Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

spotkania niezaszłe [miniaturka]


Rekomendowane odpowiedzi

"Na bulwarach
za miastem wspomnień..."
Luthien Alcarin


Smutny, północny wiatr zdmuchiwał z bulwarów ostatnie promienie czerwonego, sierpniowego słońca. Okruchy baśni nieśmiało chowały się za, łapczywie spijającymi ostatnie tchnienia światła, betonowymi stopniami. Monumentalne schody donikąd powoli okrywały się całunem gwieździstego cienia. Tak gasły bulwary – relikt echa pamięci i niezaszłych spotkań.
Uśpione miasto, pełne wspomnień i utraconych nadziei, zdawało się nie widzieć spieszących na utęsknione spotkanie kochanków. Biednych ofiar miłości, która zaczęła się, zanim czas wyłonił się z chaosu i został ujęty w ramy. Miłości przeklętej już w dniu swych narodzin.
Różni, jak dwa płatki śniegu i podobni, jak dwie krople wody. Jedno przeciwieństwem drugiego, choć oboje ulepieni z tej samej materii. Stworzeni, by się kochać i nienawidzić. Czekali na spotkanie ze sobą, jednocześnie przeklinając siebie nawzajem. Tym razem, mimo sprzeciwu, a może jednak przy zgodzie całego boskiego planu, miało być inaczej. Tym razem biegnąc naprzeciw siebie nie odczuwali lęku. Czuli, że coś się zmieni.
Zwarci w dawno wytęsknionym uścisku nie dostrzegli, że ktoś im się przygląda. Niecierpliwe dłonie łapczywie szukające namiętności i usta spragnione pieszczot przysłoniły ich czujność.
Mały, drobny staruszek w szarej opończy z zaciekawieniem się im przyglądał. Zdawał się niepozorny, choć posiadał wielką moc. Moc, której żadne z nich nie mogło się przeciwstawić. Wiedzieli o tym i gdy spostrzegli go, zamarli w nierozerwalnym uścisku. Jednak staruszek uśmiechnął się łagodnie. Powolnym ruchem ręki wyciągnął z kieszeni niewielką, misternie wykonaną klepsydrę, w której zamiast ziaren piasku zdawały się przesypywać miliardy galaktyk. Lekko mrużąc oczy dotknął wskazującym palcem szkła klepsydry. Wszystko wokół zdawało się zastygnąć w mroźnym uścisku. Cisza była niemal namacalna. Staruszek szeroko uśmiechając się i puszczając figlarnie oko wskazał na malutkie ziarenko i przyłożył palec do ust. Ziarenko kolistymi i coraz mniejszymi ruchami zdawało się przybliżać do nieodwracalnej granicy, by spaść. Wiedzieli, że muszą się śpieszyć. Zbyt długo czekali na to, by się zobaczyć. Zbyt długo błądzili po świecie, szukając miejsca na spotkanie. Miejsca pełnego magii i zapomnienia...
Staruszek przemówił pełnym siły głosem. Powiedział im, że połączą się, gdy ostatnie ziarenko Wszechświata spadnie w dół klepsydry. Z niewypowiedzianym smutkiem stwierdzili, że klepsydra wciąż wydaje się pełna, a ziarenko które pokazał im wcześniej nieuchronnie zbliża do dolnej komory. Czas ich spotkania powoli mijał.
Bo choć Dzień i Noc są ulepione z tej samej, przedwiecznej materii, to póki świat trwa, nawet Ojciec Czas nie może ich trwale połączyć. To potrafi tylko magia chwil skradzionych na sennych, nadwiślańskich bulwarach. I choć oboje w duchu modlili się - ziarenko spadło. Urwane bicie dzwonu i przerwane szczekanie psa wybuchły z siłą eksplozji. Lekkimi falującymi ruchami liść musnął ziemię. Nad światem znów zapanował Czas...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubie takie klimaty, magia, tajemnica i w tym wszystkim całkiem realne , w tym wypadku bulwary nadwislańskie :). To tak jakby każdy z nas mógł otrzeć sie o czary, które istnieją tuż obok. Miniaturka zawiera moment zaskoczenia a ja uwielbiam byc zaskakiwana. Czekam na coś dłuższego, bo narazie robisz smaka :) Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzecz ciekawa, jak czasem pojawiają się komenty ludzi, którzy dłubią w poezji i nagle wpadają z uwielbieniem do prazaików. Cóż, tak widaćracja stanu....

