Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inne spojrzenie, część 160


Rekomendowane odpowiedzi

                                          - dla Belli

 

   - Jest przedpołudnie kolejnego goszczącego was tutaj dnia i przestrzeni - powiedział były Bellomąż i obecny MiloMistrz do spacerujących po śniadaniu plażowym brzegiem Morza Śródziemnego Belli i Mila dla swobodnego nawiązania rozmowy. Pojawiwszy się przy rzeczonych wedle Swojej woli. I, jak za chwilę zobaczysz, Czytelniku - zgodnie z duchową potrzebą. 

   - Witamy Cię, Mistrzu - ukłonił się Mil.

    - Oi meu ex, cześć mój były - Bella pozdrowiła Go ze swobodą. - Co Cię do nas tym razem sprowadza? 

   - Jak wiem, ostatnio co wieczór przeglądacie treści na Twitterze - odpowiadając, Jezus przeszedł od razu do rzeczy. - O młodszych w stosunku do ludzi braciach, czyli duszach zamieszkałych w zwierzętach. I o obecnej sytuacji w waszym wymiarze. Chcę wam powiedzieć, że wasze wnioski są słuszne. Dzieje się wiele: przede wszystkim to, że przebudzenie, o którym pisał swego czasu Anthony de Mello* , postępuje. Zwiększa się świadomość dusz, mieszkających w zwierzętach, dlatego coraz więcej z nich zachowuje się, oczywiście od czasu do czasu, coraz bardziej ludzko. Mam na myśli także koty i psy, ale także ptaki i inne mojego dzieła, swobodnie żyjące stworzenia. Tym samym prawda o częściowo duchowej ich naturze staje się coraz bardziej widoczna. Tak samo, jak o sytuacji społeczno-politycznej. Do czego zmierzam, oczywiście wiecie. 

   - Wiemy - przytaknęli Bella i Mil, każde za siebie. - Do prawdy o sytuacji, zainicjowanej blisko dziesięć lat temu w ukraińskiej części Rosji przez tajne wtedy, pod pozorem obrony demokracji, pomysły i działania Amerykanów.

   - Dokładnie do tego - teraz Jezus im przytaknął. - Jak zresztą zawsze, bo do czegóż innego mogę zmierzać, jak nie do prawdy właśnie? A że dla wielu jest ona niewygodna, gdyż mają wymierne korzyści z kłamstwa? Policzalne w dolarach, odpowiednikowi wspominanych tu i ówdzie w pewnej księdze i bazujących na niej srebrników. Nic to nowego, pod żadnym ze słońc i w wielu istniejących materialnie-duchowo - czy też duchowo-materialnie - wymiarach. Zależnie od rodzaju przeważającej w nich energii. Nie podkreślam - kontynuował WszystkoŚwiadomy - równie oczywistego faktu energetycznych korzyści z kłamstwa awidzialnych istot z nim związanych. Czego drugą, ściśle powiązaną stroną jest energetyczna - lub duchowa - strata istot, które ich słuchają. 

   - Voce tem razao, masz rację - powiedziała Bella. - Jak to ujęto w księdze, o której wspomniałeś, spisanej by mamić i utrzymywać w nieświadomości poprzez staranne, pieczołowite wręcz, wymieszanie prawd i kłamstw - "Nie ma bowiem nic ukrytego"? Co wymagało kierowanego negatywną energią umysłowego wysiłku istot - także ludzi. A potem tych, którzy - już oszukani - przepisywali ją w dobrej wierze,bczyli wierząc w całkowitą prawdomówność.

   - Było ukryte - ciągnęła - w dużej mierze do teraz. Do naszych czasów. Teraz dzięki wynalazkom, takim jak Internet i jego część, Twitter - ale claro, oczywiście nie tylko - prawda zaczyna coraz bardziej wychodzić na jaw. Stając się coraz bardziej widoczną.

   - Teraz - dodał Mil - określanie czy też nazywanie danych treści herezją już nie pomaga.

   - Herezją, powiadasz - rzekł Jezus. - Chwytliwe słowo. I działające przez stulecia, jak wiecie. Pamiętacie je z poprzednich wcieleń, z poprzednich wieków. Słowo równie aroganckie jak jego twórca.

