Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Romantyczna Dusza


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        graphics CC0

 

 

dwadzieścia dwie litery

Muckana-gheder-dauhaulia

najdłuższe miasto z liter

kłaniam się muzom Irlandii

astralnym DUSZOM Albionu

Williama Wallace'a sercu

 

oj długo szukali lirycy

różnych fasonów poezji

za wiele liter - też boli

romantyk Percy Bysshe Shelley

angielski gotyku mentor

próbował z ciszy letargu

leniwą wybudzić DUSZĘ

chciał uruchomić funkcje

oddziaływania poezji

słowa niewdzięczne ulotne

romantic-anomalia

lecz DUSZA stawiała opór

cóż → Shelley był ateistą

porzucił DUSZĘ a w ciele

zwierzęcych cech i popędów

poszukiwał wnikliwie

przypadkiem w słowa malignie

rozkochał w sobie dziewczynę

mistyczną Harriet Westbrook

uczynna i oniryczna

córeczka oberżysty

uciekli przed gniewem ojca

w tkliwe krainy jezior

do dolin Borrowdale

do niw wrzosowisk paproci

w pogańskiej kości bez tkanki

ciała-natchnienia szukali

nurzyków alk maskonurów

krzykliwe trzewia poezji

słowami ochrypły w przelocie

w trawach zielonych plantach

pod Scafell Pike szczyt - dobiegli

karłowych jezior ciał lazur

z metafor miękkich utkali

z dialektu kumbryjskiego

śpiewali angielskim rymem

w Lake District i w Allerdale

jak z Keswick zjawy ciał bladych

zaborcze i malaryczne

po polach i po nizinach

gdy słońce przygrzało mocniej

spódniczka spadła Erato

wysoko latały rymy

DUSZE zaklęte w obraz

dotknęły łona poezji

sir Shelley szukał natchnienia

jeszcze bardziej czynnego

chciał z posad światło oddzielić

z konturów żywych ogrodów

wyretuszować promień

i podkradł z mgieł czuły obraz

parującego poranka

chwyciwszy promyk słońca

z ogrodu kwiatków mobilnych

zaktywizował zachwyt

zakorzenionej DUSZY

na podświetlonej róży

ciężarnej jak kanka mleka

lecz Harriet --> już zapyloną

porzucił dla innej pszczółki

dla Mary od „Frankensteina”

co z tkanki heterogennej

uszyła potwora epoki

sam Shelley pod jej urokiem

założył „Maskę anarchii”

