Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Oby chichot klauna, był złudzeniem


Dekaos Dondi

Rekomendowane odpowiedzi

Modyfikacja dawnego tekstu

 

Słońce wpełzło między horyzont, a Ziemię, raniąc ściany palącą tarczą. Ciężkie burzowe chmury, skryły łąkę pogrzebowym całunem. Porywisty wiatr targany własną furią i niepojętą złośliwością, wyrywa wszystko, co napotka na swojej drodze.

 

Na szczęście, jeszcze nie tu.

 

Gdzie dziewczynka siedzi na samotnej trawie, tak samo samotnej, jak ona. Pomarańczowa szarość, przytłacza strzępkami rdzawego światła, nieświadomą zagrożenia postać, że straszliwy huragan, złapie ją w bezrozumne szpony i poniesie ku niewiadomej tajemnicy, znacząc jej przeznaczenie.

  

Nie może nawet płakać. Wszystkie krople rozpaczy, wypłakała dwa dni temu. w tym smutno pamiętnym dniu, gdy rodziców przygniótł ogromny symbol przyrody: wielkie rozłożyste drzewo. Leży teraz potężne, w swoim znieruchomieniu, będące grobem wszystkiego, co najbardziej kochała. Pamięta, że pomiędzy gałęziami, prześwitywały nieruchome oczy.

 

Czasami jakby zasypia. Lecz niezupełnie. Wtedy widzi na pniu drzewa, klauna, w okrwawionym białym kostiumie, z czarnymi guzikami. A każdy miniaturową tarczą zegara. Słyszy ciche tykanie oraz słowa szyderczo śmiejące: „tik tak, tik tak, na pewno tak, już wichura coraz bliżej, kochana dziewczynko, tik tak.

 

Często przesiaduje pod tym wielkim, rozłożystym cieniem. Uśmiechnięte promienie słońca buszują figlarnie wśród gałęzi, zakłócając spokój powieszonym liściom, przy okazji spopielając po raz wtóry, klauna. Wtedy wyobraża sobie, że są to świetliste wróżki, które tańczą specjalnie dla niej, taniec szczęśliwych chwil. A może nawet spełnią każde pomyślane życzenie. Spogląda na wielkie potężne konary, myśląc, kto szybciej rośnie – ona czy one.

 

Słyszy szum żywicy w słojach i piosenki barwnych ptaków w listowiu. Na swoich skrzydłach unoszą muzykę szczęśliwego dzieciństwa.

  

Pamięta, że tato zrobił przepiękną huśtawkę. Ona mu za to podarowała wianek upleciony z polnych kwiatków. Trochę koślawy, ale jakoś nie marudził. Nawet półgębkiem wykreował uśmiech. Zrobiła go specjalnie dla niego, jako podziękowanie za tą wspaniałą huśtającą rzecz.

Kolejne wspomnienie. Podczas zbierania kwiatów, dostrzega złotawe wirujące chochliki i zadaje pytanie, wierzbie, będącej już poza granicami łąki: co by to było, gdyby były tak duże i wieczne, jak cały dom. Lecz ona odpowiedziała, tylko kapiącymi łzami.

 

Wtedy owe rozmyślanie przerwała matka. Przyniosła słodki podarunek. Kawałek zwyczajnego placka, nadzianego leśnymi jagodami. Dla niej nie był zwyczajny. Był najlepszym plackiem jaki jadła, w całym swoim dotychczasowym życiu. Wiedziała, że był dany nie tylko rękami, ale także sercem. Tyle prawdziwej miłości, mogła wtedy zjeść. Do dzisiaj pamięta ten smak, a jeszcze bardziej uśmiech matki, której na drugi dzień, miało już nie być.

 

Powtórnie jakby zasypia. Nagle jest na ogromnej tarczy zegara. Najdłuższa wskazówka, zaczyna wirować, w kierunku przeciwnym, niż zwykle. Musi co chwila podskoczyć, by przemknęła pod jej stopami. Czas płynie do tyłu. Dzień, zmierzch i noc. I tak na przemian. Jest świadkiem coraz większej ilości wspomnień i coraz młodszą dziewczynką. Aż nagle wskazówka, przecina ją na pół. I znowu wraca w to miejsce. Obok leżącego drzewa.

  

Wichura coraz bliżej. Ciemne chmury, zasłaniają szczątki słońca. Szyderczy, świszczący śmiech i skrzypiące szpony, uplecione z bezdusznego wiatru, nie wróżą nic dobrego. Porywa ją w swoje objęcia, niczym niewinną, szmacianą kukiełkę. Na domiar złego, znowu słyszy uporczywe tykanie. Czas przemija z zawrotną prędkością.