   - Którym był ten, którego materialne istnienie zakończyłeś pod Moskwą - stwierdziła Bella. - Z jednej strony nie mnie to oceniać, ale z drugiej - skoro, Jezusie, uczyniłeś to i uczyniłeś to właśnie w tamtym momencie - widocznie należało mu się. I widocznie wtedy była po temu najbardziej właściwa chwila.

   - Cóż powiedzieć, mogę tylko przytaknąć twoim słowom - ex-mąż Belli uczynił odpowiedni gest. Stosowny do stwierdzenia zawierającego prawdę w omawianej kwestii. - Należało mu się. Właśnie wtedy i właśnie tam. Pod miastem, nazywanym trzecim Rzymem. Po tym, który jak wiadomo, zachował nazwę i po tym, który po zdobyciu przez Turków** ją stracił. 

   - To duchowa oś - powiedział powoli Mil. - Pierwszy Rzym, nazywany duchowym światłem, okazuje się duchową ciemnością. Drugi został zajęty przez wyznawców religii, którą też przekształcono w narzędzie szerzenia i utrzymywania duchowej nieświadomości, a jej pomysłodawca i twórca, gdyby istotnie żył tylko raz, przysłowiowo przewracałby się w grobie. Trzeci zaś, określany jako stolica imperium kłamstwa, jest na przeciwległym pierwszemu biegunie - jako miasto, którego jeden z mieszkańców przewróci świat do góry przysłowiowymi nogami. Rozpoczynając nowy porządek świata w jego prawdziwym, pozytywnym znaczeniu. W oparciu o podwaliny, położone lata wcześniej w otaczającym go państwie i kilku w pobliżu. Świat - Mil starał się wypowiedzieć pojawiające się w jego umyśle treści, zanim uciekną, a za które był wdzięczny Wszechświatowi - bardziej wielowymiarowy. Bardziej prawdziwy. Na pewno mniej zakłamany, o ile w ogóle. Bez demokracji, która stała się karykaturą samej siebie. Która, jak napisał i zaśpiewał Jacek Kaczmarski - "kwitnie, dojrzewa i przemija".*** Przemija, ale jej karykatura. Skorumpowana pieniądzem - dolarem, o którym, Mistrzu, wcześniej wspomniałeś. Tym dolarem, który wymyślony przez Templariuszy, tych rycerzy ducha i światła i Zakonu Jedi naszego wymiaru, jako waluta założonego przez nich kraju****,  stał się przeciwieństwem tego, czym miał być. Świat - powtórzył jedno z najważniejszych wymyślonych przez Wszechświat i używanych ludzi słów - jednobiegunowy. Z Miastem Prawdy w centrum. Nie dwubiegunowy, gdzie prawdę nazywano kłamstwem, a kłamstwo prawdą. Dla korzyści, o których mówiłeś, Mistrzu, krótki czas temu. 

   Bella stała i słuchała, uśmiechając się. Jezus też stał. Też obok i też się uśmiechał. 

   - Caminho a perrcorer, tak trzymać - powiedziała potocznie Bella. - Meu amado e unico, mój ukochany i jedyny. 

   - Brawo, mój padawanie - powiedział Jezus. - Stajesz się mistrzem. 

   Po czym zerknął na Bellę, krzywiąc się dla żartu. 

   - Unico, jedyny? - zapytał. - A ja to co? 

   - Unico, jedyny - powtórzyła Bella, ucałowawszy czule Mila, na co Jej ex znów udawanie przewrócił oczami. - Na zawsze, para sempre - dodała po portugalsku, całując męża powtórnie. Kolejnym pocałunkiem. 

   Po czym zwróciła się do Jezusa i tak samo żartobliwie jak On przewróciła oczami. Tyle, że w przeciwnym kierunku. 

   - Och Jezu - rzekła - nie marudź. 

Cdn. 

 

   * Wszystkim moim Czytelnikom polecam książkę "Przebudzenie" jezuity Anthony'ego de Mello. 

   ** Zdobyty przez Turków pod wodzą sułtana Mehmeda II 29. Maja 1453 roku Konstantynopol określany był mianem "drugiego Rzymu". Moskwę nazywano trzecim. 

