Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

   - A co po Wenus? - zapytał Naczelny księżycowej społeczności. - Tylko nie mów, Jezusie, że po kobiecej planecie przyjdzie pora na męską. 

   - Zdecydowanie nie - potwierdził Pomysłodawca i Stwórca Planet. - Poziom świadomości tamtejszych mieszkańców jest, łagodnie rzecz ująwszy, zbyt niski. I komu jak komu, ale mnie, jako Wszechwiedzącemu, wolno i wypada wyrazić tę ocenę. Jako obiektywną.  Innymi słowy, poziom ich negatywności jest zbyt wysoki, by nasza wizyta miała jakikolwiek sens - czysto poznawczy lub pozytywnie duchowy. Rozpoczynać, a tym bardziej i staczać kolejnej bitwy nie mam zamiaru, przyniosłoby to bowiem wzrost i tak wysokiego poziomu negatywizmu Marsjan. Albo, inaczej mówiąc, jeszcze większą kumulację ich apozytywnej energii, co miałoby wiadomy wpływ na cały układ słoneczny - w tym na Ziemię - a nawet szerzej, na całą galaktykę. Zresztą koleje ich losów toczą się torem, który sami sobie wybrali i wciąż wybierają - ciągiem podejmowanych decyzji. Czyli ku samozagładzie. Chociaż jeszcze nie zorientowali się w sytuacji, zaślepieni pychą i egoizmem. Ale cóż - powtórzył Jezus. - "Cóż" to przydatne słowo, prawda? Ponadto - ciągnął dalej - inny wojowniczy lud z innego wymiaru, Klingoni * , obserwuje od dawna ich poczynania. I cierpliwie czeka, aby zaatakować i osiągnąć zwycięstwo jak najmniejszym kosztem. 

   Naczelny słuchał cierpliwie. Jak to osoba na wysokim poziomie rozwoju duchowego, a tym samym kulturalna. 

   - Wystarczy rozważań - zakończył Jezus, uśmiechnąwszy się. Przywódca odpowiedział w taki sam sposób - uśmiechem. Równie duchowym. 

   - Twoje słowa są tyleż pouczające, ileż przydatne - skłonił się lekko. - Tym bardziej, że nigdy wypowiadasz ani jednego więcej, niż w danej sytuacji lub chwili potrzeba. Gdyby władcy imperium, z którego pochodzą twoi rzymscy towarzysze podróży, byli bardziej dalekowzroczni, historia ich cesarstwa  potoczyłaby się innym torem. Ale właśnie "cóż" - Pierwszy Lunarianin, wzorem Jezusa, wykorzystał przydatność owego krótkiego słowa. - Decydowali tak, jak decydowali. Zatem było tak, jak było. 

   - Zatem - powtórzył PierwszoLunarny, powracając do tematu dalszej podróży swoich gości - Wenus. A później? 

   - Później może Wenus z innego wymiaru, co wy na to? - odpowiadając rozmówcy, Jezus zagadnął jednocześnie swoje żony i pozostałych towarzyszy podróży. - Ta opisana przez Stanisława Lema w... - Ewo - przerwał sam sobie, zwracając się do żony, miłośniczki fantastyki naukowej. - Ty wiesz. 

   - Ja wiem, mężu, ja wiem - ucieszyła się Ewa. - W "Astronautach". ** 

   - Właśnie tam - przytaknął z uśmiechem Ewomąż. - To pouczająca powieść, prawda? 

   - Prawda, mój mężu - Ewa poczuła się swobodniej, poruszając się w znanych sobie tematach. - Pokazująca aż nadto wyraźnie, do czego prowadzą żądza władzy i powiązane z nią negatywne emocje. Podobna historia, jak przedstawiona w "Gwiezdnych Wojnach", tylko na mniejszą, bo wyłącznie planetarną, skalę. Ale wiesz, o wiele bardziej podobałaby mi wizyta u kobiecej społeczności naszej Wenus. Oglądać tamtą wojnę i zniszczenia... - urwała znacząco. 

