Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kryptonim Guzik/99 - Foto-Zabawa 4


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

 

 

Minęła godzina siódma. Zapraszamy na serwis informacyjny. Wczoraj, późnym wieczorem na Osiedlu Trzech Róż znaleziono ciało młodej kobiety. To już druga ofiara w naszym mieście. Policja nie podała szczegółów dotyczących samej zbrodni, ale prosi o każdą informację w tej sprawie. Może ktoś z Państwa coś widział lub słyszał? Kontakt pod numerem…

Po zakończeniu serwisu informacyjnego z głośników wybrzmiała muzyka.

 

Siedział przy kuchennym stole i dopijał kawę. Uchylił okno i zapalił papierosa. – Przed pracą pojadę na cmentarz i zawiozę kwiaty na grób. Na szczęście pracuję na późniejszą godzinę, więc nie muszę się spieszyć i jeszcze będę miał czas, żeby kupić owoce i podjechać do Zakątka. Ona lubi mandarynki, ale nie lubi nikotyny. – Zamyślił się. – Głęboko zaciągnął papierosem i zgasił do połowy wypalonego.

Otworzył okno, żeby wywietrzyć pomieszczenie i poszedł się ubrać. Po kwadransie był gotowy. Wyłączył radio. Zamknął okno i drzwi wejściowe za sobą. Zszedł po schodach na parter, skierował się do samochodu. Usiadł za kierownicą, mimowolnie spojrzał na siedzenie obok i spanikował. – To nic wielkiego, nic wielkiego. 

 

***

 

– Słuchajcie, halo, cisza tam!, to już czwarta dziewczyna w ciągu ostatniego roku. Jest raport z sekcji. Tak samo, jak poprzednie miała zaszyte usta i guzik w kieszeni kurtki. Oprawca po raz pierwszy zostawił igłę. Niestety bez śladów papilarnych. Tak jak inne, została brutalnie zgwałcona. Nie mamy nic więcej. Ten psychol jest kurewsko perfekcyjny! – Komendant Szerent, aż kipiał ze złości.

 

– Borówka, poprowadzisz tę sprawę z kimś ze Stołecznej. Dzisiaj ma do nas przyjechać. Bądź uprzejmy mnie nie wkurwiać i nie wkurwiaj tego gościa! – Nie obchodzi mnie, jak bardzo nie będziecie się kochać, sprawa ma być wyjaśniona! Rozumiemy się? Macie współpracować! – Szerent zwrócił się do podwładnego.

 

– Rozkaz Szefie! Będę słodki i soczysty. – Borówka zaśmiał się ukazując zdrowe zęby, ale widząc irytację Komendanta, szybko się zamknął i spoważniał.

 

Aspirant Artur Borówka rocznik sześdziesiąty piąty, szybko piął się po szczeblach kariery. I nie dlatego, że jego chrzesny robił w tej samej branży, ale dlatego, że był dobrym gliną. Przynajmniej za takiego siebie uważał. Miał dopiero trzydzieści cztery lata, był wysokim, wysportowanym, bezdzietnym kawalerem, z przyszłością i poczuciem, że cały świat należy do niego. A przynajmniej będzie, jak złapiemy guzikowego zjeba – Pomyślał.

 

Wrócił do swojego biurka. Otworzył teczkę, by kolejny raz przejrzeć wszystko, co dotyczyło czterech zamordowanych kobiet. Pierwszą ofiarę znaleziono rok temu w Trójmieście, drugą w Łodzi, ale dwie ostatnie już u nich, dlatego Stołeczna przydzieliła im tę sprawę. Niestety przez rok nie wpadli na żaden trop, więc przysłali gościa ze stolicy. – Kurwa. – burknął Borówka. Spojrzał na zegarek, wskazówki pokazywały trzynastą dwadzieścia dziewięć. – To jest dobry moment na kawę numer dwa – poszedł do socjalnego, włączył czajnik elektryczny i zaparzył bezcukrowego szatana. Był ciekaw oficera ze stolicy, może nie jego samego, ale centralnego systemu operacyjnego. Borówka chciał pokazać ich komendę z jak najlepszej strony, ale powątpiewał w sukces.

 

ON

Zmiótł liście z lastriko. Zapalił nowe znicze i położył na środku świeży wieniec. Przeżegnał się, wyszeptał formułkę i wrócił do samochodu. Włączył radio i razem z wokalistką zanucił przebój tego roku.

