Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inne spojrzenie, część 139


Rekomendowane odpowiedzi

                                          - dla Belli i Siostry, moich Pań

 

   - Tędy, tędy proszę! - Dumbledore pospieszył przed Bellą, starającą się iść jak najszybciej, i wspierającym ją Milem. Otworzył drzwi i przytrzymywał je, wskazując kierunek. - Tędy, tym korytarzem prosto... Na szczęście to blisko. 

   Istotnie było blisko. Korytarz, prowadzący do skrzydła szpitalnego był, co prawda, nieco długi, ale wejście doń znajdowało się wprost, na jego przeciwległym końcu. Pani Pomfrey, powiadomiona telepatycznie przez dyrektora, otworzyła drzwi we właściwym momencie. 

   - Tutaj, tutaj - pokazała przygotowane łoże z baldachimem na słupkach i zasłonami, mające Belli zapewnić później maksimum prywatności podczas odpoczynku. I ze stolikiem tuż obok, na którym stał magiczny dzwonek do szybkiego jej wzywania, gdyby Bella czegokolwiek potrzebowała. Pomogła Milowi, podtrzymując Bellę z drugiego boku, a potem przy ułożeniu Jej na łożu. 

   - Mil... - blada Bella uchwyciła dłoń męża, widząc w myślach, że pani Pomfrey chce mu nakazać odejście. - Zostań... nie odchodź... - Oddychała głęboko, trzymając obie dłonie na brzuchu. - Zostań, proszę. Chcę... żebyś został.

   Słysząc to, pani Pomfrey powstrzymała się od zamiaru wygonienia Mila za drzwi. Chociaż wcześniej planowała to zrobić i obiecała to sobie solennie. Rodząca zasadniczo powinna mieć zapewnione jak najwięcej dyskrecji i komfortu, na ile to tylko możliwe w takiej sytuacji. Szczególnie, gdy rodząca kobieta jest tak wyjątkową, a przychodząca na świat istota jest taką również. 

   - Lady, skoro tak sobie życzysz... - uśmiechnęła się do Belli, która odwzajemniła się jej słabym uśmiechem. No, ale jakim mogła w takiej sytuacji? 

   Położyła Belli dłoń na brzuchu. 

   - Zaczyna się - stwierdziła, czując w pierwszej chwili poruszenia aniołki, a zaraz potem jej dotknięcia. - Proszę oddychać głęboko, zaleciła. - I... 

   - Tak, wiem... - rodząca znów uśmiechnęła się blado. Ułożywszy się w w we właściwej pozycji, obiema dłońmi naciskała lekko swój brzuch w równych odstępach czasu. - Kruszynko, kochanie. Czas ci na świat... 

   Pani Pomfrey chciała uprzednio zaproponować Belli wodny poród, jako - według niej - najlepszy. Jednak później, przewertowawszy wszystkie dostępne jej księgi medyczne w poszukiwaniu wiadomości o narodzinach aniołów i zapoznawszy się ze znalezionymi tam treściami, porzuciła ten zamiar. 

   - Czas ci na świat - powtórzył za żoną Mil, kładąc swoje dłonie obok dłoni Belli i razem z nią lekko naciskając. - Kochanie, słyszysz nas? 

   Spodziewanie dla Belli, a niespodziewanie dla Mila, zaokrąglony brzuch, na którym oboje trzymali dłonie, zaczął delikatnie jaśnieć. Jakby rozświetlany od wewnątrz. 

   - Oho... - mruknął Mil, w reakcji na co Bella znów się uśmiechnęła. Przepraszająco tym razem. 

   - Nie powiedziałam ci, że tak to będzie... wyglądało - przeniosła na chwilę swoją dłoń na dłoń męża i uścisnęła ją. - Oho... - powtórzyła z kolejnym uśmiechem.  

   Blask przybierał na sile, stopniowo i stopniowo. 

   - Jeszcze trochę, kochanie - uciskając, Bella mówiła jednocześnie i do męża, i do dziecka. - Jeszcze trochę... 

   - Meu... amado... po kilku kolejnych naciśnięciach zwróciła się do Mila. - Teraz rób tak... razem ze mną - zaczęła głaskać jaśniejący brzuch od góry ku dołowi. 

   - Dobrze, Querida - przytaknął Mil, po czym zaczął robić to, co zaleciła mu żona. Na przemian z nią. 

   - Kruszynko, czas ci tu do nas... 

 

                              *     *     * 

 

   - Meu querido... już wystarczy - powiedziała Bella po pewnym czasie, gdy blask jakby zaczął przygasać. Znów jakby stopniowo. - Ufff... - sapnęła, czując nacisk w wiadomym miejscu. - Kruszynko - zmieniła pozycję - czekam tu na ciebie z tatą. Posłuchaj... chodź do nas. 

   - Ufff... - jęknęła powtórnie i przymknęła oczy. - Mil, teraz nie patrz... 

   Gdy na prośbę żony po chwili otworzył oczy, było już po wszystkim - o ile tak można podsumować urodzenie aniołki. Śliczna jak jej mama, malutka dziewczynka o południowej urodzie - jak ocenił jej ojciec - ale z ciemnoblond włoskami dla kontrastu - siedziała grzecznie tuż obok matki, bawiąc się magicznym dzwoneczkiem i śmiejąc się na wydawany przezeń dźwięk. 

   - Ma głos i śmiech prawie zupełnie jak mama... - pomyślał. 

   - Kochanie, cieszę się ogromnie, że jest już po wszystkim - pochylił się i ucałował czule Bellę. Odwzajemniwszy pocałunek, uśmiechnęła się i uścisnęła mu dłoń w odpowiedzi. 

   - Tak, tato: już po wszystkim - cienkim głosikiem powiedziała Nowonarodzona. Po czym obróciła się lekko, pokazując równocześnie rączką nad ramieniem. Mil zdziwił się swemu zdziwieniu, widząc skrzydełka. Motyle, a nie - by tak rzec - typowo anielskie.

   - Tatku - zaśmiała się Kruszynka - przecież mogłeś się spodziewać... A tak w ogóle, to cześć. 

   Mil poczuł, że słupieje.

   - Mówiłam ci -  Bella, uśmiechnąwszy się, rzekła już prawie normalnym głosem, odwzajemniając spojrzenie i gest męża - że zobaczysz jeszcze więcej niż to, co dotychczas.

Cdn.

 

   Voorhout, 18. Maja 2023

    

 

   

   

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...