   - Wiem, ukochana żono - uśmiechnął się Jezusomąż. 

   - To z pewnością nie wszystko... - podjął przywódca Lunarian. - Jak widzę - taktownie pominął, w czyich dokładnie umysłach dostrzega te marzenia - chcecie także znaleźć się na Jowiszu i zobaczyć pierścienie Saturna.  

   - Tak, je także - zgodził się Jezus. - Jak bowiem wspomniałem, jest to podróż marzeń. 

Cdn. 

* To oczywiste nawiązanie do "Star Trek": zarówno do wersji serialowej, jak pełnometrażowych filmów. W szczególności zaś do "Into Darkness" w reżyserii J.J. Abramsa z 2013 roku. 

** Skoro poruszamy się w przestrzeni fantastyki naukowej, to czyż mogło zabraknąć wspomnienia Mistrza Stanisława, futurologa i Twórcy polskiej FN? Jego "Astronautów" wydano po raz pierwszy w 1951 roku - czyli siedemdziesiąt dwa temu. Co stanowi jeden z dowodów, że ludzka myśl wykracza poza czas. 

 

   Voorhout, 22.04.2023

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Somalija

   Tak, wiem o tym. 

   Wzorem Mistrza Stanisława, ze względu na fabułę tworzonej powieści, przymykam oko na naukowe fakty

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Z drugiej zaś strony, współczesna fizyka udowodniła, że wymiarów może istnieć nieskończenie wiele. W następstwie tegoż ich zbadanie wykracza poza możliwości istot ograniczonych czasem. Ale jeśli dysponuje się życzliwością i potencjałem Władcy Czasu... . 

   Niedzielne pozdrowienia .

Opublikowano

O rany: 128 części! Czy ktoś przeczytał wszystkie? Powinieneś pomyśleć o ufundowaniu jakiejś nagrody, na przykład wieczór autorski w Dubrowniku.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Lem miał znakomite pióro, lecz nie przepadam za tematyką science-fiction. Za najlepszą polską powieść uważam „Chłopów” — jest ponadczasowa: pokolenia przemijają, ziemia i pory roku trwają na wieki.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości na następne 128 odcinków.

Opublikowano

@staszeko

   Tak, Staszek: sto - dwadzieścia - osiem części. Liczę, że Ty jesteś jedną z tych osób, które przeczytały je wszystkie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  śledząc stopniowo poczynania bohaterów i wydarzenia . 

   Nagrody, powiadasz? Pozwól, że odwrócę sytuację . Wieczór autorski w Dubrowniku może być, jeśli wespół z innymi Czytelnikami ufundujesz mi bilety lotnicze i hotel. Żartuję, oczywiście .

   Mistrz Władysław też Pióra był Znakomitego ... a w Twoim zdaniu jest bardzo wiele racji . 

   Dziękuję bardzo za życzenia. Również pozdrawiam Cię serdecznie . 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Niestety nie przeczytałem wszystkich odcinków, ale to dlatego, że zawsze byłem słaby w czytaniu. Mam na półce kilkanaście książek i jeszcze nawet do nich nie zajrzałem. Coraz trudniej odnaleźć wewnętrzny spokój, żeby czytanie wciągnęło mnie na długi czas.

 

Czasy Jacka Londona kiedy autorowi płacono dziesięć centów za słowo (robotnik w fabryce zarabiał wtedy dziesięć centów za godzinę ciężkiej pracy) dawno minęły. Dziś autor powinien płacić czytelnikowi oraz pokrywać koszt wydawania własnych książek. Inaczej czytelnik pójdzie oglądać filmy lub grać w gry komputerowe.

