Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Trochę  inna wersja dawnego tekstu i bez: się.

 

 

Jestem Zuzia. Moja lalka, to też: Zuzia. Obydwie jesteśmy: Zuzie. Tak ją nazwałam, na swoją cześć. Chyba tak jakoś trzeba mówić. Wieeem, że to głupie. Dwa takie same imiona. Ale tak zdecydowałam i już. To znaczy wtedy, kiedy byłam jeszcze mała. Teraz jestem trochę duża i tak sobie pomyślałam, że wam opowiem tą historię. Rodzina sto razy ją słyszała, oczywiście dalsza, która nie brała w tym udziału, ale wy chyba jeszcze nie? No nie… bo jeszcze wam nie opowiedziałam.


Mam obecnie więcej lat i chcę wierzyć, że jestem rozsądną dziewczynką. Pani psycholog kiedyś mamusi naszeptała: pani dziecko jest niekonwencjonalne. Nie wiem do tego czasu, co to znaczy, lecz wtedy podsłuchałam przez dziurkę od klucza i to mi strasznie odpowiadało. Mój tatuś zawsze powtarza: mam tyle lat, ile obecnie potrzebuje. Mamusia tak nie mówi. Zawsze ma za dużo. No ale gadam jak najęta, nie na temat. Przecież miałam opowiedzieć historie, którą bardzo boleśnie przeżyłam… o właśnie: boleśnie. A wszystko miało związek z moją lalką. Chyba nie muszę przedstawiać z imienia. Będę gadać jak trochę bardziej dorosła, ale jakby to wszystko było wtedy.

 

Cierpliwi może łaskawie wysłuchają do końca, a niecierpliwi, jak ich coś napadnie. Oj przepraszam. Mamusia mnie często upominała, że czasami mówię niestosownie, do zaistniałej sytuacji. To było wtedy za mądre. Nie wiedziałam, o co jej chodzi. I nadal nie wiem. Ojejku, znowu pytluje głupoty. No dobra, zaczynam.

 

Mam około sześciu lat i leżę w łóżeczku. Pokoik bardzo przytulny i kolorowy, sprawia, że dobrze mi tu, jak nigdzie indziej. To takie wyjątkowe miejsce, z którego nigdy nie mam chęci uciec. Szczególnie w dzień, kiedy świeci słoneczko. Gorzej w nocy, kiedy ciemno. Nie cierpię ciemności. Jest głupia. Mam wrażenie, że jakieś włochate szczerniałe łapy, wywleką mnie za chwilę z bezpiecznej kryjówki. Często zakryta zupełnie, dyszę cichutko, by nie wywlec z kątów potworów.


Tak właśnie jest teraz. Widać tylko kontury pod kołderką. Nagle coś mnie budzi, tylko nie wiem co. Boję wychylić głowę, spod mojej ochrony. Tu bezpiecznie. Wierzę, że tak. Jednak szmery coraz głośniejsze. Nie wiem biedna, co mam robić. Odgłosy dochodzą od strony okna. To jedyne miejsce w pokoju, jako tako oświetlone, migającym neonem. Stoi przy nim mały tapczanik, a na nim cała kupa różnych pluszaków i moja ukochana lalka. Mogłabym zaświecić nocną lampkę, ale lęk, nie pozwala wystawić rączki. A niech mnie coś ugryzie, albo chociaż złapie jakaś zimna ręka kościotrupa.


Jestem małą dziewczynką, ale z dużą wyobraźnią. Czasami żałuje, że mam ją w sobie. Są chwilę, że chciałabym to z siebie wyrzucić i podeptać na drobny mak. Zmiażdżyć i zniszczyć. Na przykład teraz, kiedy jestem cała spocona ze strachu. Ale chyba będę musiała zerknąć. Może to nic takiego. Niepotrzebne te dygotki strachliwe. Postanawiam, że chociaż trochę głowę wychylę, by zobaczyć, co tak szura.

 

Nie wierzę własnym oczom. Zuzia włazi po innych pluszakach, w kierunku okna. Po drodze wyłupała nóżką, misiowe oko. Na pewno nie chciała. Misiu jest przez to wnerwiony. Groźnie na nią mruczy. Coraz głośniej. Na dodatek gałąź uderza o szybę. Jedno i drugie takie przerażające. Przynajmniej dla mnie. Nadal leżę i patrzę. Lalka, z jakiegoś powodu, chce wyraźnie uciec z pokoju.


