Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

Widzimy się na dżangłerze

 

Trelleborg
upalny, lipcowy dzień
od trzech godzin siedzę w ciężarówce
jedyne podmuchy wiatru od strony morza
do promu mam pięć godzin
do domu pięć dni
wziąłem kartkę papieru, długopis
 40 tonową ciężarówką
przejechałem trzy miliony kilometrów
czterdzieści trzy razy z gadającym radiem
jak z najlepszym kumplem
okrążyłem ziemię
przewiozłem trzydzieści milionów kilogramów różnych towarów
pięćset razy przeprawiałem się promami
przez morza naszego kontynentu
pod Sundsvall
pod kołami mojej ciężarówki 
zginął człowiek 
(nie była to moja wina, a jednak...)
w Gravesend zabiłem dwa lisy
pod Obernai kuropatwę
pod Wałczem młodą sarnę
pod Tonebro zbratałem się z jedną dziką kaczką
za każdym razem
specjalnie dla niej tarłem jabłko
jadła prosto z ręki
W Zalaegerszeg
poznałem Portugalczyka, kierowcę bez prawej dłoni
pomogłem wymienić koło
do północy
razem piliśmy portugalską wódkę
w Dover na Police Station
calutką noc przesiedziałem w areszcie
celnicy znaleźli w ciężarówce
latarkę z paralizatorem
(w Anglii to jak broń)
groziło mi kilka miesięcy więzienia
w Leeds okradli mnie ze wszystkiego
(kilka lat później zrobiłem z tego wiersz, ale jaja)
W Bratysławie wpakowałem się do centrum miasta 
zablokowałem cały ruch
utknąłem przed niskim wiaduktem
ani w przód, ani w tył
pod Monachium zapłaciłem dwieście euro mandatu 
zimą w środku nocy pod Bergen
padło webasto
na zewnątrz minus piętnaście
nikogo wokół. 
 
Wstawiłem wodę na kawę
do promu mam cztery godziny
za cztery godziny po raz czterdziesty czwarty
zacznę okrążać ziemię 
jak ty w osobówce
okrążasz miasto
który, co noc śpisz w swoim domu
przytulasz się do ukochanej kobiety
rano przy stole
zajadasz się świeżymi
chrupiącymi bułeczkami
popijasz ciepłym mlekiem
przez pół godziny 
siedząc w przytulnej ubikacji
przeglądasz smartfona
co jeszcze chciałbyś wiedzieć 
co sobie myślę 
na autostradzie
mrugasz długimi światłami
zbyt długo wyprzedzam drugą ciężarówkę
blokuję tobie drogę
klika minut 
spóźnisz się na działkę
pod Zgierzem.
 
 
Trelleborg, lipiec.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Edytowane przez dach (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Świetne, bardzo mi się podoba bo emanuje autentyzm i prawda, ale tez universum w tle. Miejscem moich pierwszych książek jest głównie fabryka i okolice, bo tam, na produkcji, pracowałem przez pierwsze lata.  To daje jakąś pewność, że tak jest, tak jak opisuję. U ciebie też mam takie przekonanie. Pozdrawiam.

 

Edytowane przez Marek.zak1 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Marek.zak1 dokładnie i tylko tak. Moje kiedyś pierwsze wiersze i następne toczyły się wokół rzeczy, których tak naprawdę nie rozumiałem. Były w tym słabiutko dzieła, jak też naprawdę dobre. Jednak brakowało tego czegoś. Nie były po prostu wykute w ogniu. Brakowało szczerości. To co mnie właśnie najbardziej razi w poezji. Wiersze bez duszy. Czasem dobre ale i też martwe. Od pewnego już czasu tylko tak robię swój poezję- na bazie własnych doświadczeń i nie inaczej. Pozdrawiam i dziękuję za koment. 

Gość Radosław
Opublikowano

Chociaż nad autostrady stawiam bardziej kameralne drogi, położone bliżej natury, najlepiej z drzewami w skrajni, to od dziś, będąc na siatkówce inaczej spojrzeć na wyprzedzające się TIR- y. 

