Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jeno nie wystarczył ogień
Zatem Bóg stworzył wodę
Co by ludzi wybierała sobie

I teraz leżymy razem, co widzisz?
Morze, tak człowiek niespełna rozumu
Tyle mądrości, co włosów już siwych
Patrzy na fale i słucha ich szumu

Gdybyś zapytała tylko o wiarę
Jakież jest większe dla ciebie świadectwo
Bogu dając władzę nad czasem
I jego pokochać królestwo?

Tak, kiedyś nie wrócę
Narazie coraz głębiej i dłużej
Aż do łona matki powrócę, usnę




*Wiersz dedykowany wszystkim freediverom.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję oyey za komentarz.
Odpowiadając po kolei na Twój post zacznę wpierw od zarzutu, że niby odpowiadam za Ciebie (za odbiorcę). Gdyby uważnie Pan się rozejrzał, zauważyłby Pan, że cały monolog jest skierowany do konretnej osoby. Ba! Nie w pierwszej, czy drugiej strofie, lecz już w samym tytule, osoba ta jest wymieniona. Jednak, nie zaprzeczam, że możliwości adresowania jest wiele, tak jak możliwości metaforyzowania "morza". Może peel nazwał "morzem" monitor? Jako begraniczną przestrzeń?

Jestem kinomanem, jednak filmu "w stronę morza" nie miałem jeszcze okazji obejrzeć. Nie mniej polecam film "Wielki błękit" ("The Big Blue") - może wiele wyjaśnić. A co do treści wiersza - no cóż, to wiele zależy od odbiorcy.
Jeszcze raz dziękuję za wyczerpującą wypowiedź.

Pozdrawiam serdecznie

PS. *freediver - płetwonurek, który schodzi pod wodę na wstrzymanym oddechu.
Opublikowano

Ad. 2
Monitor może być morzem w sensie przenośnym. Jako część składowa komputera daje nam dostęp do jego wnętrza/danych. Morze można uznać jako część składową wszystkich wód na ziemi, daje nam dostęp do nich.

Ad. 3
Nie wiem, czy wziął pan pod uwagę także możliwość, że owa "matka" jest zmetaforyzowana. "Matka" w przenośni może mieć wiele znaczeń. Może to być np. znana wszystkim matka natura :) A ograniczać niestety muszę. Bez ograniczeń nie ma nic. Jest poprostu wszystko. Bez ograniczeń nie ma wiersza. Nie ma pointy i celu. A ja w swoim przekonaniu, wolę pisać o czymś na czym mi zależy :)

Zauważyłem, że tak naprawdę wyjaśniam panu, że jest coś takiego jak metafora. To nawet dobrze, bo niejako przez cały czas tłumaczę, że ten wiersz trzeba tak odczytywać. Można go dopasować. Uniwersalizm treści to w dzisiejszej poezji prawdziwy wyjątek.

Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

jej - co tam na górze tyle komentu o "?" - Piotrze sugerowałbym może zmienić na - "no widzisz" - tylko, że w kolejnej części "gdybyś zapytała tylko o wiarę" - może "Gdybyś potwierdziłą tylko wiarę" - ale nie wiem czy wszystko nie straciło by sensu - jakiem freediver (i nie chodzi o bluzę, spodnie, skarpety, pasek i ... które noszę, choć dumnym z nich wszystkich)

z pozdrówką MN
ps. hi - myślę, ze regorystyka jest częścią spękań między otwartym umysłem a klapkami na oczach, ciemno wszędzie i głucho ... tyle dodatku

Opublikowano

Witam. Wiersz nie jest wydarzeniem, jednak nie jest także zły! Nie podobają mi się archaizmy jak "jeno" i niekiedy gramatyka utworu (strofa 2 i 3) przez co jest on trochę niezrozumiały. Natomiast pierwsza i ostatnia strofa są fajne. Pierwsza nieźle wiersz rozpoczyna (odniesienia do Biblii i język zastosowany) a ostatnia dobrze zakańcza - czyli robią co robić powinny, moim zdaniem. Podoba mi się jeszcze rymowanie, natomiast rytmu wiersz nie posiada (w ostatniej strofie zauważyłem nawet ciekawą zależność, każdy kolejny wers jest dłuższy o dwie sylaby). Ogólnie, jak widać, wiersz jest to kontrastowy. Przydałoby się go dopracować.