Co do tekstu: Rany Boskie, po co tyle przymiotników??? Toż się robi z tego maniera nie do zniesienia. Nieomal, utęsknione... czegoś ty się w czytelni naczytał?

A posłuchaj sam siebie: niecierpliwe dłonie łaczywie.... Wywal z 50% niepotrzebnej emfazy w opisie i wyjdzie cacko. Ale słuchać mnie nie musisz :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przymiotniki zwyczajnie uwielbiam. Czego żem się naczytał?? Ostatnio przeżywam zachwyt "Lolitą" i "Imieniem Róży". Jeśli moje teksty są przeprzymiotnikowane to trudno, bo ja inaczej nie potrafię :) Narazie zostawę to tak, jak jest ale następnym razem postaram sie przyciąć conajmniej 3/4 przymiotników bo tu zciąłem tylko połowę w stosunku do szkicu... A po wycięciu "50% niepotrzebenej emfazy (tu następuje pytanie czym jest emfaza)" nie zostanie tu nic ciekawego. musi być przesadnie i pompatycznie. Miało byc wyraziście, a niektóre emocje musiałybyć przerysowane. Poprostu... Dzięki za wszystkie komenatrze. Nie macie pojęcia ile dla mnie znaczą.

Fan nadprzymiotnikowania emfatycznego - Paweł

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Błędów jest tu całkiem sporo:

"Okruchy baśni nieśmiało chowały się za, łapczywie spijającym ostatnie tchnienia światła, betonowymi stopniami. " - po "za" nie powinno być przecinka, "spijającyMI chyba, bo potem masz liczbę mnogą

"Monumentalne schody do nikąd" - a istnieje słowo "nikąd"? bynajmniej, istnieje tylko "donikąd"

"Biednych ofiar miłości która zaczęła się" - po "która" przecinek

"Różni, jak dwa płatki śniegu i podobni jak dwie krople wody." - po "podobni" przecinek. Mimochodem, bardzo ładne zdanie:)

"Tym, razem mimo sprzeciwu, a może jednak przy zgodzie całego boskiego planu miało być inaczej." - po "tym" bez przecinka. Poza tym wg mnie "boski plan", czyli jakieś pojęcie, nie może wyrażać sprzeciwu czy zgody. To może tylko osoba. Gdyby tam był sam Bóg, to ok. Ale tak, to może być tylko albo "w zgodzie z boskim planem" albo z nim sprzeczne.

"Tym razem biegnąc naprzeciw siebie " - raczej "sobie naprzeciw"

"Niecierpliwe dłonie łapczywie szukające namiętności i usta spragnione pieszczot przysłoniły ich czujność." - straszna maniera.... jak z harlequinu...

"Mały, drobny staruszek w szarej opończy z zaciekawieniem przyglądał się im." - szyk na końcu. "z zaciekawieniem im się przyglądał"

"choć posiadał wielka moc. " - "ą"
"Cisza byłą nieomal namacalna." - na odwrót

"Zbyt długo czekali na to by się zobaczyć." - przed "by" przecinek

"Czas ich spotkania powili mijał. " - powoli

"I choć oboje w duchu modlili się ziarenko spadło. " - przed "ziarenko" przecinek

Poza tym jeszcze w paru miejscach brakuje ci przecinka przed który, która, które...
--------------------------------------

Tekst ma ciekawy nastrój, pomysł z czasem też mi się podoba. Ale jest tu za dużo sformułowań rodem z kiczowatej literatury. "Stworzeni by się kochać i nienawidzić. "... No przecież to jest strasznie oklepane. Kicz się z tego robi. A szkoda, bo parę oryginalnych poetyckich sformułowań też tam jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do błedów wierzę - jestem głeboko zaburzonym dyslektykiem i piszę jakotako dzięki wydatnej pomocy Word'a, który jak wiadomo jest zwierzęciem bezdennie głupim. Posiadam świadomość iż częstokroć moje teksty ocierają się o sztampę i kicz, ale estetyka umiarkowanego i kontrolowanego kiczu wydaje mi się niezbędnym elementem mojej bezładnej pisaniny. Dziękuje za wynotowanie błędziorów, a co do kiczu to chętnie popolemizowałbym nad rolą kiczu dla kultury (cały romantyzm bazuje na kiczu). Jeśli ktoś ma ochotę to zostawiam mój nr gg - 5130353. Dziekuje za wnikliwy komentarz bo widzę, że poświęciłaś dużo czasu nawet na literówki.

w pewnym stopniu kiczowaty - Paweł

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Długo sie zastanawiałam, co ci odpowiedzieć...