i poszli ciemną aleją

Mary i Percy przez życie

za dykcją ciała podłości

do kosza kontestacji

róże i wiarę i promień

wrzucali i się wyrzekli

mistycznej czystej miłości

choć ogród w świt otulony

blaski darzył miłosne

solarne marzenia związku

i dar życia pod sercem

tej pierwszej którą porzucił

jej ból cierniem i muzą

pamięcią miłości zaborczej

zaś ciało DUSZY się zrzeka

Harriet zostawia mu list

w rozpaczy małżonki serce

topi się w zimnym stawie

i tyle z miąższu natchnienia

tyle z serca plus DUSZY

zostało zauroczenia

jakiż ten świat ateistów

bezsilny i bezkrytyczny

kochanka podmienia żonę

żona zabiera marzenia

już czas odpłynął z żył DUSZY

odkaził od ciała blasku

na krótką chwilkę w żałobie

przygasły kwiatki w ogrodzie

które czuliły ich rzewność

a wszystko co zrymowane

umilkło pod mocą zmroku

Harriet zastyga w jeziorze

ogród zamyka swe bramy

a gdyby tu w opowieści

drastycznie no i na serio

nie było żadnego ogrodu

i róż nie było pąsowych

promieni solarnych na płatkach

tłustosz zżarłby owady

rosiczka zamknęła lwią paszczę

ten wiersz nie miałby sensu

słowo fikcyjną drogerią

zapachów i parametrów

mozolne perpetuum mobile

słów bladych i bez uczucia

nie warte nawet grosza

bez blasku w ruchu frykcyjnym

ludzkość trwa lukratywna

zupełnie przypadkowa

naburmuszona odruchem

dla potrzeb mało ambitnych

lecz DUSZA uwierz --> jest faktem

to larum wiary pożywnej

obarcza wielu poetów

krzykiem irracjonalnym

przemierza kultowe epoki

przez wieki przez tysiąclecia

przenika w sens egzaltacji

a może ty --> kiedyś w życiu

przypadkowy człowieku

który doceniasz słowo

chciałbyś w sobie pobudzić

membranę lirycznej DUSZY

nadać ton kwiatkom --> i pieścić

pszczółki nektarem ogrodów

otulić promykiem słońca

bezgłos mglistego poranka

zapylić róże w rozarium

w raju upojnej miłości

odnaleźć słów Atlantydę

lecz nic nie jest na skale

kontynent odszedł od wiary

a DUSZY architektura

zimniejsza od kamienia

niestety nie masz ogrodu

twój czas mknie światłowodem

a słońce mechaniczne

wystrzela laserem z loftów

za oknem industrialnym

z Picassa geometria

urywa ręce i głowy

pleksiglasowych modelek

zaś chmura szklista pazerna

nad falującym kominem

co dymem smagłym i żrącym

zagląda w oczy przechodniów

kłębi w głowach androny

fabrycznych ateistów

czołem! słońcu! ogrodom!

zima! zimnym narodom!

--

treść fikcyjna z fragmentarycznymi odniesieniami do rzeczywistych faktów z życia Percy Bysshe Shelley'a

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Spoko. Nie jestem pamiętliwy. Zwyczajnie broniłem wymowy i charakterystyki tamtego tekstu. Nic nie pamiętam. Nie jestem bez winy. Dziękuję, miło mi, szczerze.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To znaczy Valerio, przeważnie nie angażuję się emocjonalnie we własne teksty. Kiedyś bardziej, ale uznałem, że to negatywnie wpływa nawet na treść, ale na pewno istnieje jakiś eon lirycznej duszy, wpływa na przekaz autora, to zresztą widać i w tym tekście, jest lekko transowy, irracjonalny, malaryczny wręcz. Utwór jest nowy. Dzisiejszy. Absolutna premiera, hahaha.  Dusze mam na pewno ;) Wierzę w duszę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie naśmiewam się z Duszy, wręcz przeciwnie, w wierszu stanowi ona kręgosłup moralny poezji. Shelley zresztą też uważał, że aby być dobrym poetą trzeba zająć czymś Duszę, zadać jej zajęcie, wtedy budzi się wena. Dziwne to jednak, bo był chyba ateistą. Więc ta Dusza u niego miała bardzo praktyczny wymiar. Rozstał się z żoną, ona popełniła samobójstwo, utopiła się, a życie spędził z Mary Godwin - poetką. Ogólnie tekst ma mega irracjonalny charakter, ale przemawia w pochwale dla Duszy. Zwłaszcza końcówka o tym świadczy. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To prawda, Shelley był trochę wirażka, spod pióra i spod paska. Wiadomo romantyzm - to i romantyk. Tam różne krążyły famy o jego preferencjach nawet. Chociaż jak kobity miał, to chyba ok. Ta pierwsza Harriet to była laska, no ale podmienił sobie na mniej atrakcyjną. Różnie to serducho podpowiada

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 Siostra tej drugiej to za G. G.Byron'a się wzięła. Zakres fabuły ma charakter głęboko fantastyczny, ale ogólny zarys co do życia Shelley'a. z tymi dwoma paniami jest faktem i samobójstwo Harriet też. Ich ucieczka do Kumbrii i do Irlandii , a później związek z Mary Godwin. Treść mocno naszpikowałem efektami surrealnymi i w swoim stylu, toteż i ta faktologia poety jest ciut zawoalowana. 

