Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

 

         Herbatę nastawiłem w grzejniczku, po czym przelałem ją do filiżanki. Oj tak, herbatki mi tutaj potrzeba. Herbatki i spokoju jak zwykłem o dziewiątej nad ranem mawiać. Z torby wywinąłem tygodnik „Głos obudzonego ludu”. Ilustrowany, a także ciekawy, ktoś powie (wybaczcie że nie będę to ja) że rzetelny. Przysiadłem się do stolika na rozłożyście wygodnym krześle. Usiadłem z paczką papierosów i zapalniczką pod ręką oraz z całym mnóstwem dobrych intencji. A przedtem zamknąłem okno, bo głośność podwórza przedzierała się przez tańczące na wietrze żaluzje.

        Okładka „Głosu oburzonego ludu” krzyczała dosłownie, bo oburzeniem. Oburzeniem na liczne grube miliony wykorzystywane przez nich w prawdopodobnie słusznym, choć haniebnym i kłamliwym celu. Zadaję sobie w duchu pytanie skąd tutaj się biorą te wielorakie miliony, ale w gazecie nie znajduję odpowiedzi na tak fundamentalne pytanie. Milionów hula tutaj bez liku, zresztą ostatnio jakby więcej. Nic to. To naprawdę jest nieważne, że tego nie czaję. Dajcie mi jeden taki milion, a z prawdziwą przyjemnością przestanę cokolwiek pisać.

         Idę w czytaniu na stronę pierwszą, potem zerkam na drugą, a tam znów prawda wyszła na jaw. Myślę sobie, że właściwie wyszło na jaw dziesiątki pytań i wątpliwości, a nie prawda, ale co ja tam wiem. Zresztą tutaj nie czaję. Łyk słodkawej herbaty pomiędzy stronami. Dobrze mi to robi na nadwątlone narządy ciała.

           Na kolejnych stronach kilku smutnych panów w jak dotąd niewyjaśnionych intencjach jest za, a nawet przeciw zręcznie drwiąc i ironizując z rzeczywistości tu i teraz. Mówię do siebie prawie na głos – oj ja się tak nie bawię – a czynię to ze łzami w oczach, ledwo powstrzymując wulkaniczne wybuchy gromkiego śmiechu. Jakby się tak głębiej zastanowić to wszystko wcale nie jest takie śmieszne, ale swój humor z tamtej chwili tłumaczę faktem, że nie czaję. Jakoś zawsze i wszędzie trzeba się przecież wytłumaczyć, a przynajmniej usprawiedliwić. Taki mamy zwyczaj.

          Na środkowych stronach „Głosu obudzonego ludu” znajdziesz przepoważne informacje na temat skali nieszczęścia w naszym kraju. Nic dodać, nic ująć, jest strasznie, groźnie i ponuro. I jeśli w ogóle mam jeszcze siłę czytać te fatalne zdania to tylko dlatego, że mam za mało wyobraźni, empatii i czuję, że nie czaję. Łyk herbaty raczył chociaż na chwilę ukoić zszargane nerwy.

          Kilka następnych stron gazety poświęcono wizjom na przyszłość Polski. Postawiono ładnie brzmiące pytania co będzie za kilka lat. Autorzy, zresztą całkiem słusznie, próbują przewidzieć sytuację w naszym kraju za parę lat, nie bez słuszności (a przynajmniej tak mi się wydaje) spodziewając się niemalże katastroficznych skutków zarazy. Jeśli w ogóle jestem jeszcze przepełniony optymizmem i durnie się uśmiecham to dzieje się tak właśnie dlatego, że nie czaję.

        Następnie pewien dziennikarz, którego z nazwiska nie znam i nie kojarzę raczył opisać trud wyjścia z umysłowego pata pod tytułem podział pięćdziesiąt na pięćdziesiąt procent. Podział jest aż nadto widoczny w wielu najróżniejszych obszarach naszego życia. Co będzie się działo jeśli do poszczególnych płaszczyzn rozumowania znów dojdzie przeważająca większość zgodnych osób. Autor, co niespotykane, odpowiedział wprost, że w gruncie rzeczy nie wie co to będzie. Fajny facet, bo ogólnie panuje zasada całkowitego nie przyznawania się do niewiedzy. Ja też nie wiem, gdyż nie czaję, ale to temat na inną opowieść. Łyk herbaty.

           Znów nie czaję, aczkolwiek cieszę się, że jeszcze mam czas, ochotę i oczy żeby od czasu do czasu przeczytać mniej więcej ze zrozumieniem gazetę „Głos oburzonego ludu”.

          Na fakt, że piszę otwarcie się przyznając, że nie czaję nie można patrzeć jak na autostygmatyzację, bo to jest właśnie fakt, a nie rozmyślne działanie. Jest to fakt jak w mordę dał lub jak dwa plus dwa jest cztery. Śmiem twierdzić, że nie jestem w tym wcale odosobniony. A może jest tak, że wszyscy wszystko rozumieją, a tylko ja jeden tutaj nie czaję? Nie wiem.

         Jeżeli niniejszy tekst pod tytułem „Nie czaję” zachowuje pozory pogody ducha to muszę po pierwsze przeprosić, a po drugie wytłumaczyć, że prawdą jest, że nie czaję. Ot cały problem. Sytuacja taka.