 

Targana na wszystkie strony daleko od Ziemi, podąża w ramiona śmierci, przelatując nad wywróconym drzewem i za chwilę ruiną rodzinnego domu, żegnając po raz ostatni, jakże chciane wspomnienia. Bezlitosny wiatr przeobraża siedmioletnie, jeszcze niedawno szczęście, w wielką rozpacz, którą tak naprawdę, nie ma na ziemi już kto doświadczyć i za kim tęsknić.

   

Nie odczuwa smutku, gdy leci w ciemność.

  

Chce wierzyć, że na końcu wirującej drogi, tam gdzie koniec wszelkich huraganów, ujrzy światełko nadziei, w której poświacie będą na nią czekać jej rodzice. Tym bardziej, że od jakiegoś czasu… nie słyszy tykania. Widocznie czas umarł. Dlatego nadzieja przeminąć nie może. Pragnie wierzyć, że jej wiara, nie jest złudzeniem.

Chichotem klauna.

 

 

 

 

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wiesław J.K. ↔Dzięki:)↔Nie chciałem zakończyć jednoznacznie, by każdy mógł miał możliwość, gdyby zechciał, dopowiedzieć sobie dalszy ciąg, według własnego przekonania:)↔Pozdrawiam:)

@Rakshas ↔Dzięki za film:)↔Na pewno obejrzę:)↔Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dekaos Dondi

   Dekaosie, warto dopracować powyższe opowiadanie, usuwając zbędne przecinki, wprowadzając akapity i "wygładzając" niektóre zdania. Na przykład w drugim z kolei wskazane jest zmienić "skrywają" na "skryły", a w pierwszym piątego z kolei fragmentu usunąć pewną nieścisłość. Polegającą na tym, że skoro cień zazwyczaj pada na ziemię, trudno siadać pod cieniem - siada się w cieniu. 

   Serdeczne pozdrowienia

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Corleone 11 ↔Zanim rzeknę: Dzięki:)↔To też serdecznie pozdrawiam.

To tak, by było inaczej, niż zwykle:))

Dzięki:)→Też za poradę:)

Moja wyobraźnia, nie ogarnia kwestii przecinków

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.

Musiałbym mieć do tego→Przecinkowca:)

Poprawiłem na →skryły↔chociaż jeżeli skrywanie trwa...

Co do cienia, to nie można siedzieć na cieniu, bo zawsze jest na wierzchu.

A zatem człek siedzi pod cieniem, bo ów na ludzkim ciele.

Chociaż może poprawię na→zwyczajowe stwierdzenie:) :)

dd

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dekaos Dondi

   Zatem i ja zacznę od serdecznych pozdrowień

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Proszę bardzo, Dekaosie. Dziękuję bardzo za odpowiedź .

   "Skryły" i dlatego "skrywanie " trwa, jest to bowiem forma czasu przeszłego dokonanego.

   Napisałem o "siedzeniu w cieniu" - w sensie "w strefie/smudze cienia". Tu, bardzo precyzyjnie rzecz ujmując: skoro siadasz wewnątrz plamy cienia, to siedzisz jednocześnie w cieniu i pod cieniem. Czyli oddaję Ci połowę racji . 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Corleone 11 ↔A zatem nie skryłem próby zrozumienia, w skrytości umysłu

i chyba zrozumiałem meritum owej formy...

A zatem można by ulec pokusie i rzec, że jeżeli ktoś coś nie zrobił w przeszłości, to wtedy jest to czas: przeszły niedokonany, ale tylko w kwestii owego zdarzenia, a nie czasu, co jest dokonanym?

No tak↔Można siedzieć lub cokolwiek→ w cieniu i pod cieniem,

lecz nie sposób→na cieniu. Też przyznaję połowę

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

:)

To co zwykle na 10 liter:)

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dekaos Dondi

   Ktoś zaczął coś robić, lecz nie skończył - tak, masz rację: to czas przeszły niedokonany. 

Owe "Ciężkie burzowe chmury" zakończyły skrywanie, dlatego jest to coś dokonanego. Zrobionego. Porównaj: "skrywał" (czas przeszły niedokonany) a "skrył" (dokonany). Albo "robił"/"zrobił" - "siadał"/"usiadł" - "czytał"/przeczytał". I tak dalej. 

   Dzięki za odpowiedź

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.