 

Nic nie może ciebie rozpraszać? To co? egzaminy na uczelni znowu? Czy firanki zakładasz, może facet pod kołdrą, hahaha  
 

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Lepiej saaaaamiusieńka niż z takim jak Percy Shelley. Wagabunda, i rajcownik, z Harriet uciekł jak miała 16 lat, brzuch zmajstrował i zostawił, i ślubowała

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To lepiej samej pod jedwabiami poleżeć Żartuję oczywiście Walerio

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

hehehe

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 O tym wątróbsku to z Grześkiem --> @[email protected]  i u niego pod tekstem o Romku pisaliśmy. Ale to co, optymistyczny to bardziej komentarz czy znowu mam pod wiatr? Zaszkodziło coś na żołądek czy jak? Za długie? 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak lubisz czytać na papierze? Lem przewidywał koniec ery papieru? Czytałem go namiętnie i Pilota Pirxa, i Solaris a najbardziej lubię opowiadanie :"Eden" --> jest tutaj na portalu wersja liryczna do treści opowiadania Lema, nieco subiektywa ale oddaje dobrze - sens, a jak lubisz dłużej i z rymem 

--> to tutaj masz link:

 

 MUSZĘ CZCIONKĘ ZMIENIĆ, NA MMNIEJSZĄ. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina @Tomasz Kucina chętnie, bo swego czasu Lem to mój przewodnik najpierw po technice i filozofii:  bajki, cyberiada, powrót z gwiazd, dzienniki, niezwyciężony, eden, solaris, kongres f... i poezji: elektrybałt :) -  a potem o filozofii i technice i samej filozofii ;) itd...

A lubię sobie wydrukować na niebiesko, albo zielono, usiąść i przeczytać; zakreślić co mnie zaciekawi i przemyśleć.....

(lubię pisać piórem na zielono lub niebiesko, albo po zmieszaniu ich brązowo :) i pewnie jak kupiłem drukarkę to mi zostało - i polecam, fajnie tak sobie czytać)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ja chodziłem zawsze jak wierszy na pamięć się trzeba było uczyć na akademię, albo na lekcje. Z perspektywy czasu rozumiem, że to miało za zadanie kształcenie ośrodków zapamiętywania, ale uczenie się wierszy lirycznych, trudnych, wyczulonych, często irracjonalnych, albo w archaicznym języku --> to jest zły pomysł. A ty lubiłaś wkuwać lirykę?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wiele z tego przerobiłem też. Lem jest znakomity, ze względu na ten bardziej naukowy wymiar sci-fi, bo różne są te modele fantastyki, współczesne są bardziej baśniowe i powiedzmy gotyckie, Lem był inny i ten futuryzm miał trochę u niego charakter wizjonerski tak jak mniemam trochę sugerujesz. Ale fantastykę tą współczesną też lubię, ale w wersji klasycznej, głównie poprzez Andrzeja Sapkowskiego, Rafał Ziemkiewicz pisał dobrą fantastykę, trochę jakby zbliżoną do Lema, ale to kwestia gustu. 

Pióra są świetne. Też lubię. 

 