         Szczerze powiedziawszy nie czaję nawet przyczyn tego skomplikowanego zjawiska, że nie czaję. Problem jest w gruncie rzeczy złożony, a tylko czasem pomyślę, że tutaj właściwie nikt o zdrowym umyśle nie jest w stanie tego wszystkiego zrozumieć. W każdym razie tak mi się wydaje, a jeżeli mylę się w tym zakresie to tylko dlatego, że nie czaję. Nie chciałem nikogo obrazić.

         Kogo obchodzi tutaj rozumienie, czy czajenie. Trzeba robić swoje. No to robię, ponieważ szczerze piszę, że nie czaję.

        Pociągam sobie kolejnego łyk herbaty z porcelanowej filiżanki, ucinam popołudniową drzemkę, która ma związek z nadmiarem wolnego czasu oraz nastaje czas wklepania do komputera niniejszej, krótkiej bo krótkiej, rozprawki pod tytułem „Nie czaję”.

Edytowane przez Leszczym (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Natuskaa Czy łatwo jest odróżnić zwyczajne spotkanie, od tego na które przygotowujemy się przez pół życia, albo i całe? Można. Bo te, na które się przygotowujemy, nigdy nie wyglądają tak, jakbyśmy chcieli, a te drugie często wprost przeciwnie.   Świetny tekst. Szczególnie podobał mi się fragment z listonoszem. 10/10
    • @Leszczym Dziękuję.@Waldemar_Talar_Talar Dziękuję również :D 
    • @Stracony Bardzo mi się podoba to spostrzeżenie i jest bardzo prawdziwe, życiowe w sposób nawet dalej idący niż to się powszechnie uważa :))
    • Czy łatwo jest odróżnić zwyczajne spotkanie, od tego na które przygotowujemy się przez pół życia, albo i całe? To, na które zbieramy doświadczenia, jak wiano pod związek z jakim przyjdzie nam się mierzyć. Czy obie umówione strony taplają się w podobnych zajęciach, zanim nie otrzymają stopnia mistrzowskiego i nie wpadną na siebie w sposób całkowicie niewytłumaczalny? Dla tych którzy przeżyli coś takiego odpowiedź jest prosta. Tutaj nie ma pomyłek. Nie było możliwości ucieczki i z tą myślą się pozostaje...   Siedzę i zastanawiam się nad tym, co z tego wynikło? Z lat złego, z lat dobrego, z lat potem, z lat przedtem... bo wchodząc w kolejny zakręt, wiem, że potrzebuje kogoś nowego, choć jeszcze nie wiem, kto to będzie. Z kim jeszcze jestem umówiona? Kto jeszcze jest mi coś winien, a komu być może ja coś powinnam wynagrodzić... ?   Wielkie koło się okręca, niektórzy śmią twierdzić, że można się naraz rozstać ze wszystkimi możliwościami i ludźmi . Spłacić tego i owego i nie zaciągnąć żadnych nowych zobowiązań. Na raz – czy to możliwe? Że już nikt o nic nie ma prawa się upomnieć? Że można odciąć pępowinę świata nie rozmnażając się? Nie rozmawiając z kimś? Rozmawiając z kimś za często, zbyt nachalnie... Nie przenosząc wiadomości... jak mucha, albo pszczoła z miejsca na miejsce.   Kto roztrzaska swoje koło zdarzeń i w spokoju usiądzie po środku własnego "em" czekając na śmierć fizyczną? Nawet w oczekiwaniu można sobie powiązać ręce albo nogi. Zawsze przecież do drzwi może zadzwonić listonosz. Jak odbierzesz polecony - to masz nowe zadanie, a jak nie odbierzesz - to może sam będziesz miał możliwość zostać listonoszem... wszak poczuć deszcz, kły wszelkich psów domowych i ludzkie „przyjęcia” na własnej skórze to jest dobra nauczka, za niedocenienie czyjegoś wysiłku. Może dlatego moja babcia zawsze częstowała listonosza talerzem zupy... zupa to też jakaś forma spłaty.   Siedzę nad tekstem, nie moim tekstem... coś mnie przerosło, coś mi wyrosło, coś wyhodowałam nie spodziewając się tego. Płaczę nad tekstem... Czy to dobrze? Podobno łzy szczęścia zawsze są dobre.
    • gdzie się obrócę lub dokąd pójdę to wszędzie żurek serwują mi żurek z jajami z kiełbasą ujdzie lecz ja rosołek wolałbym dziś   a w jednym barze wspaniałe chwile reklama głosi że danie dnia dziś żurek owszem lecz z krokodylem cymes rarytas każdy chęć ma   o takim żurku miss Gesslerowa to tylko może marzyć i śnić przemiła babcia lecz nie ta głowa jej taki pomysł nie może przyjść   więc korzystajcie drodzy z okazji bo jeszcze chwila i krótki czas już chcą zamienić na żurek z bąkiem lecz tego bąka kto złapać ma   a ja uparcie wolę rosołek z bukietem warzyw mięsko i pieprz gdzie wolne smaki bukiet zapachów i wołowiny kawałek jest     Uwaga: Wszelkie podobieństwo osób do sytuacji lub sytuacji do osób jest zupełnie przypadkowe    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...