Mała szmaciana biedronka, ma urwaną kropkę i rozdarty brzuszek, twardymi paluszkami Zuzi. Uciekinierka na pewno nie zrobiła tego złośliwie, tylko ze strachu. Włazi po wszystkich pluszakach coraz wyżej. Szybciej i szybciej. Niektóre zaczynają na nią wrzeszczeć. Drewnianemu pajacykowi odpadła głowa. Zuzia przed chwilą na niej stała i złamała mu kark.


Wreszcie stoi na parapecie. Zaczyna szarpać klamkę. Pluszaki na dole, grożą jej wszystkim, co potrafią. Nie może biedna otworzyć okna. Ma za słabe rączki. Odwraca głowę. Patrzy na mnie. Twarz ma całą we krwi. Musiała ją podrapać drewnianymi zabawkami. Nie wiem co mam robić. Nadal jest mi strasznie. Powinnam być przy niej. Pogłaskać, przytulić, uspokoić. Znika i wraca. I tak na przemian, gdy neon akurat zaświeci. No nic, myślę sobie, muszę jednak do niej podejść, chociaż mam większego stracha, od niej. Nawet zapalam nocną lampkę.

 

Podchodzę do okna. Włażę na kanapkę, uważając, by nie nadepnąć żadnego zwierzątka. Lalka cały czas męczy klamkę. Co chwila spogląda do tyłu, jakby prosiła, żebym jej pomogła otworzyć. Przecież nie mogę ją wypuścić. Mieszkamy co prawda na parterze, ale dla niej to bardzo wysoko. Nie przeżyje upadku. Podejmuję decyzję. Po prostu przytulę Zuzię i pogłaskam. Uspokoję.

 

Delikatnie łapię ją od tyłu. Takiego pisku i wrzasku, w całym swoim życiu nie słyszałam. Wije ciało na wszystkie strony, jakbym trzymała węża, a nie lalkę. W pierwszym odruchu, rzucam nieznośną na podłogę. Trochę mnie wnerwiła swoim zachowaniem. Za chwilę bardzo żałuję głupiej decyzji. Jak tak mogłam. Ona w tym czasie, ucieka pod szafkę.

 

Stoję na czworakach, zaglądam w ciemną czeluść, prosząc żeby wyszła. Przyciśnięta do ściany, ani myśli tego zrobić. Raczej to wyczuwam, niż widzę. Wkładam rękę, by ją wyjąć. Gryzie mnie boleśnie. Mam całą rączkę we krwi. Na dodatek zaczyna mówić. To zupełna nowość. Nigdy tego nie robiła. Słyszę roztrzęsione słowa:

 

– Przeczuwam, że coś złego. Bardzo złego. Ten potwór jest w tym pokoju. Mam wrażenie, że chodzi pod podłogą.

– Spokojnie Zuzia. Wyluzuj. Pod podłogą nie ma żadnego potwora.

– A właśnie, że tak! Już dzisiaj w nocy, chciał mnie złapać, rozerwać na strzępy… ale zdążyłam uciec pod szafkę.

– Widziałaś kto to był? No powiedz!

– Nie widziałam. Było ciemno, a ja bardzo przerażona.

– Na pewno to tylko sen. Ja też mam straszne sny. Wiem, jak to jest.

– Kochana Zuziu, to nie był sen…

– Sen, mówię ci. Zobaczysz, że dzisiaj w nocy będzie spokój. A nawet gdyby, to pluszaki cię obronią. Trochę ich poturbowałaś, ale wiedzą, że nie naumyślnie, tylko ze strachu.

– Mówisz serio? Pomogą mi? W moim śnie?

– Spoko Zuzia. Obiecuję.

 

Niestety. Rano otwieram oczy i od razu czuję, a po chwili widzę, że coś nie tak. Pluszaki są porozwalane po różnych kątach… ale chociaż całe i nie zniszczone. Natomiast lalka, ukochana Zuzia, cała w kawałkach. Raczki, nóżki, wszystko osobno. Nawet oczy leżą obok, patrząc na mnie, jakby z wyrzutem. Na dodatek brzuszek rozpruty i kępki włosów z oderwanej głowy, powyrywane. Stoję jak słup soli i głośno płaczę. Jeszcze nigdy tak nie ryczałam. Kto mógł zrobić taką straszną rzecz, mojej ukochanej lalce, którą tak umiłowałam. Kto był taki wstrętny i niegodziwy. Jak go dorwę, to na śmierć zatłukę! Wgniotę w podłogę, jak nędznego robaka. Zuzia mi świadkiem!

