Skąd płomień równy w jego szaleństwie
Kwitnie z ciszą ogrodu zasianą wieczorem
Który cienie grzebiąc rozbudza nadzieję
A żal wydarty sercu bierze w łez niewolę
Nie spętam go słowem bo i tak mi ucieknie
Choć jest ona zaledwie wolności namiastką
Czasem myślę że jest moim złudzeniem
Lecz nieraz jedynym co mi zostało
Wciąż mieni się namiętność w oczach
Pamięci o niej nie wyrwę z korzeni
Dopóki pragnę niech gasną słońca
I niech każdy zachód umiera w nadziei