Ucieknę stąd

Jak mogę najdalej

Ucieknę od pułapki orchidei ust

 

Podjechał pod wawrzywniak, zrobił szybkie zakupy i zawiózł do Zakątka. Podał pielęgniarce siatkę, ale nie wchodził dalej. Nie chciał Jej widzieć. Nie w rocznicę. Nie po tym wszystkim.

 

Przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył do pracy.

 

***

 

– Borówka, gdzie się pałętasz?! Stary cię szuka od przeszło godziny! Już miał wysłać pościg za tobą! Pędęm leć do Starego! – Gdyby Aspirant sztabowy Kruk miał skrzydła, to już by leciał z Borówką w dziobie.

 

– Wyluzuj Kruk! Przerwę miałem, zanim wyszedłem, zgłosiłem. O co ten szum? O jakiegoś buca ze Stołecznej? – Borówce udzieliły się emocje Kruka.

 

– Cześć, nazywam się Emil Nowik i jestem tym bucem ze Stołecznej. – Borówka powoli odwrócił się w stronę przybysza, przy którym stał Stary i wstrzymał oddech.

 

– Dobra, łby sobie pourywacie, po rozwiązanej sprawie. Czy to jasne? – wysapał Szerent. – Czy to jasne, psia mać?! – warknął i oddalił się do swojego gabinetu.

 

– Cześć. Jestem Artur Borówka. Chodź, zapoznasz się ze wszystkimi papierami, a potem odwiozę cię do hotelu.

 

– Nie musisz mnie odwozić. Jestem już dużym i samodzielnym bucem. – Warknął Nowik.

 

Aspirant wskazał przybyszowi biurko i przekazał wszystkie dokumenty dotyczące ofiar. Trochę rozmawiali, wymieniali się myślami. Po czym Nowik przesiadł się do innego, wolnego biurka z papierami, wyjął termos i kanapki z torby, Borówka przewrócił oczami, ale nie odezwał się słowem. Po kilkugodzinnej analizie każdego skrawka papieru, czy zdjęcia, gość schował do wewnętrznej kieszeni notes, w którym skrupulatnie w punktach zanotował najważniejsze informacje. Zebrał swoje rzeczy i pożegnał z Borówką krótkim – Do jutra.

 

ON

Wrócił wieczorem do pustego mieszkania, w którym mieszkał od urodzenia, a ściany znały każdy jego krzyk i płacz. Otworzył lodówkę, wyjął piwo i usiadł przy kuchennym stole. Lubił tu przesiadywać. Kamienica mieściła się przy skrzyżowaniu, przy którym stały inne budynki. Miał doskonały widok na wszystko, co działo się wokół, choć ostatnio wspomagał się wojskową lornetą.

 

Siedział w mroku, sączył piwo i palił papierosa przy uchylonym oknie. Palił tylko w kuchni, bo tylko tutaj czuł się swobodnie. Pozostałe pomieszczenia nosiły echa bolesnych wspomnień, od których nie mógł się uwolnić. Wgryzły się w niego i szarpały, jak wściekły kundel.

 

Kiedyś wyprowadził się stąd. Myślał, że na zawsze, że ucieknie i będzie wolny. Ale po roku wrócił z podkulonym ogonem, a Ona śmiała się z niego, szydziła, że jest taki sam, jak Ojciec.

Nie pamięta, ile razy życzył jej śmierci. Po cichu. Nigdy na głos, bo bał się Jej, tak samo, jak ŚP.

 

Wypalił papierosa. Wypił piwo. Zamknął okno, poszedł się umyć. Wszedł do najmniejszego pokoju, który należał do niego od dzieciństwa, zapalił małą lampkę, wyjął z dolnej szafki jeden ze „Świerszczyków” i położył się do łóżka. Uważnie przyglądał się każdej rozebranej dziewczynie, wyobrażał sobie, jak ją dotyka, całuje, pieści i… nic. Ani drgnął. Nie poczuł skurczu, mrowienia, ekstazy. Odłożył gazetkę na miejsce do szafki, ponownie położył się i zamknął oczy. Wtedy wyobraźnia ruszyła z kopyta. Słyszał skamlące głosy, krzyki, błagania, czuł ich dłonie na pobudzonym kroczu. Zaczął go masować. W małym pokoju, w łóżku małego chłopca, w głuchej ciemności, pod kołdrą, dorosły mężczyzna doszedł i wydał z siebie cichutki jęk, w obawie, że ktoś go usłyszy. Skulił się i w takiej pozycji zasnął. Przebudził się dwukrotnie za każdym razem słysząc Jej śmiech. Bał się, że stoi pod drzwiami i drwi z niego, jak wtedy, gdy był niepozornym, niewysokim, bardzo szczupłym nastolatkiem.

