Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Babcia Cicikowa i Reszta


Rekomendowane odpowiedzi

 

Babcia Cicikowa od samego rana gdera i mamrocze, nerwowo gładząc ciciki na głowie. W końcu wyciąga z lodówki Mroźnego Skrzata. Tak samo jak babcia Cicikowa, też jest nerwowy, gdyż jakieś stare babsko, wytaśtało zmarznięte ciało, z błogich zimnych pieleszy, bezczelnie chuchając z nozdrzy ciepłym chuchem.

 

— Przestań się wiercić głupi Skrzacie –– marudzi babcia, trzymając wierzgającego za sztywnego sopla. ––Położę cię na zapiecku, byś nieco odtajał.

–– Puść mnie głupia babo –– wrzeszczy dźwigany w kierunku ciepłoty, kierując zimny wzrok spod chrupiących od mrozu rzęs. –– Chcesz żeby dostał dziurawych płuc od gorąca?

–– Cicho być pożyczkowy!

–– Tylko nie pożyczkowy. Nie dosyć, że odwrotnie świrnięta, to jeszcze gatunki bajek myli.

 

Babcia za takie frechowne słowa, odłamuje wiszącemu sopla i trzyma go teraz za skrzypiące od zimna, wystające kłaki.

 

–– Jak trochę odtajesz, to się chociaż na coś przydasz –– mówi agresorka, tarmosząc pypcia w lewej dziurce nosa.

–– Wcale nie jestem ciekawy, na co! A do czego”

–– Od tego mrozu, poprzez kapelusz na mózg ci padło i fałdy myślaków wygładziło, bo zaplątane pytania zadajesz. Zaraz cię wykręcę nad początkiem kota. Mało deszczu ostatnio. Jeno wąsy na razie wzeszły.

 

Za chwilę taszczy wierzgającego, trzymając go lewą ręką za boże poszycie, gdyż u prawej paluszki ćwiczy, by do wykręcania sprawne były. Po chwili przekłada pakunek do prawej ręki, by gimnastykować owe paluszki, u tej dłoni co dźwigała. Skrzat nawet nie marudzi, że przekładaniec, gdyż pytanie mu z ust wychodzi, podciągając się na oszronionym pytajniku:

 

–– Nad początkiem kota? –– Mroźnego Skrzata aż zdziwko odciepliło na śnieżynce. –– To ty masz kota?

–– Nie. Dopiero sadzonkę, ale wilgoci mu brakuje w korzennym zadzie.

–– A co mnie do jego czterech. Mało mam problemów z tobą, to jeszcze jakiś florakot? I przestań wykręcać członki me, bo mam w głowie kręćka!

–– Wiem, że masz, bo bredzisz jak pokręcony. Sadzonkę kota trza podlać, bo inaczej nie wyrośnie. Chyba, że ty wyłapiesz te nieznośne Bimbole, poszlachtujesz i zamrozisz w kawałkach. Przydadzą się jako chłodne dzwonki do drinków cicikowych.

–– Nie będę wyłapywać paskudnych bimboli, a tym bardziej szlachtować. Znowu mi brodę odgryzą.

–– Przecież ci odrosła. Oczy mam, to słyszę, że widzę ten wnerwiający szelest.

–– Ale z tyłu odrosła i nie na twarzy –– mamroce zdegustowany Skrzat do cna zbrodziały.

–– O właśnie. Brodę też wykręcę. Dużo wody w niej. A kłaki przydadzą się do roślinnego Kota, na futro i od tego czasu z dużej litery.

 

Wtem wielkie zamieszanie i skrzydlato–nożny chrobot. To Bimbole wylazły ze wszystkich zakamarków. Nawet jeden ukradł wąsa, wschodzącemu kotu i włożył sobie. Cała reszta fruwa i biega gdzie popadnie. Przewracają naczynia kuchenne, wyjadają żabie udka przeznaczone do kumkających wywarów, pośród gdakających kurzajek. Huśtają się na świetle omuszałej lampy, gryzą błyskotliwe fotony, wyjadają gwoździe ze ścian, przez to wnerwione przodki spadają na tyłki wgniatając klepisko, bo peneli nie dowieźli. Wiele ladaco wierci się w cicikach na głowie, a jeszcze inne wtranżalają lód z uszu Mroźnego Skrzata.

 

–– Kobieto! –– wrzeszczy wspomniany maluch w poprzednim akapicie –– zrób coś wreszcie. I jak w ogóle te paskudy wyglądają –– dodaje zimno, zmrożonym językiem.

