Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wybacz jej

namacalność śmierci 

każdy przeżywa inaczej 

kiedy poproszono wszystkich 

o natychmiastowe opuszczenie klubu 

bo człowiek umierał na zawał 

ona kręciła aferę

oddajcie mi 20 zyli

które zapłaciłam za wstęp 

chcę z szefem rozmawiać

a kiedy trochę później 

ok 4 nad ranem ktoś dobijał się 

do drzwi kibla w innym klubie 

ona robiła wykład młodocianemu 

dealerowi o szkodliwości narkotyków

obwiniając go za całe zło świata 

powiedziała jakby do siebie 

ja mam 28 lat ja mogę 

przez rurkę skręconą z 20 zyli

wciągała kreskę z deski sedesowej

rano ministerstwo obrony w Kijowie 

poinformowało że 66 tysięcy mężczyzn 

wróciło z zagranicy by bronić ojczyzny

Opublikowano (edytowane)

@violetta zależy przed czym:) Chciałbym się bronić przed popadaniem w odosobnienie. Przed bezrefleksyjnym uleganiem najprzeróżniejszym lękom. A jednocześnie przed różnymi intelektualizacjami przykrywającymi żywe. Nie chce się bronić przed nieuchronnym. Tym na co nie mam wpływu. Tym co ode mnie nie zależy. Przed doświadczeniem zmysłowym tez nie chcę. A co miałaś na myśli? Bo może nie odpowiedziałem na Twoje pytanie…

Edytowane przez Lahaj (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Wybaczam, każdy się może pogubić. 

Peelka nie jest zła do szpiku, chyba nie. 

Ona po prostu nie wytrzymuje i ucieka, choć pewien opór może budzić jej skoncentrowanie na własnej osobie. 

W tym wypadku szkodliwe dla niej. Ale ją rozumiem i nawet w jakiś sposób się z nią utożsamiam, żal mi jej. 

Choć żal i tych, którzy aktywnie narażają się i walczą. Po prostu każdy jest inny, dobrze to zobrazowałeś. 

 

Pozdrawiam, 

 

Deo. 

Opublikowano

@Deonix_ złożyłem ten przekaz z paru wydarzeń których byłem świadkiem z piątku na sobotę. Peelka tez jest zlepiona z różnych osób. Chciałem zwrócić uwagę ze każdy ma prawo przezywać wszystko jak chce szczególnie jeśli mamy do czynienia z sytuacja silnego dysonansu poznawczego.

Opublikowano

Strach, lęk i wszelkie inne negatywne emocje jakie nam towarzyszą w obliczu cierpienia, namacalnego kryzysu, agresji, samotności, śmierci, wywołują w nas różne reakcje. Towarzyszą temu mechanizmy wyparcia, buntu, ale też kompletnej bezsilności z którą każdy z nas na swój sposób stara się walczyć. 
Jeden będzie płakał i się w sobie zapadnie, inny będzie odreagowywał w sposób zupełnie odwrotny. Zdarzają się również irracjonalne zachowania. Skutki tego wszystkiego są różne, dlatego staram się nie oceniać ludzi, a zrozumieć mechanizmy jakie nimi kierują. Zgadzam się z komentarzem Deonix. 
Wiersz jak najbardziej w porządku z nad wyraz wyrazistą puentą i wybacz off topic, ale wiele mówi o Tobie i Twojej wrażliwości autorze. Pozdrawiam. 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To chyba dobrze, co, tetu? Nie muszę nic ukrywać. Czuję się wolny. A przynajmniej są takie momenty kiedy odczuwam ten stan, zrzucając z siebie warstwy narracji jak ubrania. Dzięki za czytanie i koment. Pozdro