   *** Słowa te zaczerpnąłem z piosenki Jacka Kaczmarskiego pt. "Siedem grzechów głównych", napisanej 24.12.1991. Kto z moich Czytelników jej nie zna, polecam posłuchać. Koniecznie.

   **** Jako że masoneria została założona przez ocalałych Templariuszy, którzy osiedli w Portugalii (Portu-G/r/aal), a których symbole można w tym kraju odnaleźć, włącznie z symbolem dolara, zaś zarówno George Washington, jak i Benjamin Franklin byli masonami - założenie to ma bardzo wysoki stopień prawdopodobieństwa. Na tyle wysoki, że graniczący z pewnością. 

 

   Hotel Hari Beach Resort Club, Djerba, 26. Czerwca 2023. 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija 

   Już się zaczął. Stany Zjednoczone z takim długiem, jaki mają, próbują ratować się wojną w Ukrainie. Dać istotom, z którymi ich przywódcy podpisali "umowę", energię negatywną, konieczną im do życia. Ale są to drgawki przedśmiertne. Chiny stały się w międzyczasie potęgą gospodarczą, od której cały Zachód jest zależny. Do tego dochodzą Indie. I oczywiście Rosja. Te trzy kraje współpracują gospodarczo i wojskowo. Afryka w większości jest gospodarczo "chińska", Ameryka Południowa z Brazylią na czele - rosyjska. Cokolwiek Tajwan zrobi przeciw Chinom, jest bez znaczenia. 

   Wojna w ukraińskiej części terytorium Rosji jest konfliktem "zastępczym" - o ile tak można napisać. Dlatego pan W Z. jeszcze żyje, ponieważ inny Pan W. jest cierpliwy. Dlatego zaproponowałem Ci zajrzeć do Twittera, rozmowy tam toczą się ciekawe

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   Do tego dochodzi dużo wyższy poziom dbania o ekologię - czyli o Mamę Ziemię. Odnawialne źródła energii, samochody elektryczne i samoloty na biopaliwa. Itd.  Plus przebudzenie duchowo-energetyczne, tj. wyższa świadomość. Jeśli zestawisz to wszystko w całość, otrzymasz w miarę pełny obraz. 

   Nowy Początek nadszedł. Coś Nowego już zakwita zielenią pozytywnej energii - jak Twoje Rośliny . Nowa Epoka i Nowy Etap . Złoty Wiek . 

   Wiesz - niecałe trzy wieki temu Templariusze, wymyślając i zakładając Stany Zjednoczone, dali początek Nowemu Światu. Do spółki z Porewolucyjną Francją, z której wyszli. A duchowo od Prawdziwego Jezusa i Jego Ostatniej Ziemskiej Ojczyzny. Teraz uczestniczymy w Powstawaniu Kolejnego Nowego Początku i Kolejnego Nowego Świata.

@Somalija

   Rozpisałem się . 

   Dzięki Ci wielce za literackie odwiedziny . 

   Pozdrawiam Cię serdecznie. 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wiesław J.K.

   Drogi Wiesławie, dzięki Ci za wizytę. Uzupełnię Twoją wypowiedź spojrzeniem od pozytywnej strony. Dla wielu nowa ziemia, a potem Stany Zjednoczone jako kraj - rzecz jasna, nie tylko one - były szansą. Sam wiesz, że teraz stały się jej zaprzeczeniem z takim długiem i nadmiernymi wydatkami na zbrojenia. Czas więc, aby odeszły do historii. Wszechświat do tego prowadzi. Aby także Tobie było lepiej w tym życiu. Czy nie odnosisz wrażenia, że patrzysz z wąskiej perspektywy? I że nazwałeś śmiesznym to, co takim nie jest?

   Nie obraź się, ale proszę Cię też o bardziej stosowny język w komentarzach. 