Opublikowano (edytowane)

@staszeko

   Mówisz więc, że pozwolę sobie ująć to rymem, że dla Ciebie "czytanie to wyzwanie"? Jak zatem sądzisz - w świetle Twojego stwierdzenia o trudności z odnajdywaniem wewnętrznego spokoju - może warto zacząć starać o ów spokój? Wiem, że nie zawsze przychodzi on łatwo - ale bezeń nie powstałaby ta powieść (chociaż, co prawda, jeszcze jej nie ukończyłem). 

   To działa w dwie strony: bowiem do czytania konieczny jest wewnętrzny spokój, a bez tegoż często - jeśli nie zawsze - nie ma w człowieku spokoju. "Niechaj czyta, kto umie/niech nauczy się czytać/niech powraca/do Słowa" - jak śpiewał Jacek Kaczmarski. Filmy i gry filmami i grami, ale

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Słowo! Słowo . 

   Kontynuując nawiązywanie do Twojej wypowiedzi: debiutanckie opowiadanie pt. "Rzeczywistość" wydałem własnym kosztem. Teraz z "Innym spojrzeniem" zamierzam postąpić tak samo. 

   Dziękując za czytanie i wypowiedź, pozdrawiam Cię serdecznie . 

Edytowane przez Corleone 11
Literówki (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Corleone 11

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Spokój w moim wypadku najlepiej odnaleźć na łonie natury.

 

Gdy jadę pod namiot na bezludzie (outback) wówczas zabieram kilka książek i wiem, że przeczytam wszystkie, choćby nie wiem ile miały stron. Ale nie lubię zabierać komputera, ani żadnych technologicznych zabawek. Książkę mogę włożyć do torby, czytać na plaży, w lesie, nawet wieczorem przy ognisku lub świetle latarki. Najprzyjemniej czytać późną nocą pod gwiaździstym niebem — trudno o bardziej dramatyczną scenerię. Niestety wakacje nie trwają długo i w końcu komputer wygrywa, tyle że wtedy o spokój trudno.

Opublikowano

@staszeko

   Przyznam Ci, że - chociaż istotnie "trudno o bardziej dramatyczną scenerię" - nie czytałem nigdy książki"nocą pod gwiaździstym niebem". Ale w namiocie, na plaży i w parku z widokiem na staw - owszem, zdarzyło się. Pisać też zdarzyło mi się w różnych miejscach: jak już wiesz

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   Trzymaj się Zwyczaju pod nazwą "książki pod namiot" - życzę Ci Tego . 

   Dzięki wielce za cierpliwość w oczekiwaniu na odpowiedź . 

   Tak czy inaczej: gdyby interesował Cię książkowy egzemplarz "Innego spojrzenia", z dedykacją oczywiście - daj znać. 

 

   Serdeczne pozdrowienia . 

