Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                                - dla Belli i Siostry, moich Pań

 

   Zobaczywszy Olega, Soa z trudnością powstrzymała się, aby podbiec doń i go przytulić: tak zwyczajnie i po prostu. A zarazem azwyczajnie. Nie była pewną, co bardziej dyktuje jej takie zachowanie: wyuczona doświadczeniami ostrożność czy coś zbliżonego do kobiecej przemyślności? A może brak zaufania do własnych uczuć? I do tego, czego w gruncie rzeczy pragnęła? Nie wiedziała. Za to uśmiech i otwarta postawa Olega powiedziały wiele. Nie więcej, niż chciałby on sam, bowiem zdecydował się zrezygnować w pewnej mierze z dystansu na rzecz emocjonalnej - i zamiarowej - otwartości właśnie. 

   - Witaj, Olegu - Soa uśmiechnęła się radośnie, dygnąwszy uprzednio, jak damie przystało. - Witaj. Cieszę się bardzo, że cię widzę. Twój pomysł przybycia jest dla mnie naprawdę miłym. 

   - Witaj, Soo - Oleg odkłonił się uprzejmie zgodnie z dworskim obyczajem, poprzedziwszy ukłon uśmiechem i gestem pełnym radości. Miło mi cię znowu zobaczyć. A to - sięgnął do kalety przy pasie - moja niespodzianka dla ciebie. 

   - Ależ, Olegu... - zarumieniła się Soa, wstydząc się sięgnąć po podawaną jej szkatułkę. - Ja nie... Raczej chciałam powiedzieć, że... ogromnie mi miło, ale... czy to wypada?... Bo to na pewno coś cennego... 

   - Cennego, tak - Oleg uśmiechał się nadal. - I owszem. Ale w nieco innym sensie, niż zdajesz się myśleć. - Wciąż nie cofał dłoni. - Weź ją, proszę. I otwórz - uśmiechnął się po raz kolejny. 

   - Dobrze więc - Soa zrobiła miejsce pozytywnym myślom, odsunąwszy obawy. Postąpiwszy dwa kroki do przodu, wyciągnęła dłoń i ujęła prezent. 

   - Dziękuję... - powiedziała, znów się rumieniąc. - Na pewno mogę bezpiecznie ją otworzyć? - przechyliła głowę w przekornym geście. 

   - Ależ oczywiście - zapewnił Oleg. 

   Trzymając szkatułkę w lewej dłoni, palcami prawej Soa uniosła powoli wieczko. Przez króciuteńką chwilę nic się działo. Potem przy wtórze delikatnej melodii ciemne i puste dotychczas wnętrze zaczęło wypełniać się błękitnym światłem. Które następnie trochę przygasło, gdy z dna szkatułki zaczęła wyrastać miniaturka różanego krzewu. Z wolna rosła i rosła, a gdy Soa dotknęła ostrożnie jednego z kwiatów, aromat stał się bardziej intensywny. Po chwili krzew oddzielił się od szkatułki, przybierając prawie naturalne rozmiary. I otaczając się błękitną, uformowaną kuliście poświatą. Unosił się w powietrzu, najwyraźniej nie zamierzając zniknąć. 

   - Przepiękne... - Soa znów się zarumieniła, po raz trzeci w ciągu ostatnich minut. - To wiecznokrzew, jak się domyślam... I pewnie, gdy zacznę zamykać szkatułkę, zacznie znikać, aż do jej całkowitego zamknięcia. A przy otwarciu pojawi się znów, prawda? 

   - Prawda - potwierdził Oleg. - Cieszę się, że sprawiłem ci przyjemność. 

   - Olegu... - Soa lekko się zawahała, czy zadać to pytanie. - Ale to nie jest propozycją zaręczyn? Ani tym bardziej oświadczyn? 

   - Tych drugich nie ma bez pierwszych - zapytany zaczął odpowiedź od końca. - To krok naprzód, bo znając twoją skłonność do wahań i obaw potrzeba mi mieć pieczę nad rozwojem naszej relacji. 

   - Ale nie mam czym się odwdzięczyć... - posmutniała nagle Soa. 

   - To właśnie miałem na myśli - Oleg uczyni krok naprzód, podając Soi ramię. - Oprowadzisz mnie po Hogwarcie? 

 

                              *     *     *

 

   - Mamusiu, tatusiu - Kruszynka zwróciła się kolejno do rodziców, obracając głowę raz w prawą stronę, a zaraz potem w lewą. - Jak wam podoba się lot? 

