Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

MOJRA


Rekomendowane odpowiedzi

 

 

Myślisz, że los ci sprzyja. Ufając swej sile

położyłaś fundament codziennej pewności

siebie - i z uczuciem beztroskiej błogości

mnożysz wciąż swoich zwycięstw i sukcesów chwile.

 

Niecierpliwie nawlekasz dni na sznur swych planów;

żonglujesz zadaniami, a nic nie upada;

czy twą drogą jest szczerość, czy też maskarada,

dzierżysz ster – bo nie zniesiesz innych kapitanów.

 

A jego wierność wisi na nici pajęczej,

którą ja w trzymam w dłoni – wiotką i nietrwałą;

jak mało trzeba, by co wzniosłaś się rozwiało

odsłaniając znienacka złudnych marzeń tęczę...

 

Nie bój się – moje ręce tej nici nie przetną;

ciebie chroni przysięga – i on jej nie złamie;

na to masz moje słowo: bezstronności znamię;

nie wymknie się z twych ramion ścieżyną sekretną

 

Nie jestem ci przychylna – nie licz na współczucie,

pozostając w bezruchu wstrzymam dłoń jedynie;

ja wiem, że twoje życie to taniec na linie

popisy na trapezie, skoki na batucie.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@WarszawiAnka nie wiem do kogo, ale widzę niezły, dopracowany wiersz o dwóch kobietach. Trochę niechęci, może konkurencji spojrzeń. Osobiście lubię teksty o sprawczości, a nawet pewnej władczości kobiet, bo są bliższe mojemu spojrzeniu na rzeczywistość i doświadczeniom. Jestem zaintrygowany tym wierszem. Wiersz nie zawsze musi być obiektywny, bezstronny i prawdziwy, ale ten chyba jest. Brawa!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Leszczym : Dziękuję za Twój głos. :)

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Bardzo dziękuję za refleksje. Tak, to wiersz o dwu kobietach, ale również o mężczyźnie, który tak naprawdę jest powodem ich zetknięcia. Ciekawy jest Twój punkt widzenia dotyczący wpływu wywieranego przez kobietę. Osobiście rozgraniczyłabym sprwaczość i władczość, choć adresatka wiersza łączy je w sobie: pzekonanie o własnej sprawczości prowadzi ją do władczości, co niesie ze sobą nie dostrzegane przez nią, lecz realne, ryzyko. 

Cieszę się, że wiersz Ci się spodobał. :)

 

Pozdrawiam

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Gosława : Dziękuję za Twój głos. :)

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Miło mi! :)

Bardzo się cieszę, że wiersz został prze Ciebie tak pozytywnie odebrany. :)

 

Dziękuję i pozdrawiam

 

 

 

Edytowane przez WarszawiAnka
formatowanie (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dziękuję za Twoje przemyślenia. Masz rację - nić może również pęknąć sama, bez interwencji z zewnątrz.

Co do sukcesów i zwycięstw... w wierszu nie jest to wprawdzie wyrażone, ale jednak niejednokrotnie dzierżenie steru przez kobietę oznacza, że to mężczyzna jest tym wyrobnikiem, którego wysiłek pozwala JEJ błyszczeć...

 

Pozdrawiam

 

 

...i dziękuję za Twój głos. :)

 

 

 

Edytowane przez WarszawiAnka
uzupełnienie (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@WarszawiAnka Szczególnie podoba mi się forma wiersza. Podziwiam zgrabne wykonanie.

Zawiłe ludzkie losy, nici i niteczki, drogi, ścieżki i śnieżynki... ambicje, pewność siebie czasem walą się w gruzy, kiedy upada (albo ginie) szary, nie doceniany, a podstawowy filar gmachu. 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Michał_78 : Dziękuję za Twój głos. :)

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Bardzo słuszna uwaga. W tym wierszu decyzyjność spoczywa w rękach dwu kobiet - ale jest tak dlatego, że mężczyzna im tę władzę nad sobą dobrowolnie oddał. Może ją odzyskać - jeżeli go na to stać...

