Ten utwór został doceniony przez użytkowników. staszeko Opublikowano 29 Stycznia 2023 Ten utwór został doceniony przez użytkowników. Zgłoś Opublikowano 29 Stycznia 2023 (edytowane) Pierwszy kontakt z Zachodem był mało romantyczny, zgoła prozaiczny, jeśli nie brutalny. Nie znałem języka, natura poskąpiła mi specjalnych talentów — dla takich pozostaje fizyczna praca na farmie i w fabryce, za grosze. Kiedy skończyłem pielić sałatę, trzeba było ścinać kalafiory, potem zbierać pomidory i dynie, a na końcu rąbać drewno. W czerwcu nastała zima, ziemia odpoczywała, ja również. Z letargu wyrwały mnie dopiero kwiaty przypołudników, które zabarwiły szare skały fiordów na różowo. Zaciągnąłem się na statek rybacki i jak na złość, od razu zapanował w tej branży kryzys: po pierwszym rejsie szyper ogłosił bankructwo, trawler sprzedano i zostałem ponownie bez pracy. Chwytałem się każdego zajęcia, mogącego przynieść choćby najskromniejszy dochód. Czas mijał, zabierał młodość, ale przybliżał w zamian obyczaje kraju, który miał być dla mnie ziemią obiecaną. Po krótkim szkoleniu zostałem zatrudniony jako składacz na taśmie w manufakturze produkującej sterowniki do wózków inwalidzkich. Płaca była mizerna, lecz regularna i pozwalała na pewną stabilizację życiową. Zawisłem wbrew oczekiwaniom w ciasnej pętli niezmiennych zdarzeń: praca, dom, więcej pracy i tak w kółko, bez szansy na jakąkolwiek poprawę. Nigdy nie będzie mnie stać na własne mieszkanie, ani opłacić córce szkołę. Jedynym wyjściem z tej pułapki było wznowić studia, a koszta pokryć z pożyczki na lichwiarski procent. Pierwszy rok poświęciłem wyłącznie nauce angielskiego, a moją tutorką była Jane. Jane miała już po czterdziestce, ale wyglądała na taką, którą faceci oceniają jako „w dobrym stanie technicznym”. Wiele kobiet w tym wieku ma wilczy apetyt na młodszych mężczyzn, choć nie po każdej to widać; ja jednak zapamiętałem Jane z całkiem innego powodu: namawiała mnie do prowadzenia pamiętnika. Początkowo pisanie w obcym języku sprawiało mi duże trudności, lecz Jane pilnowała, żebym nie rezygnował, przywołując mało znany precedens: — Twój rodak, Jospeh Conrad opanował płynnie angielski gdy miał dopiero dwadzieścia lat, wiedziałeś o tym? Nie tylko o tym nie wiedziałem; nie przeczytałem również żadnej z jego książek, ale głupio było wyjść na ignoranta, więc tylko skinąłem w milczeniu głową. Jane nie zwróciła uwagi na moje zakłopotanie i ciągnęła z niezwykłą pasją w głosie: — I niech mnie drzwi ścisną, jeśli urodzony Brytyjczyk potrafił napisać coś lepszego! Po angielskim przyszła kolej na specjalizację i wtedy poznałem Petera, który był wykładowcą w przedmiocie programowania. Nauka szła mi łatwiej niż pisanie pamiętnika, dzięki dobremu początkowi w Polsce, o czym jednak wolałem nie wspominać. Peter urozmaicał zajęcia anegdotami i jednego dnia nadmienił mimochodem o 'Reverse Polish Notation', bacznie mnie obserwując. Wiedziałem, że jest to rodzaj zapisu używanego do arytmetyki w mikroprocesorach, oparty na metodzie wymyślonej przez polskiego matematyka. Mimo to nie podniosłem ręki, żeby moi koledzy nie myśleli, że nie jestem jednym z nich. Na zakończenie roku szkolnego zorganizowano przyjęcie w restauracji mongolskiej typu smorgasbord, czyli żryj ile wlezie. Dziś takie przyjęcia są na porządku dziennym, lecz wówczas była to dla mnie atrakcja zupełnie nowa. Zamiast wykwintnie przystrojonych stołów, miłej obsługi i bufetu zapraszającego widokiem egzotycznych potraw, wciąż widziałem siebie w barze studenckim „Karaluch” na Krakowskim Przedmieściu: wychylam wazę pomidorowej, wbijam