   Pozdrawiam Cię serdecznie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Wszystkiego pozytywnego . 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Corleone 11Wyluzuj Michale, myślę, że perspektywa mojego spojrzenia tak w skrócie jest wystarczająco wyrazistą. Widzisz tak to bywa, gdy komenarze są interpretowane, po prostu przeczytaj jeszcze raz, a będzie widoczne, że nic nie nazwałem śmiesznym, no dobra napisałem że "pierdzą ze śmiechu" zamiast pękają ze śmiechu. Brzmi bardziej inteligentnie, czyż nie? Pozdrawiam Cię! :-)

 

*******

Edytowane przez Wiesław J.K. (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wiesław J.K.

   Interpretacja interperetacją, Wiesławie. Skoro "ci wyzej" reagują śmiechem na to, co dzieje się "poniżej" - czyli, z naszej ludzkiej perspektywy tu - widocznie owa "bieda" wydaje im się śmieszna. Inna sprawa, że świadczy to o byciu owych "ich" pozytywnymi inaczej. I wlaśnie dlatego wspomniana powyżej Nowa Era nadchodzi. Wielkimi krokami.

   Przecież nie sądzisz, że duchowym istotom Światła podoba się aktualny porządek. 

 

   Serdeczne pozdrowienia. Dziękuje Ci za wizytę i odpowiedź. Zapraszam do czytania poprzednich rozdziałów. 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Corleone 11Uwierz mi Michale, że ostatnimi czasy staram się nic nie sądzić, a zwłaszcza wydawać osąd o tak tajemniczych stworzeniach jak duchowe istoty Światła, kimkolwiek one są. Wygląda na to, że taki porządek świata im odpowiada, no, przecież trwa już od wieków. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wiesław J.K.

   W kwestii trwania owego porządku nie do końca mogę zgodzić się z Tobą. Spójrz. Odkrycie Nowych Ziem było szansą dla wielu na podwyższenie poziomu materialnej egzystencji. Spotkanie tam miejscowych - ludzi innej kultury i religii - szansą obopólną na zmianę w myśleniu, a zatem i w postępowaniu. Zgodzisz się ze mną? Mam na myśli Brazylię Belli i rzecz jasna także inne kraje.

   Spójrz dalej. Templariusze, ludzie wyższej świadomości, zakładają nowy kraj z myślą o szansie - oczywiście na rozwój nie tylko materialny - dla każdego. Teraz spójrz jeszcze dalej. W ciągu wieków pojawiają sie myśliciele, wizjonerzy, naukowcy i wynalazcy: na przykład Leonardo da Vinci, Izaak Newton, Albert Einstein czy Nicola Tesla. Ludzie ewidetnie połączeni duchowo z Wszechświatem i umysłowo oraz fizycznie prawie na pewno tez - ze Starszymi Braćmi, czyli Kosmitami. Istotami z innych światów i z innych wymiarów. Określenie "Obcy" nie jest tu właściwe, stąd go nie użyłem. Dzięki Nim - Wielkim - świat postąpil naprzód w wielu dziedzinach. Prawda? 

   Teraz, jak chyba nigdy dotąd w rozwoju naszej ludzkiej cywiizacji - niezależnie od tego, kiedy zaczęła się ona dokładnie i w jaki sposób, to odrębny i długi temat - rozwój duchowy i podniesienie poziomu świadomości idą w parze z rozwojem technologii i z wręcz koniecznością ochrony przyrody, abyśmy jako pojedyncze, osobowe świadomosci/energie egzystujące w materialnych ciałach  - w ogóle przetrwali. To, co dzieje się w ukraińskiej częsci terytorium Rosji ma dwie strony, jak wiesz. Przedstawiony wyżej postęp i zachowanie obecnego porządku. Upór istot Mroku i polityków, którzy je reprezentują powoduje, że istoty Światła i przywódcy stojący po Ich stronie muszą odpowiednio reagować. Zwrócę Ci przy okazji uwagę, że jeden z aktorów tej sceny bierze narkotyki. Inny, którego Starsi Bracia wyleczyli ze śmiertelnego nowotworu, aby zbliżal nas do Złotego Wieku krok za krokiem, naprawdę wykazuje się cierpliwością. Zarówno w stosunku do wspomnianego przed chwilą, jak i do polityków z drugiej strony sceny. Przecież dawno móglby wydać stosowne polecenia swoim podwładnym, by zakończyli materialne egzystencje wielu jednym wybuchem, a rzeczonemu skrócili psychiczne napięcia, które usiłuje wyciszyć narkotykami. Zaprzecz, że mógłby. To, że tego nie robi, że nie wydaje takich poleceń, świadczy wyraźnie o jego osobistej energii. 

