Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Potem zaczęły się romanse z masażystą rzecz jasna. Zaczęło się od wspólnej konsumpcji omletów ryżowych na stole do masażu, a skończyło na misz-maszach cielesnych tamże również, nawet bywało, że zaaferowani do nieprzytomności wgniatali w tapicerkę okruszki ryżowych przysmaków. Szeleścili opakowaniami, pływali w nich, kruszyli niepożarte jeszcze omlety, które to i tak mieli tam w przerwach od anatomicznych igrzysk wchłonąć, aby zaspokoić rosnący apetyt, którego nijak nasycić się nie dało

Natalia nie czyniła tego kierowana prawdziwą żądzą, a raczej rozstrojeniem emocjonalnym, które oczywiście fundowała jej kochana siostrzyczka wyekwipowana w oręż czekolady.

Biedna Nataleczka miała ochotę podejść do Kamili, paść na kolana, rozpłakać się i po prostu wyć wniebogłosy: „Czemu mi to robisz? Czemu mi to robisz, siostro?”. Ale honor, hardaszczość  – ni w ząb nie pozwalały.

Toteż pewnego dnia, gdy już pięć razy dostała zawału przez czekoladowe trzaski, wyrwała Kamili tabliczkę i rozpierdoliła ją o podłoże. Impet spowodował, iż czekoladowa miazga niemal wsiąknęła w panele.

– Nie! Nie usidlisz mnie, Kama! Czekolada nie wystarczy, abyś okiełznała potężnego walenia, którym jestem w środku! – Trzepnęła dłonią o pierś. – Czy ty myślisz, że wyposażona wyłącznie w kakaowy łakoć rozgromisz wielkie oceaniczne monstrum? Oj, grubo się mylimy, siostrzyczko, grubo! Jak śmiesz porównywać się do dzielnych wielorybników, którzy przebywają kolejne mile morskie, aby pośród mroku fal upolować ssaka-potwora!

Kamila miło uśmiechnęła się do siostry.

– Och, siostrzyczko, a więc jesteś waleniem? Zatem pozwól, że przysposobię się w odpowiedni harpun.

Przemiły jej uśmiech powodował u Natalii torsje, zupełnie jak wtedy gdy ktoś drapie po tablicy nieobcinanymi od tygodni paznokciami.

 

Do domu wpadało często kuzynostwo reprezentowane przez Sieciecha i Jessikę. Zwłaszcza po treningach jazdy figurowej z Kamilą, aby mościć się na kanapie w salonie i pić z termosów gorącą czekoladę.

Patrzeli wtedy z żalem na Natalię, iż nie kultywowała z nimi sztuki na lodzie i zamiast relaksować się po hardaszczym treningu, zaczytuje się w gnuśnych opowiadaniach, celując w nich z pogardą łokciem wspartym na podłokietniku.

– To już dwa tygodnie, jak Ziga jest na działce – rzekł raz Sieciech podczas wchodzenia z czekoladą w siorbiące interakcje. Mówił o swoim tacie, który jednak posiadł pseudonim przez wzgląd na młodość ducha oraz ogólną młodzieżowość.

Również Jessika wtedy uprawiała żonglerkę siorbnięć.

– Tak, długo jeszcze będziecie karać nam ojca? – dopytała.

Kamila odstawiła swój termos – puknął o blat stołu wielce profesjonalnie – jakby trzpiota miała zaraz sprzedać pracownikom firmy swą opinię o zainwestowaniu w pakiet akcji.

– Och, wiecie… – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Tyle, ile trzeba.

– Szkoda, szkoda. – Jessika również majtnęła termosem na blat. – Miasto za nim tęskni, ubożeje bez niego. On tu nie pasuje, tutaj na totalnych przedmieściach, to nie jego zew, tutaj nie rozwinie skrzydeł, a raczej zdegraduje się do formy larwanej.

Twarz Kamili pozostała niewzruszoną maską.

– Droga kuzynko. Mógł nie strzelać z nozdrza alkoholem na blat.

Kamila i Jessika udały się na górę, pomasować po wysiłku mięśnie na wałkach, a potem pleść sobie warkocze.

