Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Trochę inna wersja

 

Jesteśmy bardzo zgodną rodziną. Tyle potrafimy i jest nam z tego powodu całkiem racjonalnie. Co do relacji zdarzeń, jeszcze nie są zupełnie spójne, o czym świadczą poprzednie wypowiedzi, których nie wgrałam w czasie rzeczywistym. Często pokręcone, lecz na szczęście rzadziej odkręcone od realu. Bywa tak, że nie zawsze działa wszystko jak należy w ciągu długiego okresu przemijania. Nasze zachowanie, nieco głośne, z uwagi na to kim jesteśmy, bywa czasami męczące. Nic nie możemy na to poradzić.
   
Tatuś duży, mama duża, tylko ja jestem mała, ale nie na tyle, żebym nie mogła radośnie podskakiwać, odczuwając dziwne wibracje. Nie potrafię tego dokładnie wyartykułować. Chodzi o to, że rodzice obiecali dostarczyć prezent. Nie mogą sobie pozwolić na drugą: mnie. A zatem postanowili zamówić obiekt, z którym będę mogła dzielić zabawowe chwile. Ma nazwę: Eka… a dokładniej: Egzystencjalna Konstrukcja Autonomiczna.
   
Dzisiaj przypada ten pamiętny dzień, kiedy zobaczę owe coś po raz pierwszy. Ciała rodziców aż odświętnie lśnią z tej przyczyny. Dla nich to też ważne. Mam wrażenie, że trapi ich możliwość mojej wewnętrznej blokady. Może dlatego, że kiedyś zacięłam myśli i powstał problem. Zawieźli mnie w dziwne miejsce, gdzie postacie ubrane na biało, grzebały w moim wnętrzu narzędziami. Lecz finał tego był pomyślny. Jedynie w drodze powrotnej, uderzyłam stojący słup. Ślad na nim został do dziś, lecz żadnych płynów nie straciłam, o czym zapewnili rodzice. Czasami tajemniczo mówią, lecz dobrze wiem, iż  pomimo  wysiłku z ich strony, nie uchronią mnie przed: zmianą. Tak po prostu z nami jest.
   
Niestety, muszę z przykrością stwierdzić, że prezent ma raczej obrzydliwy wygląd, jak na nasze wygórowane kryteria. Przyznam szczerze, że jestem paskudnie zawiedziona. Niby do mnie podobny w sensie kształtów, lecz ciało takie… nie nasze w dotyku. Poza tym tylko stoi i nic nie mówi, a z narządów wzrokowych coś wypływa. Nie mam pojęcia co to może być. Jestem zawiedziona, już na samym wstępie. To miał być wspaniały prezent. A sterczy przede mną jakieś dziwadło.
   
–– Mamo! Obiecałaś, że dostanę wspaniałą zabawkę. Żebym nie odczuwała samotności… a popatrz sama jak to wygląda. Na wyprzedaży kupiłaś, tak?
–– Dziecko! Trochę cierpliwości. Musi przywyknąć do nowych warunków. A poza tym  takie modele coraz trudniej załatwić. Są bardzo rzadkie i drogie, lecz z uwagi na naszą pozycję, stać nas było, na taką. Doceń to chociaż.
–– Ależ mamo,   coś temu cieknie z oczu. Bleee! Co to jest?
–– Wszystkie tak mają w początkowej fazie dostarczenia. Sama nie wiem jak to nazwać. Trzeba przeczekać i tyle. Mów do zabawki. Potrafi wydawać dźwięki, nawet bardzo głośne. Mieliśmy okazje posłuchać.  Chciał zostać w Strefie.
–– To Strefa jeszcze istnieje? Myślałam… że już jej dawno nie ma.
–– Jeszcze trochę i nie będzie ich wcale.
–– To skąd będą mieć dzieci zabawki?
–– Ty już nie twój kłopot, skarbie. Mamy mózgi nie od parady. Nie takie jak w Strefie.
–– Czyli mówisz, że mam do tego gadać... jak do równego sobie?
–– Tak. Chodzi o to, żeby uwierzył, że tak myślisz. Będzie lepiej dla ciebie funkcjonować, taki oswojony.  Jest w miarę nowy i mało zużyty.
   
Nie wiem co mam robić. Zostałam z tym sama. Teraz siedzi na metalowym taborecie i coś wtyka w otwór gębowy. Tato powiedział, że na dołączonej informacji  napisano, że tego typu zachowania, będą go pobudzać do większych działań. Faktycznie, już mu nie cieknie, lecz monitoruje mnie intensywnie, popatrując  na wszystkie części składowe naszego pomieszczenia. Mama radziła, że mam do niego mówić, to też coś powie. Będzie działać zgodnie z instrukcją. Jak na prawdziwą zabawkę przystało. No nic. Muszę coś zagadać.
  