 

Zapłakana idę do rodziców. Nic nie słyszeli. Widocznie mocno spali. Mówię im, że ktoś zabił Zuzię. Nie tylko zabił, porozrywał na kawałki.


– Jak to porozrywał? Co ty Zuzia mówisz? Przecież wiesz, jakie masz różne sny.

– Ależ mamo! To nie był sen, naprawdę. Idź i zobacz jak ona wygląda.

– Ależ słonko – uspokaja tatuś. – Niby kto miałby ją porozrywać. No pomyśl dziecko.

– Nie wierzycie mi! Tak? Jesteście wstrętni. Nienawidzę was!

 

Biegnę do swojego pokoju. Prawie nie widzę przez łzy. Lalka nadal leży tak jak leżała. W kawałkach. A może to mój brat? Dlaczego o tym nie pomyślałam? Tylko po co miałby to robić. Ma twardy sen. Jak wstanie, to go zapytam, a gdy nie odpowie, to mu przywalę! Wnerwiłam go czymś i to pewnie jego zemsta. Nie, to niemożliwe. Jest za leniwy. A może w nocy ktoś wszedł przez okno. I nic nie ukradł, tylko popsuł lalkę?

 

Wchodzą rodzice. Mają takie miny, jakby ich zatkało. Przez chwilę nic nie mówią. Wyszło na moje. Uwierzyli.


– Powiedz mi Zuzia, czy okno było w nocy zamknięte?

– Tak… to znaczy, Zuzia nie mogła wyjść… to raczej tak.

– Ty nie mogłaś… a, rozumiem.

– Spałaś całą noc?

– Oczywiście. Cała zakryta. Sami wiecie, że tylko tak mogę spać.

– Mam pomysł – mówi nagle tatuś. – Włączymy kamerę, by filmowała całą noc. Zostawimy włączoną nocną lampkę. Rano obejrzymy, co nagrała.

– A ja teraz, pozeszywam twoją lalkę. Będzie jak nowo narodzona.

– Dziękuję, mamusiu.

 

Na drugi dzień oglądamy film. Przez długi czas, wciąż to samo. Tatuś przewija trochę do przodu.

 

Nagle coś zauważamy. Jakiś ruch w łóżeczku, szczelnie zakryty. Nie! To niemożliwe. Jestem przerażona. Z kim ja spałam. Zuzia miała racje z tym potworem. Był pod podłogą. Rodzice też mają nie tęgie miny. Patrzą i nic nie mówią. Kołderka wyraźnie faluje. Za chwilę, coś wyjdzie. Tylko co? Nie chcę patrzeć. Zamykam oczy. Słyszę, że rodzice coś mówią. Są zdenerwowani. Bardzo. Widocznie już widzą, co to za obleśny, paskudny stwór. Ja jeszcze nie. Mam oczy zasłonięte ręką. Jednak rozchylam palce, przed jednym okiem. Nie wierzę, w to co widzę.

 

Za chwilę będzie znowu w kawałkach. Rodzice mnie przytulają, głaszczą po głowie, nie wiedzą co powiedzieć. A ja znowu ryczę, ile sił w płucach. To nie może być prawdą.

 

Siedzimy jakiś czas w milczeniu, bo tylko cisza pasuje do sytuacji. Wchodzi zaspany brat, nieświadom niczego. Rodzice mówią mu o wszystkim, bo wiedzą, że i tak bym wszystko wypaplała. Mam już taką naturę. Jeszcze jedno kiedyś podsłuchałam: pani córka… jest... jakby to powiedzieć… trochę nadpobudliwa… wielowarstwowa. Do dzisiaj nie wiem, co to dokładnie znaczy, ale same słowa, fajnie brzmiały. Nagle słyszę brata. Gdyby wtedy tego nie przypomniał, to nie wiem, co by było.


– Pamiętasz, jak malowałaś bardzo ważny obrazek?