 

Poetycko przemówił do mnie fragment z kaczką. Całość przykuła moją uwagę. 

 

Wiersz drogi. 

 

Pozdrawiam.  

Opublikowano (edytowane)

@Radosław nasi siatkarze (no dobrze, trochę się odsłonię, ale niech tam) jako młody człowiek wyczynowo grałem w siatkówkę na poziomie kadry Polski juniorów, jak też w pierwszej lidze. Dziś, plus liga. Niestety zdrowie nie pozwoliło brnąć dalej. Nasi siatkarze, jak nie spojrzeć, rozczarowali. Wiele powodów ku temu. Syndrom Kubiaka, to i owszem. Mentalnie bezradni, jak dzieci zagubieni. Szkoda, bo takiej ekipy nie doczekamy się w najbliższych latach. Odnośnie wiersza, dziękuję za miłe słowo. Pozdrawiam równie serdecznie.

Edytowane przez dach (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Uuu pisz o tym więcej, dzięki tobie poznaję świat nieznany mi wcześniej. Serio. Niby Tir niby jedzie... szlak człowieka trafia bo nie wie, po co próbuje się ścigać z osobówką tzn przy wyprzedzaniu po co gazuje na maksa a jak już jest prawie czołówka to odpuszcza, albo dlaczego jeden Tir drugiego wyprzedza tak długo, czy to jakaś próba charakteru - który się podda i ustąpi?

 

Pozdrawiam :)

Opublikowano

@Natuskaa ciężarówki Mają tzw. ogranicznik. Przeciętnie jest to ok. 84-90 km/na godzinę. Nie można szybciej. Są górki i góry. Doliny i plaskorzeźba. Jednak ciężarówka ma 24 tony ładunku, druga 6 ton. W zależności od profilu drogi poruszają się z różną prędkością. Lżejsza, pod górę szybciej. Cięższa pod górę wolniej. Z góry odwrotnie. Dostawy i etc. mają swój czas. Należy zmieścić się w terminie. Są tzw. awizacje. jeżeli jedną ciężarówka wyprzedza drugą i trwa długo- to nie zabawa. To po prostu praca. Inaczej się nie da. Na przestrzeni setek pokonanych kilometrów-każdym kilometr jest na wagę złota. Przykład: robiąc 700 km dziennie i poruszajac się szybciej chociażby o ten jeden kilometr więcej - zyskujemy - w skali dnia, tygodnia, miesiąca ten czas, który zapewnia komfort wykonania pracy. To jest praca, nie kaprys. Pozdrawiam i miło, że tak skromnie wypytujesz i masz pragnienie zrozumieć, ten jakże upierdliwy z punktu widzenia kierowcy osobówki zabieg... pozdrawiam.

Opublikowano

@dach Kolejny wiersz z drogi, a raczej tym razem o drodze, a może o przypadkach, które w trakcie się trafiają... te niemiłe i te przyjemniejsze.

Odkrywasz i pokazujesz świat, który jest mało znany. Dobrze jest wiedzieć wiecej o, z punktu widzenia kierowcy osobówki, 

wielkich potworach pożerających drogę. 

Czytam i wylawiam informacje z wielkim zainteresowaniem. Patrzę też na ciężarówki, dzięki Tobie, z większym zrozumieniem. A mam na co. Tak się składa, że w drodze do pracy (w jedną stronę tylko) mijam między 40, a 60 ciężarówek.

Pozdrawiam :)

Opublikowano

@corival nawet nie zdajesz sobie sprawy ile właśnie ciepełka dostarczyłaś mojemu dziś serduchu. Po prostu dziękuję. Wiesz dlaczego? To był wiersz, nie tylko wiersz. Chciałem coś przekazać. Dzięki Tobie, wiem, było warto. Pozdr. 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Mam nadzieję, że nie byłam zbyt nachalna z pytaniem... choć chyba złudne moje nadzieje :)

 

Informuje się zwyczajnych ludzi, że Tiry mają ustawione ograniczniki prędkości... nie pomyślałam że są jakieś widełki. Myślałam że jest jedna prędkość. Z tego by wynikało że jeden i drugi nie ma praktycznie szans się ze sobą minąć. Uswiadomiłeś mi to, że jeszcze obciążenie jest różne. Ja nie wliczyłam sobie tego parametru, więc teraz rozumiem więcej (chyba).