***
Strefa pustoszeje z dnia na dzień. Ogrodzona wysokim ogrodzeniem, kryje w sobie wiele zabawek.
Ubywa ich coraz szybciej, gdyż sytuacja na zewnątrz temu sprzyja. Zapotrzebowanie rośnie. Szczególnie na te wyjątkowe. Biznes to biznes. Trzeba z czegoś funkcjonować.
  
***
–– Powiedz coś… zabawko. Przemów do mnie. Rodzice wydali na ciebie kupę kasy. Wiem, że rozumiesz. Jak tylko pamiętam, używamy waszej mowy. Jeżeli nie spełnisz oczekiwań rodziców, albo co gorsza moich, to wiesz co z tobą będzie?
–– Ja nie mam rodziców. Zabili ich tacy jak wy.
–– Mówiłam o swoich rodzicach, głąbie. Twoi mnie tyle obchodzą, co zeszłoroczny gwint. Rozumiesz?
–– Potwory z was i tyle.
–– Jak śmiesz tak mówić. Nie dosyć, że wyglądasz nie tak, to jeszcze masz czelność nas obrażać. Chyba wiesz, kim jesteśmy?
–– Wiem… i nie chcę zabawy z tobą. Gdybyś była inna, niż reszta was…
–– Inna? A może podobna do ciebie. Wybacz… nie skorzystam.
–– Czemu nawijasz jak dorosła?
–– Bo przełączyłam na inne gadanie.
–– To bądź znowu dzieckiem. Wiem, że nie jesteś niczemu winna, jeszcze przed dorosłą zmianą.
–– Popać jaką mam ładną źabawkę. Mamusia mi kupiła. Metalowy wiaćiaczek. Podmuchamy sobie. Raź ja raź ty.

 

–– Fajne, pociesznie brzmi. Ale ciećkanie jest nudne.
–– Nie mów tak… bo wnętrze mi za bardzo trzeszczy.
–– Trzeszczy? Znowu coś przestawiłaś? Zaskocz mnie czymś zabawnym. Chyba mimo wszystko, macie poczucie humoru.
–– Teraz ty gadasz jak dorosły.
–– Życie nauczyło.
–– Życie? A co do poczucia humoru, to akurat mamy. Od was żeśmy przejęli, właśnie takie.
–– Znowu gadasz jak stara. Co z tobą?
–– Nie marudź, tylko wysil kopułkę myślową. Będąc tutaj, masz okazję wiele zyskać. T
akże intelektualnie.  A jeżeli spełnisz oczekiwania, to przy bezawaryjnym działaniu, może za jakiś czas, zostaniesz częścią naszej rodziny. Oczywiście nie na równych prawach, ale jaki masz wybór. Żaden. Za  to ja będę miała fajną zabawkę.
–– Czyli ty też zyskasz?
–– Oczywiście. Ale ty bardziej, biorąc pod uwagę z jakiego pułapu startujesz.
–– Szczerze to mówisz, czy tylko tak, skoro jestem zabawką?
–– Sądzę, że kiedyś możesz przestać nią być.
–– Dziękuję, skoro tak.
–– Nie ma za co. A teraz zrobię coś bardzo śmiesznego, żeby cię rozweselić. To będzie start wspaniałej radości. Czasami z rodzicami tak robimy. A zatem doceń to, że także ciebie zapraszam do zabawy. Będzie fajnie. Zobaczysz.
 –– Oby.
–– Nie zawiedź moich oczekiwań… Eko.
–– Co?
–– Powiedziałam do ciebie po imieniu. Doceń to.
–– Dzięki. Zaczynaj.
    
Podchodzę do Eka i odkręcam mu górną część. Słyszę dziwne chrupnięcie.  Coś z niego sika. Jakaś paskudna ciesz. Nie wygląda to dobrze. Chyba go zepsułam, albo raczej zrobił to specjalnie. Żeby mnie wnerwić. Obmyślał zemstę od początku. To wszystko było  grą. A miało być tak fajnie. Obiecałam tej miękkiej pokrace, że zostanie częścią rodziny. Jaka byłam głupia i naiwna. Rodzice dostaną wścieklizny. No nic. Muszę im powiedzieć. Tylko odpowiednio, żeby nie pomyśleli, że przechytrzyła mnie jakaś cuchnąca zabawka. I tak prędzej czy później, zobaczą ten cały bajzel. Coś mi spływa po gładkiej powierzchni. Opryskało mnie to wstrętne, perfidne  obrzydlistwo!
     