– Pewnie, że pamiętam. Bardzo pragnęłam, żeby był najpiękniejszy. Chciałam podarować, najlepszej przyjaciółce… no wiesz… tej co mieszka…

– Wiem gdzie mieszka, lecz przypomnij sobie, do czego doszło.

– Nie wyszedł taki jak trzeba. Musiałam wywalić.

– Dlaczego?

– Bo coś na niego z półki spadło.

– Przypomnij sobie, co?

– Naprawdę nie pamiętam.

– Nie pamiętasz, czy nie chcesz pamiętać.

– …

 

– Zuzia jest poplamiona farbkami, tak?

– No tak…

– A skąd na niej te plamy? Bo…

– Bo… wiem…. Zuzia spadła z półki na obrazek i zupełnie zniszczyła. Rozmazała wszystko. Byłam naprawdę wściekła. Rzuciłam nią o ścianę… nie… to dlatego… jestem potworem.

– Nie jesteś potworem, lecz w tobie to zostało. Podświadoma chęć zemsty.

– Co to jest: podświadoma chęć zemsty?

– Nie ważne. Chyba wiesz, co musisz teraz zrobić?


– Nic nie muszę! Słyszysz? Przepraszam. Mamo, naprawisz ją? Powiedz, że tak.

– Oczywiście.

– Lecz miałam coś zrobić, więc po mi prostu powiedz, co!

– Spokojnie Zuzia. To nic takiego, ale zarazem bardzo, ale to bardzo ważnego.

– Mów wreszcie. Nie widzisz, że płaczę?

– Przebacz Zuzi, całym swoim sercem.

– ...

 