Co do sprawy odczytywania odbiorcy wiersza... Czy czytelnik nie może tego uznać jako zwracania się do (metaforycznej, czy nie) matki PeeLa i wyrażania przez niego uczuć żywionych do niej? Jaka tego wartość? Obserwacja i analiza uczuć innych.

Pozdrawiam, Jędrzej.

P.s. "Wielki Błękit" znam tylko z piosenki Myslovitz... hm, wiadomo Ci może czy są pomiędzy tym jakieś zależności (filmem a piosenką)?

Opublikowano

Witam

Massalinie: dzięki za sugestie. Zmiana "co widzisz?", na "no widzisz" troszkę by pozmieniała, ponieważ drugi wers jest odpowiedzią na pytanie retoryczne. Tak, to było pytanie retoryczne, na które sam peel sobie odpowiedział: "Morze, (...)". A zresztą czemu to zmienić? Czy chodzi o rytmikę? Jestem też mile zaskoczony, jako, że spotkałem drugiego (ze mną) freedivera. Może kiedyś się spotkamy w wodzie :)

Faramirze: dziękuję za komentarz i pocieszenie ;) Zmienię z miłą chęcią te "jeno", na coś innego, jak tylko coś przyjdzie mi do głowy (może jakieś sugestie?). A co do zrozumiałości tych dwóch strof, to zawsze lubię wszystko komplikować. Ale czy jest aż tak źle? Myślę, że po wtórnym i wolniejszym przeczytaniu wszystko jest jasne. Starałem się napisać rytmicznie, ale niestety tam gdzie rymy, musi być rytmicznie. Ale, żeby liczyć sylaby? Zresztą zależność jaką odkryłeś była przypadkowa :) Gratuluję odkrycia ;)

Piosenkę Myslovitza nie słyszałem. Jak sobie ściągnę, to pewnie coś będę mógł powiedzieć.

oyey:
Ad. 1. Jako autor wiersza moim obowiązkiem jest odpowiadanie pod swoim wierszem.
Ad. 2. To prawda. Chociaż umownie jako czytelnik poezji powinien pan przewidzieć możliwość, że coś może mieć inne znaczenie niż tylko dosłowne.
Ad. 3. Ograniczenia wynikające z przekazu wiersza wcale nie ograniczają jego interpretacji. Ograniczenia jakie miałem na myśli są czysto językowe. Nie istnieje idealnie uniwersalny wiersz. Zawsze odczytuje się go w konkretnym zakresie, a to już jest ograniczenie. Tak jak ułomność języka, którym nie można wszystko opisać. Już samo nazwanie morza "morzem" ogranicza go do pewnej kategorii.
Ad. 4. Morze może być jednym przedmiotem. Ograniczyć je muszę w słowo morze, bo nie mogę opisać czegoś nie ograniczając go.

Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

"Jeno" ja bym w ogóle wyrzucił i pomyślał o jakimś innym początku (bez "jeno" zdanie i tak będzie czytelne).
Co do strof nr 2 i 3, to wystarczyłaby lepsza interpunkcja. Za dużo tych przecinków! Nie lepiej zrobić czasem myślnik (np. między "razem" a "co" w "I teraz leżymy razem, co widzisz?") albo nawet - kropkę? Tak sama po "morze". W ogóle ta część jest trochę niegramatyczna. Zapiszmy ją bez wersyfikacji: "Morze, tak człowiek niespełna rozumu Tyle mądrości, co włosów już siwych Patrzy na fale i słucha ich szumu". Przejście pomiędzy "rozumu" a "Tyle" jest okropne! Co to w ogóle oznacza? Co to za zdanie? Może choćby dać ten nieszczęsny trzeci wers do nawiasu, albo chociaż oddzielić go myślnikami od reszty tekstu? Albo w ogóle zmienić ten wers na "co ma tyle mądrości, ile włosów już siwych" (jeśli rytmem się nie przejmujemy już ;) ).
Trzecia strofa:
"Gdybyś zapytała tylko o wiarę 1)
Jakież jest większe dla ciebie świadectwo
Bogu dając władzę nad czasem
I jego pokochać królestwo?"
2)