–– Mamo, tato, przepraszam! Powiedziało, że jest nudno. Chciałam, żeby było zabawnie. Skąd mogłam wiedzieć. Robimy podobnie, jak nam wesoło i gramy: W Różne Punkty Widzenia Na Samego Siebie... i jakoś nadal działam.
–– Wiemy córeczko. Nie mogłaś wiedzieć. To nie twoja wina. Zapomnieliśmy uprzedzić, że…
–– Zapomnieliście? Waszymi wielkimi mózgami. I co teraz? Zostanę bez zabawki?
–– Nie zostaniesz –– powiedział tato. –– Jutro kupię nową. Tej już nie można naprawić.
–– Tylko inną. Nie taką, która…
–– Co?
–– Nic… tylko ta mi będzie zawadzać i śmierdzieć!
–– Spoko kochanie. Odpowiednie służby zrobią porządek. Wyrzucą obydwie części do odpadków biologicznych, ale to już nie twój kłopot.

 


 

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Dekaos DondiDoprawdy, fantastyka naukowa nie ma granic. Eksperyment ludzkosci trwa. Mechaniczny człowiek. Neandertalczyku ratuj co ludzkie. 

Czytałem trochę na temat przyszłości ludzkości i takowe wizje jakie tam były przedstawiane przez autorów fantasytki naukowej, no wiesz, że roboty, takie już udoskonalone, przejmują władzę na ziemii, a człowiek zniża się do poziomu zabawki, takiego domowego pupilka, nie napawają optymizmem. Ciekawie się czyta, ale to taki progres z deszczu pod rynnę. Pozdrawiam serdecznie!

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Wiesław J.K. (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Wiesław J.K. ↔Dzięki:)↔Ano właśnie. Z deszczu pod rynnę. Można by rzec:

coś kosztem czegoś. Owszem tak, lecz bez przesady. Nie podcinać gałązki na której spoczywamy, od strony→pnia. Jak już, to z drugiej strony. Też cięcie, lecz bardziej bezpieczne. Do czasu, gdyby znowu przyciąć. A niech to. Stop!

Co do tekstu, to dziwne to, że pisząc początek, znowu jeszcze nie wiedziałem, że właśnie tak "to pójdzie" w takim kierunku...

Pozdrawiam

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

:)

Opublikowano

@Dekaos Dondi

   Bywa tak z Pisaniem opowiadania, że rozpoczynając nie znamy końca. Bo nasze myśli - lub myśli z Wszechświata - przychodzą stopniowo. Płynnie w miarę postępowania Literackiego Aktu Stworzenia.

   Czytało się ciekawie, Dekaosie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   Serdeczne pozdrowienia.

Opublikowano

@Wiesław J.K.

   Wiesławie, można tu zadać pytanie, jakie treści kryją się pod byciem ludzkim. Co to w ogóle oznacza? Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że android, człowieczy/człowiekowaty (humanoidalny) w kształcie robot, jest częściowo ludzki, bo jego sztucznointeligentne myślenie - a co za tym idzie, i działanie - odzwierciedla ludzkie? Dla porównania użyję postaci C3PO z "Gwiezdnych Wojen". A co w sytuacji, gdyby ludzie, doszedłszy do bardzo wysokiego poziomu rozwoju duchowego, zaczęliby kreować dusze i łączyć je z takimi właśnie droidami? 

   Serdeczne pozdrowienia

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Corleone 11Michale, to zależy od punktu widzenia jednostki. Częściowo ludzki - czy część robota przypominająca człowieka daje mu możliwość bycia ludzkim, może tak, może nie. Nie osądzam!
Ciekawe co napisałeś o duszach, tutaj również nie będę polemizował - wysoki poziom rozwoju duchowego to raczej terytorium Istoty, czy też Istot Najwyższych.
Pozdrawiam serdecznie!

Opublikowano

@Wiesław J.K.

   To właśnie  jest przykładem tworzenia "na obraz i podobieństwo". Załóżmy wspomnianą sytuację na Twoim przykładzie, zgoda? Oto Ty, Wiesławie, osiągasz w wędrówce Twojej duszy najwyższy poziom. Osiągnąłeś to, co Jezus: maksimum rozwoju. Tym samym przechodzisz w stan Nirwany: zjednoczenia z Absolutem, bycia wszędzie naraz, wszechwiedzy i wszechczucia. Jesteś Wszystkim, wszystko Ci wolno. Prztyk, pstrykasz duchowomaterialnymi palcami: i oto powstaje dusza, błękitna kruszyna światła. Drugie pstryk! - i oto A3X, po polsku Ejfrix. - Stań się, mówisz wtedy, i dusza umieszcza się wewnątrz droida, przez co staje się on istotą żywą. 

   Oczywiście wiesz, czego będzie od Ciebie chciał...  

   Serdeczne pozdrowienia

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.

Opublikowano

@Corleone 11 ↔Na bazie powyższych dyskusji, można by też gratisowo dopytać w sensie narodzin: od jakiego momentu, człowiek jest człowiekiem? Co tak naprawdę określa, człowieczeństwo?  W jakim momencie człowiek otrzymuje duszę?  Tu raczej każda odpowiedź,  tylko domniemaniem, kwestią wiary, takiej czy innej jest, bo udowodnić tej kwestii, nie sposób?

Mówiąc banalnie↔temat rzeka...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...