   I to, co zwykle, ale na dwanaście liter . 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Prolog   Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.    –– Ej, Ochłapku kochaniutki! Pomożecie w dźwiganiu ekologicznego chrustu, bo normalnie w krzyżu moje dyski trzeszczą. –– Ty mi tu stara babo, dyskami w dupie planu nie zawracaj. Śwignij miech w chaszcze, zaś idź precz na chatę. Jak pójdę w tył, to wezmę i ci do izby przytargam, chyba.      –– Ochłapku! Tyś dureń i nicpoń z brakiem piątej. Nie dziwota, że w głowie jeno klepisko. Przecie biegusiem, ktoś ukradnie, taki skarb. –– Jaki tam skarb, babo. Ciebie to by może ukradł, by jako strachawice na wróble, w pole wkopać. –– A z ciebie Zdzisiu, to sztacheta w płocie, ledwie by była, bo zmurszała jak wyschnięta kacza kupa.     Wtem wędrowiec ni stąd ni zowąd, jest na okrągłej, kwadratowej polance. Nie wie dokładnie, po co tu przyszedł, lecz coś mu świta, między drzewami i oczęta migocząc tarmosi. Nagle rumor jak dwie jasne cholery. Chwilowy, ciężki szum i Ochłapka drzewo prawie przygniata, bo akurat spada na Panią Śmierć, co siedzi nie pieńku, ale teraz w innej pozycji, kosę ostrząc.     Jednak poturbowana żyje nadal, bo trudno utłuc tego rodzaju paskudnicę, by padła na runo, bez życia. Spoziera naprzemiennie, na uwięzionego pod gałęzią, Zdzisia i błyszczącą, srebrną kosę, co na końcu ma fotkę uśmiechniętej czaszkuni, która z pewną dozą miłosierdzia, pyta:   –– No co Ochłapek. Masz jakie ostatnie życzenie? –– Tak mam –– odpowiada zapytany, nieco spłaszczoną facjatą.     Jakby z choinki urwana, przez las wędruje horda życzeń. Zbóje na zbójami lub gorzej. Lecz poczciwe to chłopy, jeno nigdy za żywota, szacunku i poważania nie zaznali. Tym razem jest inaczej. Bardziej zielono. To nadzieja rośnie wokół, w postaci drzew, chaszczy i różnych innych dziwów nieprzebranych za cokolwiek. Nagle pypeć na jednym z nosów i kłak w sumiastym wąsie, wyczuwają jęczącą zgrozę. Przywalone coś.     Horda życzeń podchodzi bliżej i widzi Ochłapka, wystającego w połowie spod gałęzi dorodnej, na której dzięcioł wciąż stuka. Widocznie nie płochliwy i dalszy ciąg wystuka.    Zbóje słyszą pytanie: –– Wyciągniecie?    Już chcą wyciągać, ale słyszą drugie pytanie, korygujące:   –– Czy mnie wyciągniecie? –– Owszem. Wyciągniemy –– wrzeszczą z uciechą. –– Dla szacunku i poważania, co ich czeka w mediach, za odwagę i empatyczne miłosierdzie, wobec Zdzisia Ochłapka, bliźniego naszego.      Pani Śmierć tymczasem wychodzi z krzaków, gdyż była za potrzebą i kosą macha w kierunku przybyłych.   –– Łaskawa pani, jeszcze nie teraz –– krzyczą przymilną prośbę, w ostatniej godzinie. My jeszcze nie docenieni. No jak tak można.    A widząc jednak , że nadal żyją, Zdzisia uwalniają spod przygniecenia. Wyciągnięty maca ciało, czy nie pogruchotane, ale nie. Zaczyna więc pokrzykiwać nieuprzejmie w kierunku zbójów, że jeno dla sławy i poklasku, dobry uczynek przyszło im zmaterializować.     Życzeniom głupio z tego powodu, bo honorni mimo uchybień, takich czy innych, więc biegną żwawo w kierunku miecha z chrustem, by kobiecinie do izby zatargać. No teraz nas docenią –– myślą po cichu, kiedy to sens pierwotnych poczynań, do nich wraca. Lecz w tym samym czasie, śmierć kosą świszczy, która życie zbójcom odcina, w postaci głów. Jednocześnie uwolniony bliźni, z owej krainy wstaje wypoczęty, bo po takich ciekawych przeżyciach, to jak to nie być. Zakłada paputki...         Epilog    Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.
    • No i to jest "dobre". Piszesz, że bez sensu całe to pisanie, a Ci piszą dalej, ze fajny jesteś i się podwieszają. Czarna komedia. No, ale takie to jest właśnie.  Pzdr.    
    • Żyjemy na przyłączach. Rosły tu krokusy złote, istny cud. Wierzba, jeszcze niepłacząca, obejść kot dogląda.   W cieniu bloku zwierzę i jego staruszka. Dla niej demonstruje wigor, rytm codzienny, puls.   I tak sobie myślę: pewnie za dwa zdania ktoś nas tutaj zamknął w wielkie zapytania —   Kto z was w ślepym pędzie, a kto dla nazwiska, a komu miłości chciało się z urwiska?   Chwytasz bez pardonu w słowny archipelag wysp samotnych na żer do adresu: nieład   ***   Wciąż mała wierzba Obok gąsienic — Żyjemy na przyłączach  
    • Różowe policzki. Twarz oblana  łzami. Dziwny błysk w oku i tajemniczy gest.            … Śpiewasz jak syrena. Rymy, metafory unoszą do nieba.        … Jesteś moją wróżką.              
    • @ja_wochen Dziękuję za sympatię i zainteresowanie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...