 

Jak pojawia się we mnie pytanie to idę do źródła... może zbyt łapczywie chciałam się napić. Wybacz.

 

Dzięki za wyczerpującą odpowiedź.

Pozdrawiam raz jeszcze :)

Opublikowano

@dach Uwielbiam filmy drogi, Twój wiersz ma coś w sobie z tego klimatu właśnie. Pokazuje pracę kierowcy na innych poziomach niż jedynie kręcenie kilometrów wokół Ziemi. To są poznani ludzie, pech w zimną noc, ofiary, mandaty, często żmud i znój. I wiesz co? Masz rację, nikogo (mało kogo) to obchodzi. Z reguły. Często jeżdżę ze swoją córeczką i ona mnie uwrażliwia na wszystko poprzez zadawanie pytań. Nie ma wyprzedzanej przez nas ciężarówki, o którą by nie spytała co ona wiezie, gdzie może jechać, kto ją tak wypucował, czy kierowca jest już po śniadaniu i gdzie może mieszkać, itp. Pytaniom nie ma końca. Nie przeczytam jej tego wiersza, jest za mała, ale naprawdę robicie kawał dobrej roboty w niełatwych drogowych realiach, z dala od rodzin i domowego ogniska. Pozdro.

Opublikowano

@jaguar Było, jak dobrze pamiętam u madziara. Wjechałem na rondo i w tym samym czasie jakby rozbiłem kolumnę złożoną z ok 20 motocyklistów. Wyglądali elegancko, tak razem. Część motocyklistów zatem przemknęła przez rondo, część motocyklistów przed rondem, aż przejedzie ciężarówka. Zatrzymałem się na rondzie i machnąłem ręką przez otwarte okno - przepuściłem wszystkich - nie sposób rozbić tak eleganckiej kolumny. Takie mam zdanie. Pozdr.

@Michał_78 jutro odpowiem. Dziś padam.

@GrumpyElf Jutro odpiszę, jak pozwolisz.

@Natuskaa Nigdy nie byłaś nachalna. Takie pytania są oczywiste. Mnie jest przyjemnie odpowiadać.

Opublikowano

@Michał_78 Pytanie absolutnie nie jest złośliwe. Czas pracy, czas jazdy są ograniczone. To wszystko rejestruje tachograf. Bardzo często zdarza się, zabraknie 10 minut aby dojechać do celu. Oczywiście fizycznie można zrobić - dojechać - zbagatelizować wskazanie tachografu - jednak, w razie kontroli kary są znaczne. Często rzędu w setkach euro. Miesięcznie robię 10.000 - 12.000 kilometrów. Nie będę teraz sięgać po kalkulator - można przecież matematycznie przeliczyć - każdy zatem jeden kilometr więcej na tachometrze, w skali dnia, miesiąca i etc, to minuty, godziny i etc zaoszczędzonego czasu - czasu niezbędnego do wykonania pracy. Ponadto, ciężarówką należy jechać, jak najwięcej na tempomacie. Jak najmniej zabawy manetką gazu, hamulcem. Jednostajnie i płynnie. W miesiącu tankuję ok. 3.000 litrów paliwa. Każda zmiana tempa jazdy, to kolejne litry więcej. Pozdrawiam i dziękuję za koment.

@annabelle Dziękuję za miłe słowo i pozdrawiam.