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • co dzień o to samo się ocieramy jednak spostrzegamy to inaczej nie chowamy się przed tym tylko witamy płaczem lub uśmiechem   bo na tym to nasze życie polega tak wygląda tak jest zbudowane nie nudzi  nas wręcz przeciwnie niby tym samym ale zaskakuje   i właśnie to zaskoczenie jest tym czymś co ciągle nas uczy czymś co nam podpowiada  że to samo jest jednak inne  
    • Bardzo ładnie.. zapętliłaś.. tę krótką, wartościową treść. Grunt, to mieć.. grunt.. pod nogami... :) ślę pozdrowienie.
    • @Migrena... to prawda, kruche małe chwile, to nasze całe życie.                         Smakowało.? bardzo się cieszę... :) Dziękuję za wejście.
    • "Papierochy i wanilia". EDP. Unisex. Czyli woda perfumowana dla mężczyzn i kobiet.Więcej nie powiem, żeby mnie nikt po sądach nie ciągał. Przyniósł je kurier. Odebrałem przesyłkę i wszedłem do domu. ONE weszły ze mną, jak do siebie. Otworzyłem pudełko. Zgrabna butelczyna - ciemna i ciężka. Solidna. Nie wiedziałem, że ON w niej siedzi. Zdjąłem kapsel i... wypadł przy pierwszym buchu. Normalny diabeł wcielony. Widzieć go jeszcze nie widziałem, ale czułem uderzenie czegoś nowego, mocarnego, porywającego. Ostatnio używałem Amouage Interlude - kilka flaszek. Wcześniej Black Afgano -  też kilka buteleczek. Ale ten, co przyszedł za prawie dwa tysiące, był inny. Bardziej mroczny. Ciekawszy. Prysnąłem nim nadgarstek, bawełniany sznurek na drugiej ręce, bawełnianą bluzę Camel i wojskowe spodnie bez nazwy. Wyszedłem do ogrodu poleżeć na leżaku. Koło mnie dwa wiejskie kundle: Miś i Migrena. Obwąchały mnie. Miś jakby z niesmakiem -  zawiedziony, nieobecny. Migrena - bezobjawowo. Zasnąłem. Obudził mnie zapach. Przenikliwy, agresywny, jakby coś próbowało we mnie wwiercić. Machnąłem rękami, zdezorientowany, jakbym chciał to coś odpędzić. Moment później podbiegł Miś i trzy razy kłapnął zębami w powietrzu - jakby coś chciał ugryźć. Powąchałem nadgarstek. Pachniało cukrem pudrem sypanym na ciepły jabłecznik. Powąchałem sznurek na prawym nadgarstku - pachniał... no właśnie, nie wiem czym. Nie jestem znawcą perfum. Nie rozróżniam paczuli od drzewa sandałowego ani fiołków od oregano. Jeżdżę koniem na oklep, gadam z wiejskimi kundlami o filozofii, nocami leżę na leżaku, wpatruję się w gwiazdy Drogi Mlecznej i myślę sobie tak: Tam gdzieś, do ciężkiej cholery, musi leżeć na leżaku jakaś istota, która marzy, że tam gdzieś, w Obłoku G, w ramieniu Oriona, na skraju Drogi Mlecznej siedzi facet, który sobie myśli... I przysięgam, że nie jeden raz, na jedno zamrożone, apokaliptyczne mgnienie oka, nasze oczy się spotkały. Tak. To jest dziewczyna. Piękna dziewczyna z okolic tego porąbanego czerwonego olbrzyma M-coś-tam, z katalogu Messiera. Już ją kocham i już za nią tęsknię. Więc nie potrafię tej całej paczuli czy innego drzewa na sandały rozebrać na fragmenty. Nie umiem z atomu wanilii urwać elektrony i zostawić samo jądro -  takie całkiem gołe. Wstydzę się tej nagości jądra i nie mam do tego serca. Więc ten nowy zapach jakby zawisł w próżni. Niepokoiło mnie tylko, że Miś coś z tego zapachu ugryzł. Jakby mu zadał ból. Poszedłem do kuchni zrobić obiad. Okno otwarte szeroko - bo to przecież już lipiec. Ciacham cebulę na piórka, kroję ziemniaki na słupki i już mam to rzucić na patelnię, gdy