Dziękuję za pozytywny odbiór wiersza. :)

 

Pozdrawiam

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (...)   Zacznę od tego, że kiedyś znałem dziewczynę, która była katoliczką.. to znaczy.. z początku nie była. Chodzi o to, że kiedy się poznaliśmy to raczej sporadycznie chodziła do kościoła, żyła tak w miarę normalnie - tu impreza, tu jakieś kino albo koncert. Wszystko wyglądało z zewnątrz pięknie: żadnych skrajności, pijaństwa, czasami mieliśmy jakieś igraszki intymne (ale bez sexu czy jakiejś jawnej stymulacji - raczej głębokie pocałunki, czasami wesołe spontaniczne uciskanie - bo to był początek naszej znajomości). No i wszystko było ładnie pięknie, było miło - flirt(ale taki raczej dziecinny), czułości (ale niestety bez szeptania sobie bo miała wadę słuchu). No i czas leciał. Ale po kilku miesiącach znajomości ona zżyła się z koleżanką z ławki szkolnej, która była głęboko wierzącą katoliczką (nie aż tak głęboko, jak zobaczysz za chwilę w porównaniu do tej mojej dziewczyny). I wszystko szłoby dobrą drogą gdyby nie fakt, że całą dogmatykę Kościoła Katolickiego łyknęła jak pelikan rybę. Bezkrytycznie, bez namysłu, bez jakiejkolwiek wątpliwości czy cienia sceptycyzmu, po prostu tak jak wgrywasz pliki na dysk twardy, tak do jej głowy wlazło wszystko co tylko przeczytała lub nawet zasłyszała w kościele. Wiadomo.. jak człowiek zindoktrynowany to chce indoktrynować innych.. więc się zaczęło - "czystość przedmałżeńska", "komunia święta", "spowiedź", "trójca święta", "siedem grzechów głównych", "zbawienie z uczynków i z wiary", mógłbym długo wymieniać ale to jest tak toporne wszystko, tak niespójne i takie po prostu "unbearable" (z ang. "nieznośne", chociaż po angielsku to brzmi lepiej bo nie tylko oznacza, że coś jest nieznośne, co po prostu n Zacznę od tego, że kiedyś znałem dziewczynę, która była katoliczką.. to znaczy.. z początku nie była. Chodzi o to, że kiedy się poznaliśmy to raczej sporadycznie chodziła do kościoła, żyła tak w miarę normalnie - tu impreza, tu jakieś kino albo koncert. Wszystko wyglądało z zewnątrz pięknie: żadnych skrajności, pijaństwa, czasami mieliśmy jakieś igraszki intymne (ale bez sexu czy jakiejś jawnej stymulacji - raczej głębokie pocałunki, czasami wesołe spontaniczne uciskanie - bo to był początek naszej znajomości). No i wszystko było ładnie pięknie, było miło - flirt(ale taki raczej dziecinny), czułości (ale niestety bez szeptania sobie bo miała wadę słuchu). No i czas leciał. Ale po kilku miesiącach znajomości ona zżyła się z koleżanką z ławki szkolnej, która była głęboko wierzącą katoliczką (nie aż tak głęboko, jak zobaczysz za chwilę w porównaniu do tej mojej dziewczyny). I wszystko szłoby dobrą drogą gdyby nie fakt, że całą dogmatykę Kościoła Katolickiego łyknęła jak pelikan rybę. Bezkrytycznie, bez namysłu, bez jakiejkolwiek wątpliwości czy cienia sceptycyzmu, po prostu tak jak wgrywasz pliki na dysk twardy, tak do jej głowy wlazło wszystko co tylko przeczytała lub nawet zasłyszała w kościele. Wiadomo.. jak człowiek zindoktrynowany to chce indoktrynować innych.. więc się zaczęło - "czystość przedmałżeńska", "komunia święta", "spowiedź", "trójca święta", "siedem grzechów głównych", "zbawienie z uczynków i z wiary", mógłbym długo wymieniać ale to jest tak toporne wszystko, tak niespójne i takie po prostu "unbearable" (z ang. "nieznośne", chociaż po angielsku to brzmi lepiej bo nie tylko oznacza, że coś jest nieznośne, co po prostu nie jest człowiek w stanie wyobrazić sobie ciężaru jaki na nim spoczywa gdyby chciał wypełnić te wszystkie czysto zmyślone wymagania). Byłem tak tym wszystkim zmanipulowany, obwiniony że dochodziło nawet do sytuacji, że byłem w spowiedzi 4 razy w tygodniu (codziennie pod rząd) po to by wyspowiadać się z tego, że miałem mimowolną ejakulację (bo jak wiadomo masturbacja to grzech przeciwko życiu). Ja oczywiście sugerowałem się tym, co miałem w sercu - uczuciami, chęcią postawienia kroku dalej (niekoniecznie nawet chodziło mi o to, żeby, mówiąc kolokwialnie: "włożyć", co po prostu sobie wzajemnie ulżyć - wiesz o co chodzi). Do tego ona zaczęła negować wszelkie moje preferencje i twierdzić, że jestem obrzydliwy, nienormalny i chory psychicznie. Robiła tak za każdym razem, kiedy ja się jej zwierzałem z no... najskrytszych pragnień. W końcu mnie zostawiła na skraju wytrzymałości psychicznej, gdzie byłem o włos od rzucenia się balkonu, z kompleksami, brakiem jakiejkolwiek wiary w siebie. Miały w ogóle miejsce straszne akcje pod koniec naszego związku. W desperackim poszukiwaniu miłości uciekłem 250km żeby spotkać się z kobietą, którą poznałem przez Internet - było to w przerwie, kiedy myślałem że już na dobre rozstałem się z tą pierwszą. Jak się domyślasz - zostalem na lodzie. Potem jeszcze na krótki czas wróciliśmy do siebie, i to właśnie wtedy - psychicznie mnie dobiła. Ja zupełnie odciąłem się od kościoła katolickiego nie widząc tam ani prawdy, ani miłości, ani żadnego Jezusa ani niczego, co dobre, szczere i szlachetne. Jedynie potworna hipokryzja i obłuda, których obraz miałem na przedstawionym obrazku. Tak się przedstawia tło. Moja wizja, a właściwie "sen na jawie" przedstawiał ją jako zakonnicę. Mam toaletę za zakrętem wychodząc z pokoju, tam po lewej mam stół do prasowania, dalej jest umywalka, po prawej mam tam wannę, a dalej jest pralka i ubikacja. Na końcu jest okno od północy. Całe pomieszczenie jest dość długie, więc przy samym wejściu i w miejscu, gdzie stoi wanna jest dość ciemno. W tej wizji, ja patrząc z naprzeciwległego do okna rogu na suficie, widziałem, że ze wszystkich elementów wyposażenia i wystroju (bo nawet firanek tam już nie było) pozostała tylko wanna - ogromny pojemnik wykonany z takiego samego materiału jak zazwyczaj kropielnice przy wejściu do kościoła (taki szary, chropowaty marmur). Miał profil wanny ale był dwa razy wyższy i znacznie szerszy. W tej wizji ona stała przy oknie i była noc, a światło w tym pomieszczeniu nie dochodziło z żadnego fizycznego źródła. Po prostu było jasno ale nie tak jasno, żeby dostrzeć jakikolwiek szczegół - wszystko było nieco przyćmione, a światło było takie jakby "ciemne". I podeszła do tej wanny i weszła do niej, powoli, wkładając najpierw jedną nogę, potem drugą by w końcu zanurzyć się cała. Zanurzyć się w wannie po brzegi wypełnionej starym nasieniem, wymieszanym z innymi nieczystościami - kałem i brudem z całej tej łazienki. Wiesz, pisząc to nawet teraz - po chyba już 8 latach jak to widziałem oczami wyobraźni - odczuwam tak wielką odrazę, że dosłownie mnie mdli. Nie wiem czy wiesz jaki zapach ma stare męskie nasienie (ja niestety wiem, bo kiedyś zapomniałem wymienić pościeli w łóżku) i czy jesteś sobie to w stanie wyobrazić ale ja połączyłem kropki i ostatecznie stwierdziłem, że nigdy z własnej woli do kościoła już nie pójdę. ie jest człowiek w stanie wyobrazić sobie ciężaru jaki na nim spoczywa gdyby chciał wypełnić te wszystkie czysto zmyślone wymagania). Byłem tak tym wszystkim zmanipulowany, obwiniony że dochodziło nawet do sytuacji, że byłem w spowiedzi 4 razy w tygodniu (codziennie pod rząd) po to by wyspowiadać się z tego, że miałem mimowolną ejakulację (bo jak wiadomo masturbacja to grzech przeciwko życiu). Ja oczywiście sugerowałem się tym, co miałem w sercu - uczuciami, chęcią postawienia kroku dalej (niekoniecznie nawet chodziło mi o to, żeby, mówiąc kolokwialnie: "włożyć", co po prostu sobie wzajemnie ulżyć - wiesz o co chodzi). Do tego ona zaczęła negować wszelkie moje preferencje i twierdzić, że jestem obrzydliwy, nienormalny i chory psychicznie. Robiła tak za