@GrumpyElf Bardzo miło było przeczytać Twój komentarz. To jest dla mnie wyjątkowo miłe. Nie chciałbym tutaj i teraz - za pomocą poezji - robić z siebie, jak swojej pracy męczennika i kogoś wyjątkowego. Tak przecież nie jest. Tak to nie działa. Wszyscy mamy pracę do wykonania - mniej lub bardziej angażujemy się, dajemy siebie. Każda praca jest wyjątkowa. Każda praca wymaga od nas samych - poświęcenia - jeżeli oczywiście jesteśmy odpowiedzialni i szanujemy innych, jak przede wszystkim siebie. Po prostu chciałbym dać poezję za pomocą mojej ciężarówki - to jest po prostu wyjątkowo obszerny temat. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.

Opublikowano

@Michał_78 Często, jak sam jadę osobówką zdarza się przeklinam pod nosem na wyprzedzające się ciężarówki. Ot, taka to już nasza ludzka natura. Jednak miło, że wyjaśniłem. Teraz, mam nadzieję będziesz przeklinać świadomie i ze zrozumieniem. Pozdr.

Opublikowano

@Michał_78 To miłe. Z ciężarówkami, jak z osobówkami. Wszędzie za kółkiem jest tylko człowiek. Jeden taki, drugi inny. Jeden patałach, drugi rzetelny. Jeden cham, drugi kulturalny i wyrozumiały. Samo życie.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Aktualnie ta forma podróży (autostop) bardzo podupadła. Z wiele powodów rzecz jasna. Wiesz, z medytacją za kierownicą ciężarówki - coś w tym jest. Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem ale masz tutaj sporo słusznej uwagi. Pozdrawiam i dziękuję za miłe ciekawe słówo.