Przede wszystkim co to jest kicz? Definicji jest pewnie wiele, ja ci powiem swoją. Kicz to wg mnie pewna estetyka, pewne schematy, które bazują na wywoływaniu emocji u widza/czytelnika najłatwiejszą, sprawdzoną drogą. Napiszesz, co złego jest w emocjach. Nic, ale tu chodzi właśnie o ten sposób ich wywoływania. Są to sposoby nieoryginalne, ograne, ale wypróbowane (działają na tzw. przeciętnego czytelnika, bo trafiają w jego przeciętny gust) i dlatego tak chętnie znowu i znowu wykorzystywane.

Innymi słowy to taka estetyka, która podoba się jak największej ilości ludzi, a ponieważ więszość kocha telenowele, a nie czyta Prousta, więc jasne, że to nie może być specjalnie wymagające.

Kicz czerpie naturalnie z kultury wysokiej, i na odwrót. Ale nawet jeśli taki twórca "niskich lotów" weźmie jakiś schemat powiedzmy z Prousta (np. tą przysłowiową magdalenkę) musi to przemielić przez maszynkę do mięsa/kiczu i dac czytelnikowi gotowy produkt, nad którym nie trzeba za bardzo myśleć, który nie wymaga zbyt wiele. To jest gotowy produkt, gotowe emocje. Nie trzeba się nad niczym biedzić, wiadomo, że jak się nakręci Titanic i użyje się tych a tych sprawdzonych chwytów, to widz na 100% będzie ryczał jak bóbr.

Teraz odwrotna sytuacja, keidy tzw. dobra literatura wykorzystuje estetykę kiczu, bawi się nią, parodiuje, wykorzystuje np. schemat romansu, ale nie po to, żeby wywołac te emocje, które taki schemat "gwarantuje", ale w jakims innym celu, żeby czytelnika zaskoczyć, "złamać" ten schemat, wypełnić go nową, oryginalną treścią.

O to moim zdaniem chodzi w postmodernistycznym postulacie zniesienia różnic między kulturą wysoką a niską - czerpać z tej niskiej kultury, ale w twórczy sposób. Piszesz, że czytasz teraz Imię Róży, to właśnie jest dobry przykład - Eco wykorzystuje oklepany schemat kryminału, ale przecież o kryminał tam chodzi chyba najmniej.

Kiedy ty piszesz o "ustach spragnionych pieszczot" to ja tu widzę tylko tę chęć wywołania u czytelnika właśnie tych najprostszych emocji po najmniejszej linii oporu. Bez wysilenia się na coś, co mogłoby np. wywołac mieszane uczucia, a nie tak jednoznaczne, cos oryginalniejszego, a więc i trudniejszego dla czytelnika. Wtedy to się nie spodoba każdemu, ale to ryzyko warto podjąć.

Ale to jest twoje pisanie, ja wyraziłam na ten temat swoje zdanie, po prostu lubię literaturę, która mnie zmusza do wysiłku a zarazem bawi (tez nie czytałam Prousta:).

Dzięki za zaproszenie do dyskusji i pozdrawiam,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do Prousta nieźle się go czyta, ale nie przeżyłem nim egzaltacji. Miniaturka ta MIAŁA być kiczowata, oparta na zdawałoby się oklepanym schemacie romantycznego spotkania. Kuriozalna, zdawałoby się, schematycznośc charakterystyczna dla tanich romansideł, pomogła mi stworzyć (być może nieudolnie) to co zamierzałem, a mnianowicie pewien efekt niedomówienia tożsamości bohaterów.