 

***

 

– Dzień dobry mamo, tato. – Artur pocałował w czoło matkę i uścisnął ojcu dłoń.

– Arturku, dlaczego tak rzadko nas odwiedzasz? – matka pogłaskała syna po głowie.

– Wie mama, ile roboty teraz mamy z tymi zabitymi. No i ten buc ze Stołecznej siedzi mi na karku już od dwóch tygodni.

 

Matka poszła do kuchni, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyła.

– Dzień dobry, Halinko. Można?

– Oczywiście Heniu, zapraszam.

– Zobaczcie, kto nas odwiedził. – Zwróciła się do męża i syna.

– O, wujo!

 

Mężczyźni podali sobie ręce i usiedli w salonie.

 

– Słyszałem, że macie szpicla ze Stołecznej, to prawda? – zagadnął brat matki.

 

– Nie wiem, czy to szpicel. Przyjechał pomóc przy sprawie z zabitymi dziewczynami. – Artur westchnął i wziął od matki tacę z ciastem i dzbankiem kawy. – Już rok bujamy się z tym chujstwem.

 

– Arturku, prosiłam, żebyś nie używał rynsztokowego słownictwa. – matka zwróciła się do syna. –

Napełniła filażanki kawą i rozdzieliła ciasto. – Zostawię was samych, moi drodzy. Nie przywykłam do szorstkich, męskich rozmów. Pójdę poczytać.

 

– No to mów. – wuj Henryk ponownie zwrócił się do siostrzeńca, kiedy kobieta wyszła z salonu.

 

– Co mam mówić? Wuj wie, jak jest. Mamy cztery zabite dziewczyny, które nie mają wspólnych cech i nic, co mogłyby nas naprowadzić. Jesteśmy w murzyńskiej dupie.

 

– Ale chyba macie pewność, że zabił je ten sam sprawca? Jeśli tak to musi mieć tożsame modus operanti. Coś, co zawsze robi, albo zostawia. No, pomyśl.

 

– Jest coś takiego. Guziki.

 

– Guziki? – powtórzył pytająco ojciec.

 

– Tak, tato. Guziki. Pierdolone guziki. Przy każdej z ofiar był jeden niewielki guzik w kieszeni. Według opinii fachowców, to rzadkie okazy z masy perłowej. Kolekcjonerskie i kurewsko drogie.

 

– To bogacz wam się trafił! – Rzucił ojciec.

 

– Nie wiemy czy bogacz, wiemy, że psychol. Może je ukradł i teraz bawi się z nami w ciuciubabkę. Pierdolony zwyrol! – Młody Borówka, aż zatrząsł się ze złości.

 

Mężczyźni porozmawiali jeszcze około godziny, po czym wuj się pożegnał i wyszedł. Kilka minut później syn państwa Borówka również się pożegnał i pojechał na komendę.

 

(Kilka dni później.)

 

– Borówka, rozłącz się, telefon do ciebie na drugiej linii! – Sztabowy Kruk wyglądał na przejętego swoimi obowiązkami.

 

– Halo, Borówka przy telefonie.

 

– Artur, to ja. Trzy dni myślałem o tych guzikach. Trzy dni spać nie mogłem. Ten wylew trochę narozrabiał w mojej głowie, ale przypomniało mi się. Artur, słuchaj, musisz, pojechać do archiwum i przejrzeć sprawy z siedemdziesiątego czwartego. Słyszysz chłopcze? To już miało miejsce, teraz się powtarza. Artur szukaj w archiwum. – w słuchawce rozległ się chrypiący kaszel starszego mężczyzny.

 

– Dobrze wuju, jeśli jesteś pewny, to pojedziemy do archiwum. – Borówka niepewnie wypowiedział słowa i rozłączył się.

 

– Chodź. – zwrócił się do Nowika.

– Gdzie?

– Zobaczysz.

 

Po czterdziestu minutach siedzieli nad teczkami opatrzonymi nazwą Guzik/74.

 

– Zobacz identyczny modus operanti! – Podekscytowany Emil Nowik zwrócił się do Artura Borówki – Kurwa, to te same pierdolone guziki! Czy to możliwe, żeby sprawcą był ten sam człowiek?