Pozdrawiam. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • oddalam się od prawideł ułożonych wersów zatracam częściej w szklane oko nie szkiełko każe wstrzymać oddech gdy wylewa się słowo   gdyby o tym wiedział wieszcz napisałby pewnie tylko  dwanaście zgłosek w jednym szeregu stanął może nawet uderzył w klawiaturę zamiast w dzwony                        
    • Światło pod sufitem. Długi rząd brzęczących jarzeniówek. Brudna, żółtawa biel poprzetykana czernią rozkładu i defragmentacji. Zupełnie jak wybrakowane uzębienie starca. Choć w zasadzie trupa, żywego jeszcze, ale trupa. Przechodzę. Idę. Nieskończona dal. Usiana opiłkami żelaza podłoga. Śmierdzące smarami zgarbione korpusy martwych frezarek. Jakichś urządzeń niewiadomego przeznaczenia… Zapaliłem świeczkę. Nie jedną. Kilka. Cały las świeczek. Płoną wszędzie. Na podłodze. Stole. Lastrykowych parapetach, krzesłach, drewnianych półkach regałów. Pełnych, uginających od starych, rozsypujących się książek. Pozostałości po umarłym ojcu, umarłej matce... Płoną i drżą płomienie. Żółte, drgające płomyki. Drgające od oddechów niewidzialnych widm. W mroku nocy z zaprzepaszczonej otuliny snu. Matka przychodzi czasami. Widzę ją. Przychodzi z uśmiechem. Z werwą. Albo z jakąś pretensją. Z marsową miną. Przychodzi sama albo z ciotką, albo z ojcem. Ale zawsze wyrazista. Jakby przesycona kolorami. I cała w falujących płachtach. Jakichś falujących częściach zwiewnej garderoby. Jakiejś takiej, której nigdy nie nosiła za życia. Wielokolorowych, wyciętych niczym z modowego żurnalu peniuarach długich do samej ziemi. A zatem przechodzą przeze mnie. Wychodzą ze ścian. Idą. Płyną. Stąpają bezgłośnie po dębowej klepce. W pokoju. W przedpokoju. W całej amfiladzie długiej jak rodny kanał martwej od dawna rodzicielki. Niekończącej się gardzieli jakiegoś przejścia. Jakiegoś korytarza z tego do tamtego życia albo śmierci. Idziesz ze mną? Czy idziesz? Dlaczego milczysz?   Świece płoną. Jedna przy drugiej. W odstępach. W oddaleniu. W nicości nocy… Drgające ogniki. Deliryczne cienie na suficie i ścianach. Skrzydlate. Bezskrzydłe. Albo wypełzające dopiero z kokonów. Nieporadne… Rozmaite, nienasycone jestestwa. Metamorficzne egzystencje. Wyczulone na każdy najmniejszy nawet ruch. Na każde poruszenie, nawet tak szybkie, że przekształcające się momentalnie w nieruchomość. W cienistą skamielinę. W odwieczny kamień pokryty zielonym mchem zagradzający przejście do drugiego pokoju. Skąd tu nagle taka bariera? Ta niemożność przejścia? Owiewa mnie leśny chłód po twarzy, po skroniach i plecach. Las szumiący wokół. Szumiące wokół dęby. Za oknami otwartymi na oścież… Za oknami gałęzie. Liście… Cicho. Ciii… Ktoś idzie ulicą. Chodnikiem. Trotuarem. Ktoś spóźniony na umówione spotkanie w parku okraszonym nocną ciszą. Tam, przy ławce. Przy tym dębie, kasztanie, topoli… Tam wtedy. Tam, kiedyś… To było kiedyś… To było…   Dlaczego milczysz? Przecież jestem. Przyszedłem. Wprawdzie po czasie, ale jestem. Rozglądam się wokół, lecz jedynie wirują lodowe kryształki w sześcianach powietrza. W żółtawej poświacie latarni, które giną w przymglonej substancji czasu. I płyną powoli, powoli. Powoli… Całe flotylle kłębiących się, zapomnianych… Dawno umarłych. Nieistotnych… Zatracających się na powrót w ciszy… Milczysz, albo zmieniłaś ton. Nie. To zmieniły się jedynie okoliczności. Ty, nie