każdym razem, kiedy ja się jej zwierzałem z no... najskrytszych pragnień. W końcu mnie zostawiła na skraju wytrzymałości psychicznej, gdzie byłem o włos od rzucenia się balkonu, z kompleksami, brakiem jakiejkolwiek wiary w siebie. Miały w ogóle miejsce straszne akcje pod koniec naszego związku. W desperackim poszukiwaniu miłości uciekłem 250km żeby spotkać się z kobietą, którą poznałem przez Internet - było to w przerwie, kiedy myślałem że już na dobre rozstałem się z tą pierwszą. Jak się domyślasz - zostalem na lodzie. Potem jeszcze na krótki czas wróciliśmy do siebie, i to właśnie wtedy - psychicznie mnie dobiła. Ja zupełnie odciąłem się od kościoła katolickiego nie widząc tam ani prawdy, ani miłości, ani żadnego Jezusa ani niczego, co dobre, szczere i szlachetne. Jedynie potworna hipokryzja i obłuda, których obraz miałem na przedstawionym obrazku. Tak się przedstawia tło. Moja wizja, a właściwie "sen na jawie" przedstawiał ją jako zakonnicę. Mam toaletę za zakrętem wychodząc z pokoju, tam po lewej mam stół do prasowania, dalej jest umywalka, po prawej mam tam wannę, a dalej jest pralka i ubikacja. Na końcu jest okno od północy. Całe pomieszczenie jest dość długie, więc przy samym wejściu i w miejscu, gdzie stoi wanna jest dość ciemno. W tej wizji, ja patrząc z naprzeciwległego do okna rogu na suficie, widziałem, że ze wszystkich elementów wyposażenia i wystroju (bo nawet firanek tam już nie było) pozostała tylko wanna - ogromny pojemnik wykonany z takiego samego materiału jak zazwyczaj kropielnice przy wejściu do kościoła (taki szary, chropowaty marmur). Miał profil wanny ale był dwa razy wyższy i znacznie szerszy. W tej wizji ona stała przy oknie i była noc, a światło w tym pomieszczeniu nie dochodziło z żadnego fizycznego źródła. Po prostu było jasno ale nie tak jasno, żeby dostrzeć jakikolwiek szczegół - wszystko było nieco przyćmione, a światło było takie jakby "ciemne". I podeszła do tej wanny i weszła do niej, powoli, wkładając najpierw jedną nogę, potem drugą by w końcu zanurzyć się cała. Zanurzyć się w wannie po brzegi wypełnionej starym nasieniem, wymieszanym z innymi nieczystościami - kałem i brudem z całej tej łazienki. Wiesz, pisząc to nawet teraz - po chyba już 8 latach jak to widziałem oczami wyobraźni - odczuwam tak wielką odrazę, że dosłownie mnie mdli. Nie wiem czy wiesz jaki zapach ma stare męskie nasienie (ja niestety wiem, bo kiedyś zapomniałem wymienić pościeli w łóżku) i czy jesteś sobie to w stanie wyobrazić ale ja połączyłem kropki i ostatecznie stwierdziłem, że nigdy z własnej woli do kościoła już nie pójdę.   (...)
    • @JWF Wiesz nawet trochę mnie natchnąłeś i na bazie fascynującej historii Nicka Cave'a doszedłem do czegoś co jest jakimś takim podsumowaniem, a ja bardzo lubię podsumowania nawet jeśli nikt nich ode mnie nie chce - moim zdaniem klue to - gen apogeum. I jak masz w jakiejś dziedzinie, a jest ich co niemiara taki gen no to sukces.   
    • w niezgłębionej przestrzeni zasypiasz lipy schłostane nocnym deszczem szepcą o rozgwieżdżonym niebie na którym tyle wydeptanych ścieżek w pustce która jest ogromna nigdy niewypowiedziane pragnienia pachną człowiekiem ciemnozłota jasność wschodu słońca wygładza ostre kształty i zmienia obłoki   w plastry miodu  
    • @Leszczym @violetta @malwinawina @Łukasz Jasiński Dzięki za odwiedziny i serduszka!
    • @Adaś Marek Czasem na pewno lepiej nie wiedzieć a może po prostu nie warto się męczyć szukając odpowiedzi, której nie można uzyskać.   @Leszczym Racja. Może lepiej się po prostu z tym pogodzić.   @Jacek_Suchowicz Dzięki! :)   @MIROSŁAW C. Dziękuję za komentarz :)   @Yavanna @słone paluszki @Poezja to życie @Rafael Marius @malwinawina Dziękuję za odwiedziny i serduszka :)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...