1) myślnik albo dwukropek, w zależności od intencji peela.
2) reszta zdania jest naprawdę niezrozumiała i niegramatyczna. Pytajnik na końcu to tylko zaciemnia. Proponowałbym zakończyć pytanie wcześniej, a resztę dopisać jako zdanie oznajmujące, być może objaśniające to pytanie, lub je rozwijające. Będzie naprawdę bardziej przejrzyście!
Pozdrawiam, Jędrzej.

Opublikowano

1. Brak kontynuacji interpunkcyjnej
2. Dziwne archaizmy
3. Szyki zdania
4. Brak rytmu w negatywnym znaczeniu
5. Dodatkowo slowo freediver w dedykacji gryzie sie z szykiem zdan i archaizmami

Natomiast napewno wiersz jest o czyms, ale całość psują punkty powyżej,


Pozdrawiam

Opublikowano

oyey:

Ad. 1) Czemu operuje pan faktami oczywistymi? Czyżby miał pan swój monopol na prawdę? W ten sposób ogranicza mi pan moją wolność obywatelską, co jest pogwałceniem zasad zawartych w Konstytucji RP.
Poza tym zadał pan kilka pytań na które odpowiadam. Niedorzecznością byłoby pomyślenie, że zadaje pan pytania wierszowi/utworowi.

Ad. 2) i 3) Pozwolę sobie na małą interpretację zwrotu.
Ograniczane w tekście = przelane na papier. Ograniczane - nadanie mu granic. Jakie granice? W tym przypadku: słowne granice. O takich granicach jest tutaj mowa. Proszę nie zmieniać znaczenia.
Jeśli mówię o morzu - nie mam na myśli krzesła. Jeżeli nic nie mówię, to skąd wiadomo co mam na myśli?
Przelane na papier - metafora, (w tym przypadku) w przenośnym znaczeniu: przepisane na papier.

Nie proponuję nic. Pozostawiłem tutaj tekst bez żadnych propozycji metod jego interpretacji.

Ad. 4) "Morze" jest słowem, rzeczownikiem w liczbie pojedyńczej. Może "morze" być przedmiotem badań, obserwacji, natchnienia itd.

Faramir:

Tak "jeno" można wyrzucić, lub zamienić. Najbardziej by tam pasowało słowo "zatem", ale powstałoby brzydkie powtórzenie. Cała pierwsza strofa ma sprawiać wrażenie pewnej wyrwanej z kontekstu wypowiedzi.

bla bla bla bla bla
bla bla bla bla ble
Jeno nie wystarczył ogień
(...)

Strofa 2. Tak masz rację. Zaraz zmienię na myślnik.
Może mała zmiana:
"I teraz leżymy razem - co widzisz?
Morze, jak człowiek niespełna rozumu
Nosi mądrości, co włosów już siwych
Piętrzy jak fale i słucha ich szumu" - intepretacja tutaj się zmieni (ale to nie jest "strategiczne miejsce" utworu, i nie wpływa na pointę :)), ale czy lepiej się będzie czytało? :)

"Gdybyś zapytała tylko o wiarę...
Jakież jest większe dla ciebie świadectwo
Bogu dawać władzę nad czasem
I jego pokochać królestwo?" - teraz chyba lepiej?


Natan Lemens:
Dziękuję za komentarz.
1. Pracuję na tym :)
2. To niestety zostanie ;)
3. Pracuję nad tym :)
4. Tak niestety zostanie :)
5. Tak niestety zostanie :)

Dziękuję za słowa pocieszenia (a już zaczęłem się martwić, że wiersz jest o niczym ;) ).


Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kocham Cię, bo tylko Ty szeptem słów malujesz świat. Kocham Cię, bo tylko Ty jesteś pieśnią, której nikt nie nuci. Kocham Cię, aż stopnieją ostatnie granice jaźni, gdzie pragnienia, niczym mgła o świcie, bezpowrotnie w Tobie nikną. Bo nigdy już nie odnajdę takiej konstelacji, co rozświetla ciemność i z gwiazd wykuwa nowy sens istnienia. Nikt inny nie tka słów w ten świetlisty gobelin, jak Ty, jesteś echem wieczności, nieuchwytnym dla dłoni, lecz sercem dotykanym. Twoja obecność wskrzesza uśpione oceany, a cicha bliskość gasi wrzące piaski istnienia. Będę Cię kochać, póki ten kruchy atom miłości wciąż drży, nim zblednie obraz, co w sercu, jak wieczny brylant lśni – ten nierealny, a jednak mój cały wszechświat. To TY.
    • @Alicja_Wysocka Widzisz, podoba mi się Twój tekst. Ja tylko mam zastrzeżonko do tej gry w jednorożce, wilki, psy i dziki. W świecie mocno symbolicznym te symbole mnie nie do końca przekonują. A jestem właśnie po filmie gdzie akcentowano jakoś mocniej figurę jednorożca. O bycie dzikiem byłem posądzany z 5 razy już nawet. Przez kogoś, prawdopodobnie przynajmniej, kogo można by sformatyzować słowem pies. Ale z tym się nieco kłócę po prostu. Człowiek to ani jednorożec i w sumie dużo gorszy od tych wspaniałych zwierząt czyli wilków, psów i dzików. Nawet jak ma kota nie jest kotem :) To tak w skrócie :)
    • @Leszczym, dzięki Michale, tutaj się zamelinowałam, bo taki dawny obrazek, trochę śmieszny, ale ma swój morał. Może komuś się przyda. Tato zapracowany, a tu ciekawskie dziecko zawraca głowę. Zamiast powiedzieć - Nie mam czasu, nie przeszkadzaj, to odpowiada jakąś zagadką, jakie drzwi? Jak to, to da się takie zrobić?  
    • Historia prawdziwa Mieszkałem wtedy w małym miasteczku w południowo-wschodniej części Polski. Prowadziłem tam lekcje fizyki w liceum oraz — z powodu przewlekłej choroby jednej z koleżanek — często także lekcje geografii. Moja młoda żona Kaśka, radczyni prawna w warszawskiej firmie polonijnej, oddawała się uciechom życia z jej zamożnym, zagranicznym właścicielem. Jej bezwzględny upór w podtrzymywaniu tego romansu stał się gorzkim splotem, który wyrwał mnie z korzeniami i pchnął w objęcia tego niewielkiego miasteczka na krańcach Polski. Poznałem tam i zaprzyjaźniłem się z miejscowym proboszczem. Wiele wieczorów spędziliśmy razem, grając w szachy i gawędząc. Ksiądz opowiedział mi pewną historię. Powtarzam ją teraz po raz pierwszy. Historia Porębów W jednej z zapomnianych przez czas i ludzi wiosek tamtego regionu znajdowało się gospodarstwo rodziny Porębów. Drewniany dom o wypłowiałych ścianach przylegał do ciemnego lasu, który zdawał się pochłaniać światło i dźwięk. W tym miejscu czas płynął inaczej — ciężej, głębiej, jakby w rytmie oddechu czegoś, co spało pod ziemią. Coś, co pamiętało czasy, zanim pojawił się język, zanim narodziła się modlitwa. Miejscowi mawiali, że „tam ziemia ma głos, ale nie mówi do ludzi”. Rodzina Porębów była wielopokoleniowa i składała się z siedmiu osób: Bronisław Poręba, prostoduszny rolnik o ciężkim spojrzeniu i powolnych ruchach, jego żona Antonina — kobieta o surowej twarzy i silnym charakterze, którą sąsiedzi nazywali "twardą jak skała". Jej ojciec, dziadek Błażej, stary, niemal ślepy, ale zawsze poruszający się z dziwną pewnością, twierdził, że potrafi rozpoznawać duchy