zmieniłaś się wcale. Cały czas milczysz w piskliwym szumie gorączki. I chowasz się, gdzieś dalej. I znikasz. Zza drzewa wychodzi starzec o siwej brodzie z gałązek i chrustu. Nie. Nie idzie. Stoi. I tylko chwieje się w podmuchach wiatru. I drży. I porusza milczącymi ustami. I opowiada coś czego dosłyszeć nie sposób. I opowiada coś z egzaltacją i pasją. I mówi wśród teatralnych gestów. Przesadnych… Kiedy podchodzę. Kiedy zbliżam się, aby dostrzec, usłyszeć cokolwiek, zatraca się wszystko, co przed chwilą wydawało się takie realne. I staje się jedynie krzakiem nagiego bzu, co zaszedł mi znienacka drogę. I staje się jedynie plątawiskiem gałęzi. Plątaniną korzeni. Podziemną egzystencją nie wiadomo czego…   Zamykam oczy. Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek. Otwieram. Zamykam. Otwieram szeroko. I widzę. I próbuję dostrzec. I widzę jakieś kontury. Zarysy na ścianie. Na drzwiach trzydrzwiowej szafy. Na drzwiach pokrytych fornirem. Na drzwiach starej szafy skrzydlate cienie. Na drzwiach wielki motyl rozpościera skrzydła. Szykuje się do odlotu wieka istota… Wiesz, piję Bushmills'a, taką starą irlandzką whisky. Napijesz się ze mną, tato? Masz. Pij i nie dyskutuj. Ja, piję. Uśmiecha się do mnie skrzydlata istota. Ojciec leży tu od wieków w stosie rozsypanych piór i chrzęści resztkami spróchniałego truchła. Jakiś taki niepodobny do samego siebie. Leży profilem swojej podłużnej czaszki. Czaszki podobnej cośkolwiek do jakiegoś ptaka. Patny się na mnie. Nie patrzy. Zwraca się do mnie pustymi oczodołami zasklepionymi czarną, wilgotną ziemią… Co chcesz powiedzieć, tato? Nic. Milczenie. Tylko piskliwa w uszach cisza. Tylko szum i szmer padającego zza otwartego szeroko okna deszczu. Trącane kroplami listki lśnią w półmroku. Migoczą. I drżą w żółtawej poświacie ulicznej latarni… Matka krząta się w kuchni. Przynajmniej tak mi się wydaje. Coś tam robi. Szykuje kolację wigilijną. Choć odgłosy to jakieś odległe. Płynące spomiędzy przeszłych warstw dawno minionych dziejów. Milknie wszystko. I znowu nic. Znowu piszcząca w uszach cisza. W pokoju. W pomroku pokoju lśni płaszczyzna drzwi. Lakierowana powłoka starej szafy, w której czai się pustka wiszących na pręcie pokrytych kurzem drewnianych wieszaków. Wisiały tu kiedyś płaszcze i bluzki. Marynarki. Na wewnętrznej ścianie krawaty ojca… Czy ty mnie kochasz? Powiedz. Mów. Albowiem dawno nie było kochania. Wiesz, przychodzą do mnie. Przychodzą jakieś osobistości, płaskie jak książkowe fotografie. Kto to? Nie wiem. Ale chyba są ważni, bo wyniośli i sztywni. Tacy królewscy. Masz, pij. Dlaczego milczysz? Rozgrzewa mnie w środku kolejny łyk alkoholu. Trunek to szlachetny. Herbaciany. Potrójnie destylowany. Nie uroń tylko kropli, bo spłynie ci po brodzie palącą do szpiku kości rozpaloną strugą.   Przychodzą do mnie znowu. Aktywizują się po śmierci. Przechodzą przez ściany i drzwi. Przechodzą w ciszy i jakoś tak obojętnie. Nie patrzą na mnie te natrętne mary. Te najgorsze widma. Owijają się w przezrocza minionych dni. Za otwartymi oknami drzewo przy drzewie. Dęby, kasztany... Kładące po sobie liście topole. I te topole strzeliste do nieba. I te topole trzeszczące w pochyleniach od wiatru… Ktoś znowu idzie. To ja idę pomału. Wstałem i idę powoli jak ktoś, kto uczy się dopiero chodzić. Idę, stanąwszy po długim leżeniu. Po długiej niemocy. Po gorączce