Kicz jest formą sztuki, i to wcale nie najgorszą. wiekszości ludzi kicz kojarzy się ze sztuka komercyjną, nastawiona na łatwy odbiór, dużą sprzedaż i ubóstwo duchowe. Kicz to nie tylko koszmarki kojarzące się z Harlequinem, pieskiem z kiwajacą główką leżącym z tyłu samochodów, czy figurką hawajskiej dziewczyny w spódniczce z trawy rytmicznie poruszającej biodrami. Od zawsze dzieła uznawane za kicz, bohomazy lub tandetę stawały się pomnikowymi twory epoki. Wspomnieć wystarczy komedie greckie, van Gogha, Szekspira, Moliera... Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie że najbardziej zapamientanym dziełem epoki zostanie coś co uznamy obecenie za synonim słowa kicz i tandeta. Elvis Presley nie miał świadomości kiczowatości swych cekinoociekających strojów. I mimo całej banalnosci jego piosenek, tandetności wszystkich koszmarków w których zagrał, jego kaczokuprzej fryzurki i szregu innych fatalnych dodatków lubię jego niski głos i muzykę. Lubię Gałczynskiego, mimo że wiersze pisał głównie dla zaspokojenia potrzeb alkoholowych.
Lubię Harreg Pottera mimo że bazuje na pomysłach starych jak świat. lPdoba mi się jego pretensjonalnośc i przewidywalnośc. O wiele jest mi bliższa niż wydumane dzieła niedorobionych noblistów. Kicz jest ważny i potrzebny, choćby po to, żeby zamiast ogladać z dziewczyną wspaniałe kino Felliniego móc obejrzec tandetne "Love Story" i wykrzyknac "nareszcie" gdy bohaterka umrze.

Kicz jest lekkostarwną formą sztuki i nic tego nie zmieni. Nie nalezy się jednak od niego stanowczo odcinać. Jest tak samow ważny jak tak zwana i pisana w dużym cudzysłowie "kultura wysoka". Stanowczo wolę pisać kiczowate wypociny, niz najwyższą kwintesencję sztuki która poza kilkoma maniakami doceni jakis nieudolny stetryczały krytyk.