potrójne pyzy, a wychodzę z baru głodny. Po drugiej stronie stołu siedział Peter, co bardzo mnie ucieszyło, bo choć starszy o dwadzieścia lat, był moim najlepszym kolegą. Po kilku porcjach jagnięciny, plastrów rostbefu i polędwicy na kości, podlewanych sowicie czerwonym pinot noir, nabrałem ochoty do rozmowy i nieopatrznie zacząłem od filozofii, nie zdając sobie sprawy, że Peter to niekwestionowany mistrz w tej dziedzinie i wkrótce nasza konwersacja przybrała formę monologu, przypominającego odbijanie rakietą piłeczki o ścianę. Kiedy Peter zauważył, że argumentuje od dłuższego czasu sam ze sobą, natychmiast zmienił temat: — Czytałeś może książkę Michenera 'Poland'? Dziwny zbieg okoliczności, że akurat o to zapytał, bo widziałem tę książkę w mieszkaniu u mojej siostry, ale nie zajrzałem do niej ani razu. Zresztą, po co miałbym czytać historię Polski napisaną przez Amerykanina, skoro znam ją dobrze ze szkoły. Słysząc to, Peter posłał mi wyrozumiały uśmiech i rzekł: “Yes, you know it, but you don't appreciate it”. O co mu właściwie chodzi, że niby nie doceniam historii Polski? A czy on docenia historię swojego kraju? Historię należy znać, nie doceniać. Peter doskonale zdawał sobie sprawę, że tym pytaniem będę łamać sobie głowę do końca przyjęcia, ale nie znał mnie tak dobrze: to co powiedział, dręczyło mnie o wiele dłużej. Nazajutrz z samego rana pojechałem do siostry. Kilka minut zabrało mi przeszukiwanie półki w dużym pokoju, zanim znalazłem nieduży egzemplarz w niepozornej oprawie z flagą stylizowaną na znak Solidarności. Złapałem za książkę, wsiadłem do samochodu i wkrótce byłem z powrotem w domu. Przebiegłem kilka pierwszych stron z podziękowaniami, ominąłem nieco przydługi wstęp i zacząłem czytać na początku następnej strony. Ciekawość ustępowała powoli miejsca rozczarowaniu: opis dobrze znanych zdarzeń i postaci, na temat których wylano morze atramentu. Peter chyba sobie zażartował, a może piękny umysł upija się szybciej niż normalny? Za oknem świeciło słońce, powiał cieplejszy wiatr, dlatego postanowiłem już bez wcześniejszych emocji doczytać do końca pierwszego rozdziału i na tym poprzestać. Szkoda pięknego dnia na tak pospolitą lekturę; zabiorę dzieciaki na plażę, niech sobie pobaraszkują w piasku; tylko zerknę, czy dalej jest o tym samym? Przewróciłem stronę, przeczytałem pierwsze zdanie i książka wypadła mi z rąk. Podniosłem ją ostrożnie, patrzyłem przez okno, lecz słońce, plaża i wszystko o czym myślałem przed chwilą, przestało mnie kusić… Nie pojechałem nigdzie tego dnia, ani następnego. Zamknąłem się na klucz w najmniejszej sypialni, służącej mi za pokój do nauki. Nie odpowiadałem na zawołania. Czytałem bez przerwy, aż zmorzył mnie krótki sen… Śniłem, że galopuję na białym koniu, w hełmie na głowie, srebrzystym pancerzu ze skrzydłem orlich piór za siodłem i kopią z biało-czerwonym proporcem u boku. Co było potem, nie wiem, bo coś mnie wyrwało ze snu i czytałem dalej. Kiedy skończyłem, za oknem zapadła już noc. Nie miałem siły zapalić lampki, żeby spojrzeć na zegarek. Czułem, że mam wilgotne oczy, ale umysł wyjątkowo czysty. Nad ranem obudziło mnie pukanie do drzwi. — Długo będziesz tam siedzieć? Chodź, zjesz śniadanie. Usiadłem przy stole. Popatrzyła na mnie zatroskanym wzrokiem, czy przypadkiem nie jestem chory. — Co to za książka? — Przerzuciła kilka kartek. — Historia Polski jakiej nie doceniamy. — Ale to po angielsku i napisane nie przez Polaka — zauważyła zdziwiona. „Właśnie dlatego warto przeczytać” — pomyślałem, a na głos wyjaśniłem: — Polak stworzyłby dzieło wyczerpujące, może nawet