–– A skąd mi wiedzieć, głupku. Gdy są pochowane, to niewidoczne, a gdy atakują, to jeno smugi. Trudno rzec o wyglądzie nicponi. Wyciągaj młodzie zza pazuchy! Ale mi już!

–– A na Bimbola ci młodzie –– marudzi niewyraźnie zapytany, wypluwając flaki pogryzionego agresora.

–– Pod sadzonkę kota włożę. Szybciej wyrośnie i wyłapie atakujący burdel.

 

Kot wyrasta jak na drożdżach, tylko trudno stwierdzić z jakich roślin się składa. Zamiast futra ma pokręcone liście, cztery łapy to grubaśne gałęzie z sękami jako przeguby, głowa ma wygląd wiechcia z wiechciowatymi uszami, lecz ogon jest przydatny i nadzwyczaj powabnie przyczepny, gdyż nagle wszystkie nieznośniki, jak jeden mąż, przyczepiają się do przedłużenia kociego tyłka.

 

— Miau, durna hodowczyni –– miauczy Kot, wyrwany z grudkami ziemi na końcach łap.

–– Cicho głupi Kocie –– dodaje zbieraczka plonu. ––Miał Kotek pusty ogonek i już nie ma.

–– Bierz te pokraki, bo go obgryzą z korowej otoczki. Przyczepiły się jak rzep do psiego ogona!

–– Tyś Kot. Nie pies. Przestań mi tu miauczeć.

–– Miau, durna. I jeszcze urwałaś mikorzeń!

–– A co to: mikorzeń? Pierwsze słyszę. Nie dosyć, że dziwnie mechaty, to jeszcze roślinny analfabeta, co mówi razem, zamiast oddzielnie.

 

Marudząca na biedaka, chce się nadal cieszyć, lecz nagle słyszy pukanie do drzwi. Kogo tu Bimbole o tej porze niosą – znowu gdera jak na początku bajki. Jednak drzwi otwiera. Słyszy oniemiała, nabrzmiałe wykrzyknikiem słowa:

 

–– Oddawaj babo moje dzieci. Chyba widzisz, kim jestem i się lękasz.

–– O! Co za niespodzianka. Popatrz wykręcony Skrzacie i na wpół zwiędły Kocie, kogo tu przyniosło. Starego Bimbola. Ojca naszych słodkich Bimboli.

–– Skąd wiesz przemądrzała jędzo, że ja to ja? –– pyta ten co go zdziwko chapnęło.

–– Niewiele żeś większy od swoich dzieci. Trudno nie rozpoznać. Na ogonie Kota z dużej litery były, przez to wiem, jak wyglądają.

–– Jeszcze niektóre są –– dodaje wspomniany. –– To znaczy te zdechłe, co się zakrztusiły mchem.

–– Moje dzieci na jakimś omszałym, przerośniętym byle jak kocie i właśnie, że małą literą, tak dodam arogancko. Wypraszam sobie takie zniesławienie! –– zabimbolił bezczelnie groźnie, że aż mu pianka z rozszerzonych chrap, wyciekła.

–– Nie na jakimś, jeno wyjątkowym, roślinnym, podlewanym wyciskiem ze Skrzata. A tak w ogóle to już ich tam nie ma. Na choinkę te żywe powiesiłam. Zamiast bombek. Ciebie też powieszę. A właściwie będziesz czubkiem.

  

Po tych słowach, zmarnowana kobiecina, łapie za coś ojca dzieci, wchodzi na stołek i zaczyna go nadziewać, na wierzchołek choinki.

  

–– A łaj –– wydziera się nadziewany Stary Bimbol, niczym czekolada bakaliami. –– Toż to wbijanie na pal, wstrętna sadystko.

–– Nie narzekaj. Jakbyś miał większą dupę, to by bardziej bolało.

  

Mroźny Skrzat korzystając z zamieszania, wchodzi do lodówki, by przyjść do siebie i na chłodno przemyśleć przeszłe wydarzenia. Jednak pewien szczegół, zmienia nagle szczęśliwe zakończenie bajki. A właściwe szczegóły. Wstrętne Bimbole mają wybuchowo wściekłe miny, który ni stąd ni zowąd, wybuchają.

 

*

Babcia Cicikowa, siedzi na spopielonych zgliszczach, obgryzając z mięsa piszczel pieczonego Skrzata, chrupiąc w międzyczasie ugotowane Bimole, duszone w sałatce roślinnej z rozbebeszonego Kota, a Stary Bimbol umorusany popiołem, zostaje na ocalałym czubku choinki. Będzie służył jako strach na wróble cicikowe.

 

 

 

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...