Minister niedbalstwa, mistrz niekompetencji,
Poseł od łapówek, senator kłamliwy,
Czempion ignorancji wraz z czempionem chamstwa,
Katolik pobożny lecz rzadko uczciwy,
Rzecznik gadatliwy tylko gdy nie trzeba,
A gdy trzeba krzyczeć uparcie milczący,
Dyplomata zręczny niczym w porcelany
Składzie – słoń sterany i niedowidzący,
I minister zdrowia który woli brewiarz,
Niż szczepionki, leki, szpitale, przychodnie,
Minister kultury, co kulturę tępi,
Wzniesione buńczucznie chwali zaś pochodnie.
Minister rolnictwa, co o deszcz się modli
I ten, który przekręt nazwie uczciwością,
I ten co w katedrze czwarty już ślub bierze
Lecz gardzi otwarcie – innych pomyślnością.
Profesor od cudów, biskup alkoholik,
Kłamliwy kardynał, głupia zakonnica,
Ksiądz bez prawa jazdy, który prędkość lubi
I z odzysku niby pobożna – dziewica
Garnki czarnej żółci przelewają ciągle
Lecz w kościele pragną podniośle przemawiać,
A w historii kotłach – kłamstwa mieszać łyżką,
Fałszywym herosom – mauzolea stawiać.
Małość i głupotę mieszają z patosem,
Dolewają porcje – chciwości i zdrady,
Kary się doczesnej ni wiecznej nie boją,
Na niebiańskie licząc – specjalne układy.
Lecz jeśli pobożnie ochronę ludności
Powierzą tej świętej, co z rodu śląskiego,
Strach myśleć, co może stać się w kraju takim,
Gdzie rząd świątobliwy ale do niczego...
w gęstwie ziela i roślin ciżbie chybotliwej
jak skłębione na placu w tłumie różnych gości
przed szumiącym misterium w traw uroczystości
stoją panny figlarne zalotne i siwe
wiatr układa im włosy i gładzi urodę
trefni szaty i stroje rozpina z ukrycia
a słońce które bije przez skrzyste poszycie
rozrzuca drobne cienie i pasma na drodze