   Swobodna rozmowa była możliwa dzięki temu, że poruszali się w wykreowanym przez Kruszynkę wycinku przestrzeni. Niczym w ochronnej bańce powietrza, poruszającym się razem z nimi. 

   Bella uśmiechnęła się do córki w odpowiedzi. 

   - Amada filha, kochana córeczko - powiedziała - jestem dumna z twoich możliwości. Jednak wygląda, że twój tata, chociaż też jest dumny z ciebie, to czuje się trochę niepewnie. 

   Istotnie: Mil tak wyglądał, jak właśnie się czuł - trochę niepewnie. 

   Kruszynka spojrzała na niego zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby zawrócić i wylądować, po czym znów przeniosła spojrzenie na mamę. 

   - Tata przyzwyczai się... - Bella uśmiechnęła się dyskretnie. 

Cdn.

 

   Voorhout, 27. Maja 2023

  

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @viola arvensis Serce nie zawsze idzie jednym torem - czasem wystarczy cierpienie, by zmieniło drogę. Jedni wtedy przestają mówić, inni zaczynają pisać wiersze.
    • To w sumie pierwsza noc, kiedy nie śniły mi się planety i nie odtańczyłam walca W opustoszałej Anatevce ...  Miłości! Głód! We wszystkich cukierniach - zakalce. Nie śmiem cię prosić znowu o ogień Mścisz się: "nie kocham literatury." I piszesz same komedie W tragediach spisujesz na straty ''co dzień'' Cóż - każdy cierpi Jaki to dzień dziś? Trudny czy targowy? Nie chcesz spaceru? - wybiegnij po rozum. Do głowy. Nie do mojej. Zajęta. W łóżku z Gruzinem, mową w Kilonii, sercem w Mombasie, głową w kosmosie ... Igra  ... Na basie. Całuję kukułki w starych zegarach, nie chcę poznawać wejścia do matni,  chcę na balkonach, gdzieś w Anatevie,  samotność wieść skromnie, ale - dostatnio ... 
    • Nigdy nie oburzę się na dziecko, które zwinnie ukryło batonik przemykając obok kasy - zdaję sobie sprawę, że rodzice sami mogą ''nie mieć co do gara włożyć.'' Rozumiem, że jeśli doniosę i zacznę oburzać się w tonie: ''gdzie są rodzice'' itp., to za kilka lat mogę dowiedzieć się z różnych www.pl, że to właśnie moja interwencja miała, kluczowy wpływ na życiorys najgroźniejszego  młodocianego zabójcy. Zabójcy też w pewnym sensie mnie nie oburzają. Boleję i płaczę nad ofiarami, to naprawdę rani mi serce, ale jednocześnie jestem w stanie zrozumieć motywy moderców. Nawet za tymi najbardziej ''bezsensownymi'' zbrodniami. Bo każdy MOTYW da się zrozumieć. Czy wybaczyć - to już inna kwestia. Rozważanie jej może doprowadzić do kolejnego morderstwa. Dotychczasowego  oprawcy. Czy to, że mały piesek na mnie nie szczeka oznacza, że jestem dobrym człowiekiem? Nawet jeśli, to nic mi o tym nie wiadomo: nikomu nie pomagam, nie utrzymuję żadnych kontaktów towarzyskich, nie poświęcam się w żadnej relacji ... Może jakieś dobro przejawia się poprzez sam fakt, że nikogo nie zabijam?  Nie wiem. Kasnodzieja z prywatnego kościoła z pewnością rozgrzeszy każdego. Wystarczy powtórzyć jednozdaniową afirmację. To nie dla mnie. Tak właściwie każdy człowiek prowadzi swój domowy kosciół. Bezpłatnie i często bez dachu nad głową, bywa też, że w tych domach wiary stoją wielkie donice, w których nie ma nawet ziemi ... na ziarnko wiary. Mam swoje cele: muszę znowu schudnąć, zrobić jakieś studia i kurs językowy, polecieć wreszcie samolotem do jakiegokolwiek miasta i zacząć lubić ludzi... Niewielki osiedlowy sklep. Przyglądam się półce z batonikami. Mija już chyba kwadrans. Jeszcze nie wiem, który ukradnę ...    
    • @Jan Rodan dla mnie to za mądre  Kredens pozdrawia
    • @viola arvensis ciekawe kto im te klapki nałożył? A skoro je mają to jak mogą dobrze wybrać drogę? Kredens pozdrawia 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...