Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Zmierzch Wilka (rozdział środkowy)


Rekomendowane odpowiedzi

 

Zmrok zapadał nad miastem szybciej, niż wydawało się to koniecznie. Otulał każdą wąską uliczkę, każdy zapomniany zaułek i każdego mieszkańca usiłującego się przed nim ukryć. Wdzierał się do umysłów, atakował wspomnienia, obdzierał z człowieczeństwa. Zwiastował tragedię, która miała wydarzyć się tej nocy.
 

Po południu z fabryk wyszli wściekli robotnicy i robotnice. Kobiety z fabryki maszyn do szycia spotkały się z mężczyznami z wytwórni silników wiatrowych. Niektórzy nieśli metalowe pręty, inni mieli przy sobie drewniane kije. Na ustach mieli żądania dotyczące sprawiedliwych warunków pracy oraz uznanie wyników wyborów do Landstagu. Na czele pochodu szli przywódcy kultu Heraklesa, nastoletni rozpromienieni chłopcy, gotowi na śmierć, lecz wciąż nie wiedzący do końca, za co mieli umrzeć. Moi chłopcy. Czekali na nich żandarmi z pałkami i karabinami na wozach. Gniazda karabinów uwito w gęstych gałęziach barykad. Wszędzie było pełno tajniaków.

Poprzedniej nocy książę rozwiązał Parlament. Konserwatyści skryli się w zamku w ponurym oczekiwaniu, zaś socjaliści zostali postawieni przed trudnym wyborem - pójść za nimi, albo zostać w mieście, wspierając swoich wyborców i podzielić ich los, stając się wrogiem Rzeszy. Tak też postąpili redaktorzy naczelni, aktorzy z opery, część z członków rady miasta. Piękna Willhelmina kroczyła razem z nimi, swoim delikatnym głosem dodając im otuchy. Wagner również opowiedział się po stronie ludu. Oddziały piechoty saksońskiej zostały rozmieszczone w newralgicznych punktach metropolii, przy zakładach produkcyjnych, przy rogatkach mostów oraz w pobliżu pałacu wiejskiego. Nikt nie podejrzewał, że rzesze ludzi jeszcze tydzień wcześniej podejmujący racjonalne decyzje, dziś rozpoczną rzeź, której od lat nie widziano nad Elbą.
 

Mężczyzna wzdrygnął się, pisząc pamiętnik; gdzieś daleko ktoś przeciągle zawył z bólu. Podszedł do dużego okna, by spojrzeć na plac. Zapalił papierosa i powrócił do pisania, siadając znów przy starym biurku.
 

Dwa dni wcześniej przedarłem się z grupką moich zwolenników do magazynów lokomotywowni na tyłach Dworca, do tego miejsca, w którym spędziłem pierwszą noc w tym mieście, liżąc rany zadane mi przez pościg. Najwidoczniej zataczam koło i powracam do korzeni. Teraz znów jestem tu. Pozostali ze mną najbardziej lojalni członkowie kultu, jednak co i raz któryś z nich przychodzi do mnie z wertującym go pytaniem, czemu nie walczymy, kiedy wszyscy inni walczą? Obserwowałem długo, jak w ich błyszczących oczach rodziła już się pogardę i nienawiść, lada chwila mogą wystąpić przeciw mnie, lada chwila stanę się dla nich równie stary i niepotrzebny jak ich ojcowie oraz bracia, jedyna burżuazja wśród biedoty dostępna na wyciągnięcie dłoni.

Nie śpię od czterech nocy. Dostrzegłem osobliwą przemianę. W cieniu drzew dotychczas przynoszącym ulgę i łaskę od letniego słońca, teraz zaczęła czaić się niewypowiedziana groźba. W dźwięku kościelnych dzwonów bijących na alarm cień rozrastał się ponad miarę swojego obiektu i stawał się głębszy niż dotychczas, dojrzewał i odrzucał silną, prastarą niechęcią, jak gdybym był razem z moimi towarzyszami nieproszonym gościem u progu pana jakiegoś niezmierzonego domu. Cień szczególnie emanował wrogością pod okazałymi dębami, wisiał nade mną niczym miecz kata. Jego kojący wcześniej chłód był teraz tak zupełnie inny, obcy, namacalny, acz przejmował mnie nieznanym wcześniej strachem, strachem przed spoczynkiem. Strachem przed domem, do którego nie mam już wstępu. Kryje się w tym nieprzychylność Cardei, strażniczki równowagi, jednej z niewielu Mocy zachowujących neutralność oraz utrzymujących status quo.

Późnym popołudniem przybył do mnie zszokowany posłaniec z korespondencją. Był jednocześnie przerażony oraz podekscytowany, opowiadał mi o rzekach krwi, stosach trupów, sklepach płonących w dzielnicy żydowskiej. Wierzyłem mu na słowo. Otworzyłem list i przeczytałem słowa grozy.

Dowiedziałem się, że rozwścieczony tłum przeszukując przedmieście, wdarł się do budynku Teatru Swietłany, splądrował jego biblioteki i wymordował tych, którzy się w nim skryli. Myślę, że ona sama dawno przestała już uciekać i postanowiła zabrać ze sobą na tamten świat jak najwięcej istnień, natomiast lojalność jej czarnoskórego towarzysza pozostaje sprawą otwartą. Choć był jej prawą ręką, szedł zawsze swoimi ścieżkami i miał swoje rachunki do wyrównania.

