Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Właśnie tak się zastanawiałem nad tym tytułem już wcześniej...

Faktycznie to dobry pomysł. Już poprawiam.

Dziękuję za serduszko i podpowiedź.

 

 

Faktycznie czasem trudno wymyślić komentarz.

Ja wtedy piszę o czymś z własnego życia, co mi się skojarzyło.

A u mnie przypadkowości nie brakowało.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To prawda nawet i u mnie trochę wzbudziła, choć słabym jestem uczniem tej cnoty, zważywszy jak bardzo moje życie jest niepewne. Kiedyś z wyboru, a obecnie z konieczności.

 

U mnie to pogodzenie się z losem.

 

Dziękuję za przychylność.

 

Opublikowano

Podoba mi się wiersz. Wiele jest dziełem przypadku, ale też matematyka, królowa nauk, a tutaj rachunek prawdopodobieństwa mówi, że ten, kto rzuca więcej razy kostką,  prędzej wyrzuci szóstkę, niż drugi, który mniej. Pozdrawiam

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Rachunek prawdopodobieństwa jest jednym ze sposobów realizujących odwieczną potrzebę ludzkości, porządkowanie chaosu.

 

Kostka była w pierwszej wersji wiersza, ale ostatecznie się nie zmieściła. Lubię krótkie formy.

 

Jednak żeby rachunek p. zadziałał musi być odpowiednia liczba rzutów, a w życiu nie zawsze jest czas i miejsce na powtórki.

 

Dziękuję za przychylność.

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Rafael Marius Tak, jest też element szczęścia, jeden wyrzuca szóstkę za pierwszym razem, a inny za setnym, i to jest ten przypadek, o którym piszesz. Niemniej jednak trzeba rzucać, chyba, że masz rodziców z milionami i wtedy można całe życie mieć lajtowe.  Nie wiem, czy tak jest lepiej, bo nie miałem i byłem skazany na rzucanie przy przeciętnym szczęściu. Pozdrawiam. 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak to właśnie miałem na myśli.

 

Niestety nie mam, bo komuniści wszystko zabrali.

Gorzej jak ktoś nie ma zdrowia, żeby rzucać. A ja jestem pechowcem i wyrzucam jako ostatni.

Zatem u mnie, ani jedno, ani drugie nie pomoże..

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Trudne pytania zadajesz.

Obawiam się, że nie znam na nie odpowiedzi.

Szczególnie na to ostatnie, jak się ma interwencja Boga do zjawiska przypadkowości.

Można by zaryzykować hipotezę, że to co nazywamy cudami, to są te rzadkie naruszenia prawa przypadkowości, którego też przecież autorem jest Wszechmogący.

 

Dziękuję za wierszyk i serduszko.

Opublikowano

@Rafael Marius Cóż mogę powiedzieć. Przypadkowość w życiu? I tak i nie. Różnie z tym bywa. Wszelkie próby zdefiniowania zagadnienia w sposób bezwzględny "albo tak albo nie" jest bezcelowa, w każdym razie bo wg mnie jest "i tak i nie" z tą przypadkowością. 

Tak naprawdę wszystko zależy od nastawienia konkretnego człowieka do tego tematu. Nie wydaje mi się, żeby istniała tu jakaś prawda objawiona :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Otóż to.

Ja bym tu wyróżnił subiektywne odczucia danej osoby oparte na jej historii życia oraz obiektywną przypadkowość w świecie materialnym, która występuje w każdym atomie jak nas uczy fizyka kwantowa.

U każdego tak samo, bo wszyscy składamy się z tych samych pierwiastków podobnie jak cały wszechświat. Nie wchodząc w szczegóły, bo się na tym nie znam.

 

Mnie szczerze mówiąc bardziej interesuje ta subiektywna, a tu bywa różnie.

W moim życiu to zdecydowanie dominuje przypadek, a żaden z planów nie wszedł w życie.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jak jeszcze raz podziękujesz za serduszko to Ci nigdy więcej nie postawie - podejdź na luzie nie są wykładnikiem umiejętności

                     Kiedyś długo nad tym myślałem i uważam, że pojęcie  przypadkowości my ludzie wymyśliliśmy dla siebie, bo tak naprawdę nic przypadkowo się nie dzieje. Nie wiem jak długo gościsz na tym świecie, ale zrób to dla siebie - na forum bez wynurzeń:

- siądź wygodnie w fotelu

- wycisz swoje mysli zwłaszcza te natarczywe i nieuporządkowane

- przypomnij sobie wszystkie zdarzenia w swoim życiu, które wydarzyły się przypadkowo

- przypomnij sobie co działo się bezpośrednio lub w dalszym odstępstwie czasowym po tym wydarzeniu

- wnioski zachowaj dla siebie

:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach




×
×
  • Dodaj nową pozycję...