 

   Dzięki Ci wielce za cierpliwość przy czytaniu. Pomyśl o powyższym, proszę. Serdecznie Cię pozdrawiam. 

  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Corleone 11Wszystkie ludzkie przypuszczenia, a nawet dowody na to czy na tamto są darem z "góry", dozwolone po to, aby człowiek mógł wzrastać na wyższy poziom inteligencji, jednakże, nie zmienia to faktu, że wyjście poza ten teren poznania nie zależy od ludzkości. 
Biorąc pod uwagę teorię, że przeciętny człowiek wykorzystuje swój umysł w około 7%, ale jest możliwość wykorzystywania go w 100% przez odpowiednie treningi (interesujące jakie i czy starczyłoby życia na to), daje do myślenia. 
Właśnie, mamy możliwość myślenia, kalkulowania, itd., czyli jesteśmy istotami myślącymi tak jak tego chcieli Stworzyciele. Dlaczego i w jakim celu nas stworzono, można znaleźć w historii Anunnaki i innych starożytnych przekazów, nawet Biblia wspomina o stworzeniu człowieka z prochu ziemi.
"Stworzenie zaś człowieka z prochu ziemi wyraża ideę jego przynależności do świata stworzonego – wspólną z całą przyrodą, naturą, ale także jego przemijalność, skończoność, ograniczoność. Dopiero po stworzeniu mężczyzny, Bóg tworzy rośliny i zwierzęta, którym ma on nadawać imiona, tzn. panować nad światem zwierząt".
Jednym słowem, wiemy tylko tyle ile pozwolono nam poznać.
Pozdrawiam Cię Michale serdecznie! :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wiesław J.K.

   To akurat nieprawda, że człowiek został stworzony z prochu Ziemi. A w każdym razie nie do końca - zależy, którą planetę uznamy za naszą macierzystą - skoro udowodniono, że ludzkie DNA jest starsze niż ta, na której obecnie mieszkamy. 

   Jak stwierdziłeś, wiemy tyle, ile nam pozwolono poznać. Rozwój poznania i świadomości dzięki Starszym Braciom i wspomnianym Wielkim może to potwierdzać. A z drugiej strony -  przecież ludzkie umysły funkcjonują niezależnie od wyżej wymienionych Starszych. Ale oczywiście w łaczności ze Wszechświatem. Co stoi na przeszkodzie, abyś otworzył Nań swój umysł? A przynajmniej spróbował? Krok po kroku i próba za próbą? Wtedy krok za krokiem Twoje duchowe poznanie będzie wzrastać. 

