Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inne spojrzenie, częsc 175


Rekomendowane odpowiedzi

                                - dla Siostry 

 

   - Nie spodziewalam sie, ze bede az tak wzruszona... - szepnela Soa mezowi chwile po tym, gdy dokonczył malzenskiego slubowania. - Ukochany... - w Soooczach, jeszcze bardziej blekitnych niz do tej pory, uczuciem polyskiwaly lzy. Splywajace powoli ku kacikom uśmiechniętych ust, jedna za druga.

   - Nie jestem pewien - Oleg uśmiechnął sie w odpowiedzi - jak wiele razy usłyszalem od ciebie to slowo: "Ukochany". Brzmi ono dla mnie tak melodyjnie... - pozwolil sobie na wzruszenie, po czym schylil sie, by ucalowac dłonie zony. Celowo nie wymienil dokładnej ilosci wypowiedzen.

   - Kontynnujmy - Jezus, Pierwszy Duchowny Wszechświata taktownie odczekał chwile, by po jej uplywie usmiechnąc sie do obojga malzonkow. - Chyba i Ja pozwole Sobie na wzruszenie - uniosl lekko dłon, by telekinetycznie otrzec lze. - Wiek dwunasty wiekiem dwunastym i cerkiew cerkwia, ale bedac malzonkami mozecie sie pocalowac.  Dwaj najstarsi z popow, z których jeden był już wdowcem, lekko teatralnie uniesli oczy ku cerkiewnej powale. Pozostali, mlodsi, uśmiechneli sie ledwie zauwazalnie., podazajac myślami ku swoim zonom. I wspomnieniami do swoich slubow i swoich pierwszych pocalunkow. Przy czym jeden, kawaler, uśmiechnąl sie trochę szerzej.

   - Jaka ona jest piękna... - pomyslal o Soi. Ledwie skończyl mysl, Jezus odwrócił sie don i spojrzał surowo. 

   - Moj drogi - przeslal mu energetyczne upomnienie. - Slubowales samotność z wyboru, prawda?

   Pop spojrzał Nan zaskoczony, bezblednie identyfikujac nadawce duchowej uwagi. - To teraz panuj - kladl akcent na przekazywanych slowach - tak - nad myślami, jak - nad - pragnieniami. Wrocimy jeszcze do tej kwestii - zapowiedzial, odwracajac sie. 

   - Czas teraz na kilka slow z mojej strony - stanał na srodku, poprosiwszy uprzednio nowozencow, aby usiedli. Po czym uniosl sie dwa metry nad podloge. Ktoś mogłby powiedziec, ze teatralnym nieco gestem. Ale przecież Jezus jest u Siebie doslownie wszędzie, a poza tym - któz Mu zabroni lewitowac?

   - Swietujemy dzisiaj radośc i wzajemne zaufanie Soi, mojego padawana - i Olega, dworzanina waszego księcia Jurija. Tym, którym obce było znaczenie slowa "padawan", podszepnał wyjasnienie. Wszystkim jednocześnie, najczystsza ruszczyzna. - Jako jej Mistrz, ciesze sie również - JezusoMistrzouśmiech widoczne był - i odczuwalny - w sercach i umyslach wszystkich obecnych.

- To ich osobista, przemyslana decyzja po rozważeniu wszystkich okoliczności. Z przeszlego i zycia , z obecnych chwil i z mozliwych, przyszłych wydarzen - tu celowo nie sprecyzowal, ze ma na myśli także poprzednie wcielenia, których dlugi ciag pokazal im obojgu. O ile Soa poznała już niektóre ze swoich poprzednich, zobaczywszy częsc istot i postaci, w które wcielila sie jej dusza, o tyle Oleg był zaskoczony. Momentami nawet bardzo.

   - Ich dwie decyzje - ciagnal Jezus, Mistrz Wszystkich Mowców. - I ich dwie osobiste odpowiedzialnosci, które najpierw lacza sie w jedna wspolna. A potem staja sie - też jednym - z podjetymi decyzjami. One prowadza nas wszystkich - chociaż zdanie to pojela zrazu tylko częśc sluchajacych - do przyszlych wydarzen. I poprzez nie ku nastepnym. 

   - Wzajemna milosc jest wsparciem - podjał po chwili ciszy. - Ale wylacznie ta prawdziwa. Wszelkie od niej odstepstwa staja przeszkodami we wspolnej drodze. Im jest ich więcej, im bardziej powiekszamy ich liczbe przez negatywne emocje, tym wspolne zycie staje sie trudniejsze. Prawda, ze nie zawsze tak sie dzieje, ale zdecydowanie czesto. Dlatego koniecznym jest - przenosił spojrzenie z twarzy na twarz i z umysłu do umysłu poprzez wejrzenie w oczy - opanowanie. Kontrola własnych emocji, a co za tym idzie, wypowiadanych słow i czynionych zachowan - zawrócił powoli wszystkoprzenikaj ace spojrzenie. Panujcie nad nimi - uśmiechnął sie uśmiechem do wszystkich naraz i do każdego z osobna. Uśmiechem powtornie przenikajacym do głebi tak, az niektórych mrowilo, niektórych zas wręcz pieklo w myslach i w uczuciach. - Jeśli chcecie zyc w zgodzie z samymi sobą. Jeśli chcecie zyc spokojnie. I jeśli chcecie umrzec zdrowi. Ze starosci, a nie na ciezka chorobe. No, to tyle. - zakonczyl. 

   - Niech teraz wasi duchowni - spojrzał znacząco na popów - przeczytają kilka stosownych fragmentów Księgi i powiedzą od siebie kilka słów.  Potem przyjdzie czas na Presuszestwlenije użył wyrazu, znanego większości słuchaczy. - I czas na uciechy stołu, albowiem także chlebem, mięsem, serem, warzywami i owocami oraz wodą, miodem i winem - napoje specjalnie wymienił ostatnie - żyje człowiek. 

   - Ciekawe - zastanowiła się Soa, uśmiechnąwszy się wdzięcznie do męża - co o tych słowach mojego Mistrza pomyślałaby moja córka... 

Cdn.

 

   Voorhout, 5. Sierpnia 2023

 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija 

   Cieszę się wielce z takiej Twojej opinii ^(*_*)^ . Poprawię literówki,  wskazane przez Ciebie - i nie tylko te.

   Raz jeszcze Ci dziękuję za odwiedziny i czytanie. 

   Serdeczne pozdrowienia ^(*_*)^ . 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...