Paweł

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Lwów, pierwsza sobota kwietnia 1940 roku. Udręczone Miasto wciąż jakby w śpiączce po zimie infernalnej, kiedy w bezkresy zlodowaciałego imperium wywożono setkami tysięcy najsłabszych ze słabych, natomiast w bolszewickich więzieniach w sposób rutynowo okrutny dokonywano mrożących krew w żyłach, morderstw. Opowiada Krystyna Feldman[1]: „… byłam świadkiem […] otwarcia lwowskich więzień. Byłam tylko na Łąckiego […]. Bardzo wyraźnie przypominam sobie zwłaszcza jeden obraz. To musiała być młoda dziewczyna. Cała jakimś takim mazidłem oblepiona… oblepiona krwią. Musiała mieć długie blond włosy, bo cała jej zmasakrowana twarz była tymi włosami pokryta. Uciekłam […]. A Niemcy łapali Żydów i kazali im te trupy wynosić […]. Do innych więzień już nie poszłam”. Twarz zmasakrowana, włosy sklejone krwią… Niczym na cudownym Wizerunku umęczonego Chrystusa Pana z Brzozdowiec[2], o którym to miejscu informuje na, poświęconej Kresom, stronie internetowej[3] Marek A. Koprowski. Według informacji tegoż, parafia w Brzozdowcach została erygowana w 1410 roku, lecz rozgłos zyskała w chwili, gdy w domu Jadwigi Dolińskiej z Annopola k. Brzozdowiec, 16 maja 1746 roku zapłakał krwawymi łzami obraz [właściwie: obrazek o liczonej powierzchni w (centymetrach) : 0,32 x 0,22]. Dalej wypadki potoczyły się szybko. Proboszcz Michał Mikoszowicz [vel Mikoszewicz] obraz przeniósł do kościoła, gdzie modlący się przed Wizerunkiem obu obrządków doznawali wiele cudów i łask (zwłaszcza uzdrowień, których do 1752 roku naliczono 29) więc po wnikliwej ekspertyzie arcybiskup lwowski - Mikołaj Wyżycki uznał go za „cudowny”. W roku 1777 została ukończona budowa nowego kościoła-sanktuarium i ta Świątynia w prawie niezmienionym stanie funkcjonowała do 1944 roku, czyli do momentu, kiedy na Kresach południowo wschodnich rozpoczęły masowe rzezie na polskich mieszkańcach. Zdeterminowani ludzie powiatu bobreckiego szukali schronienia w Sanktuarium Chrystusa Brzozdowieckiego – i się nie zawiedli. Bo choć wokół płonęły wsie, banderowcy Sanktuarium nie zaatakowali.[4] Wpatrując się w ukrzyżowanego Zbawiciela z Brzozdowiec mimo woli powinno tegoż patrzącego zastanowić profetyczne wizjonerstwo twórcy czczonego Malowidła. I tak np. zmaltretowane Oblicze Boga-Człowieka to przecież (prawie) wszystkie twarze oraz postaci pomordowanych na tych Ziemiach. Rozdarte (czarne) łono [5] Pana Jezusa , chcąc nie chcąc, kojarzy się wyprutymi wnętrznościami zadręczonych. I jeszcze ta na tle Krzyża łuna podpalonych domostw symbolicznego miasteczka. Tułaczy Bóg wraz ze swymi Wyznawcami, 16 października 1945 roku, wyjechać musi w nieznane. Podający się za „wyzwolicieli” Sowieci zamieniają Sanktuarium na spichlerz oraz magazyn środków chemicznych. Cudowny Wizerunek Pana Brzozdowieckiego znalazł tymczasem przytulisko w Katedrze p. w. św. Jana Chrzciciela w Kamieniu Pomorskim. Sanktuarium w Brzozdowcach poczęło się odradzać w 1992 roku; 23 stycznia następnego roku sprawowano uroczystą Eucharystię rozpoczynającą nową epokę brzozdowieckiej parafii. Mszy świętej przewodniczył ksiądz Biskup Marcjan Trofimiak. Anno Domini 1995 do Brzozdowiec udała się pielgrzymka z Kamienia Pomorskiego z wierną kopią cudownego Obrazu, natomiast 10 lat później Metropolita Lwowski obrządku łacińskiego - ksiądz Kardynał Marian Jaworski ustanowił w Brzozdowcach sanktuarium Krzyża Świętego. * Lwów, pierwsza sobota kwietnia Roku Pańskiego 1940, moja podówczas trzydziestotrzyletnia Mama ma nad ranem osobliwy sen. Nie dłużej niż przed momentem spotkała się twarzą w twarz z samym Chrystusem – Wędrowcem. Na pewno On do Emaus nie podążał, ponieważ szedł przez bielejące dojrzewającym zbożem, pole. Przypuszczalnie był bezdomny, niósł bowiem zarzucony na ramię tobołek, zaś w ręce prawej ściskał, nazywany laską, kij żebraczy (względnie pasterski). Musiał być bardzo zmęczony, skoro – z niejakim wysiłkiem – przystanął. Spojrzał na Mamę z bezbrzeżnie miłosiernym smutkiem, i poszedł dalej. Mama przerażona i zaskoczona zaraz zaczęła budzić swoją rodzinę. Niebawem, kiedy wyszła na podwórze, to dowiedziała się od mieszkającej w oficynie sąsiadki Żydówki, że właśnie, około godziny czwartej nad ranem przyszli bolszewicy i zgarnęli wszystkich lokatorów. [1] Zob.: Tadeusz Żukowski: Krystyna Feldman albo Festiwal tysiąca i jednego epizodu. Poznań 2001. – s. 65. [2] Sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego w Brzozdowcach w dekanacie stryjskim, leżące w dzisiejszym rejonie Mikołajewskim było w swoim czasie jednym z najważniejszych w Ziemi Halickiej. [3]www.kresy.pl/ [4] Tamże. [5] W tym miejscu powołam się na książkę Ojca św. Benedykta XVI pt. „Jezus z Nazaretu”, cz.1., gdzie Autor zwraca wyjątkowo baczną uwagę na przyrównywaną do miłości macierzyńskiej miłość naszego Stwórcy. „Tajemnica macierzyńskiej miłości Boga w szczególnie wymowny sposób wyraża się w hebrajskim słowie „rahamim”, które oznacza właściwie łono matczyne, potem jednak oznaczało również współcierpienie Boga z człowiekiem, miłosierdzie Boże”. (Kraków 2007. – s. 123 – 124).
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @befana_di_campi ja akurat z miętą i cytryną wodę piję na potęgę:) Ogólnie miłe, ciepłe, przypomina lato.
    • @andrew nie do końca rozumiem. Pozdrawiam serdecznie 
    • "W kuchni", nie "na kuchni"! "Na kuchni" kiedyś się gotowało, np. ziemniaki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...