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena trzeba się umieć ustawić:)
    • @violetta władze to by chciały żebyśmy pracowali do śmierci.   a najlepiej jeszcze parę lat po śmierci.   a potem żebyśmy się gdzieś utopili.   żeby zasiłku nie wypłacać.    
    • @AndrzejB wzruszająco bardzo. Wszystkiego dobrego Wam
    • Wstęp Miłość — słowo, które od wieków wymyka się znaczeniom. Każdy, kto próbował ją nazwać, pozostawił po sobie tylko ślad — nie definicję. Jest w niej ogień i cisza, namiętność i spokój, pragnienie i rezygnacja. Rodzi się w spojrzeniu, dojrzewa w dotyku, umiera w milczeniu, by potem powrócić — w innej postaci, w innym ciele, w innym czasie. Ta rzecz o miłości nie jest traktatem. To zapis niewielu odcieni z palety barw. Zapis chwil i drgnień. Opowieść o tym, jak miłość rodzi się, igra, rani, i leczy. Rzecz o miłości  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Narodziny i żar   Miłość Erosa — namiętna Namiętnie jest słyszeć, Jak czas nie upływa, Lecz stoi w miejscu. Kiedy tak na nią patrzysz — Reszty świata nie widać. Ty jesteś światem. Drogowskazem, Za którym będzie pożądać. Będzie światłem w latarni, Twoim tętnem, Enigmą.   Miłość — Epithymia (pragnienie, pożądanie) Pożądać — to żądać. Żądać, by mieć na własność. By móc nad nią górować. By wynosić się ponad nią. Czasem z pogardą. Gdy się ją osiągnie — Chce się więcej. Innej. By znowu, od nowa, Móc żądać. Pożądać. Górować. Czerpać. Pochłaniać. Brać. Nic w zamian nie dawać. Tylko bawić się nią.   Miłość narowista Jeżeli czujesz miłość — wielką, narowistą — trzymaj mocno cugle. Nie puszczaj ich. Wiedz, że musisz mieć nad nią władzę. Na początku jest trudno. Musisz ją wyczuć, by móc ją okiełznać. Lecz po jakimś czasie możesz delikatnie je poluzować, O ile utrzymujesz już równowagę. Wtedy możesz puścić cugle namiętności. Pamiętaj tylko, by nie ulec jej za bardzo. By nie przefolgować, by nie wpaść w sidła obsesyjnej miłości. Taka miłość nie jest dla wszystkich. Musisz być wytrwały i czujny. Całe życie musisz przy niej trwać. Z czasem będzie ci łatwiej nad nią zapanować.   Gra i uniesienie Miłość ludus — gra, zabawa, przygoda Miłość w ruchu. Ucieka, zanim ją nazwiesz. Śmieje się, gdy próbujesz ją zatrzymać. To taniec spojrzeń i gestów, Które niczego nie obiecują. Dotyk, który znika, Zanim zdążysz go zapamiętać. Ludus nie zna powagi. Nie składa przysiąg. Nie chce trwać — chce błyszczeć. I gaśnie wtedy, gdy próbujesz się nią nasycić.   Miłość niegrzeszna Niegrzecznie o nią pytać. Wiemy, że jest. Nigdy nie zapominamy, że była. Zakotwiczona w ciele, Niezabobonna, Odważna, Hojna, Wesoło i tkliwa. Nie bywa zazdrosna. Nie cierpi, gdy jest sama.   Miłość urokliwa Jest jak sen, który się nie kończy. Sen, w którym jesteś ty i ja. Sen, w którym jesteśmy my — sami. Odwrotność życia. Nie budzimy się z niej. Nie możemy się wybudzić. Całe życie w nią gramy. Poza nią — nic. Tylko pustka. Jest szczęściem i radością. Wszystkim naraz.   Miłość promienista — kwitnąca Jej aura promienieje w czerwonej poświacie. Pulsuje, oddycha światłem. Na świat się otwiera — Jest energią, która trwa. W wieczności ma swój początek, Choć nigdy nie umiera. Miłość uskrzydlająca Tę najtrudniej opanować. Trzeba ją wyczuć, oswajać, by nie odfrunęła. Zbliżać się powoli, przykucnąć, delikatnie głaskać. Tej miłości koniecznie musisz spoglądać w oczy. Nie możesz inaczej. Czasem bywa pierwszą, Tą, która jeszcze nigdy nie uniosła się w przestworza. Musisz jej pomóc — lecz tak, by powróciła. By wracała. By była. By trwała. Taka miłość jest wartością I nadaje sens życiu.   