– Nie idziesz z nimi? – spytała Natalia, nawet rada, że nie ostanie tutaj sam na sam z opowiadaniem, w którym właśnie psychopata wkrajał ofiarę pod dywan.

– Nie spieszno mi do plecenia warkoczy – żachnął obrażony.

– Ale na wałku byś się pomasował.

– Dziś wyjątkowo nie. Pozostawię moje mięśnie spiętymi. Od czasu do czasu należy urozmaicać plan treningowy.

– Pewnie ci się po prostu nie chce.

Kuzyna opanowała bladaczka obrażalskości, więc Natalia postanowiła załagodzić:

– Ale cieszę się, że tu siedzisz, jakby co. Akurat mam wyjątkowo bestialskie fragmenty w powieści, nie wytrzymałabym sama.

– Och, ale właśnie zmierzałem do kuchni. – Podniósł się częściowo z sofki.

– Oj no mam cię na klęczkach przeprosić za ten wałek? Przepraszam, szanowny kuzynie.

Sieciech zdziwił się wielce – kuzynka zastosowała tak niepasującą do niej, przemiłą kindersztubę.

– Przeprosiny jak najbardziej przyjęte. Ale tu nie rozchodzi się o obrażalskość, po prostu chciałbym indywidualistycznie chłonąć klimat wieczoru w opustoszałej kuchence. Zerknę na mrowie gwiazd, posłucham świstu imbryka, ot takie indywidualistyczne właśnie chętki osobnicze.

Natalia fuknęła pod nosem, cała kindersztuba uleciała z dziewki jak powietrze z balonu miętego w dłoniach przez ogorzałego barbarzyńcę.

Zatopiła się w fotelu i w samotności przeżywała grozę nietuzinkowej powieści swego ulubionego pisarza thrillerów.

Jednak snuła fantazję już tylko o napompowanych oponach rolek terenowych, o zbawiennych nocnych wypadach – Kamila grasowała po chacie, a to oznaczało groźbę czekoladowych trzasków.

 

Dni stawały się coraz krótsze, mróz progresywnie postępował, wreszcie jak co roku zima zaczęła wieść prym, a dzień po tym majestatycznym obrzędzie przekazania pałki władzy przez złotą jesień (pałki władzy) w ręce Chłodnej Pani (pałki władzy) nastała Wigilia Bożego Narodzenia.

Do domu rodzinnego Kamili i Natalii powoli zjeżdżała się familia, wczesne wigilijne popołudnie wnosiło w serca biesiadników rozkosz przenajświętszą, zwłaszcza, że jeden wuj przetransportował zza granicy największe rarytasy zaawansowanych alkoholików – plejadę przeróżnosmakowych butli.

– To co, chyba dopuścimy Zigę do stołu? – Tomasz zbierał opinie. – Odkujemy go? Biedak już ponad miesiąc w tych łańcuchach.

– No oprócz drobnych przerw na usługi w domostwie – sprecyzowała Kamila.

– Odkujmy wujka – rzekła zdecydowanie Natalia, zerkając z salonu na odśnieżającego działkę Zygmunta.

Zygmunt był bardzo wdzięczny bo miał odmrożone stopy i parę palców u dłoni.

– Jezu, jak się cieszę! – opatulony kocami pił ciepłe kakao wręczone przez Kamilę. – To jednak prawda, że na Święta króluje miłość i wybaczenie! – Spojrzał na swoje sine ręce. – To przezabawne, że dłonie mi się odmroziły częściowo, tylko cztery palce w obu dłoniach. Natalio. – Skierował facjatę ku bratanicy ślęczącej nad telefonem. – Natalio, myślisz, że mam już martwice w stopach i dłoniach?

– A jak wujek czuje? – próbowała pomóc, jednak nie odrywała wzroku od ekranu. Zombie tak już mają.

– No właśnie nie mam pewności, jeszcze nigdy nie miałem martwicy, ale zupełnie nie mam czucia w stopach, więc myślałem, że może to to.