po zapachu. Była też siostra Bronisława — Aniela, nieco zdziwaczała kobieta, która co noc układała kamienie wokół przybudówki w geometryczne wzory, mówiąc, że to "dla ochrony". Dzieci — trójka, w podobnym wieku — były osobliwe. Starszy syn, Marek, mówił mało, lecz często rysował dziwaczne symbole patykiem w ziemi. Młodszy, Janek, miał sny, o których bał się mówić, ale czasem budził się z krzykiem, mówiąc, że "coś przyszło przez las". Córka, Hela, zdawała się słyszeć głosy w ścianach — z początku myślano, że to dziecięca wyobraźnia, ale z czasem zaczęła się ich bać do tego stopnia, że przestawała mówić na całe dni. Dom Porębów był pełen rytuałów — co rano zakopywano garść soli na progu, okna smarowano czosnkiem, a lustra odwracano do ścian — nie z przesądu, lecz ze strachu, że odbiją coś, czego nie da się już zapomnieć. W piwnicy, zamkniętej na trzy zamki, podobno trzymano "stare rzeczy po pradziadku" — nikt z sąsiadów nie wiedział, co to znaczy. Ale Aniela szeptała kiedyś: "To nie rzeczy, to dowody... że oni tu byli wcześniej niż my..." Późną wiosną 1993 roku, wczesnym popołudniem, przy bezchmurnym niebie, sąsiedzi Porębów zostali przestraszeni widokiem krwistoczerwonej piramidy chmur, odwróconej spodem do góry, wysokiej może na dwa kilometry, ze stożkiem wychodzącym jakby z domu Porębów. Zjawiło się to nagle i było nienaturalnie wyraźne — nie przypominało chmury, ale strukturę, geometryczną i pełną migotliwego  światła. Dwójka sąsiadów, ogarnięta paniką, rzuciła się na rowery i pomknęła do wsi po straż pożarną. Inni, sztywniejąc z trwogi, ruszyli pieszo w stronę gospodarstwa, jakby hipnotycznie przyciągani przez to zjawisko. Im bliżej byli, tym większe ogarniało ich zdumienie . Olbrzymia piramida, tak krwisto-czerwona i groźna z daleka, rozpłynęła się w nicość – z podwórka Porębów nie było po niej śladu. Zastali gospodarzy w domu, spokojnych, ale nienaturalnie milczących. Dzieci siedziały nieruchomo, wpatrując się w jedno miejsce. Strażacy, którzy nadjechali chwilę później, rozproszyli się po obejściu. Wszyscy milczeli. W powietrzu wisiała ciężka cisza, przetykana jakby przeciągłym, gardłowym szmerem, którego źródła nikt nie mógł zlokalizować. Tylko dziadek Błażej powtarzał: "Już wstało... Już wstało..." Ci, którzy mieli odwagę obserwować zjawisko z daleka, mówili potem o tym, jak przez dwie godziny piramida kurczyła się i bledła, aż znikła. Ale ten dźwięk... nie dźwięk raczej szmer, nikt nie potrafił go opisać. Nie był głośny, a jednak niósł się daleko, wchodził w kości, drażnił zmysły. Seria tragedii Nie minęły nawet dwa dni jak siostra Poręby, Aniela, wyprowadzała rano krowy na pastwisko. Zatrzymała się przy furtce. W ziemi tkwił drewniany kołek, jakby stary znak graniczny. Gdy schyliła się, by go wyciągnąć, krowa — zazwyczaj łagodna — pchnęła ją z niespotykaną siłą. Uderzyła głową w słup. Poręba znalazł ją chwilę później — martwą. Oczy miała szeroko otwarte. W dniu pogrzebu ciotki, czternastoletni Marek wracał rowerem do domu. Przy starym drewnianym mostku rower zahaczył o wystającą deskę — tak uznała policja. Ale to, co znaleziono, było inne: ciało chłopca w wodzie, ręce rozsunięte, oczy przerażone, a zakupy wokół jakby rozsypane w panice. Tydzień później dziadek Błażej rąbał drewno. Pies zawył przeraźliwie. Młodszy syn, Janek, wyskoczył z chałupy... i znalazł dziadka martwego. Twarz