 

– Tutaj nic nie ma o sprawcy. Nie złapali go. W ciągu pięciu lat zaszlachtował jedenaście kobiet. Wszystkie miały guziki z tego samego rodzaju. Ale gnój się wywinął. Minęło ćwierć wieku, myślisz, że tyle by czekał, żeby ponownie zabijać? – Borówka głośno myślał i nie krył irytacji. – Zabieramy to i jedziemy pokazać Staremu, co udało nam się odszukać.

 

ON

Obudził się później, niż planował. Zrelaksowany, wypoczęty i głodny, jak wilk. Zjadł obfite śniadanie i pomyślał chwilę, jak mógłby spędzić tydzień zaległego urlopu. – Październik jest zimny i mokry. Nie nastraja do podróży, ani w góry, ani nad morze. Poza tym nad morzem byłem rok temu. Gdyby nie lało mógłbym pojechać w góry, ale przy takiej pogodzie, to można, co najwyżej w domu siedzieć. – Rozmyślał, pakując rzeczy do małej torby podróżnej. – Do Czech jest blisko, napiję się dobrego piwa i zobaczę Wojaka Szwejka.

 

Poszedł do sypialni rodziców, w której niczego nie zmienił. Z trudem przeciągnął dywan ze stojącym na nim łóżkiem o jakieś pół metra. Ukucnął, odchylił tapetę, podważył cegłę i wyjął srebrną szkatułkę na kluczyk. Otworzył jednym ruchem, siegnął po dwa z dziesięciu, perłowych guzików. Wyjęte schował w zakładce spodni. Zamknął szkatułkę, przekręcił kluczyk, który z innymi kluczami włożył do kieszeni. Cegłę wsunął na miejsce. Poprawił tapetę. Dywan z łóżkiem przeciągnął z powrotem pod ścianę.

 

Uśmiechnął się na myśl, że może kontynuować ojcowskie magnum opus w spokoju.

 

___

12 grudnia obchodzimy Dzień Guzika

Edytowane przez ais (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Brutalny gwałt, zaszyte usta, szukają go, a tu guzik w kieszeni — uwielbiam takie historie na śniadanie przy kawie.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Jest kilka błędów w narracji i dialogach, ale kogo dziś stać na korektora?

 

Pozdrawiam.

  • ais zmienił(a) tytuł na Kryptonim Guzik/99 - Foto-Zabawa 4
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

W powyższym fragmencie można poprawić kilka rzeczy:

  • oddzielić opis od myśli bohatera przy pomocy akapitów i myślników, bądź cudzysłowów
  • połączyć krótkie zdania należące do tej samej sceny
  • Rozbić monotonię opisu w końcówce: Otworzył/Wyłączył/Usiadł i tak dalej.
  • „Otworzył okno/Zamknął okno” brzmi nie najlepiej. Lepiej nie powtarzać.

 

 

Jedna z wielu możliwych sugestii:

 

Siedział przy kuchennym stole i dopijał kawę. Uchylił okno i zapalił papierosa.

„Przed pracą pojadę na cmentarz i zawiozę kwiaty na grób. Na szczęście pracuję na późniejszą godzinę, więc nie muszę się spieszyć i jeszcze będę miał czas, żeby kupić owoce i podjechać do Zakątka. Ona lubi mandarynki, ale nie lubi nikotyny.”

Zamyślony głęboko, zaciągnął się papierosem i zgasił wypalonego do połowy. Otworzył okno i poszedł się ubrać. Z dworu powiało świeżym powietrzem. Po kwadransie był gotowy. Wyłączył radio i skierował się do wyjścia. Samochód czekał na niego na ulicy przed domem. Usiadł za kierownicą, mimowolnie spojrzał na siedzenie obok i spanikował.

„To nic wielkiego, nic wielkiego.”

 

Podobnie można doszlifować dalszą część tekstu.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

O, kurczę!

Nie spodziewałam się komplementu takiego kalibru. 

@jan_komułzykant Bardzo mi miło i ogromnie mnie cieszy, że spodobało się opowiadanko, tym bardziej, że to mój pierwszy i jak na razie ostatni kryminał :)))

 

Skrzydełka mi ciut urosły :] Jeszcze raz bardzo, bardzo, bardzo dziękuję!

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena, @Leszczym — dziękuję. Pozdrowienia zostawiam.
    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...