– Wujek, naprawdę nie wiem – rzuciła Natalia i zatopiła się już do cna w przeglądaniu produktów sklepu kosmetycznego.

Ziga uśmiechnął się lubieżnie i spoglądał pikantnie znad parującego kubka. Cisnęło mu się bodaj na usta pytanie, czy Natalia ma już swoją męską armię seks niewolników i przy pomocy makijażu tworzy z nich ślepe, posłuszne drag queen, na szczęście do salonu wkroczył Sieciech. Ziga drgnął i spojrzał na młodziana, który wybawił Natalię od prowadzenia niezręcznej rozmowy.

– Synu, miałeś kiedyś martwicę i dałbyś mi radę opisać, czego się dokładnie wtedy doświadcza?

Sieciech zgarnął jakiś talerzyk ze stołu.

– Nie, jeszcze nie miałem.

– A planowałeś może kiedyś mieć? – dopytał Ziga.

– Nie planowałem w sumie. To niedobrze?

Natalia fuknęła nosem.

– Takich rzeczy się nie planuje! – Oderwała się na moment ze świata podkładów, maskar i lakierów. – To jakby spytać nastolatka, czy planował mieć pryszcze albo cukrzyka, czy rozpisał już sobie za brzdąca terminarz wstrzykiwania insuliny.

Ziga strapił się nieco.

– Ależ, Natalio. I po cóż ta ironia? Święta to czas miłości, twój ton głos jednak temu przeczył. Miłujmy się może chociaż odrobinkę? Patrzcie, mnie zwolniono z robót na działce i nawet dostałem koce i kakao, żeby zwalczyć potencjalną martwicę, o, witaj, Aneto!

Do salonu weszła i Anetka, po talerze.

– Mógłbym cię spytać, szwagierko, czy miałaś kiedyś martwicę?

Aneta nie miała, ani żaden z innych domowników, który przewinął się w najbliższym kwadransie przez salon. Zygmunt pytał każdego, kto tylko się napatoczył.

Tomek zwołał walne zgromadzenie w kuchni.

– Myślicie, że on tak po japońsku prosi, żebyśmy wezwali mu lekarza? – zbierał opinie.

– Nawet jeśli – prychnęła Kamila – to nie ma opcji. Przecież zasady zakucia na działce wyraźnie mówią, że opieka medyczna nie jest uwzględniona.

– Ale… martwica.

– Ojcze, sami z matką ustaliliście zasady zakucia działkowego, chcesz je teraz złamać?

– Nie na mojej wachcie, Tomek. – Aneta błysnęła oczami.

– Brawo, mamo. Dzięki tobie jeszcze nie straciłam wiary w rodzicielstwo. High five!

Przybiły sobie wysoką piątkę.

Ażeby nie łamać zasad, nie wezwano dla Zigi lekarza, zgromadzenie dobiegło końca. Natalia jeszcze wzięła na stronę Tomka.

– Czy tata kiedykolwiek spojrzał na moje stopy w pełni świadomie? – spytała zaciekawiona.

Tomek ugryzł mentalnie wąs.

– Nati, co to za dziwne pytanie? Do wujka Zygmunta na działkę dołączyć chcesz?

– Tata spojrzy! Proszę.

– No, dobra… Rany, Nati! Ty lewitujesz!

Tomek po raz pierwszy w dwudziestoparoletnim życiu córki spojrzał świadomie w dół na jej stopy.

– O nie! Sieciech pewnie wciągnął cię w te jogę i sobie jakieś chore medytacje-lewitacje uprawiacie!

– Nie no, papa. Ja tam mam łyżwy mentalne po prostu. Chciałam się tylko upewnić, czy tata to też tak postrzega.

– No postrzegam.

– No i ja dziękuję bardzo. Udam się na spoczynek.

– Tylko tymi płozami mentalnymi nie pooraj sobie pościeli – zakpił.

Natalia wdrapała się na górę. Męczyła ją wigilia jak diabli, więc miała koło szesnastej zwyczaj krótkiej drzemki, żeby mieć więcej sił na nudne rozmowy dorosłych toczące się przy wigilijnym stole.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...