miał wykrzywioną w grymasie, którego nie dało się opisać słowami — jakby ostatni raz zobaczył coś nienazwanego. Policja i różnego rodzaju urzędnicy pojawili się we wsi. Porębowie, coraz bardziej milczący, postanowili wywieźć dzieci do dalekiej rodziny w sąsiedniej wsi. Na skrzyżowaniu z asfaltową drogą furmankę potrącił mleczarski beczkowóz. Nie zatrzymał się. Zginęły dzieci i koń. Matka zemdlała. Poręba przestał mówić. Wzrok miał pusty, jakby coś w nim umarło. Teren otoczyła policja. Przyleciał nawet wojskowy helikopter. Pogrzeb dzieci odbył się nocą. Tylko ksiądz, prokurator, policja i kilku urzędników. Ludzie z wioski zaczęli omijać dom szerokim łukiem. Miesiąc później znaleziono martwą Antoninę. Zasztyletowana. Na ścianie domu ktoś paznokciami wyrył coś przypominającego znak sprzed lat — geometryczny, surowy, niepojęty. Cztery dni później robotnicy leśni natknęli się na ciało Poręby. Wisiał na potężnym dębie, splątany w gałęziach w sposób niewytłumaczalny. Prokuratura zaklasyfikowała tę śmierć jako samobójstwo. W marcu 1994 roku całe gospodarstwo zrównano z ziemią. Drewniane budynki spalono. W kwietniu mieszkańcy wsi postawili z rzecznych kamieni kapliczkę i drewniany krzyż. Wydawało się, że ziemia domagała się tego aktu. Ksiądz, który mi to opowiedział, uczestniczył w tym obrzędzie jako młody wikary. Echo przeszłości Wikary został później wysłany na misję do Senegalu. Po sześciu latach wrócił i został proboszczem w miasteczku L. Tam  się spotkaliśmy. Zmarł kilka lat później. Zawiadomiony telegraficznie byłem na jego pogrzebie. Minęły lata. Z nową żoną jechałem któregoś lata do Arłamowa. Skręciłem do wsi znanej mi z tej historii. Rolnik wskazał mi drogę. Sam poszedłem, przez kwieciste łąki, do miejsca dawnego gospodarstwa. Wokół wszystko było zielone i żywe, ale samo miejsce — szare, jałowe, jakby martwe. Spruchniały krzyż. Puste podwórze. Wszedłem tam. I wtedy poczułem to znowu — przeszywające drętwienie, paniczny lęk, który nie miał źródła. Stałem tam sparaliżowany, jakby coś mnie obserwowało spod ziemi. Już miałem uciekać, kiedy zauważyłem między kamieniami coś błyszczącego. Mały, ciemny, idealnie gładki kamień — jakby szkło, jakby zastygła kropla krwi. Schyliłem się, nie wiedząc czemu. Podniosłem go. Nie ważył prawie nic. Ale kiedy go dotknąłem, poczułem jakby odległe, pulsujące mrowienie — i szmer. Ten sam szmer, który kiedyś słyszał cały świat wsi. Nie pokazałem go żonie. Powiedziałem tylko, że źle się poczułem. Ale kamień mam do dziś. Trzymam go w szufladzie biurka, zawinięty w folię spożywczą. Kilka lat później, pod wapienną skałą w Jerzmanowicach, doznałem tego samego uczucia. Drętwienie. Nienaturalny strach. Nie wiem, co to było. Inny czas, inne miejsce, inne okoliczności historyczne a jednak... Wiem tylko jedno: pewnego razu, w cichej, przesyconej starym kurzem bibliotece seminaryjnej w Przemyślu, szukałem potwierdzenia tej historii, choć sam nie wiedziałem, czego szukam. I oto, w jednym z zapomnianych, opieczętowanych tomów, na pożółkłej stronicy, natrafiłem na zdanie zapisane po łacinie. W przypisie, ręką kogoś, kto musiał znać niepojętą grozę, widniało tłumaczenie: „Non sunt mala quaedam loca. Esuriunt.” „Niektóre miejsca nie są złe. One są spragnione.” Wtedy uderzyła mnie lodowata prawda. To miejsce nie było przeklęte, ani nawiedzone,  nie było też opętane żadnym