Cień i granica Miłość obsesyjna Bywa mocna. Obsesja i pożądanie — są blisko siebie. Tylko wtedy są jednym. Tylko wtedy, gdy są w stanie uniesień. Wtedy tylko są razem. Bo rumak pożądania ciągnie w jedną stronę, A obsesja — na oślep. A miłość nie znosi, kiedy ją ponosi.   Edit et amo Kocham i nienawidzę. Pytasz — Jak to się dzieje? Nie wiem. Lecz kocham. Cierpię i szaleję.   Miłość dystrofina (choroba Hanahaki) Choroba z miłości. Brak na nią lekarstwa. Poza samą miłością nie istnieje nic — Istnieje tylko nicość. Życie bez niej staje się pustym trwaniem. Wyrazem jej obecności jest ból i cierpienie, Brak snu, depresja wegetatywna — Wegetacja.   Miłość pogardliwa Pogardliwością stajesz się, gdy pogardliwie patrzysz. Oddychasz pogardliwie. Masz w sobie zaszyty obraz dnia — Uchwycony fragment, Schowany na dnie szuflady. Wyobrażasz sobie, że to jest miłość. Niestety — to tylko obraz, jeden z wielu. Więc nadal patrzysz pogardliwie I nie umiesz z tego wybrnąć. Trwasz w niej, myśląc, że to ta właściwa miłość.   Miłość dychotomiczna Wszystko albo nic. Miłość w czarno-białych odcieniach. Bez półtonów, Bez szarości. Tylko ogień Albo lód.   Dojrzałość i spokój Miłość pragmatyczna — trwała Pragma jest w nas. We mnie i w tobie. Od pradawnych czasów. Balansuje w nas Pomiędzy rozsądkiem a głupotą. Między tym, co trzeba, A tym, co chcemy. To miłość, Która trwa.   Miłość spolegliwa O niej pisano wiersze. Czujna, wierna, zawsze przy tobie. Będzie cię witać i odprowadzać. Zawsze — do końca. Nigdy nie zdradza. Będzie się nawet narażać, By być z tobą. By trwać. By wybaczać. Czasem nawet — by być poza wszystkim. Oparta głównie na zaufaniu.   Miłość storge — łagodna Odnosząca się do drugiej osoby. Czasem przeobrażająca się w miłość bratnią. Cała ta łagodność jest jak sen. Jesteśmy w nim zanurzeni — Jak w wodzie źródlanej, Nieskazitelnie czystej, Niczym niezmąconej, Oczekującej, by się w niej zanurzać. Tylko w ten sposób można żyć, I trwać w krainie łagodności. Tylko tak można stać się łagodnością.   Miłość storge — rodzinna Odnosząca się do wielu osób. Objawia się łagodnością. To wspólne odczuwanie. Wspólne budowanie. Troska o wspólne szczęście.   Miłość ofiarna — Agape O Agape. Agape, czemuś ty jest we mnie, Agape? Tak wzdychał Katullus do Klodii. Lecz miłość jego nie miała ujścia — Na więcej mógł liczyć wróbelek Klodii. Bywa nieszczęśliwa. Nie wymaga wzajemności. Nigdy nie zazdrości. Nie czeka na poklask.   Philautia — miłość własna Ostatnia i pierwsza. Źródło wszystkich innych. Ta, w której wszystko się zaczyna I w której wszystko się kończy. Miłość do siebie — Nie z próżności, lecz z poznania. Ze zrozumienia, że aby kochać innych, Trzeba najpierw przyjąć siebie.   