   Dzięki Ci bardzo za rozmowę. Kontynuujmy. Pozdrawiam Cię serdecznie ;-)) ;-)) .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Światło pod sufitem. Długi rząd brzęczących jarzeniówek. Brudna, żółtawa biel poprzetykana czernią rozkładu i defragmentacji. Zupełnie jak wybrakowane uzębienie starca. Choć w zasadzie trupa, żywego jeszcze, ale trupa. Przechodzę. Idę. Nieskończona dal. Usiana opiłkami żelaza podłoga. Śmierdzące smarami zgarbione korpusy martwych frezarek. Jakichś urządzeń niewiadomego przeznaczenia… Zapaliłem świeczkę. Nie jedną. Kilka. Cały las świeczek. Płoną wszędzie. Na podłodze. Stole. Lastrykowych parapetach, krzesłach, drewnianych półkach regałów. Pełnych, uginających od starych, rozsypujących się książek. Pozostałości po umarłym ojcu, umarłej matce... Płoną i drżą płomienie. Żółte, drgające płomyki. Drgające od oddechów niewidzialnych widm. W mroku nocy z zaprzepaszczonej otuliny snu. Matka przychodzi czasami. Widzę ją. Przychodzi z uśmiechem. Z werwą. Albo z jakąś pretensją. Z marsową miną. Przychodzi sama albo z ciotką, albo z ojcem. Ale zawsze wyrazista. Jakby przesycona kolorami. I cała w falujących płachtach. Jakichś falujących częściach zwiewnej garderoby. Jakiejś takiej, której nigdy nie nosiła za życia. Wielokolorowych, wyciętych niczym z modowego żurnalu peniuarach długich do samej ziemi. A zatem przechodzą przeze mnie. Wychodzą ze ścian. Idą. Płyną. Stąpają bezgłośnie po dębowej klepce. W pokoju. W przedpokoju. W całej amfiladzie długiej jak rodny kanał martwej od dawna rodzicielki. Niekończącej się gardzieli jakiegoś przejścia. Jakiegoś korytarza z tego do tamtego życia albo śmierci. Idziesz ze mną? Czy idziesz? Dlaczego milczysz?   Świece płoną. Jedna przy drugiej. W odstępach. W oddaleniu. W nicości nocy… Drgające ogniki. Deliryczne cienie na suficie i ścianach. Skrzydlate. Bezskrzydłe. Albo wypełzające dopiero z kokonów. Nieporadne… Rozmaite, nienasycone jestestwa. Metamorficzne egzystencje. Wyczulone na każdy najmniejszy nawet ruch. Na każde poruszenie, nawet tak szybkie, że przekształcające się momentalnie w nieruchomość. W cienistą skamielinę. W odwieczny kamień pokryty zielonym mchem zagradzający przejście do drugiego pokoju. Skąd tu nagle taka bariera? Ta niemożność przejścia? Owiewa mnie leśny chłód po twarzy, po skroniach i plecach. Las szumiący wokół. Szumiące wokół dęby. Za oknami otwartymi na oścież… Za oknami gałęzie. Liście… Cicho. Ciii… Ktoś idzie ulicą. Chodnikiem. Trotuarem. Ktoś spóźniony na umówione spotkanie w parku okraszonym nocną ciszą. Tam, przy ławce. Przy tym dębie, kasztanie, topoli… Tam wtedy. Tam, kiedyś… To było kiedyś… To było…   Dlaczego milczysz? Przecież jestem. Przyszedłem. Wprawdzie po czasie, ale jestem. Rozglądam się wokół, lecz jedynie wirują lodowe kryształki w sześcianach powietrza. W żółtawej poświacie latarni, które giną w przymglonej substancji czasu. I płyną powoli, powoli. Powoli… Całe flotylle kłębiących się, zapomnianych… Dawno umarłych. Nieistotnych… Zatracających się na powrót w ciszy… Milczysz, albo zmieniłaś ton. Nie. To zmieniły się jedynie okoliczności. Ty, nie zmieniłaś się wcale. Cały czas milczysz w piskliwym szumie gorączki. I chowasz się, gdzieś dalej. I znikasz. Zza drzewa wychodzi starzec o siwej brodzie z gałązek i chrustu. Nie. Nie idzie. Stoi. I tylko chwieje się w podmuchach wiatru. I drży. I porusza milczącymi ustami. I opowiada coś czego dosłyszeć nie sposób. I opowiada coś z egzaltacją i pasją. I mówi wśród teatralnych gestów. Przesadnych… Kiedy podchodzę. Kiedy zbliżam się, aby dostrzec, usłyszeć cokolwiek, zatraca się wszystko, co przed chwilą wydawało się takie realne. I staje się jedynie krzakiem nagiego bzu, co zaszedł mi znienacka drogę. I staje się jedynie plątawiskiem gałęzi. Plątaniną korzeni. Podziemną egzystencją nie wiadomo czego…   Zamykam oczy. Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek. Otwieram. Zamykam. Otwieram szeroko. I widzę. I próbuję dostrzec. I widzę jakieś kontury. Zarysy na ścianie. Na drzwiach trzydrzwiowej szafy. Na drzwiach pokrytych fornirem. Na drzwiach starej szafy skrzydlate cienie. Na drzwiach wielki motyl rozpościera skrzydła. Szykuje się do odlotu wieka istota… Wiesz, piję Bushmills'a, taką starą irlandzką whisky. Napijesz się ze mną, tato? Masz. Pij i nie dyskutuj. Ja, piję. Uśmiecha się do mnie skrzydlata istota. Ojciec leży tu od wieków w stosie rozsypanych piór i chrzęści resztkami spróchniałego truchła. Jakiś taki niepodobny do samego siebie. Leży profilem swojej podłużnej czaszki. Czaszki podobnej cośkolwiek do jakiegoś ptaka. Patny się na mnie. Nie patrzy. Zwraca się do mnie pustymi oczodołami zasklepionymi czarną, wilgotną ziemią… Co chcesz powiedzieć, tato? Nic. Milczenie. Tylko piskliwa w uszach cisza. Tylko szum i szmer padającego zza otwartego szeroko okna deszczu. Trącane kroplami listki lśnią w półmroku. Migoczą. I drżą w żółtawej poświacie ulicznej latarni… Matka krząta się w kuchni. Przynajmniej tak mi się wydaje. Coś tam robi. Szykuje kolację wigilijną. Choć odgłosy to jakieś odległe. Płynące spomiędzy przeszłych warstw dawno minionych dziejów. Milknie wszystko. I znowu nic. Znowu piszcząca w uszach cisza. W pokoju. W pomroku pokoju lśni płaszczyzna drzwi. Lakierowana powłoka starej szafy, w której czai się pustka wiszących na pręcie pokrytych kurzem drewnianych wieszaków. Wisiały tu kiedyś płaszcze i bluzki. Marynarki. Na wewnętrznej ścianie krawaty ojca… Czy ty mnie kochasz? Powiedz. Mów. Albowiem dawno nie było kochania. Wiesz, przychodzą do mnie. Przychodzą jakieś osobistości, płaskie jak książkowe fotografie. Kto to? Nie wiem. Ale chyba są ważni, bo wyniośli i sztywni. Tacy królewscy. Masz, pij. Dlaczego milczysz? Rozgrzewa mnie w środku kolejny łyk alkoholu. Trunek to szlachetny. Herbaciany. Potrójnie destylowany. Nie uroń tylko kropli, bo spłynie ci po brodzie palącą do szpiku kości rozpaloną strugą.   Przychodzą do mnie znowu. Aktywizują się po śmierci. Przechodzą przez ściany i drzwi. Przechodzą w ciszy i jakoś tak obojętnie. Nie patrzą na mnie te natrętne mary. Te najgorsze widma. Owijają się w przezrocza minionych dni. Za otwartymi oknami drzewo przy drzewie. Dęby, kasztany... Kładące po sobie liście topole. I te topole strzeliste do nieba. I te topole trzeszczące w pochyleniach od wiatru… Ktoś znowu idzie. To ja idę pomału. Wstałem i idę powoli jak ktoś, kto uczy się dopiero chodzić. Idę, stanąwszy po długim leżeniu. Po długiej niemocy. Po gorączce toczącej ciało. Idę daleko, nie wiadomo gdzie. Chyba do toalety oddać mocz, choć oddałem go już wszędzie… I obejmuję ściany, próbując utrzymać równowagę z powodu ogromnego pędu kuli ziemskiej. Przytulam się do niczego, będąc niczym i nigdy nie będąc czymkolwiek ponad nicość. Ponad okrutną nicość i pustkę lodowatego wszechświata. Płynąłem. Płynę. I jeszcze raz płynę. Byłem wszędzie. I byłem równocześnie w kilku innych czasach i przestrzeniach. Być może we śnie. W malignie. Na jawie…   Coś się świeci nade mną. Coś się do mnie przymila. Coś nagiego w swoim bezwstydzie. Otula mnie ciemny poemat z piekła rodem. W szumach i piskach. W szmerach i cichych stukach w żeliwnych rurach. W starych rurach. W plątaninie starych żeliwnych rur. Jakieś jęki i szepty. Jakieś przekleństwa hydraulików. Nade