duchem. Ono po prostu ssało. Wysysało życie. I wciąż, wciąż może być nienasycone. Nigdy tam nie wróciłem. Ale do dzisiaj pozostał we mnie niepojęty szmer niepokoju. Najsilniejszy gdy próbuję zasnąć. Echo tamtych wspomnień. Jedyne dokumenty jakie w tej sprawie uzyskałem to dokumeny amerykańskiego Federalnego Biura Śledczego zamieszczone na stronach The Vault. Niestety z powodu blokad w upublicznianiu znaków USA jak pieczęcie FBI nie jestem w stanie wkleić tutaj oryginalnych skanów graficznych dokumentów FBI dotyczących sprawy wyżej opisanej. ZAŁĄCZNIK: Notatka Służbowa FBI – National Center for the Analysis of Violent Crime (NCAVC) > NCAVC – Internal Report 5488SD-9PK KLASYFIKACJA: TAJNE / Declassified 2019, ref. NCAVC 167/2019 Dostęp: The Vault / Federal Bureau of Investigation Data sporządzenia: Maj 2008 Autor raportu: SA M. R. Jeffries Referencje operacyjne: Case File P-93/PL 1. Nazwa obiektu: P-93/PL („Poręba Estate”) – lokalizacja w powiecie bieszczadzkim, Polska. 2. Współrzędne geograficzne: 49.745°N, 22.591°E 3. Opis zdarzenia: Na przełomie lat 1993–1994 zarejestrowano ciąg niepowiązanych z pozoru zdarzeń: zjawiska świetlne o charakterze geometrycznym, anomalie atmosferyczne, nagłe zgony, zaburzenia poznawcze i zanik funkcji werbalnych u świadków. Zgłoszenie przesłane przez konsulat USA w Warszawie (notatka konsularna no 533/07 z dn. 04.12.2007) po analizie korespondencji lokalnej parafii oraz raportów polskiej policji wojewódzkiej. 4. Obserwacje potwierdzone w toku analizy porównawczej: Obiekt wykazuje cechy wspólne z następującymi incydentami: Red River, TX (1977), Carbon County, MT (1953), Franklin County, OH (1965), Atitlán, GT (1986), Avellino, IT (1990). 5. Zidentyfikowane cechy anomalii (występowanie ≥3 przypadków): deformacje lokalnego pola elektromagnetycznego, zjawiska świetlne o strukturze geometrycznej (odwrócone formacje piramidalne), występowanie tzw. sensorycznego zakłócenia ciągłości (ang. Temporal Sensory Disruption), objawy rozkojarzenia poznawczego (ang. Cognitive Splintering) wśród obserwatorów, stała obecność zjawiska dźwiękowego nienależącego do znanych źródeł (low-frequency internal resonance / "the hum"), występowanie lokalnych zgonów bez jasnej przyczyny (analogia z przypadkami „Cluster Death Events”). 6. Hipoteza robocza (NCAVC/CRU): Obszar może stanowić lokalny punkt styku z niezidentyfikowanym zjawiskiem o charakterze parasensorycznym. Obiekt wykazuje cechy pasożytnicze względem organizmów biologicznych – interpretowane jako absorpcja bądź interferencja z procesami życiowymi. 7. Dodatkowe ustalenia: W relacjach świadków powtarza się wzmianka o „szmerze” (the hum) – jednostajnym, trudnym do zlokalizowania zjawisku audialnym, które trwało od 30 minut do kilku godzin, często współwystępujące z zaburzeniami orientacji przestrzennej. 8. Rekomendacje: brak prób rekultywacji terenu, zakaz działalności cywilnej w promieniu 500 m od współrzędnych głównych, obserwacja pasywna (ang. passive monitoring only), brak kontaktu bezpośredniego z rezyduami architektonicznymi, zakaz prowadzenia działań naukowych bez zgody CRU (Critical Response Unit).
    • @Dagna dzięki za wejście w tekst i naprawdę ciekawą interpretację. Lubię Twoje komentarze, bo dają do myślenia, choćby to "Prze-i-stoczenia". Pozdrawiam również :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...