Rzecz o narodzinach i powstawaniu   I stało się. Narodził się człowiek. Z miłości powstał. W miłości żył. W miłości umierał. A wraz z nim — świat. I wszystko to, co o świecie można było pomyśleć. Narodziło się dziecię — kruche, bezbronne. Należące tylko do tego świata, Tylko z tym światem związane. Od początku do końca. Zanurzone w człowieczeństwie. Świat nagle się obudził, Gdy dziecię otwarło oczy. Obraz świata stawał się z dnia na dzień szerszy — puchł jak ciasto drożdżowe. Siedząc na kolanach matki, spogląda na świat z zachwytem. Świat jego jest jeszcze mały. Taki ot, niewielki. Gdy zmarznie, poprosi matkę, by rozgrzała jego świat…  niewielkim kaloryferem. Świat u niego zaczyna się w pokoju, a kończy — za oknem. Ale z czasem, gdy staje się starszy, coś zaczyna się zmieniać. Im bardziej człowiek próbuje go poznać i okiełznać, tym bardziej świat się rozrasta, uciekając w stronę nieskończoności. I wtedy — w połowie swego życia — człowiek przysiadł. Zastanowił się, czy jest w tym sens: by w nieskończoność gonić króliczka, skoro i tak nie da się go złapać. Może warto zatrzymać się przy tym, co pewne. Co można dotknąć ręką. Co staje się namacalne. I tak zaczął się zastanawiać nad pewnikami i aksjomatami. Pewnikiem jest, że się urodziłem. I że od dnia narodzin jestem świadomym człowiekiem. Innym pewnikiem — że świadomym stałem się dopiero w dorosłości. A jeszcze innym, że dopiero wtedy, gdy zacząłem świadomie używać zmysłów i słów. Aksjomat tych pytań leży w możliwościach odpowiedzi i w sposobach ich udowodnienia. Pewniki zaś można pozostawić takimi, jakie są. Niech będą subiektywnymi odczuciami. Niech pozostają puste — by mogły napełnić się sensem dopiero wtedy, gdy ktoś je nazwie miłością. Jeżeli wszystko zaczyna się z miłości, to i w miłości trwa, i w miłości się kończy. I to można uznać za pewnik. Niezależnie, jakiej miłości dotykamy — żyjemy w niej. Muzike nas otacza. Jaki ma związek muzike z miłością? Jest najszerszym obrazem miłości, kryjącym w sobie moc oddziaływania na duszę. Czy odczuwamy nawałę uczuć, słuchając Chopina? To te same uczucia, które rządzą miłością: pożądanie, uniesienie, tęsknota, zachwyt, ból. Taka jak miłość — dotyka nas głęboko, niespodziewanie, w całym naszym wnętrzu. Więc siedząc tak i rozmyślając, wznoszę oczy ku pięknu i miłości. My, jako ludzie, przeszliśmy przez wszystkie etapy miłości. Każde dziecko — bez wyjątku. Otacza nas piękno i miłość. W każdej z opisanych miłości, a także w tych nieopisanych, tkwiliśmy i jesteśmy w nie zanurzeni po dziś. Przed narodzinami. W trakcie narodzin — wraz z pierwszym oddechem. Bo oddech równa się energia. Pneuma towarzyszy nam przez całe życie. Kiedy odchodzi, kończy się też nasz żywot.   Sens życia — poszukiwania   Co nadaje sens naszemu życiu? Zadając to pytanie, zataczamy koło. Każdy z nas ma przecież zakodowany inny cel — indywidualną ścieżkę, do której dąży. Cel możemy nazwać sensem. A co jeszcze nazwiemy sensem sensu stricto? Istota życia, dla której się rodzimy, wydaje się pewnikiem — przedłużamy linię istnienia. Ale czy to wszystko? Skoro spełniamy ten obowiązek nieświadomie, niezależnie od woli? Pneuma daje nam życie i odbiera je. Boska energia krąży w nas wszystkich — ta sama, odwieczna. Chcemy czy nie — jesteśmy zanurzeni w miłości. To ona jest tłem naszego istnienia. Co więc nadaje sens? Muzike, miłość i cel. W nich znów odnajdujemy boską energię, która prowadzi nas przez kolejne etapy życia. Czy jednak na każdym etapie widzimy to samo? Zapewne nie. A jednak każde dziecko, na swój sposób, widzi świat podobnie — czysto, bez filtrów. Będąc dziećmi, mamy wrażenie, że nasze życie będzie trwać wiecznie. Być może to odczucie ma związek z energią prenatalną — pierwotną siłą, która w nas drzemie i prowadzi nas ku dorosłości. Wtedy nie myślimy