mną mieszka jedynie nicość. Pustka tak przeogromna, że aż rozsadza czaszkę w swoim bolesnym pulsowaniu. I w tej pustce czyjeś kroki. Powolne kroki. Czyje? Czy to ty, tato? Milczysz, a więc milcz dalej. Tak jak milczysz do tej pory swoim grobowym milczeniem. Matka? Nie. To nie ona. Ponieważ poszła już sobie po chwilowym krzątaniu się po kuchni. Stwierdziła, że nic tu po niej. A przyszła jedynie z przyzwyczajenia. Pokrzątała się w kurzu i w pyle. W pajęczynach… W zapleśniałych tworach wypełzających z ciemnych kątów. A więc przywołało ją tutaj jej własne echo przeszłości. Poszła sobie. Zniknęła w drzwiach, w półmroku klasztornym pełnym umarłych twarzy. Poszła jak wtedy, rzucając na pożegnanie swój cień na ogród.   Przy stole stoi odsunięte krzesło. Na stole pęknięty wazon z pękiem uschnięty melancholii. Na stole talerz z okruchami czerstwego chleba. A więc ktoś tu był na tej ostatniej wieczerzy. Skosztował ciała Chrystusa i jego krwi. Lecz ta krew miała posmak irlandzkiej, potrójnie destylowanej whisky. Pusta butelka mieni się w drgających płomieniach świec. Napijesz się ze mną, Jezu? Masz, pij. Kilka kropel spadło na twoje wytarte dżinsy. Masz za sobą długą podróż. Jego płonące oczy. Jego świecący na głowie diadem. Na co ci on? Po co? Kładzie na stole naszyjnik z pereł. To nic. To tylko kamienie, kamienie… Powtarza jak echo. Powtarza cicho… Była tu twoja matka, mówi. Wiem, odpowiadam. Lecz widzę nagle, że jest nagi. I widzę jego wargi nabrzmiałe. Coś chciał jeszcze powiedzieć, lecz milczy. I rysuje w powietrzu kręgi. Ramionami oplata swoje smukłe nogi i ręce. Słyszę go w szmerze przesuwanego krzesła. Mówi coś. Mówi, porusza obrzmiałymi, sinymi ustami… Wstaje i idzie. Ku zaskoczeniu cały w bieli. W falujących, w powiewających szatach… I ostrymi skrzydłami bez szelestu się w niebo wzbija, jak ptak… I uderza mnie cisza. Cisza tak wielka, że aż ogłuszająca. Cisza tak wielka, idąca jak fala za falą...   Otwieram oczy. Otwieram szeroko. Razi mnie słońce, co wpada z ukosa. Na podłodze, na sękach, na słojach dębowej klepki… Na suficie plama zacieku. Wznoszące się drzewo żeliwnych rur… Drapie mnie w gardle. Dusi wirujący w powietrzu kurz. Świece dopaliły się do końca. Spalone knoty. Stearynowe kikuty...   Jesteś tu jeszcze?   (Włodzimierz Zastawniak, 24-12-25)      
    • Typowy typ typuje topy.   Warszawa – Stegny, 25.12.2024r.
    • Święta Choinka   Śnieg Prezenty   I delikatne sentymenty        
    • Dziękuję i wzajemnie życzę zdrowych i pogodnych świąt.
    • tekturostwo bez ciebie, tak zwany świat? – swego rodzaju Piekło, gdzie wszystko jest Ameryką czy innym mocarstwem atomowo-elizejskim gdzie wszystko urokliwie skrzy się lekko unosząc nad ziemią i na odwrót: krajek lat dziecinnych przebiedowanych pod okiem strzelistych mord, kopulastych posągów, połatana Arkadia, gdzie każdy z mieszkańców nosi nazwisko Ratoń albo bardziej z polska – Szczuroń, i nie da się załatwić prostych spraw, na przykład kupić masła. zamiast tego otrzyma się tułów do samokroczącego posągu, czy zaproszenie na żniwowanie z Moabitami, którzy jednak za żadne skarby świata nie będą chcieli pożyczyć snopowiązałki. gdzie każda muzyka, nawet disco polo, wywołuje, niczym dźwięki czarodziejskiego fletu, wypełzanie z uszu warczących manuli. a chromolić taką groteskę – zamykam oczy, by ujrzeć kontury skryte w podświetle. i dzieje się dzikie, ma miejsce visio beatifica, jakiej doświadcza potępieniec. błysk w jego oku, przepełzający między zębami (nie posiada wszystkich, więc zbłąkana iskra wystrzela jak z procy i, zakosami, płynie sobie w noc).
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...