  • dach zmienił(a) tytuł na Widzimy się na dżangłerze

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Roma ciepło wydziela się podczas tarcia
    • W podróży Marcjanna nie przywiązywała uwagi do regularnego spożywania posiłków. Pod wieczór kobietę ogarnął przytłaczający głód. Rozkopany rynek w Poznaniu oferował wiele możliwości kolacji w rozwiniętej sieci knajpek, ale ceny odstraszały jak widok piranii w akwarium. Czuła, że za chwilę straci panowanie nad nogami, szum w uszach i rozedrgane ciało domagało się dostawy kalorii.           Na chwilę przysiadła w pizzerii ulokowanej na skraju starego miasta. Kelnerka namawiała na smaczne naleśniki płonące niczym pochodnia. Trudno było wyjaśnić, że tej potrawy miała szczerze dosyć, gdyż towarzyszyła jej prawie przez trzy dni. Ostatecznie wybrała pizzę hawajską, lubiła ciasto drożdżowe, szynkę i ananasy. Nie podzielała opinii rozpowszechnionej wśród smakoszy tego włoskiego specjału, iż reprezentuje tylko amerykańską markę, niesłusznie przypisywaną twórcom tego typu dania.           Pierwsze kęsy uspokoiły organizm. Przeniosła się z chłodnego ogródka do wnętrza lokalu. Majowa pogoda okazała się kapryśna, częste mżawki i wahania temperatury. Słoneczne przebłyski urozmaicały wieczorną aurę, ale wraz z zachodem słońca rześkie powietrze nie zachęcało do pobytu na zewnątrz.           Wygłodniały organizm pożerał wzrokiem jedzenie. Spożyła połowę gigantycznej porcji, a na drugą zabrakło miejsca. Mili restauratorzy zapakowali w okrągłe pudełko niezjedzone fragmenty zamówienia. Przy świecach wesoło gwarzyła grupka nieznajomych. Omawiali rekonstrukcję historycznego zwodzonego mostu łączącego zamek w Czarnej Górze ze stałym lądem. Dyskusja między dwoma architektami a inżynierem nie należała do stonowanych. Wybuchały głośnie okrzyki i śmiechy.           Andrzej spostrzegł Marcjannę przy bufecie i bez zapowiedzi pożegnał kolegów. Biesiadnicy starali się zatrzymać kompana. Rozumieli, że odmiennymi argumentami posługuje się racjonalnie myślący inżynier, a innymi artyści rozmiłowani w kształtach i wierni tradycji. Usiłowali zbagatelizować nieporozumienie.           — Jutro powrócimy do tematu. Teraz idę za marzeniem. Zobaczyłem kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia. Nie ma czasu.           — Jędruś, ty latasz za młódkami. Ta turystka ma swoje lata, wkrótce cię znudzi. Ona nie na twój gust. Wkrótce opadnie niczym zwiędły liść.           — Nie wasza sprawa. Do jutra! ***           Ta wymiana zdań oddaliła mężczyznę od Marcjanny, która jeszcze długo włóczyła się po mieście z nieodłączną pizzą. Dotarła do ronda Kaponiera, gdzie postanowiła zakończyć wędrówkę. W oczekiwaniu na tramwaj zajęła miejsce na ławce. Miejscowy bezdomny zainteresował się firmową papierową torbą, która leżała obok właścicielki. Zareagowała głośno, że nie myszkuje się w cudzej własności. Niezrażony rozmówca odrzekł, że leżała obok. Marcjanna spojrzała na reklamówkę i zapytała wprost mężczyznę, czy nie jest głodny. Okazało się, że natręt właśnie polował na kolację, gdyż nie jadł ani śniadania ani obiadu.           Turystka wyjęła wydrukowany plan linii komunikacyjnych Poznania, który był cennym towarzyszem w podróży i wręczyła pizzę bezdomnemu, który szybko opróżnił opakowanie i jeszcze ciepłą pizzę złożył na pół. Wkrótce wskoczył do tramwaju i pomachał ręką dobrodziejce na pożegnanie. ***           Andrzej nieprzyzwyczajony do pieszych wędrówek z trudem łapał powietrze. Zmęczenie fizyczne i poczucie niepowodzenia nie odbierało woli walki o nieznajomą. Dostrzegł ją przy dworcu, kiedy oczekiwała na tramwaj. Dopadł wybrankę w ostatniej chwili, motorniczy przygniótł poły skórzanej kurtki. Interwencja pasażerów pozwoliła na wyswobodzenie się z niezręcznej sytuacji. Pomimo bólu w przedramieniu dotarł do Marcjanny kołysanej do snu monotonnym ruchem pojazdu.           — Czekałem na panią całe życie. Proszę o chwilę rozmowy, nie odtrącaj mnie od razu, moja droga!           — Nie znam pana, myli mnie pan z inną osobą.           — Nie ma błędu. Spotkaliśmy się w pizzerii, potem prawie dwie godziny szukałem pani.           Rozbawiona kobieta uśmiechnęła się lekko. Wymówiła typowe zdanie pasujące do sytuacji.           — Nie jestem nastolatką, która lubuje się w tego typu podrywie. Znam swą wartość i nie angażuję się w tego typu znajomości. Pan oszalał.           — Pani uroda i wdzięk nie pozostawiają mnie obojętnym. Czuję się jak uczniak uwiedziony przez tajemniczą boginkę.           — Dość tych żartów, proszę zostawić mnie w spokoju.           — Żąda pani zbyt wiele. Chcę umówić się na całe życie.           Prowadzili tego typu dialog prawie przez godzinę. Powrót do schroniska wymagał jeszcze przesiadki. Marcjanna zawsze dokładnie sprawdzała przed wejściem na pokład trasę autobusu. Na tablicy wyświetlał się właściwy numer linii komunikacyjnej. Drobne niedociągnięcie doprowadziło do nieoczekiwanej komplikacji. Pierwsze przystanki nie wzbudzały niepokoju, ale dalsze nagłośniane nazwy miejscowości brzmiały obco. Kierowca omijał miejscowość, w której nocowała Marcjanna.           Niespodziewanie z pomocą przyszła uprzejma dziewczyna, którą nieco zdradzał ukraiński akcent. Zaoferowała podwózkę po odbiorze samochodu z naprawy. Oboje zabrali się w drogę z pomocną nieznajomą. Po półgodzinie dotarli do celu. Z dala słychać było pohukiwania sowy. Nadeszła chwila rozstania.           Przygoda, która miała trwać przez całe życie, nie zakończyła się. Marcjanna usłyszała pukanie do drzwi.           — Tu nie ma wolnych pokoi, obok ciebie jest tylko wolne miejsce. Przyjmij mnie na jeden nocleg, jestem porządnym facetem. Nie obawiaj się. Zameldują mnie za twoją zgodą. Zobacz moje dokumenty.           Uporczywie przyglądał się kobiecie w twarzowym różowym szlafroczku.           — Śpisz przy drzwiach. Ani się waż zbliżać do mnie, bo narobię krzyku. Ucierpi twoja reputacja, kimkolwiek jesteś.           Mężczyzna nie potrafił poradzić sobie z pościelą. W odruchu współczucia Marcjanna przygotowała łóżko do snu. Sama zaszyła się w kolorowym śpiworze z poduszką ozdobioną falbanką i wkrótce zapadła w objęcia Morfeusza.           Andrzej przyniósł z korytarza wygodny fotel i przez całą noc czuwał nad snem kobiety. Rankiem obudził ich śpiew ptaków. Kiedy Marcjanna otworzyła oczy, uciekł z fotela na łóżko. Brak jakiegokolwiek załamania lub fałdki na posłaniu zdradzał, że nie spędził tam nocy. Na czas toalety musiał opuścić kwaterę. Kobieta wpuściła go do skromnego lokum, kiedy nie mogła poradzić sobie z zamknięciem walizki. Chwalił sobie wspólne śniadanie, dekoracyjnie sporządzone kanapki i kawę z mlekiem. — Znamy się niecałą dobę. Już wyjeżdżasz, zostań jeszcze chwilę. Mam zarezerwowany pokój w hotelu BAZAR. Uczcijmy to spotkanie. Nie pożałujesz. — Moje plany nie sięgają tak daleko. Realizuję program, który ustaliłam przed wyjazdem, zwiedzam katedrę, farę i izbę pamiątek po Ignacym Józefie Kraszewskim. O siedemnastej powrót do Warszawy. — Jesteś bezlitosna, nic nie poradzę. Dasz mi numer telefonu?           Zwiedzanie Poznania przebiegało pomyślnie, aura sprzyjała robieniu zdjęć we wnętrzach i na wolnym powietrzu. Opady deszczu nie utrudniały spacerów po mieście. W psychikę kobiety zakradł się lekki żal, że nigdy więcej nie natknie się na sympatycznego faceta.           Zaskoczyła ją kolekcja pucharów, jaką Polacy podarowali najpłodniejszemu polskiemu pisarzowi wszech czasów. Zapomniany dzisiaj, u współczesnych czuł się wielką estymą, musiał emigrować, gdyż władze rozbiorowe obawiały się jego obecności w Polsce. Frapowały ją wielce te myśli. *** Podróż minęła szybko, pociąg dojechał bez opóźnienia na stację Warszawa-Centralna. Ciągnęła powoli walizkę, która nie należało do lekkich. Na ruchomych schodach poczuła lekkie uderzenie w ramię. Andrzej nie próżnował. Wykwaterował się z hotelu i zdążył na przyjazd pociągu. Marcjanna starała się nie okazywać entuzjazmu, ale nie mogła opanować bicia serca. — Maryś, skąd masz takie niecodzienne imię? — Po mojej