o chorobach, o przemijaniu. Egzystencjalizm jest nam obcy. Śmierć i odchodzenie nie mieszczą się jeszcze w naszym horyzoncie. Dziecko nie doświadcza jeszcze zagrożeń, które z czasem dotykają umysł dorosłego. Dopiero w okresie dojrzewania pojawiają się cienie — uzależnienia, zaburzenia odżywiania, depresja. A prawdziwe choroby psychiczne, jak choroba afektywna dwubiegunowa czy schizofrenia, ujawniają się później — u progu dorosłości. Tak więc krąg się zamyka — od prenatalnej energii po zmagania z własnym umysłem. Całe życie jest ruchem między światłem a cieniem, między nieświadomą siłą istnienia a świadomym poszukiwaniem sensu.   Krok ku dorosłości   Krokiem ku dorosłości możemy nazwać przebudzenie świadomości. Zaczynamy poszukiwać swojego miejsca w świecie. Próbujemy dopasować się do otoczenia, odnaleźć w nim własny rytm. Zwykle zaczyna się to od buntu — potrzeby zmiany, sprzeciwu wobec tego, co zastane. Nie jesteśmy zadowoleni z rzeczywistości, w której żyjemy. Chcemy czegoś więcej. Pragniemy być lepsi, dojść dalej niż ci, którzy są najbliżej nas. Pojawiają się tarcia, nieporozumienia, oddalanie się od dorosłych. Szukamy zrozumienia wśród rówieśników — tam, gdzie czujemy wspólnotę doświadczeń i podobnych problemów. W ich towarzystwie odnajdujemy ukojenie, chwilowe poczucie sensu. Na przełomie XX wieku modne staje się życie w komunach — ucieczka od konwenansów, od społeczeństwa, od narzuconych reguł. Życie w squocie, na własnych zasadach, wymyślonych przez siebie. To symboliczny gest odcięcia się od świata dorosłych — niewidzialna kurtyna, za którą próbujemy zbudować własny świat. Poznajemy, eksperymentujemy, tworzymy. Wciąż mamy w sobie zapas energii, która pcha nas do przodu. Egzystencjalne pytania odkładamy na później — na czas, gdy świadomość dojrzeje do refleksji nad przemijaniem. Na razie — poszukujemy.   Krok ku dorosłości (II)   Lecz czy to rzeczywiście jest prawdziwy krok ku dorosłości? Od dziecka przechodzimy przecież przez kolejne etapy miłości — najpierw czystej, bezwarunkowej, potem coraz bardziej złożonej. Teraz również doświadczamy miłości, lecz nasz wachlarz emocji się poszerza. Doznania stają się bardziej namacalne, głębsze, szersze. Ale czy jednak to wciąż można nazwać krokiem w dorosłość. Dopiero obieramy kierunek. Próbujemy postawić stopę na ziemi, oswoić ją. Nie czujemy się jeszcze na siłach, by w pełni wstać i iść dalej. Prawdziwym krokiem w dorosłość stanie się powrót do domu — Mówiąc dom mam na myśli powrót do pierwotnego kształtu naszego Ja. Symbolicznego rozpoczęcia nowego etapu własnego życia. Będzie nim związek, praca, wejście w społeczną hierarchię. To wszystko jest nieuniknione. Wszyscy się przed tym wzbranialiśmy, a jednak moment ten musiał nadejść. Dorosłość nie przychodzi nagle — przychodzi wtedy, gdy przestajemy jej unikać.   Rzecz o narodzinach powtórnych   Dać życie — to jak narodzić się powtórnie. W akcie przekazywania życia dzielimy się własną energią — tą samą, która została nam dana u początku istnienia. Jesteśmy świadkami cudu narodzin, a zarazem narzędziem, przez które przepływa siła tworzenia. To najpiękniejszy gest, jakiego może dokonać człowiek. Nie byłby on możliwy bez wcześniejszych etapów życia — bez buntu, dojrzewania, bez dotknięcia granic świadomości. Aby dać życie, trzeba najpierw zrozumieć, czym ono jest. Mamy więc dom i ogród, a w