Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję bardzo za przychylną opinię.

 

Ja już taki jestem, że lubię stosować inwersję, gdy moim zdaniem, poprawiają brzmienie i rytm wiersza. I wiem również, że nie wszystkim się to podoba.

 


Niektóre z moich wierszy mają ponad tysiąc odsłon. Zatem muszę liczyć się z tym, iż nie tylko poeci i wyrobieni czytelnicy będą je czytać.
Przecinków użyłem by ułatwić przyswojenie treści.

 

Z badań wynika, iż zdecydowana większość naszych rodaków nie potrafi poprawnie zinterpretować  mowy wiązanej. Nawet prostych wierszy.
Mój powyższy, raczej nie należy do tych szczególnie trudnych, ale podejrzewam, iż tak zwany statystyczny Polak i tak miałby trudności z jego zrozumieniem.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

W wielu miejscach jeszcze pozostała. Tam gdzie żyją ludzie, którzy ją zachowują.
Jednak Amerykanie i Chińczycy zwęszyli tam już dawno  interes i próbują narzucić swój styl i wartości.
Miasta i fabryki rosną, a do nich napływają, w skali kontynentu, dziesiątki milionów mieszkańców w poszukiwaniu nadziei na lepsze jutro.

 

Każdy przedstawiciel homo sapiens sapiens ma swój korzeń w Afryce. Tam też jest pochowana nasza wspólna mama, tylko nikt nie wie gdzie. Zatem na Święto Zmarłych tam raczej nie pojedziemy.

 

Dziękuję za dobre zdanie i serduszko.

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ja się interesuję wszelkimi genealogiami zarówno swoimi własnymi, jak i całej ludzkości.

 

A fascynacja Afryką to jeszcze z dzieciństwa się wywodzi. Mojej mamy koleżanka wyszła za etiopskiego księcia.
Potem od niego uciekła za małym dzieckiem, z którym ja się bawiłem, aż do jego wyjazdu do Włoch po osiągnięciu pełnoletniości.

 

Miałem też w klasie przez wiele lat koleżankę z Angoli, z którą łączyły nas bliziutkie i miłe relacje.
I sąsiadów drzwi naprzeciwko z Nigerii z małą córeczką w podobnym do mojego wieku.
Zatem nie jest to dla mnie, aż taka znowu egzotyka. Dzieliłem swój los z Afrykańczykami od malucha.

 

Odczuwam też duchowe związki z Czarnym Lądem mające swój początek w moim nastoletnim zaangażowaniu w rastafarianizm.
Obecnie też badam wierzenia kultur pierwotnych. Interesuje mnie w co ludzie wierzyli zanim pojawiło się to, co dzisiaj nazywamy religiami.

 

 

Ja lubię ciepło i pewnie by mi tam pasowało. Niestety nigdy nie byłem.

W PRLu taki wyjazd graniczył z cudem nawet przy moich bardzo szerokich kontaktach.

Pojawiła się nawet szansa odwiedzenia najlepszego kumpla z podwórka mojego ojca zamieszkałego na stałe Maroku, ale nic z tego nie wyszło.

 

A teraz, gdy jest to takie proste jak 2+2=4, to nie mogę z powodów zdrowotnych i niepełnosprawności.
Można nawet całkowicie za darmo na różne wolontariaty pojechać. Nawet na całe życie, jak ktoś ma taką ochotę.
Jak bym był zdrowy to chwili bym się nie zastanawiał. Dziesięć minut pakowania i w drogę. Reszta na miejscu.

 

Dziękuję za przychylną opinię i serduszko.

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Rafael Marius

   Rafaelu, przychylna opinia jest zasłużona. Po prostu

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   Zwracam uwagę na inwersje, ponieważ obecnie w poezji należy z zasady ich nie stosować. I jest to reguła nadrzędna. Ale oczywiście masz prawo do swojego zdania tak samo, jak ja do swojego. 

   Odnośnie do ostatniej części Twojej wypowiedzi napiszę, że zadaniem twórców poezji i powieści jest także podnosić poziom intelektualny Czytelników i poszerzać ich myślowe horyzonty. Oprócz oczywiście tworzenia doznań estetycznych. 

   Dziękując za odpowiedź, pozdrawiam Cię serdecznie . 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak wiem już mi ktoś to mówił. Tyle, że u takiej przykładowo noblistki Szymborskiej znajdziesz je tu i ówdzie. Widocznie komitet noblowski jakoś, dziwnym trafem pominął tą regułę.

 

A mnie się inwersje podobają zarówno w moich tekstach, jak i u innych autorów.

Zresztą używam ich obecnie znacznie mniej niż dawniej.

 

Zamiłowanie do nich, to prawdopodobnie wpływ języka włoskiego, gdzie za ich pomocą, również w mowie, potocznej różnicuje się znaczenie przekazu.

 

Z tym to się akurat w pełni zgadzam. I właśnie ten wiersz, aby go w pełni zrozumieć wymaga dość sporej wiedzy z różnych dziedzin.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak była czarna, bo ten kolor i budowa skóry najlepiej  sprawdzają się w Afryce, ale w naszym klimacie również. Oni mają znacznie mniej chorób dermatologicznych. Mnie by się taka przydała. Ewolucja u białych ludzi poszła, w tym przypadku, nie w tą stronę, co trzeba.

 

Gdy czarni ludzie wyszli z Afryki i dotarli do zimniejszych stref klimatycznych zaczęli nosić ubrania zatem czarna skóra nie była konieczna, a słońce też było słabsze.

 

Również i dziś wśród mieszkańców Czarnego Lądu zdarzają się mutacje koloru skóry. Tacy ludzie są biali i nazywani są albinosami. Lecz obecnie sytuacja jest inna, bo noszą ubrania, mieszkają w domach. W prehistorycznych czasach taki goły, bezdomny albinos miał małe szanse na przeżycie.

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję za uznanie i serduszko.

 

Jeszcze niedawno to my byliśmy uchodźcami. Sam mam w rodzinie osoby, które uciekły przed komuną na Zachód i zostały tam dobrze przyjęte. Mieszkają w kilku krajach do dziś.
Ja też mogłem prosić o azyl polityczny w Norwegii. Miałem tam pracę, ale jednak wróciłem.

Niestety pamięć ludzi jest krótka, a dla młodych to tylko historia.

 

Władze są niekonsekwentne. Z jednej strony przez Polskę przeszło 8 mln uciekinierów z Ukrainy, a z drugiej nie chcą wpuścić kilku tysięcy osób, tylko dlatego, że mają nie ten co trzeba kolor skóry, religię, czy kulturę.
A przecież dla większości z nich, podobnie jak dla obywateli Ukrainy jesteśmy tylko krajem tranzytowym.

 

Z drugiej strony w moim bloku mieszka kilkaset osób z różnych stron świata i też przecież nie spadli z nieba. Ktoś ich na granicy przepuścił. Mają legalny pobyt na różnych zasadach. I większość z nich to nie są Europejczycy.

Dziwne rzeczy się dzieją...

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach




×
×
  • Dodaj nową pozycję...