pasjonujące, lecz brakowałoby jednego elementu. — Jakiego? — Punktu odniesienia. — Nie rozumiem. — To proste. Wyobraź sobie, że w tej chwili ktoś puka do drzwi. Otwieram, wprowadzam gościa do środka, a on widząc ciebie, mruga do mnie okiem: „Masz piękną żonę”. A ja na to bez przekonania: „Ach tak, naprawdę?” — To znaczy, że obcemu mogę się podobać, a tobie już nie, bo ci spowszedniałam… Czy to miał być komplement? — Tak, bo ważne jest to, co powiedział ten obcy, a żebym ja to docenił, muszę patrzeć na ciebie tak samo jak on. Autor tej książki mógł pisać na temat innego kraju, wybrał jednak Polskę. Podziwiał nasz naród i jego kulturę bardziej niż my sami. — Chcesz przez to powiedzieć, że ja Polski nie kocham? — Czy kochasz tego nie wiem, ale wstyd ci o niej mówić. A co jest warta miłość powstrzymywana wstydem? Skończyłem jeść i siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Poczułem lekkość w sercu, jak po spowiedzi. Chciałem zapomnieć o nieprzespanej nocy, ale pytania same płynęły do ust. — Czemu daliśmy dziecku na imię Katherine, nie Katarzyna? — Bo nikt takiego imienia nie wymówiłby, a tym bardziej napisał. Sam mnie o tym przekonywałeś. — Tak i żałuję, bo jest i pozostanie dla mnie Kasią, a co ma wpisane w świadectwie urodzenia nie ma żadnego znaczenia i stanowi tylko biurokratyczną uciążliwość. A pamiętasz, co ci powiedział zaraz po przyjeździe Marek z Shirley? — Jaki Marek? — No, ten budowlaniec, co ma własny biznes. Powiedział, żebyś zapomniała o Polsce, bo im dłużej będziesz pamiętać, tym trudniej będzie ci tutaj żyć, zgadza się? — Powiedział tak, ale ja mu nie przytaknęłam. — Za takie słowa, to ten kieliszek wina, który trzymałaś wtedy w ręku, powinnaś wylać na jego gębę. — Tego tylko brakowało… Już widzę jak podnosi wrzask: Wracajcie skąd przyjechaliście! Skoro nie możecie żyć bez Polski, co tutaj robicie? Słuchałem jej z niedowierzaniem, zapominając, że zaledwie dwa dni temu, myślałem podobnie. — To, że tutaj przyjechałem nie znaczy, że mam zapomnieć o miejscu urodzenia. Można żyć za granicą i być cały czas Polakiem, choć nie zawsze jest to łatwe. — Dlaczego? — Ponieważ większość Polaków opuszcza kraj w poczuciu winy. Później żyją w poczuciu winy. Wmawiają sobie i innym, że odnieśli za granicą sukces… — Co w tym złego? — weszła mi w słowo. — Każdy chce, żeby go widzieli w pozytywnym świetle. — Nie ma nic pozytywnego w ukrywaniu prawdy przed samym sobą… Urwałem, widząc, że nic do niej nie trafia. — To tak, jakby zjeść skisłej zupy i powtarzać jaka smaczna, a gdy nikt nie widzi, chodzić do kibla i wymiotować nią. — O tym rozmyślałeś zamknięty dwa dni? — Tak, ja już zwymiotowałem i więcej tego świństwa jeść nie będę! Od tej rozmowy minęło kilka lat. Jednego ranka zauważyłem po drodze do pracy kobietę siedzącą z boku chodnika na krześle. Obok krzesła stało kilka tekturowych pudełek wypełnionych książkami o miękkich okładkach. Zajrzałem z ciekawością do jednego z nich. — Ile za to? — Dwadzieścia centów. Nie miałem dwudziestki, więc dałem jej pięćdziesiąt centów i podziękowałem. Po wejściu do biura zamknąłem za sobą drzwi, włączyłem klimatyzację, usiadłem za biurkiem. Wyciągnąłem z teczki książkę i rzuciłem okiem na okładkę: James Michener THE COVENANT Przewróciłem kilka pierwszych stron i zacząłem czytać… Edytowane 18 Września 2023 przez staszeko Minor change. (wyświetl historię edycji) 10
violetta Opublikowano 29 Stycznia 2023 Zgłoś Opublikowano 29 Stycznia 2023 @staszeko ten wątek z książką czy taki fajny, nie wiem, pisać o trudach z życia, chociaż ciekawe to, jak sobie radziłeś za granicą.
