykłe wyjście do sklepu, bo liryka tak manipuluje percepcją, aby mieli poczucie, że chodzi o coś zupełnie innego. Realność staje się umowna,  jej poszczególne elementy mają być tylko nośnikami czegoś, co istnieje jedynie w świadomości i  osób mówiących w wierszu. Upraszczając - lirycznieć to budować rzeczywistość i kod, który ją na nowo zdefiniuje (niekoniecznie werbalny), zgodnie z tym, jak w niej chcą funkcjonować bohaterowie wiersza, czy jak to sobie - wspólnie - wyobrażają.
    • Zastanawiająca przypowieść, w której prosta obserwacja przechodzi w trafną ekstrapolację. Gwarowa 'śleboda' dodaje wierszowi ciekawego smaku.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Porażająco głęboka refleksja na tle nieistotnej reszty.   Ale dam lajka, bo moc tej cząstki rekompensuje wszystko inne.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...