toczącej ciało. Idę daleko, nie wiadomo gdzie. Chyba do toalety oddać mocz, choć oddałem go już wszędzie… I obejmuję ściany, próbując utrzymać równowagę z powodu ogromnego pędu kuli ziemskiej. Przytulam się do niczego, będąc niczym i nigdy nie będąc czymkolwiek ponad nicość. Ponad okrutną nicość i pustkę lodowatego wszechświata. Płynąłem. Płynę. I jeszcze raz płynę. Byłem wszędzie. I byłem równocześnie w kilku innych czasach i przestrzeniach. Być może we śnie. W malignie. Na jawie…   Coś się świeci nade mną. Coś się do mnie przymila. Coś nagiego w swoim bezwstydzie. Otula mnie ciemny poemat z piekła rodem. W szumach i piskach. W szmerach i cichych stukach w żeliwnych rurach. W starych rurach. W plątaninie starych żeliwnych rur. Jakieś jęki i szepty. Jakieś przekleństwa hydraulików. Nade mną mieszka jedynie nicość. Pustka tak przeogromna, że aż rozsadza czaszkę w swoim bolesnym pulsowaniu. I w tej pustce czyjeś kroki. Powolne kroki. Czyje? Czy to ty, tato? Milczysz, a więc milcz dalej. Tak jak milczysz do tej pory swoim grobowym milczeniem. Matka? Nie. To nie ona. Ponieważ poszła już sobie po chwilowym krzątaniu się po kuchni. Stwierdziła, że nic tu po niej. A przyszła jedynie z przyzwyczajenia. Pokrzątała się w kurzu i w pyle. W pajęczynach… W zapleśniałych tworach wypełzających z ciemnych kątów. A więc przywołało ją tutaj jej własne echo przeszłości. Poszła sobie. Zniknęła w drzwiach, w półmroku klasztornym pełnym umarłych twarzy. Poszła jak wtedy, rzucając na pożegnanie swój cień na ogród.   Przy stole stoi odsunięte krzesło. Na stole pęknięty wazon z pękiem uschnięty melancholii. Na stole talerz z okruchami czerstwego chleba. A więc ktoś tu był na tej ostatniej wieczerzy. Skosztował ciała Chrystusa i jego krwi. Lecz ta krew miała posmak irlandzkiej, potrójnie destylowanej whisky. Pusta butelka mieni się w drgających płomieniach świec. Napijesz się ze mną, Jezu? Masz, pij. Kilka kropel spadło na twoje wytarte dżinsy. Masz za sobą długą podróż. Jego płonące oczy. Jego świecący na głowie diadem. Na co ci on? Po co? Kładzie na stole naszyjnik z pereł. To nic. To tylko kamienie, kamienie… Powtarza jak echo. Powtarza cicho… Była tu twoja matka, mówi. Wiem, odpowiadam. Lecz widzę nagle, że jest nagi. I widzę jego wargi nabrzmiałe. Coś chciał jeszcze powiedzieć, lecz milczy. I rysuje w powietrzu kręgi. Ramionami oplata swoje smukłe nogi i ręce. Słyszę go w szmerze przesuwanego krzesła. Mówi coś. Mówi, porusza obrzmiałymi, sinymi ustami… Wstaje i idzie. Ku zaskoczeniu cały w bieli. W falujących, w powiewających szatach… I ostrymi skrzydłami bez szelestu się w niebo wzbija, jak ptak… I uderza mnie cisza. Cisza tak wielka, że aż ogłuszająca. Cisza tak wielka, idąca jak fala za falą...   Otwieram oczy. Otwieram szeroko. Razi mnie słońce, co wpada z ukosa. Na podłodze, na sękach, na słojach dębowej klepki… Na suficie plama zacieku. Wznoszące się drzewo żeliwnych rur… Drapie mnie w gardle. Dusi wirujący w powietrzu kurz. Świece dopaliły się do końca. Spalone knoty. Stearynowe kikuty...   Jesteś tu jeszcze?   (Włodzimierz Zastawniak, 24-12-25)      
    • Typowy typ typuje topy.   Warszawa – Stegny, 25.12.2024r.
    • Święta Choinka   Śnieg Prezenty   I delikatne sentymenty        
    • Dziękuję i wzajemnie życzę zdrowych i pogodnych świąt.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...