Marek.zak1 Opublikowano 29 Stycznia 2023 Zgłoś Opublikowano 29 Stycznia 2023 Fajnie piszesz. Mrożek w Emigrantach jakoś tak trochę też w tym klimacie. Pracowałem w różnych miejscach, przeważnie wakacyjnie, jak to na studiach, ale znałem zawsze język, więc było łatwiej. Z Polakami za granicą nie miałem kontaktów, zresztą zależało mi też na doszkalaniu języka, a oni w tym przeszkadzają:). Pozdrawiam
Amber Opublikowano 29 Stycznia 2023 Zgłoś Opublikowano 29 Stycznia 2023 (edytowane) Poprzez sen sprowokowany książką Michenera stałeś się jej współautorem, nikt takiej książki nie przeczyta.:)) Czytałam Poland, podoba mi się punkt odniesienia Michenera do naszej historii. À propos emigracji czuję się na niej dobrze w roli obywatela świata, chociaż mam tylko dwa obywatelstwa. Pozdrawiam. Edytowane 29 Stycznia 2023 przez Amber (wyświetl historię edycji)
Somalija Opublikowano 29 Stycznia 2023 Zgłoś Opublikowano 29 Stycznia 2023 @staszeko Bardzo dobrze się czytasz... gratuluję i pozdrawiam Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
staszeko Opublikowano 30 Stycznia 2023 Autor Zgłoś Opublikowano 30 Stycznia 2023 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Bólu zęba nie da się opisać; trzeba to przeżyć. Może w ogóle nie warto o czymś takim pisać. Tylko dwie książki wywarły wpływ na moje życie — o pierwszej pisałem rok temu; druga to ta wspomniana powyżej. Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
staszeko Opublikowano 30 Stycznia 2023 Autor Zgłoś Opublikowano 30 Stycznia 2023 @aff Tutaj punkt odniesienia to umiejętność patrzenia na sprawy pozornie bliskie, rodzinny dom, własny kraj z dystansu, oczami cudzoziemca (ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie…) Książka jedynie pomaga uruchomić ten proces. Jeśli Twój syn nigdy nie tułał się po świecie z dala od Polski, wtedy ta książka nie wywrze na nim większego wrażenia i dobrze, że tak jest, ponieważ emigracja to choroba, na szczęście taka, z którą można żyć. Czego nie napisałem: wspomniany wykładowca (Peter K.) będąc chłopcem poznał starszego o kilka lat syna polskich emigrantów, który prędko stał się dla niego autorytetem i wzorem do naśladowania. Dzięki niemu zakochał się w Polsce i wiedział o naszym kraju więcej niż przeciętny Polak. To jemu powinienem dedykować to opowiadanie. Dziękuję za ciekawy komentarz i pozdrawiam. Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
staszeko Opublikowano 30 Stycznia 2023 Autor Zgłoś Opublikowano 30 Stycznia 2023 @Marek.zak1 Nie sądzę, żeby tu chodziło o lepsze warunki do nauki języka obcego, ile o generalną niechęć obcowania z rodakami. Można się nauczyć perfekcyjnie języka obcego nie wyjeżdżając z Polski; znam również osoby, które na emigracji spędziły kilkanaście lat, a nie potrafiły się nauczyć kilku prostych słów, jak „pieprz” lub „sól”. Dziękuję za pochlebny komentarz i pozdrawiam. Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
Marek.zak1 Opublikowano 30 Stycznia 2023 Zgłoś Opublikowano 30 Stycznia 2023 @staszeko Nie to nie była niechęć, ale chęć bycia w kulturze i języku localsów, zrozumienie ich problemów itp.. Pozdrawiam.
