Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rolek

Rekomendowane odpowiedzi

-Jeździłem podobnym autem, jak Pan tyle, że i Irlandii. Pracowałem jako elektryk - powiedział nagle Janek.

-Można było z tego żyć?

-Jasne, ja jeszcze mieszkam z mamą i jej chłopakiem - odpowiedział Janek.

-Znudziła się Panu praca?

-Nie było źle, ale ja nie nadaję się do regularnej i powtarzalnej pracy. Teraz piszę książki. Trochę inwestuję. Słyszał Pan o dochodzie pasywnym?

-Coś słyszałem - odpowiedział Kierowca i od razu pomyślał o piramidzie finansowej.

-Co to za książki - zainteresował się Kierowca.

-Interesuje się samodoskonaleniem, medytacją i nadświadomością - odpowiedział Janek.

“Za młody na trenera-psychologa” pomyślał Kierowca i w końcu wrzucił piątkę, zbliżali się do L. Roboty drogowe się skończyły, autko wpadło na czteropasmówkę.

-Dużo medytuję. W moich książkach dzielę się spostrzeżeniami na temat medytacji. Staram się również uczyć innych. Nagrywam krótkie poradniki na e-tubie. Buduję powoli moje źródła utrzymania w ten sposób. Oczywiście uczę również siebie. Kiedyś podczas medytacji umarłem i narodziłem się na nowo, niezliczoną ilość razy.

-O kurde - powiedział Kierowca, ale tak naprawdę, nie wiedział co ma powiedzieć.

-Dużo Pan zarabia w ten sposób? - dorzucił pytanie Kierowca.

-Na razie może nie kokosy. Ale lepsze to niż elektryka. Teraz właśnie wracam ze zjazdu samo doskonalącej się grupy. Dwa tygodnie medytacji i ćwiczeń siłowych, które pomagają wejść w trans.

“Trochę pachnie mi tu sektą” przemknęło przez głowę Kierowcy. Włączył radio, ale cicho, żeby nie musieli się przekrzykiwać.

-Ta grupa, to jakieś religijne stowarzyszenie? - zapytał już na głos.

-Nie, nic podobnego - odparł szybko Janek.

-Dążymy do nadświadomości poprzez nasze ćwiczenia i przemyślenia a podstawą jest medytacja. - dorzucił jeszcze.

Kierowca ucieszył się. Niedawno czytał książkę znanego psychologa na temat regresji hipnotycznej i podświadomości. Zainteresował go ten temat. “Może powie coś  odkrywczego” pomyślał. Kierowca interesował się również tym,jak inni postrzegają Boga.

-Co to jest nadświadomość? - podpuszczał Kierowca.

-Nie wiem czy będę w stanie to dobrze wytłumaczyć. Brakuje mi polskich słów i nie mam jeszcze wiedzy - Janek odetchnął głęboko i ciężko.

-Proszę się postarać, lubię rozmowy na ten temat - dalej podpuszczał Kierowca.

“Życie jak droga kajś nos prowadzi, kożdy musi kierować som” chrypiał wokalista Obersleisen w radiu, jakby chciał podkreślić temat dyskusji i dalej “Kożdy kajś jedzie bo droga mo, tako se wybrał i wierzy w to. Tam zaś na końcu ponoć jest raj”

-Myślę, że jestem dopiero na początku drogi, którą chciałbym tutaj przejść. Uważam,że jestem tutaj, to znaczy na Ziemi przejściowo, jak każdy z nas. a nasz pobyt można wykorzystać aby osiągnąć wyższy poziom.

-Osiągnąć poziom nadświadomości? - zapytał Kierowca.

-Tak właśnie - odparł Janek - jedną z dróg wiodącą do tego poziomu, jest droga medytacji - dorzucił jeszcze.

-Kiedy osiągniemy nadświadomość, stajemy się istotami astralnymi - kontynuował.

-I wtedy spotkamy się z Bogiem?

-Bóg jest wszędzie - odparł Janek - cała materia, która nas otacza to Bóg.

“Zadziwiająca jest jego pewność siebie, ludzie studiują teologię, mędrcy potrafią rozmawiać z Bogiem a czasem wątpią w jego istnienie. Tymczasem dwudziestolatek ma pewność, że materia, która nas otacza jest Bogiem.” Pomyślał Kierowca i wyłączył radio.

-Wierzy Pan w reinkarnację? - zapytał Kierowca, ale znał już odpowiedź.

-Myślę raczej, że są różne wymiary przez które przechodzimy. Przypuśćmy, że jesteśmy w jakimś kole a od tego koła odchodzą takie wypustki. I tam powstają następne koła - mówił powoli, dobierając słowa, ale średnio to wyszło i zdawał sobie z tego sprawę Janek.

-Mamy niezależność daną nam od Boga w tworzeniu i wyborze tych kół - cały czas powoli mówił Janek.

-Jeśli dobrze zrozumiałem, to jesteśmy w świetnej sytuacji. Możemy tworzyć, kreować swoje światy. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Jeśli bym sobie to postanowił, to mógłbym zacząć latać albo być milionerem. Czy tak?

-Dokładnie tak - odpowiedział Janek - ale musimy to zrozumieć a stanie się tak, wtedy gdy osiągniemy nadświadomość.

Jechali teraz w kierunku W. drogą krajową, równolegle do autostrady. “Nawierzchnia super jak na polskie warunki.” Pomyślał Kierowca. Od W. trzeba będzie lecieć autostradą, niestety płatną. Po lewej stronie minęli bar orientalny “Ha long lin pin”. Kierowca kiedyś tam się zatrzymał. Bar prowadzą dziewczyny, ale nie mają nic wspólnego z orientem. Może tylko wystrój jest chiński czy wietnamski a równie dobrze może być japoński. Serwują dania typu;

kurczak w pięciu smakach, sosy tajskie, zupa pho itd. Lecz jakoś wszystko smakuje po polsku.

-Wszystko co Pan mówi, pasuje mi do Buddyzmu lub Hinduizmu. Nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, ale trochę czytałem.

 

C.D.N.



 

 

Edytowane przez Rolek (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...