prababci po kądzieli. Kiedyś unikano nadawania dziewczynkom imienia Maria z uwagi na jej boskie pochodzenie. Stąd pochodzą Maryle, Marianny i Marceliny. Niektóre sięgają starożytnych epok. Czasami decydowała data urodzenia, przy chrzcie nadawano imię świętej patronki. Ty niezaprzeczalnie nosisz w sobie uroczego huncwota, który z niecnoty zamienia się w bohatera i niezłomnego męża. — Taka kariera postaci literackich. W mojej rodzinie każdy potomek nosi to imię jako pierwsze, drugie lub po bierzmowaniu. Wszyscy jesteśmy Jędrusiami. ***           Po miesiącu wyruszyli we wspólną podróż jako narzeczeni. Andrzej nadzorował pracę nad gotyckim mostkiem, a Marcjanna podróżowała po dworach i pałacach Wielkopolski. Upatrzyła sobie jedną siedzibę na miesiąc miodowy. W Czerniejewie upodobała sobie Piekiełko i czytelnię w palmiarni. ***           Na kilka dni przed ślubem zamieszkali w tym pałacu. Pomimo chłodu kobieta uporczywie przesiadywała pod palmami. Narzeczony przyszedł, aby zabrać ją do luksusowego apartamentu, ale ciągle przedłużała swój pobyt w ulubionym miejscu. Personel miło nastawiony do młodej pary zaproponował oddzielenie przestrzeni tylko dla nich przenośną ścianką. Upojeni atmosferą jedynej w swoim rodzaju siedzibie noc przed zaślubinami spędzili na sofie w cieplarni. Zasnęli przytuleni pod liśćmi rozłożystego drzewka. Rankiem obudziła ich głośnym krzykiem papuga, władająca niekoniecznie eleganckim słownictwem.           Po kameralnym przyjęciu w „Piekiełku” wybrali tę niecodzienną scenerię również na noc poślubną, tym razem po włączeniu ogrzewania. Z jednej strony, wytworna czytelnia ozdobiona egzotycznymi roślinami, a z drugiej skromne schronisko zapisało się złotymi zgłoskami w ich historii. Często tam powracali, chociaż oboje pochodzili z Mazowsza. ***           Zanim powiedzieli sakramentalne „tak”, Andrzej zdradził przyszłej żonie, długo skrywany sekret. Specjalnie wprowadził w błąd nowopoznaną kobietę. Wiedział, że autobus, do którego wsiedli, nie zawiezie ich do pożądanego celu. Pragnął zabrać ze sobą Marcjannę do hotelu w Poznaniu, uczynna Ukrainka tylko zaprzepaściła jego plany. Skromny nocleg pod Poznaniem związał ich oboje na dobre mimo zaskakująco skromnego otoczenia.           W ramach zwierzeń Marcelinka przyznała się, że tej pamiętnej nocy przed jej oczami rozegrała się niesamowita wizja. Dwa kręgi wirowały na niebie, lekkie i cienkie jak ślady odrzutowca. Samoloty zwykle pozostawiają ślady wysoko i w poziomie. Te koła zbliżały się i oddalały tuż nad ziemią. Po kwadransie połączyły się i stworzyły szeroką obręcz, która powoli rozpraszała się jak dmuchawce. W głowie zaświtała myśl, że może pisane jest im być parą. Bała się wspomnieć o tym Jędrusiowi, gdyż przypominało to polowanie na męża kobiety w średnim wieku.           Ten widok powrócił, gdy w kościele podążali do ołtarza w jednym z nielicznym drewnianych kościółków w krainie początków polskiej państwowości. Po wyjściu ze świątyni przy akompaniamencie marsza weselnego pragnęła przeniknąć w ciało Andrzeja i wzorem wyimaginowanych kręgów połączyć się na wieki. Bawiła ją analogia geometryczna o wpisanych figurach. Na niebie stado gołębi latało w formie koła tworząc aureolę nad ukośnym dachem kościółka. Dwie synogarlice powitały państwa młodych przed progiem. One symbolizowały miłość po grób. Po dziś dzień Marcjanna uwielbia te ptaki i rozsypuje przed nimi ziarna zbóż w niepogodę. ***           Czytelniku, jaki morał wynika z tej historii. Dobro zawsze zwycięża bez względu na okoliczności. Szczęście czeka przy drodze, sprzyja odważnym.  
    • @otja może ukoją, może i troszkę ogrzeją. Dzięki za komentarz ;)
    • @violetta Ale wiesz.. niebo wysoko, a my nisko, co prawda mógłbym tam zabrać kogokolwiek, bo mam klucze do wrót niebieskich. No i pytanie czy nie lepiej w piekle - tam jest naprawdę gorąco ;)
    • @Gizel-la Do 'Angory' śmiało można przesłać, albo gdzie indziej! Brawo biję i uśmiecham się

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...