pod nos podstawiam przypadkiem rękę z bawełnianym sznurkiem. Ach, ten zapach! Aż mną szarpnęło. I wtedy ON, diabeł za te polskie dwa tysiące, złapał mnie za gardło. Mocno. Brutalnie. Obezwładniająco. Ale nie po to byłem kiedyś bokserem i grałem w tenisa, żeby ktoś mnie bezkarnie dusił. Lewą dłonią go odepchnąłem, a prawą, w której trzymałem patelnię, walnąłem go z siłą asa Igi Świątek. Dostał. Mocno. Czułem na patelni ten ciężar. I wyleciał przez okno jak tenisowa piłka. Szybko zatrzasnąłem okno, pod którym Miś i Migrena rozrywały coś, co jęczało i wierzgało... nie wiem nawet czym. Po obiedzie poszedłem z psami połazić po lesie. Diabła w zapachu już nie było. Zostało coś innego. Nurtowało mnie to bardzo, aż w końcu zrozumiałem, co to było. Wróciliśmy. Psy zostały na podwórku, a ja wsiadłem na rowerek i pojechałem kilka kilometrów przez las, do miejsca, gdzie kiedyś były kamieniołomy. Za Gierka pociągnięto tam linię kolejową. Od dziesięcioleci nieczynna, ale tory na drewnianych, czarnych od impregnatu podkładach zostały. Klęknąłem. Ten sam zapach. Mieszanina ropy, jakiejś chemii i suchego, rozgrzanego słońcem drewna. Tak. "Papierochy i wanilia" pachną rozgrzanymi, lipcowym słońcem starymi podkładami kolejowymi. Odłamałem kawałek drewna i zawiozłem do domu. Dwa psiki - i już to czułem: "Papierochy i..." do potęgi entej. Moc paru diabłów, ale bez tej diabelskiej duszy. W obcowaniu z materią nieożywioną nie uznaję kompromisów. Więc wziąłem szpadel i w tej małej polodowcowej dolinie, we własnym lesie, wykopałem dołek na metr głęboki i wrzuciłem tam dopiero co kupiony EDP. Zasypałem. Przyklepałem nogą. Zamknąłem temat "Papierochów..." versus podkłady kolejowe. Wieczorem leniłem się na leżaku. Ptaszki już odwalały swoje letnie trele. Było lipcowo i miło. A mnie do głowy przyszła taka myśl: Jest już po pierwszej i drugiej wojnie atomowej. Świat wygląda jak dziewicza planeta. Wszystko, co było, zniknęło i odrodziło się na nowo. Lasy, bagna, rzeki, gdzieś jakieś góry i morza. A tutaj, tuż obok mnie - tylko tysiące lat później - jakieś dwa stwory kopią przednimi łapami dół, by schować się przed grasującymi po ziemi zmutowanymi promieniowaniem kleszczami. Te łachudry mają po dwa metry w kłębie. Więc stwory kopią, by zniknąć pod ziemią. Nagle - ryk! Jeden ze stworów znalazł w ziemi jakieś cudo. Ciemne, kształtne, z napisem "Papierochy...". Zabierają znalezisko, by w swoim obozowisku razem z innymi stworami tańczyć wokół niego. Główny obozowy coś majstruje i  nagle - psik! Buchnęło w nich starymi podkładami kolejowymi. Mijają kolejne tysiące lat. "Papierochy..." są już w muzeum ichniejszej archeologii i osobliwości. Nagle - alarm. Zamieszanie. Doniesiono, że tuż obok coś spadło z nieba. Biegną kustosze i uczeni. Pogięte blachy, na nich złuszczona farba i napis USRR. W środku jakieś włochate stworzenie. Główny uczony pyta stwora z niedowierzaniem: - Ty żyjesz? A Łajka, trzęsąca się jeszcze w hibernetycznym zimnie, powoli otwiera oczy i mówi: - A co, kurwa, nie wolno? Wróciłem do Amouage 53. Złachmanionego przeróbkami i poprawkami idiotów. Ale to jednak Amouage - w namiastce starego stylu. Moje ulubione. I bez diabła wewnątrz.  
    • @Bożena De-Tre Przyniosło trochę wierszy i jedną piosenkę na forum zdaje się :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...