nim drzewo — symbol życia, odradzania i trwania. Wkraczamy w dojrzałość — w etap troski i odpowiedzialności. Musimy dbać o nasz dom, pielęgnować ogród, strzec jego korzeni. Nasza energia prenatalna słabnie, lecz w zamian otrzymujemy coś bezcennego — świadomość przemijania. Uczymy się akceptować, że wszystko ma swój czas. Dotykamy chorób, cierpienia, utraty, lecz tuż obok nas płynie wielka rzeka mądrości. A nad nią rozciąga się las, który możemy nazwać Boską Apteką — miejscem uzdrowienia, ukojenia, powrotu do źródła.   O dojrzewaniu świadomości   Kiedyś byłem dzieckiem — myślałem jak dziecko, czułem jak dziecko, postrzegałem świat oczami dziecka. Z czasem dorastałem. Myśli stawały się inne — głębsze, bardziej złożone. Przestawałem myśleć jak dziecko, choć wciąż je w sobie nosiłem — ciche, kruche, pełne zdziwienia. Mogłem dojrzewać, rozwijać się, poznawać. Wszystko to działo się w świecie norm i znaczeń, w pewnej nieokreślonej kulturze — wśród ludzi, z ludźmi i dla ludzi. Wszystko następowało po sobie w sposób płynny, naturalny, jakby według tajemnego porządku. Z Boską precyzją. Zgodnie z kodem, który został w nas zaszczepiony — kodem życia, przemijania i odradzania się.   Życie Dorosłe   Więc oto jestem — zanurzony w dorosłości. Tkwię w swoim ogrodzie życia, otoczony znanymi twarzami, tymi, których kocham. Najbliżsi. Wypełniam dni punkt po punkcie, kartkę po kartce — jakby to był Boski plan. Moja droga była kręta, zawiła, pełna zakrętów… Ale może właśnie po to, by w końcu stała się prostsza, bardziej przewidywalna. Wiem, dokąd zmierzam. Doświadczenie prowadzi nas przez życie — ku końcowi. Czy w tym tkwi cały sens naszej egzystencji? A może to jedynie kolejny etap w nieustającej wędrówce? Ciało przypomina o przemijaniu każdego dnia. Umysł zwalnia. Sięgamy pamięcią do przeszłości — do chwil innych, do młodości, do dzieciństwa. Analizujemy. Mamy czas. Czas, by prześwietlić własne życie. Patrzymy za siebie. Patrzymy przed siebie. Nadszedł moment, by zmierzyć się z własnym egzystencjalizmem: Gdzie jestem? Kim jestem? Dokąd zmierzam? Zanurzamy się w filozofii, religii, biologii… I często znajdujemy odpowiedzi. Ale im głębiej drążymy, tym więcej rodzi się pytań. Odpowiedzi uchodzą nam między palcami. Wszystko zaczyna nas przerastać. Więc wracamy do początku. Do miłości.   Starość - Powrót do Miłości   Podążając ku końcowi naszej wędrówki, zbliżamy się do rozwiązania. Musimy poddać się Boskiemu planowi. Nasza przygoda na ziemi dobiega końca. Nasze ziemskie odbicie wkrótce zniknie. Siedzimy w jaskini, spoglądając przed siebie. Obok nas — całe życie, które przeżyliśmy. Nie możemy jej opuścić, lecz widzimy siebie nawzajem. A może raczej — własne odbicia Boskiej energii, skumulowane cząstki, które przenikają nasze ciała. Wiemy, że już niedługo znów połączymy się z energią Stwórcy. Znów staniemy się miłością. Zanurzymy się w pięknie, by móc na nowo się narodzić. I tak — bez końca, bez początku. W zgodzie z rytmem kosmosu. I tak kończy się nasza krótka mowa — o powstawaniu, życiu i miłości. Bez śmierci. Bo życie nie kończy się na śmierci. Ono się wtedy dopiero zaczyna.                                                                                                                  
    • W której mieszkają „wyśnione” rzeczy - Kraina nie dorzeczy.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...