Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

 

Poranna kawa z uśmiechem do łóżka, 
Dajesz mi buziaka i całujesz w ciepłe usta, 
Uśmiecham się, 
choć nie wiem czy jutro nam się uda
Za oknem rosa na szybach stroni 
Twa maska nowa założona na twarz z uśmiechem pyta: co dziś robisz?
Za oknem słychać pisk dzieci z oddali
Zmierzają do szkoły, szaleni 
Przytulam Cię jakby jutro miało nie być
Niby młodzi a tacy dorośli 


Mieszkamy sami 
Tylko ty i ja 
Na parapecie uschnięta róża, być może uschła jak moje uczucia 
Z oddali nadjeżdżające auta 
A ze mną moja maska 
Patrząc w lustro zakładając uśmiech
Widzę Ciebie i Siebie
Być może się kiedyś zmienię
I przestane widzieć w Sobie, Ciebie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar Dzięki. @Ana Dzięki za komentarz.
    • Mroczny Mesjaszu, wciąż czekasz, rozpostarty na ciemniejącym horyzoncie własnego serca. Wciąż kochasz, choć miłość dawno o tobie zapomniała. Zbliżasz się z każdym kolejnym wieczorem, odnajdujesz pokutę pośród bezkresnych myśli.   Kołysze się w tobie wczorajszy oddech, boleśnie zapomniany, zdany na łaskę wieczystości. Szukasz samotności tam, gdzie jest jej pod dostatkiem; odnajdujesz mur, jaki wznosiłeś przez utracone lata, dekady wykradzione opatrzności.   Osamotniony Mroczny Mesjaszu, to tylko wyspa, na której zabrakło ludzi. To przegrany wstęp do tej splagiatowanej autobiografii. Usiłuję odszukać w bólu krztynę dobroci, lecz wiem, że uśmierzenie powróci, zada kolejne retoryczne pytanie.   Powleczona miękkim dotykiem, skazana na dożywotni sen, pragnę powierzyć tobie kęs wolności, brakujący element światła. Ubogi Mroczny Mesjaszu, odszukam cię, choć umierają jabłonie, a popiół przykrywa skamieniałe sady.   Pogodzę się z przyszłością, wybaczę przeszłości. Odkryję w tobie siłę, która dotąd była mi bezdomnym dniem.
    • Dzika Róża.   A gdy światła zabraknie, poeta zapomni pytanie: Czy różą różo wciąż jesteś? Czy tylko wspomnieniem swym?   I gdy świata zabraknie, dzień nocą się stanie, człowiek o sobie zapomni. Wzywa go powołanie. Opuszcza dom. Ty zostajesz. Ty Różo pozostaniesz.   Ojczyzna nasza w potrzebie.   Ty będziesz żyła dzika Różo samotna, zbyt piękna, by świat o Tobie zapomniał. Ty w kolce uzbrojona dzika Różo samotna, nawet gdy zapach utracisz, on z deszczem powróci znów.   Pamiętaj, że tempo passa. Nawet, gdy słońca zabraknie, dzień nocą się stanie, Ty różą pozostaniesz. Rozkwitniesz, przekwitniesz, przeczekasz ten trudny czas.   Pytaj i pytaj wtedy natrętnie zapachem wspierając słowa. Poprzez swych kolców cierpienie, gdy w palce je wbijasz lubieżnie, zostawiasz czerwony ślad.   Skupiona na dzikim przetrwaniu Dzika różo samotna, porzucona w pośpiechu, zdradzona.   Nie chciej się dopasować do świata w zbyt dużym pędzie. Ty walcz o nasze (swoje?) szczęście moja Różo Samotna w pośpiechu zdradzona.
    • Sytuacja wyglądała tak, że nad zmasakrowanymi zwłokami, pod lampą przypominającą tę nad stołem chirurgicznym, stał były lekarz, kardiochirurg, i czekało go złączenie dwóch kawałków człowieka w jedno. To jak leczenie, ale wyglądu. Na dworze błysnęło. Spojrzał w kierunku okna. Wiatr się wzmógł, łamał małe gałęzie, a deszcz się tak rozpadał, że po szybie spływała gruba warstwa wody. Było ciemno, zupełnie jakby już zapadł zmierzch. Zagrzmiało. Aż zatrzęsły się szyby. Spojrzał na zwłoki. Zmarły miał otwarte oczy. Nie wiadomo, czy otworzyły się dopiero chwilę wcześniej, czy cały czas były otwarte. Wydawało się, że samobójca patrzy na Marka, człowieka, który przeszedł na martwą stronę życia, i błaga o cud. Marek poczuł się jak doktor Frankenstein. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Natychmiast sięgnął do oczu zmarłego i zamknął mu powieki. Przez chwilę wydawało mu się, że wiatr na zewnątrz śmieje się z niego. Wicher gwizdał w gałęziach, zaułkach i na krawędziach budynków, jakby kibicował niemożliwemu: wskrzeszeniu umarłego. Ciało nagle drgnęło. Jakby spięły się mięśnie. Światło zamigotało. Odskoczył. Ale natychmiast oprzytomniał. Oto on, Marek Olkuń, kiedyś pan życia, a teraz pan śmierci. Szukał swojej przeszłości. Zdawało mu się, że słyszy wydobywający się z czeluści śmiech. I echo, które temu towarzyszyło. Wszystko wybrzmiało razem: śmiech, wycie wiatru i dźwięk uderzającego pioruna. Marek opadł bezsilnie na stojący obok stołek. Zaczerpnął głęboko powietrza. I odczekał dłuższą chwilę. W końcu za pomocą grubych nici chirurgicznych połączył dwa fragmenty ciała tak dobrze, jak to było możliwe.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Dagmara Gądek Tekst do końca przemyślany. Jest tylko jedna, niemodnie inkrynowana inwersja, czyli "czereśnia majowa", przez autorkę użyta  jak najbardziej świadomie, dlatego taż nie pojmuje, czego komentatorce jest "szkoda"? To wszak problem samej komentatorki, bo autorka zawsze cyzeluje swoje utwory do perfekcji
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...