Mojego drogiego Helge, tak jak Gavroche w Paryżu lata wcześniej, pochłonął Żelazny Wilk. Zawsze na czele, zawsze pierwszy, z pieśnią krwi i zemsty na ustach, dostąpił nieśmiertelności z łaski najbardziej chaotycznej i krwiożerczej siły, którą Moce spuściły z okowów, by biegła przez Świat szarpiąc i pożerając wszystko, co stanie jej na drodze. I tak jak ja nadawca czujemy, że jesteśmy przyczyną ich gniewu, tak przyczyną gniewu Żelaznego Wilka jest samo istnienie świadomej ludzkości; cywilizacja i jej porządek. Cardeia była jedną z najstarszych sił onirycznych - jej upartość i cierpliwość to sztywna waga, na której szali możesz złożyć całe miasta i narody, a i tak pozostanie niewzruszona. Jeśli zgodziła się podczas rady na uwolnienie Żelaznego Wilka, biada nam wszystkim, nic nie ocali nas przed chaosem.

Pozwoliłem moim coraz bardziej agresywnym adeptom otworzyć skrzynki z najlepszym winem, które leżały wciąż nierozpieczętowane na pace ciężarówki. Barbarzyńskie pomioty pobiegły do nich z łomami, deski zostały rozerwane, butelki tłukły się im pod nogami - luksus do tej pory dla nich niedostępny, a teraz najwspanialsze egipskie wino drżało im na językach. Upili się z natarczywością godną Wizygotom napadającym Rzym, próbowali też ściągnąć jakieś biedne, zagubione dziewczyny z miasta. Folgując ich zachciankom, kupiłem sobie czas potrzebny na przygotowanie się do walki z Viktorem.

Tak więc mój rywal, mój ojciec, pisze do mnie. Czułem swąd jego potu na papierze, jednak zdołałem opanować emocje, które uderzają w moje wątłe ciało jak potężna rzeka napiera na stary jaz. To, o czym nie sprytnie nie wspominał, dotarło do mnie kilka dni wcześniej. Bramę snów zatrzaśnięto najprawdopodobniej przed obojgiem z nas, a to oznacza, że nasza walka musi roztrzygnąć się, gdy jesteśmy w przebudzonym świecie. Większość z Mocy odwróciło się od nas. Ktoś jednak uważnie śledzi nasze kroki. Które z nieznaych mi Mocy mój ojciec zdołał przebłagać? Jaką ofiarę złożył, jaką cenę zapłacił?

 

Sebastian przerwał ponownie. Ledwo zagojona szrama na jego dłoni zapulsowała niecierpliwie, lecz... to już nie była jego dłoń. Poczuł dziwny przepływ siły, lecz co dziwne i nieco zdradliwe, nie zaniepokoiło go to. Cień każdego strachu jak szkło pozytywu trzasnął w jego umyśle, aż samo wyobrażenie strachu stało się w jednej chwili jedynie... nieuchwytną, nierozumiałą, odległą ideą platońską. Odłożył pióro, gdy nagle coś przeszyło jego plecy, w okolicach prawej łopatki. Odłożył papierosa, czuł ostrze w swoim ciele i pozwolił połączyć mu się z nim. Obejrzał się do tyłu na jednego z swoich towarzyszy, trzymających rytualny sztylet i nagle wiedział już wszystko i wcale nie był zaskoczony. Strumień gniewu jaki przepływał przez niego, stał się teraz potężny jak Dunaj, jego drążące lodowce źródła znalazły w końcu swój początek, spoczęły wysoko pośród szczytów Góry Światła, skąd pochodził i dokąd się wspinał przez wieczność.

Podszedł powoli do przerażonego mężczyzny i wyjął mu sztylet z ręki. Przyjrzał mu się uważnie, po czym zaczął giąć go z ogromną siłą, aż broń zabłysła z czerwoności. Grymas pogardy wykrzywił jego twarz. Splótł broń w pierścień i bez trudu rozplót spowrotem, jakby bawił się wierzbową witką.

-- Udaj się z tym do Domu Artiemievny. Jestem pewien, że mój ojciec tam jest, grzebie się w pozostawionych śmieciach jak karaluch, który czeka na zdeptanie. Powiedz mu, że przyda mu się jeszcze jeden taki nożyk! Ucałuj go, ucałuj go z miłością! -- rzekł do przerażonego chłopaka.
 

-- Eris powierzam mą ścieżkę, mój wzrok starą krew psuje,
siłą zdobywam uznanie, długo swych praw dochodzę...
idę po ciebie, ojcze! -- zanucił dziarsko.
 

Podwładny przyjął z pokorą nóż, lecz upuścił z krzykiem łapiąc się za nagle poczerniałą dłoń, po której zaczęly pełzać napuchnięte bąble.

-- Ależ poczekaj odrobinę! -- klepnął go po plecach uśmiechając się szeroko, aż tamten upadł na twarz.

Sztylet pobłyskiwał złowieszczo w zwodniczym blasku księżyca, gdy z głuchym brzdękiem odbił się od splamionego betonu. Nie było odwrotu. Zło zostało uwolnione.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...