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • jeszcze raz wróciło do nas lato  tym razem po raz ostatni  gdybym trzymała mocniej twoją rękę gdybym wtedy krzyczała "na zawsze" los może byłby łaskawszy ktoś zabrał z podwórka naszą ławkę a przecież miłość wciąż się unosi kiedyś mój chłopak zostawił ślady po których wrócił mężczyzna moich marzeń kocham tak samo          
    • "Sprawstwo kierownicze" a chromolić wszystko, na co nas nie stać! zatem – żaden window shopping, ani Get Rich, or Die Tryin'! podążaj moją ścieżką – radzi twój osobisty Kesuke Miyagi, trener rozchwiania osobowości, guru szczeniactwa! odwracaj się (bez pogardy, bo i po co ona) od paniuś z kuriozalnie drogimi torebkami, mającymi na pyskach Diory, Chanele, Cartiery, w gardłach – pozłacane guzy od Tiffany'ego, podobnie, jak ja (nieco ostentacyjnie, przyznaję!) zawsze odwracam głowę w przeciwną stronę widząc kawalkady, grupki, zbiorowośki motocyklistów (wiem, mało to dojrzałe, ale naprawdę nie chcę dowartościowywać właścicieli chromotoczydeł swoją uwagą i, nawet niecielęcym, wzrokiem). pluj na ferrari, którym nigdy się nie przejedziesz, nawet jako pasażerka, oraz na szmaciarskie gazety o szmatach, tak, jak ja pluję na blacharską literaturę dla męskich blachar (Motor, Świat motocykli), pardon, rzygaj na willę na Mauritiusie, w której sobie nie pomieszkasz. może brzmię teraz jak Tyler Durden, ale przyznaj: mało prawdopodobne, że zamienisz się z Rihanną na konta bankowe, mój tato trafi upragnioną szóstkę w totka, a ja znajdę na ulicy nowe prawo jazdy i kluczyki do rolls royce'a. ... a teraz najważniejsze, czego muszę się nauczyć, do czego zmusić: do niemyślenia o wspólnej przyszłości z tobą. bo będzie nam dana podobnie jak działka na Wyspach Kanaryjskich, drogi apartament w przereklamowanym familoku pod adresem Złota 44. wiem: w każdym pocałunku zawiera się półrocze, codziennie rośnie w nas mały, dający się w pełni poznać i przytulić, świat-Furbie. teraźniejszość jest piękna, ziszczona, niemeandryczna. ale wyciągają się spragnione i wilgotne dłonie. po więcej. I want it all and I want it now. ...no już, dalej, siepiesz, roztrzaskujesz marzeńka, przecinasz opony nieistniejącego maserati! – powtarzam w duchu. zapełnia się mój dziennik ćwiczeń tresurowych. wyrabiam w sobie magiczną chwilowość.   "Zowąd" nieruchomiejemy. zamczysko wyrosło nagle na środku drogi i gapi się bezczelnie czernią, wlepia w nas poszybowe, okienne dziurska. jest niedokończalne, wiemy to. wielkie i majestatyczne NieMożna, przestrzeń broniąca się przed zasiedleniem i tym samym obłaskawieniem jej. to budynek, którego architekt nosił żałosne nazwisko Ktoinnik i był tak mały, że wtapiał się w deskę kreślarską, linie poprzecznie przerywane na tablecie, znikał pomiędzy pikselami na matrycy laptopa,  a jedyne, co stworzył, to właśnie Bezbastion, budynek-rozwiewanie się, warownię będącą jak śmierć dwa kroki przed metą, w której przebywanie mogłoby być równie upokarzające, co aplikowanie na stanowisko pomocnicy sprzątaczki w biurowcu, przejście rytuału inicjacyjnego polegającego na zjawieniu się w środku nocy i, pardon, obciągnięciu wszystkim, stojącym nago i w kółeczku biznesmenom. i nie dostaniu angażu. wzwodzi się most wzwodzony, a my korygujemy kurs. jak najdalej od niegościnnych murów. nie chciano nas, więc i nie będziemy na siłę wieszać w mroźnym powietrzu szklących się żyrandoli, ustawiać kandelabrów na skutych mrozem atłasach. unosimy się honorem. całujesz – wiosna rozrywa się na zielono. spluwam – gaśnie zamek. "Chybaby" jakaś nie za bardzo męska tęsknica rozełkała mi się między synapsami. staram się więc pocieszyć, bawię koralikami wytarganymi z fazy REM. "Wayne Weston jest opalony i ma klatkę piersiową natartą olejkiem.", "W pewnej warszawskiej restauracji, jednej z najdroższych na świecie, jest serwowane specyficzne danie: ser owinięty w inny rodzaj sera.". naprawdę przyśniły mi się te zdania. nie pomaga na chandrę? no to wymyślam bezkrwawych ludzi, którzy muszą ukrywać, podobnie jak wampiry i wilkołaki, swój odmienny od w pełni ludzkiego stan: że są niemal pustym w środku mięsem, że jedynie przepływa w nich, góra-dół, od krocza po krtań (i, tym samym, napędza) maleńka, niezłota rybka. już lepiej. czuję, że przyszła noc będzie obfitowała w prawdziwie nieziemskie marzenia senne: przyjdziesz, kochanie, z igiełką. przekłujesz muskuły pana Westona, ciśniesz serową kulką w moje podbrzusze. drapieżne zwierzątko zatrzepocze płetwami, wyszczerzy ząbki.
    • @aff  Również pozdrawiam.
    • Na scenie   światła we mnie kurier bus i w niedzielę ruszył już ja na scenie w klawiaturę potłuszczoną pstrykam fikam i nic z tego nie przybędzie domiar złego ni kapitał   światła we mnie skończył kurs pod krawężnik białych służb dzień się skurczy i przed świtem pór niestałych może spytam   nie o taniec nie podwoje teatrów galerii katedr byliśmy wtedy we dwoje by na świat się razem patrzeć       Nikt   Jedni drugich chcą zabijać. Już nie spory przy obiedzie. Epitety jak olbrzymy z izmów Starych w nowe plemię… Nie wysłucha jego racji — Kto nie słyszy od dekady? Jak oddzielić ziarno kłamstwa, Gdy rozlały się pokłady! A tu dopiero narasta jak tsunami zatrzęsienie. A mi tak się może tylko Wydaje — nikt o tym nie wie… Nikt rąk wcale nie zaciera, Gdy tu naszym nie o przyszłość Chodzi (duże słowo wpisz, narodu). Europejczyk, tak o ścisłość.          
    • cisza rozlała się na podłodze  wypełnia przestrzeń swymi warstwami w niej utopiony bezbronny człowiek i roni łzy nad wspomnieniami   po rzęsach stąpa lekka melodia i to nieważne tanga czy walca jakby ktoś śpiewał lecz giną słowa może ukoi mnie dziś do ranka :)))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...