Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Pamiętnik Franka K. II


Rolek

Rekomendowane odpowiedzi

20.12.2082

 

Dzisiaj zawaliłem. Właściwie nie ja, tylko chip. Po prostu mnie nie obudził.  No ale i tak było na mnie. Spóźniłem się do pracy, choć grzałem na hulajnodze jak szalony. Zużyłem całą baterię. Dobrze,  że nie miałem kontroli. Za nadmierne zużycie zapłaciłbym chyba ze 300 kredytów. Lubię oglądać stare filmy. Jak kiedyś prawie wszyscy ludzie jeździli samochodami. Rano tworzyły się korki a oni się denerwowali. Dziwne, że  nie łykali wtedy pigułek. Może niektórzy łykali, ale tylko niektórzy. Tak więc, szef czekał na mnie przy moim biurku. I mnie opieprzył. Tłumaczyłem, że chip się zepsuł. No to się wściekł jeszcze bardziej. Że jak mam zepsuty czip, to jak będę pracował, przetwarzał dane, sumował itd. Odpowiedziałem, że wszystko działa tylko z czasem coś się zepsuło. I dzisiaj na przerwie podejdę do bioinfo.

On zagroził, że jak jeszcze raz się to zdarzy, to mnie skieruje do działu sprzątaczy. A w ogóle to zasługuje na miejsce na liście do depopulacji bo jestem nieefektywnym trutniem.

Obiecałem, że to się nie powtórzy. Jakoś się uspokoił. Właściwie to na dzisiaj wszystko.

A wspomnę jeszcze, że po pracy mieliśmy dzisiaj “Godzinę Czytania Drzewom”. A specjalnym gościem był Koncita. Miał taką ładną suknię, jestem nim od dzisiaj zauroczony. Może, jak będzie następnym razem, to uda mi się z nim porozmawiać i bliżej poznać. Mam duże nadzieję, bo jestem typowym femina gender bez macicy. Tak więc wszystko ze mną ok. Moglibyśmy nawet stworzyć związek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ludzi nie ma Są jak widmo  Iluzja otoczenia    Zlepek pustej idei i pragnienia  Eksponują pożądają łakną Lecz odpowiedź jest im obca   Wszyscy zmierzają do jednego kopca Gubią się w krokach tańcu pożogi Nikt nie dzieli na czworo przestrogi   Jak pies posłuszny  Każdy do jednej nogi Wszyscy kroczymy do naszych mogił
    • wielkie poruszenie cyrk dzisiaj przyjeżdża wszyscy się szykują bo będzie iluzjonista on z natury smutny i nie wierzy w cuda ani w moc iluzji ma już dość wszystkiego dobrze wie że fikcja bilety wyprzedane widowiska nie ma teraz się zastanawia czym publiczność zajmie nikt by nie uwierzył widząc go jak myśli że każdy artysta
    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...