staszeko Opublikowano 30 Stycznia 2023 Autor Zgłoś Opublikowano 30 Stycznia 2023 @sam W pisaniu lubię się trzymać zasady „góry lodowej” stosowanej przez Hemingwaya, a końcowy paragraf umieściłem celowo, żeby podkreślić uniwersalny charakter zdarzeń: mogły się przydarzyć każdemu — Polakowi, Niemcowi, nawet Afrykańczykowi. Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Jestem szczególnie zadowolony z konstrukcji tego opowiadania i nie sądzę, żebym cokolwiek chciał zmienić, ale to oczywiście nie znaczy, że każdemu musi się podobać. Pisanie prozy to duże wyzwanie, bo jest jak maraton; poezja to sprint, a jak wiadomo trudniej przebiec długi dystans. Dziękuję za krytyczny komentarz i pozdrawiam. 2
staszeko Opublikowano 30 Stycznia 2023 Autor Zgłoś Opublikowano 30 Stycznia 2023 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Miło, że tak uważasz. Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Książki Michenera cechuje znakomita znajomość historii oraz drobiazgowość — żeby odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego brakuje sznurka do snopowiązałek?”, cofa akcję o siedem stuleci, aż do czasów Czyngis-chana. Podobnie w przypadku wspomnianego The Covenant (Przymierza): historia Południowej Afryki zaczyna się nie w Afryce, lecz ponad pięć tysięcy mil morskich dalej na wschód — na wyspach korzennych. Dziękuję za ciekawy komentarz i pozdrawiam.
Rolek Opublikowano 31 Stycznia 2023 Zgłoś Opublikowano 31 Stycznia 2023 @staszeko Nie czytałem żadnej z tych książek. Teraz, wzbudziłeś moje zainteresowanie. Pozdrawiam
staszeko Opublikowano 31 Stycznia 2023 Autor Zgłoś Opublikowano 31 Stycznia 2023 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Czuję się jak tchórzliwy lew po wręczeniu medalu za niezwykłe męstwo: brak mi słów. WIZARD OF OZ: For meritorious conduct, extraordinary valor, conspicuous bravery against wicked witches I award you the triple cross. You are now member of legion of courage. COWARDLY LION: Shucks folks I'm speechless. A z tych co czytałeś — która najbardziej Cię poruszyła?
beta_b Opublikowano 31 Stycznia 2023 Zgłoś Opublikowano 31 Stycznia 2023 Nie czytałam, przeczytam. I jestem pod wrażeniem opowiadania, jak gładko, sprawnie, jasno piszesz. Zwroty akcji i dialogi przenoszą myśl czytelnika na kolejne poziomy. Ukłony. Bb
staszeko Opublikowano 31 Stycznia 2023 Autor Zgłoś Opublikowano 31 Stycznia 2023 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Wydaje mi się, że czytając to spodziewałeś się czegoś nieco innego, stąd ów niedosyt. Czasem wiele sobie wyobrażamy, ale kiedy spodenki spadają, zostaje naga prawda… do następnego razu. Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Osobiście cenię krytyczny komentarz, zwłaszcza gdy jest poparty rzeczowymi argumentami, ponieważ daje więcej do myślenia, aniżeli puste pochlebstwo. Dziękuję za uwagę i cenny czas poświęcony tej publikacji. 1
Somalija Opublikowano 31 Stycznia 2023 Zgłoś Opublikowano 31 Stycznia 2023 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Kokietujesz tak jak ja, często muszę stać na środku, bo jako piękna i mądra nie mogę się rozdwoić... . Dobrego dnia
Rolek Opublikowano 31 Stycznia 2023 Zgłoś Opublikowano 31 Stycznia 2023 @staszeko Chodzi Ci zapewne o spojrzenie obcokrajowca na Polskę i Polaków. Trochę się interesuję historią, co za tym idzie, czytałem sporo N. Davis'a. Europa, Boże Igrzysko. Jeśli chodzi o lżejszy kaliber, to polecam "Rowerem przez II Rzeczpospolitą"Newman'a. @staszeko Ogólne, to nie mamy najlepszej "prasy". Napisałem zresztą wierszyk na ten temat. "Na zachodzie bez zmian", jest na portalu.
staszeko Opublikowano 1 Lutego 2023 Autor Zgłoś Opublikowano 1 Lutego 2023 @Rolek Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Tak, to mnie interesuje, bo jak wiele jesteśmy warci należy pytać nie nas samych, ale właśnie cudzoziemców. Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
staszeko Opublikowano 1 Lutego 2023 Autor Zgłoś Opublikowano 1 Lutego 2023 @aff Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Ciekawa uwaga, będąca charakterystyką nowego pokolenia Polaków, bardziej naśladujących wzorce zachodniej kultury aniżeli swoich dziadów. Film Killing Them Softly kończy scena, w której płatny morderca Jackie Cogan (grany przez Brada Pitta) wygłasza świetną kwestię, czym naprawdę jest Ameryka: This guy wants to tell me we're living in a community… Don't make me laugh. I'm livin' in America. In America you're on your own. America's not a country, it's just a business. You fuckin' pay me!
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się